Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2010

Meduza

Obraz
Nadworny wpadł. Jak oliwka w sałatkę. Dosłownie i w przenośni… Ja do niego piszę z zapytaniem uprzejmym, a on nic. Zero reakcji. Jego Nadworna Mość raczył olać! Mnie, moje pisanie, oraz dobre maniery wpajane przez rodzoną matkę, że na listy się odpowiada. A teraz sobie przychodzi, jak gdyby nigdy nic. Się nie stało. Opalenizną prosto znad Adriatyku pachnie i mi zwłokami meduzy przed nosem macha. I jeszcze każe być wdzięcznym. - Z narażeniem życia ! Rozumiesz! Z narażeniem dobrego imienia! Swego! – krzyczał radośnie i dalej machał zwłoką – Ci przemyciłem to coś. Wedla życzenia. - Phi. Też mi coś! – założyłam łapki w geście guzik mnie twoje meduzy przemycane, strzeliłam focha i zapatrzyłam się w okno. Zapatrzenia miało charakter mocno wymowny, bo oprócz mgły widać było jedynie brudne zacieki na szybach. - Co jest? – Nadworny stał dokładnie w środeczku mojej pracy i wyglądał na nicnierozumiejącego – Gadaj! - Niby nie wiesz? Tak? – fuknęłam na gamonia. - No jak pragnę podskoczyć! Z babami

Werdykt!

Obraz
Szanowne Blogerki, Zacni Blogerzy! Słowo pisane ciałem się stało i oto nadeszła chwila, która nastąpić musiała. Pora najwyższa obwieścić co też następuje względem weekendowego konkursu. Kapituła w składzie wiadomym , ale dla porządku przypomnę; - Ja - Zołza Zołzowata, zamieszkała we Wsi Nadmorskiej przy ulicy Szarej Gęsi 1, - Clio Niecnota Jedna - szefowa prawie już nieistniejącego "Na blogu blablablania", - oraz Osoba Pragnąca Pozostać Anonimem, bynajmniej nie Gallem (żeby nie było, że niedemokratycznie, jednoosobowo zadecydowałam;) po burzliwych obradach nad nadesłanymi propozycjami postanowiła: - Każdemu komu się w ogóle chciało stanąć w szranki przyznać nagrodę w postaci wirtualnego uścisku dłoni szefowej ( nagroda będzie przesłana meilem w terminie 7 dni roboczych od daty ogłoszenia wyników;) - Wszystkim serdecznie kapituła dziękuje, ale ... Propozycje były cudne! Zaskakujące! I absolutnie nowatorskie. Widać duch racjonalizatorski w narodzie nie ginie! Niemniej jednak, c

Oczy

Obraz
Przeglądałam album i znalazłam to... Czy te oczy mogą kłamać? Oczywiście! I robią to szalenie przekonująco;) To trochę niesprawiedliwe, żeby facet miał takie firanki... Prawda? Jedyne co go usprawiedliwia to to, że jest moim synem;)

Weekend(owy) konkurs!

Obraz
Językoznawcy i spece od kultury języka walczą z powstającymi znikąd neologizmami. Złamują ręce na coraz nachalniejsze makaronizmy. Wraz z demokracją, która zastąpiła zamordyzm, do naszych słowników wdarła się cała masa różnych, obcobrzmiących słówek. Jak grzyby po deszczu powstawały spożywcze Shopy czy inne markety, na małą czarną chodzi się do Caffe, na piwo do pubu, a schabowy postanowił, że będzie stekiem. Zdecydowanie wolę swojski sklepik, poczciwego schaboszczaka, przytulną kawiarenkę i piwiarnię. Jeno weekendu by mi było żal... Na wypadek gdyby jacyś potomkowie Reja Mikołaja zakrzyczeli zgodnym chórem, że "Polacy nie gęsi!", i że od dziś używanie zapożyczeń skutkuje na przykład wrzuceniem złotówki do słoika. Okoliczności piątku pewnie zasiliłby skarbonki. Bo? Bo obce obcym ale zdecydowanie lepiej brzmi weekend niż koniec tygodnia. Zwłaszcza w kontekście. Przykład? Proszę! Uprzejmie... Panie, panowie, dzieci! Jeszcze chwila i rozpocznie się ostatni majowy weekend! a ter

