Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2009
Obraz
W Nowym Roku życzę Wam.... S Z C Z Ę Ś C I A !!!! ... bo jak się ma szczęście ma się wszystko ... Źródło zdjęcia

Noworoczne w Starym Roku postanowienia

Obraz
Z marzeń można zrobić wszystko. Nawet konfitury. Wystarczy dodać odpowiednia ilość cukru, owoców , pomerdać, podsmażyć i gotowe... Można też sobie postanowić... Pora i czas ku temu. No to postanawiam: - Piasek w oczach czuję tylko ja, ale worki są widoczne dla wszystkich, nawet gołym okiem. Żeby więc nie obrażać niczyich uczuć estetycznych postanawiam: więcej spać . - Promocja była. One stały w takim ładnym opakowaniu. Takie eleganckie. Smukłe pudełeczko, a w środku 20 sztuk śmierdziuchów;) Cena - kusząca. Złotówkę mniej niż normalnie!!! No to kupiłam...I za jasną higieniczną nie wiem po jakiego czorta ... skoro nie pale! Postanowienie numer 2 wobec tego: nie ulegać promocjom . - Hebluj synku hebluj! Tata przyjdzie z siekierką i poprawi! - jak mawiał mój ojciec. Nie ma tak! Każdy chce zarobić. No nic na to nie poradzę. Jak ktoś jest szewcem to nie po to żeby służyć za przykład jak się powinno przeklinać, tylko żeby buty reperować. A fryzjer jest do obcinania włosów. I tak dalej...

Zdolna jestem niesłychanie...

- Ooooooooo - powiedziała i zaniemówiła. Wymownie i z rozdziawioną gębą. - Jedno słowo i nie żyjesz! - zagroziłam - Mam procę i nie zawaham się jej użyć! - Ale tak zupełnie nic? Czy tylko w wiadomej sprawie mam się nie wypowiadać? - zapytała wtarabaniając się do domu. - Tobie to te święta się na bystrość umysłu rzuciły chyba, wiesz! Jasne, że w wiadomej! - odpowiedziałam uprzejmie- A co tam masz? W tej walizce? - A takie tam... prezenty - powiedziała to bez entuzjazmu, wiec pewnie nie do końca trafione były - Ci przyniosłam. Może tobie się coś przyda. Ciotka z Bydgoszczy przyjechała i przywiozła to. Wyglądam w tym jak piłka futbolowa. Przymierzaj. - I myślisz, że ja to założę? To się nadaje dla Britney. Różowe takie i puchate. - No właśnie.... W walizce były jeszcze spodnie z serduszkiem na tyłku, koszulka z napisami i wściekle pomarańczowa czapeczka z daszkiem. - To co? Chcesz coś? - zapytała zrezygnowana? - Raczej dzięki bardzo. Kawy? - No! Chorego się pytają. - odpowiedzia

Prawdziwy mężczyzna...

Obraz
 Normalni ludzie w święta śpią sobie do dziewiątej. Co najmniej.   I dopiero potem, wyspani przystępują z czystym sumieniem do świętowania. ... Normalni. Ale nie Nadworny. Bo jak ktoś zrywa mnie o ósmej z minutami wtedy kiedy według wszystkich znaków w kalendarzu powinnam się dopiero na drugi bok przekręcać, to normalny nie jest.    I żeby jeszcze w sprawie życia i śmierci... A właśnie mi się śniło... cudnie, gęsto i ... no nie ważne. Tylko trochę szkoda, że  się nigdy nie dowiem jaki był finał... - Co robisz? - E??? - Halo!!!! Żyjesz? - Chyba tak, ale pewności nie mam...- odpowiedziałam ledwie przytomnie. - No właśnie słyszę. - Ałaaaaaaaaaa.- wrzasnęłam do słuchawki. - Co się stało? - Nadworny miał w głosie nieskrywanego przestracha. - Nic. Uszczypnęłam się. W celach doświadczalnych. - I co? - Gucio. Żyję. Lepiej żebyś miał dobry powód żeby mnie budzić. - Mam - powiedział pewnie -  Się chciałem zapytać ciebie o coś. - Wal - odpowiedziałam usłużnie. Mogę ostatecznie posł

Wszystkiego wesołego....!!!

Obraz
Wszystkim Dobrym Aniołom blogosfery. Tym, których znam. Tym, których poznaję. Stałym bywalcom i przypadkowym wędrowcom... Każdemu...bez względu na wyznanie, kolor skóry i orientację ... Świąt świątecznych, Niecodziennej codzienności, Dobra, Miłości, Spokoju, Ludzkiej życzliwości... Wszystkiego dobrego, Wszystkiego smacznego, Wszystkiego wesołego... Niech Dobry Duch Bożego Narodzenia będzie z nami... Źródło zdjęcia

Wolne!!!!

          Następne wstawanie na budzik dopiero 4 stycznia. Prawie dwa tygodnie rozpusty... Po szalonym tygodniu jasełkowym stwierdziłam, że  baba orkiestra jestem, albo ruska pralka jak kto woli. W każdym razie wszechstronna. Uzdolniona niekoniecznie.  Jasełka stały się już historią i występują w czasie przeszłym dokonanym. I!!!!... zapisały się złotymi zgłoskami w kronice szkolnej;) Nagły, zupełnie niespodziewany atak zimy uziemił mnie.  Zostaję w domu... Normalnie to ja jestem nieustraszona, ale teraz przyznaję, mam nieco pietrusia. 600 kilometrów to nie w kij dmuchał. Ech.... Tyle świąt już przeżyłam to i te nadchodzące jakoś opędzę... Co ważniejsze karpik, sztuk raz, też przeżyje. Darowane mu będzie i to bez konieczności spełnianie trzech życzeń. Chyba żadna rybka, nawet królewski karp nie jest w stanie spełnić tego co się w moim pokręconym umyśle zrodziło. Niech se rybka pływa i niech rybce stawik lekkim będzie.  Bo rybka lubi pływać. I umie. W przeciwieństwie do mnie. Dlacz

Wszystkiego ... smacznego;)

Obraz
Przypomniał mi się mój ulubiony swego czasu przedszkolak, wspominany kiedyś Arnoldzik(co za imię!;)  Zdolna z niego bestia była, czego zresztą miał świadomość... - Czy pani wie, co jest potrzebne, żeby zrobić taki domek? - zapytał pokazując jednocześnie dwa złożone razem klocki. Jeden był w kształcie kwadratu, a drugi trójkątny. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć mały konstruktor dodał; - Potrzebne są, psze pani, trzy rzeczy. Zdurniałam. Widzę przecież, że klocki są dwa. Skąd więc trzy? - No? Zgaduje pani? - dopytywał - Poddaję się. Nie wiem. - Potrzebny jest taki klocek - powiedział prezentując czerwony kwadracik - taki klocek- dodał pokazując na trójkącik -  i ... taki zdolny chłopczyk jak ja! Najfajniejszy składnik domku, ukłonił się przy tym dwornie i poszedł. Pewnie konstruować kolejne skomplikowane budowle w zaciszu kąta w przedszkolnej sali. Podobnie jest z gotowaniem. Żeby zrobić wigilijne kulebiaki prosto z serca , potrzebne są:  a) składniki, b) chęć c) i ... pr

Panie! Kup pan Karpia!