Artur

W poście z 30 września ubiegłego roku napisałam... Zgadałam się na gadulcu z kumplem z liceum. Facet wypił troszkę za dużo i mu się oprócz analizatorka, otworzyła szufladka ze wspomnieniami pod tytułem "matura". Trzeba przyznać, że wspomnienia ma gościu poukładane dokładnie. Każde skatalogowane i podpisane jak w najlepszym archiwum państwowym. IPN to przy nim tyci Pan Pikuś. Nawet pomroczność jasna, wywołana czystą wyborową nie była w stanie zrobić bałaganu w tych szufladkach. - A pamiętasz jak...- zapytał. Oczywiście, że pamiętam. Czego jak czego, ale pamięci to mi zazdrościli wszyscy! Powspominaliśmy sobie jak to razem egzamin maturalny zadawaliśmy. Pisemny... Tematy jak wiadomo trzy. Do wyboru. Szanowny kolega, Artur mu było, siedzi za mną. Twarzą w plecy. - Ty - szepnął teatralnie i na wszelki wypadek sprzedał mi kuksańca w plecy - Co piszesz? - Trzeci - odpowiedziałam - Ahaś...- chwila ciszy. Widocznie czyta i się zastanawia - Ty, a musisz akurat ten?

Życzę sobie...

Obraz
Z okazji Dnia Matki życzę sobie.... Być lepszą mamą:) A teraz idę świętować. Dostałam od dzieci to co tygryski i mamy - zołzy lubią najbardziej; kwiatki bratki i stokrotki, milion pięćset sto dziewięćset buziaków, tyleż uścisków i.... łubiankę soczystych i pachnących truskawek:)

Wiem, że nie wiem...

Obraz
Wyjątkowo zimny maj ma się dobrze. Ja takoż. Gorzej z taką jedną mieszkaną Cybulina, poczta Kurowo. Wielkie! Niespodziewajka pod tytułem Zofia wpadła w czasie, kiedy każdy szanujący się człowiek pracy zasila organizm śniadaniem drugim. Albo pierwszym - rzecz gustu. Suchy chlebek dietetyczny z serkiem topionym, oraz pomidorek , szczytem marzeń może nie jest, ale mnie wystarcza. Bo musi. - Co jesz? - zapytała i bez skrępowania nijakiego zajrzała mi w kanapkę. - Co zając? - odpowiedziała chowając przydziałową porcję żywnościową za siebie. Znając Zofię i jej niczym nieposkromiony apetyt nie tylko na życie i Nadwornego ale i na jadło wszelakie lepiej ukryć co moje. - Czy ty nie umiesz być poważna? Chyba nie myślisz, że się na suchy chleb rzucę? - cylupowa córka naburmuszyła się i w takim stanie kłapnęła na twarde krzesełko. - Auuuuuuuć - zawyłam za nią z poświęceniem. - Co auć? – oczywiście nie załapała. - W intencji klapnięcia z siłą ośrodkową , wprost proporcjonalną do masy, na

Kulki

Obraz
Jak podają ogólnoświatowe agencje informacyjne, we Wsiach Nadmorskich, pojawiła się całkiem nowa, szalenie atrakcyjna forma wydawania pieniędzy polegająca między innymi na dmuchaniu. Turyści płci wczesnoszkolnej szaleją. Tubylcy z niebywałym zaangażowaniem sprawdzają prawdziwość owych pogłosek... Etap Pierwszy Nabijanie Etap Drugi Dmuchanie... Etap trzeci Wodowanie Etap czwarty. Dwa światy Etap piąty. Ale zabawa!

Radio

Obraz
Dzień matur drugi – historia. Byłam w tej komfortowej sytuacji, że matematyki zdawać nie musiałam. Z perspektywy czasu wcale nie uważam tego za takie dobrodziejstwo. Kto wie czy nie lepiej było ową matmę odwalić. Ktoś by podał zadanie, ktoś inny drugie, trzecie bym wycyganiła i państwowa jest. Ale nie. Zachciało się klasy humanistycznej – to cierp ciało i umyśle. I wkuwaj daty, wojny i inne dyrdymały. Kasztany kwitły, a ja się uczyłam… Stare przysłowie pszczół mówi, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Słusznie. Ostatecznie wiara w przesądy jak nie pomoże to i zaszkodzić nie może. Chociaż... mało brakowała, a spóźniłabym się na egzamin! A wszystko przez owe zabobony, radio i spikera o cudownie ochrypłym głosie… Popijając kawę relaksowałam się przed egzaminem. W radio leciała adekwatna do pory dnia muzyczka, przerywana od czasu do czasu rewelacyjnym głosem pana redaktora… - Nie widzicie tego, ale za maturzystów, mocno trzymam kciuki. A propos, pamiętaliście, że koniecznie trzeba mieć na sob

Miałam sen...;)

Obraz
Fantazja uczniów jest jak miłosierdzie boże – nieograniczona. Niewinne zdanie – „Rejent był z zawodu prawnikiem, a cześnik starym kawalerem” - przywołało wspomnienia. Oraz przypomniało, że cuda się zdarzają, czego jestem namacalnym przykładem. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi nie powinnam zdać matury. A jednak! To właśnie ten cud co się stał pewnego razu. Wbrew przewidywaniom wszystkich dookoła, nie tyle pokładałam nadzieje co święcie wierzyłam, że zadam. A już na pewno z polskiego. No bo jak tu nie wierzyć jak się w dzień, a właściwie w noc przed maturą śni temat? I to jaki! A było to tak… Śpię sobie śpię, raczej niespokojnie, aż tu nagle w samym środku snu, wpada moja polonistka, szarpie mnie za kołnierz flanelowej piżamki i każe natychmiast wstawać. I że mam się umyć ubrać i w te pędy zasiadać do pisania. Ledwie zdążyłam wyśnić, że zrobiłam to co mi kazała, a ona już otwiera kopertę, niby że z kuratorium i czyta… Stosunek Gałczyńskiego do zwierząt na podstawie „Piosenki

O sole mio!

Obraz
W ramach służbowych podróży, Nadworny wybył. Zostawił mnie w samym epicentrum zimnego maja, ledwie bzacych bzów i z górą naczyń do zmywania. Oczywiście, że Nadwornemu nic do moich garów, ale tak jakoś się zebrało, a że nie obecni nie mają racji… - Morze i góry – trajkotał tuż przed wyjazdem. Rozmarzona gęba śmiała się z problemów nie tyle egzystencjalnych co atmosferycznych – O sole mio! Wyobrażasz sobie? Trzy w jednym! - Dwa – rzuciłam sucho. Bo mnie wnerwił. On, maj i to siąpienie za oknem. - Trzy odszczeknął natychmiast – Morze, góry i ciepełko. Przy „ciepełku” wypiął język. Co prawda na ułamek sekundy, ale to nie zmienia faktu, że nie dworne to to nie było. No to się obraziłam! W ramach pogniewania wsadziłam nos w prasę kolorową i udawałam, że szalenie interesuje mnie wpływ klimatu na rozwój fabryki oranżady w proszku. - Muszę lecieć. Napiszę meila – rzucił w przestrzeń, cmoknął powietrze w coś i poleciał. - A leć sobie – mruknęłam – Tylko na la druty uważaj. Oraz na la ptaki. Nadw

Kocia awantura

Obraz
W marcu koty, w kwietniu psy, a w maju my... Jak się okazuje o kotach można zawsze. Tym bardziej, że pogoda marcowa.... Dziś, we wczesnych godzinach porannych, na sennych uliczkach Wsi Nadmorskiej doszło do awantury. Przedmiotem sporu między rodzeństwem był kot marki dachowej, maści czarnej, płci babskie, zwany Sonią. - Ale ładny kot! - Julka wrzasnęła na cale gardło, rozdziawiła paszczę w zachwycie i pokazała palcem mijane cudo. Za późno. Nie zdołam dostrzec. - Kłamiesz! - Krzyś naburmuszył się, założył łapki na brzuszku i przygotował się do awantury - Nie mogłaś widzieć najładniejszego kota, bo Sonia jest w domu! - Ale ja wcale nie widziałam Soni, tylko innego kota. Ślicznego! We wstecznym lusterku zaobserwowałam moment wypinania języka. Tak to siostra uczy młodszego brata zachowań niekoniecznie akceptowalnych ale za pewne bardzo przydatnych w funkcjonowaniu w społeczności szkolno - przedszkolnej. - Mamoooooooo! - wrzask dochodzący z tylnego siedzenia był przeraźliwy. Z trudem zapano

A kolor jego jest czerowny...