Obraz
Obrońcy praw zwierząt, w tym karpi oraz innych rybek powinni być zadowoleni z kołobrzeskich handlowców. Może nie do końca, ale jednak... W jednym z tutejszych marketów, karpia można kupić tylko w zestawie. Z wiaderkiem. Inaczej ni hu-hu. Nie sprzedadzą. Bo to wielce niehumanitarne nosić karpia w plastikowej torebce. Na to nie można pozwolić! Jak  plastik to tylko w formie wiaderka. Inaczej karpikowi jest niewygodnie. Może ma na folię uczulenie i go potem łuski swędzą?   A drapanie się płetwą... no ciężko;) Nie wszystko jest jednak nakazane. Po pierwsze można sobie wybrać karpika. Kilo, kilo pięćdziesiąt, więcej... Pełna dowolność. Również co do sztuk;) Po drugie wiaderka występują w kolorach przeróżnych. Do wyboru, do koloru... torebki czy lakieru na paznokciach.. I wszystko byłoby cacy... gdyby do zestawu karp plus wiaderko dołączona była woda... Źródło zdjęcia

Choinkowo i Nadwornie;)

Obraz
Przyszła kryska na Zołzę. Ugięłam się. Za pośrednictwem telefonii komórkowej.  Najnormalniej w świecie nie miałam innego wyjścia. I pomocy  znikąd. No to trzeba było... -No cześć! Przystojniaku! - zaświergotałam radośnie do słuchawki. Po drugiej stronie tego czegoś co sprawia, że głos dochodzi do tej osoby, do której chcemy żeby dotarł, stał sobie Nadworny. I się dziwił: - Musiało się coś stać. Tylko co? - Spokojnie. Nic takiego. Żyję wszakże - uspakajałam - To słyszę. Ale że coś to pewne jak dwa razy dwa... - Jest pięć. - Cztery. Nie rozpraszaj mnie. Bo analizuję.Po pierwsze zadzwoniłaś, co jest dziwne samo w sobie, a po drugie to "przystojniaku"??? Już wiem!!!- wrzasnął, a ja odsunęłam słuchawkę na bezpieczną dla bębenków odległość. - Co wiesz? - Wiem że czegoś potrzebujesz. I że ci zależy. - Bingo. Sherlocku. Potrzebuję i zależy mi. Bardzo. - Mów - powiedział dostojnie i chyba spuchł. Z dumy. - Chłopa potrzebuję - zaczęłam - Do... - Cooooooooooo? - przerwał

Nigdy w życiu!

Obraz
  Się narażę, zapewne. Trudno. Baby mają poprzewracane w głowie! Oczywiście niektóre. Nie generalizujmy. Ale czy...patrzenie na rzeczywistość przez pryzmat telewizji, filmów czy innych mediów jest   normalne? No, nie jest! Telewizja kłamie. Z  założenia. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś uwierzy, że jest inaczej. Żeby nie być gołosłownym opowiem  historyjkę…. Wybrałam się swego czasu z kumpelą do kina. Na „Nigdy w życiu”. Faceci uznali, że film babski i oni wolą mecz oglądać. Trudno.  Mąż mojej koleżanki  wspaniałomyślnie zaoferował się, że przygotuje nam kolację. Wracamy do domu, uśmiane, uchachane tralala... No,  ostatecznie to na komedii byłyśmy.Romantycznej na dodatek. A to zobowiązuje;) Wchodzimy do domu . Mąż kumpeli, przepasany kuchennym fartuszkiem w kwiatki, stoi w oparach dymu i z pełnym poświęceniem smaży dla nas placki ziemniaczane.  - Jacek! To ty? – pyta Ona. A głos miała taki żałosny, że serce ściskało. Wzmiankowany Jacek, spojrzał na nas wzrokiem zdziwionym . Ora