Obraz
Siedział z miną chmurną, złą i nadąsaną… i to wcale nie z powodu aury złośliwej jak stara panna. - Co tak dumasz Nadworny? – zapytałam trochę z ciekawości, a bardziej dla podtrzymania rozmowy, która dziś wyraźnie się nie kleiła. - Kontempluję – odparł sucho. I dalej siedział. Nieruchomo. - No wiesz? To czemu wcześniej nie powiedziałeś? Bym pomogła… Jeden zero dla mnie. Nie dość, że się poruszył łaskawie, skrzywił usta uśmiechając się w intencji poprawnych relacji miedzy ludzkich to jeszcze całym zdaniem przemówił. Pojedynczym, co prawda, ale zdaniem. - Ale że niby jak? - No tak, że bym kopnęła? – odpowiedziałam szybciutko. - W sensie, że nogą? – Nadworny zrobił wielkie oczy. Takie bezrozumne. Bo chyba faktycznie nie nadążał za moim pokrętnym tokiem myślenia. - Oczywiście, że nogą. Ręką się nie da. Łapą można ewentualnie pchnąć, podnieść, chwycić, ale ponad wszelka wątpliwość, kopnąć się nie da. - Wiesz co? – Nadworny popatrzył, machnął ręką w geście zrezygnowania i zapatrzył się w dal.

10 zdjecie;)

Obraz
10 (słownie; dziesiąte) zdjęcie w moim komputerze... Pewnego niesłonecznego i wietrznego lipcowego popołudnia wieszłam na tarasie pranie, kiedy z za rogu dobiegł mnie głos mojej uroczej córki; - Do nogi! Słyszysz? Słuchaj się pani! - Też coś - pomyślałam - Zwariowała? Do kota to się kici kici woła. Za chwilę usłyszałam ciche skomlenie, które zdecydowanie, ponad wszelka wątpliwość nie było miauczeniem. - Więc to nie kot - rozmyślam wieszając setne dziecięce majtki. Wasze dzieci też się brudzą z prędkością jednej pary majtek na godzinę? Wracając do skomlenia... - Mamy psa? A ja w nieświadomości żyję? No niech no ja ją dorwę - pomyślałam i i poleciałam. Dorywać. Teraz się pochwalę. Chociaż w zasadzie nie ma czym, bo wszystko oparte na gdybaniu, niestety. Gdyby akurat był w pobliżu ktoś, kto ocenia najgłupsze rzeczy na świecie zdobyłabym Grand Prix w kategorii: najdurniejsza mina świata. Zaraz potem, naturalnie gdyby przez przypadek na moim tarasie przebywał ktoś od rekordów Ginesa, zosta

Helena

Obraz
Małgorzata strzepała z dorodnej truskawki piach i w całości włożyła do ust. Smak tych owoców przywoływał w pamięci obrazy z dzieciństwa. - Mały jakiś – pomyślała patrząc na nieopielony zagon – To dziwne jak z czasem zmienia się postrzeganie rzeczywistości. Kiedyś wydawał się olbrzymi. A pod zielonymi liśćmi mieszkały truskawkowe duszki. Uśmiechając się do wspomnień poszła w głąb pola. Najpierw było pielenie. Babcia pilnowała, żeby między krzaki nie wkradło się żadne źdźbło zielska. Truskawkowe pole musiało być czyściutkie. Teraz kładzie się folię i po krzyku. Wtedy trzeba było się grzebać w ziemi, wnosić ciężkie kasze z wyplewionym zielskiem. A wszystko bez rękawic. Babcia wychodziła z założenia, że nie rąk, a nóg brudnych należało się wstydzić. Małgorzata spojrzała na swoje delikatne, białe dłonie, z krótko obciętymi paznokciami. Kiedyś nie były takie. Były czerwone, szorstkie i poranione. Zbiory zaczynały się o świcie. Babcia budziła ją ze snu, wkładała w jedną rękę kubek z ciepłą he

Przedsiębiorczość!

Obraz
Kryzys? Jaki tam kryzys! Grunt to mieć pomysł na biznes. Potem wystarczy go zrealizować; napisać ogłoszenie, dać wywieszkę i... pieniądze pchają się drzwiami... Zakres usług zakładu "MASARSKIEGO" jak widać szeroki, a ceny przystępne. Przedsiębiorczości mogę się od własnej córki uczyć!

Poezja...

Obraz
- Co to? - zapytał Nadworny. Trochę jakby od niechcenia. A może mi się tylko wydawało? W każdym razie, intencje miał dobre. Tylko z intonacją mu nie wyszło. - Depilator - odpowiedziałam pewnym głosem. Taką odpowiedzią zasłużyłam sobie na łypnięcie lewym okiem, pufnięcie pod nosem, że niby na głupotę nie ma rady, westchnięcie z jawną dezaprobatą i zaszuranie nóżką prawą. Całkiem sporo jak na jeden depilator. Niewinny i nieobecny. - W kremie czy elektryczny? - Nadworny z kamienną twarzą zagrał moimi kartami. Wielki Szu by się takiej miny nie powstydził. - W okładce - skapitulowałam. A szkoda, bo mogliśmy jeszcze ociągnąć troszkę tę absurdalną grę. On by na przykład zapytał; - W zielonej? Na co ja odpowiedziałbym z oburzeniem; - Oczywiście, że w proszku! Potem, Nadworny, zapytałby, czy aby na pewno nie pluszowy, a ja szybciutko odpowiedziałbym, że z chrupiącą skórką. No trudno, przepadło. Może następnym razem się "zabawimy". - Dobra, to pokazuj - zezwolił łaskawie. - Co? - zapyt