O prezentach

Obraz
Przedostatni raz, o prezentach świątecznych. Słowo pioniera. Prezenty są nieodłącznym atrybutem świąt. Nie ważne czy przynosi je Mikołaj, Gwiazdor, Dzieciątko, czy inna Śnieżynka. Jadąc do pracy myślałam co to ja jeszcze muszę zakupić i.... przypomniała mi się , taka historyjka... Kilkadzieści lat temu... Siedzimy sobie, najedzeni wigilijnym żarciem i rozwijamy prezenty. Wszyscy, z wyjątkiem ojca mego rodzonego. - Nie zajrzysz? - pytam konspiracyjnie - A co to ja, skarpet nie widziałem? - Rany! Skąd wiesz że to skarpety? - Dziecko - odparł filozoficznie marszcząc czoło - znam Twoją matkę lat kilkadziesiąt  i doskonale wiem, że jej wyobraźnia w sprawie prezentów dla mnie zaczyna się na skarpetach... - A kończy? - ...na dwóch parach. Fakt. Tym bardziej dziwny, że byłam świadkiem jak bardzo fascynujące opowieści potrafiła snuć o przymiotnikach, imiesłowach i innych takich. Nikt nie śmiał się wtedy nudzić Szkoda, że nie wykazywała się równie dużą fantazją przy wyborze prezen

Dziś, we wczesnych...

Obraz
           .... godzinach porannych, przybył... Mikołaj. Taki nie wiadomo czy spóźniony trochę czy się pośpieszył. Grunt że był. Korzystając z okazji  chciałam zdementować pogłoski jakoby Mikołaj szwendał się nocami. Te bzdurne opowieści, że niby teleportuje się przez komin, też należny między bajki włożyć. Zaprawdę, powiadam wam... Mikołaj włazi drzwiami i robi przy tym takie: piiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeerduuuuuuuuuuut.... ....że klękajcie narody. Ja nie, bo się przyzwyczaiłam, ale szyby w oknach drżą z przerażenia. - Kawy???!!! - wrzasnęłam z zaplecza. - Oszyyyywiście!!! - odwrzasnął Nadworny. Radośnie. Skąd ta radość o poranku? W poniedziałek?  Podejrzane to jakieś mocno. Wynurzyłam się z zaplecza z dwoma kubkami kawy, oraz zamiarem zbadania sprawy metodą kontaktu bezpośredniego. Nadworny odstawiony jak  proletariusz na pierwszego maja, stoi i uśmiecha się głupkowato. - Mikołaja spotkałem. - O! To gdzie masz rózgę? - Nie mam. Pewnie mu zbrakło. - Społeczeństwo nam wredniej

Sezonowe opowieści...

Obraz
Najbardziej popularna i powszechna w cywilizowanym świecie forma liczenia czasu to poczciwy kalendarz gregoriański. Przed i po Chrystusie. Niektórzy mówią o wiosnach... - A ileż to wiosenek sobie panienka liczy? Tak się składa, że panienka liczy jesienie, ale to szczegół. W mojej (a pewnie i nie tylko) Wsi Nadmorskiej czas dzieli się na przed i po sezonie. W rozmowach nie używa się dat , tylko... - No nie wiem dokładnie, ale to na pewno było przed sezonem, bo po sezonie to oni ten młynek do kawy już mieli.              To było... tak jakoś zaraz przed rozpoczęciem sezonu. Pod koniec maja... Siedzimy sobie z kumpelą moją na tarasie pod rozłożystym dębem. Popijamy zimne drineczki i najnormalniej w świecie obgadujemy znajomych. Podjeżdża jakiś wypasiony merolek. W aucie klasycznie: Ona i On. On, lat na oko 50 podchodzi do nas krokiem kowboja i pyta: - Pokoje do wynajęcia? - No mam - odpowiada kumpela - Na jak długo pan potrzebuje? - Na jedną noc. W delegacji jestem. - A to nie. N

Majteczki z beczki

Obraz
Kiedy w końcu i nareszcie zlokalizowałam telefon, na wyświetlaczu stało jak byk: 9 (słownie: dziewięć ) nieodebranych połączeń. Nadworny się uaktywnił. Uparta bestia. Nie daje za wygraną.. - Czego?  - zapytałam grzecznie, kiedy zadzwonił po raz kolejny - Do dupy ten twój wirus wiesz - odpowiedział rozżalony. - Za mało złośliwy? - Wcale nie złośliwy! Nic a nic. Nawet kataru nie miałem. - Zielony? Nieeee. Poszła do beczki zmienić majteczki. - Co??? - Co, co? Nic ci nie poradzę. Może za słabo lizałeś? - Ja o te majteczki pytam. - Jakie majteczki? - No z beczki czy jakoś tak. Przed chwilą mówiłaś... - Owszem, ale nie do ciebie. Do syna jedynego mówiłam. - Aaaa... to nie rozumiem. Pobrudził? - Czyś ty Nadworny zdurniał. Może ten wirus ci korę mózgową zaatakował? Zamiast nosa? - zaczęłam snuć nieśmiałe podejrzenia. - Możliwe. Ale to z tobą coś nie tak jest. O majtkach mi opowiadasz. - Widzisz! Jakie mam do ciebie zaufanie! Nawet ci mogę kolor zdradzić. - ... - te kropki ozna

gadu- gadanie:)

Ustawiłam sobie opis na gadu - gadu. Taki: "Dostępna tylko na receptę...;)))" No i odezwał się. Taki jeden. Zapomniałam nawet, że istnieje... On:  To ja poproszę trochę. Ja: Czego? On:  No tego co na receptę. Ja:   Recepta jest? On:  Się skołuje. Ja: Się skołuję, się zobaczy:D Tyle, że trochę się nie da. On: No to jak? Ja:  Wszystko albo nic. Zainteresowany? On:  Pewnie. Ja: - Ok. Sprzedane! Odbiór  transportem własnym. I to by było na tyle. Kupić kupił... ...a teraz się pewnie będzie migał;))) Za zupełną darmochę, bez recepty falujący kawałek, słonecznej muzyczki...:)

Zasłuchałam się....

Obraz
Na nowo odkryta, stara płyta. Muzyka sprzed lat. Kiedyś słuchałam tego na okrągło. Aż do zepsucia się gramofonu. Niemalże do zdarcia czarnej płyty. Kupiłam nową. Małą, srebrną i... bezduszną. Jakość jakością, ale winylowe płyty miały swój urok. Cała ceremonia słuchania. Najpierw wyjmowanie z okładki, potem  ochronna folia. Przejrzenie  czy nie ma rys. Jeszcze tylko zdmuchnięcie niewidocznych pyłków, nastawienie igły, czasami właściwych obrotów i... gotowe. Stara płyta, czarna i wysłużona, aczkolwiek w stanie przyzwoitym, poszła w dobre ręce (taką przynajmniej mam nadzieję:) Krajobraz pełen nadziei . To tytuł tej płyty. I faktycznie . Nadzieja wypływa z każdego akordu, z każdej ósemki i ćwierćnuty. I z każdego słowa przepięknie wyśpiewanego przez nieodżałowanego Marka Grechutę... Boska, po prostu boska muzyka. Balsam dla duszy i plaster na serducho. Taki z opatrunkiem, żeby mniej bolało. Wszystkie piosenki na tej płycie są piękne, ale ta... chyba naj. Właśnie takiej miłośc

Wyobraźcie sobie sytuację...

Taką... Do drzwi samotnej kobiety ktoś puka. Ta nieświadoma niczego, upojona beztroską niedzielnego poranka otwiera. Na progu stoi reporter z mikrofonem, a za nim kamerzysta. Z ust reportera pada pytanie: - Jaka jest pani reakcja na wieść o śmierci syna? Kobieta nie odpowiada. Jej reakcja jest niema, ale natychmiastowa. Mdleje i ląduje w szpitalu. Pytanie: Czy pan reporter jest z siebie zadowolony? Pewnie tak. Był pierwszy. A przecież to liczy się najbardziej....Najważniejsze to zabłysnąć. I nie ważne jakim kosztem. Nie jest tu istotne źródło sprawy, tylko etyka zawodowa. Czy w celu zdobycia informacji koniecznie trzeba być tak cynicznym i bezdusznym? dziennikarz powinien być rzetelny. Powinien być bezstronny. Ale przede wszystkim i mimo wszytko powinien być człowiekiem ....