Sprzęty

Obraz
Ktoś kiedyś wymyślił, ktoś inny zatwierdził i tak się przyjęło... Dzień zaczyna się rano; lekcje o ósmej, praca rożnie. W każdym razie za wcześnie. I tu jest piesek marki nieznanej pogrzebany. - Pobudka! Wstać! - świergolę od rana wyrywając dzieciaki ze snu. - A muszę? - Krzyś jak zwykle marudzi. I wcale mnie to nie dziwię. Niedaleko pada gruszka od jabłoni. Ja też marudzę. - No raczej. Dziś jedziecie do teatru - odpowiedziałam wyciągając małego zaspańca z łóżka. - Szkoda... - ostatnia próba wywołania współczucia została zwieńczona ułożeniem buźki w podkówkę. - Co ty? Synu! Do teatru jedziecie będzie fajnie, zobaczysz - zachęcałam świergotliwie, ciągnąc go do łazienki. - Szkoda, że nie mogę jechać... - podkówka jeszcze się powiększyła. - A to niby dlaczego? - Bo mnie wszystkie sprzęty bolą... Dziesięć minut później "sprzęty" ozdrowiały. Przestała boleć kostka, paluszek, czaszka i karendoskup. A wszystko przez to, że ktoś kiedyś wymyślił, że o ósmej... Sorry synu, na władzę ni

Genocyd

Obraz
Bez względu na to czy księżniczka Anna raczyła spaść z konia czy też nie, kolega Maj się zaczął. Tylko rozpanoszyć na dobre się nie chce. Myślałby kto, że taki nieśmiały... - Puf, puf! - Nadworny wrzasnął od progu, wyrywając mnie z błogiego zamyślenia. Ożeszty orzeszku jeden! Odpowiedziałam mu zgodn8ie z zasadą jak Bóg kubie... - Kto fto? - Nifto! - ponownie wykrzyknął z jeszcze większym entuzjazmem. - Ja fto nifto jaf puf puf... - i pufnęłam, to znaczy puknęłam Nadwornego w czółko. - Co puka, co puka! - naburmuszył się i nareszcie przemówił w ludzkim narzeczu. - Opukuję na szczęście. Matury dziś. - A no chyba, że tak - Nadworny rozsiadł się i zażądał kawy - A dlaczego w moje, co? - Bo nie malowane. A moje i owszem. Przez chwilę oddawaliśmy się słodkiemu nicniemówieniu. Czarowną chwilą milczenia przewał Nadworny. - Genocyd... - Ujeju! Nadworny gdzie? - wykrzyknęłam, bo ledwie kurz zapomnienia zaczął osiadać na jednej katastrofie, ten wyskakuje z drugą. - Co? A nie... Źle mnie zrozumiał

Grill

Obraz
Mężczyźni są z marsa, kobiety ze snickersa, a kiełbasa jest z grilla. - Co to jest? - Książę Małżonek raczył się wydrzeć ciut świt dziewiąta rano. Jeśli dodam, że był to dzień wolny od pracy to każdy sąd by mnie uniewinnił gdyby mi się chciało ruszyć palcem i zabić. Poprzestałam na żądzy mordu widocznej w oczach... - Gdzie mi tu! Z tym badziewiem! Się wtarabaniasz! - odwdzięczyłam się pięknym za nadobne i już miałam przymknąć brutalnie wyrwane ze snu powieki, kiedy On, Książę znaczy, nie dając za wygraną kontynuował dzieło wybudzania mnie. - Się pytam co to!I nie mów mi, że nie wiedziałaś! - syczał rzucając wściekłe błyski oczyma. - To jest grill, panie majorze! - odpowiedziałam pozornie spokojnie. Pozornie bo mi się zagotowało w środku - Brudny na dodatek! Książątko uniosło oczy ku niebiosom i zacisnęło pieści w geście ; trzymajcie mnie bo nie wytrzymam! I zadziabię! - Doskonale - wysyczał - I jaki jeszcze? - Czerwony? - zapytałam niepewnie, choć dopatrzenie się tam resztek czerwieni