O donosach...

Na jednym z blogów przeczytałam bardzo sympatyczną i ciepłą notkę, o cioci Janinie i jej książce kucharskiej... Przypomniało mi się, że niedawno porządkując papiery po moim ojcu, znalazłam teczkę z ...donosami. Takimi jeszcze z czasów głębokiego PRL-u. Donosy nigdy, przez ojca nie wykorzystane, ale zbierane. Właściwie nie wiem po co. Może dla upamiętnienia czasów? A może dla mnie, żebym poczytała jak kiedyś wyglądała rzeczywistość? Inna sprawa, że teraz wiem po kim odziedziczyłam to "zbieractwo". Wracając do donosów to, oprócz takich typowych, że Kowalski bił żonę wczoraj między "Dziennikiem" a "Kobrą" albo, że Nowak nie opuścił deski od sedesu mimo wyraźnej instrukcji umieszczonej "nad", znalazłam też taki: Iksiński z Igrekowską, tą lafiryndą, siedzieli w kiblu. Pili wódkę, zakanszlali ogórkami i uprawiali czyny lubieżne.... No comments... ;) PeeS.... Link do notki o Cioci Janinie? Proszszszsz....

Bilans...

... czyli rozliczenie roboczo/godzin. 1. Udało mi się nie spóźnić do pracy (plus dla mnie) 2. Kawusia, a przy kawusi pościk na bloga (jakieś 30 min w plecy) 3. Kolejna kawusia (tamta w tzw międzyczasie ostygła) i pościk na drugiego bloga. Trudno. Się ma. Trzeba pisać. (kolejna godzinka puszła....) 4. Pielęgniarka przyczłapała. Na ploteczki. (jakieś 30 min, bo powiedziałam, że zarobiona jestem po pachi) 5. Edycje na stronie. Dziś tylko dwie. (40 min.) 6. Kawusia... Oraz czytanie co tam ludziska popisali. To zajmuje najwięcej czasu (przeczytać, przemyśleć, wymyślić, napisać). 7. Wypracowanko dla synka pani woźnej. No tak prosiła. Nie mogłam odmówić (gdzie jest moja asertywność?) 8. Kolejne edycje na zaprzyjaźnionym portalu (czy ludzie nie mogliby sami stawiać przecinków w odpowiednim miejscu?) 9. Ups... Koniec rabotania. Czas do domciu. Bilans mocno niekorzystny. Może powinnam zgłosić to księgowej? I poprosić o odliczenie dniówki? E... nie. Oni udają, że płacą, to i ja

Pomór...

... padł. Oraz strach z gatunku blady. Połowa kadry się rozchorowała na ciężką postać świńskiej. Reszta chowa się po kątach, żeby nie musieć latać na zastępstwa. Mnie też coś strzyka, łamie i nos mi przecieka. Ale się trzymam. Powiedzmy, że dzielnie. - Aaaapsik! - O, proszę! Prawda! Kichnęłam sobie i zaraz z powodu braku odzewu ze strony Nadwornego dodałam: - Na zdrowie - Dziękuję - Nie ma za co! Nic. Nadal milczy. Nos zmarszczony, wzrok zamglony, mina durnowata. Znakiem tego myśli... - Haaaaaaaaalooooooooo! Tu jestem! Mówi się!- wydarłam się i pomachałam mu przed nosem łapą. - Co? - zapytał półprzytomnie. Obecny ciałem, duchem gdzieś w dalekiej krainie szczęśliwości. - Nico. - Zmęczony jestem, wiesz.... Uuuuuuuuuu... nostalgicznie, dramatycznie i zupełnie nie w stylu Nadwornego. Żołnierz by powiedział że j...e dramatem;) - Ale że co? kamienie łupałeś? Drwa rąbałeś? - E... nie to chodzenie mnie męczy - powiedział smętnie - W sensie, że do pracy. Wyspać mi się chce. Dalsza a