Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2010

Muzo Droga...

Obraz
...czyli kolejny list w cyklu ściśle jawnej korespondencji. Pojechał sobie na urlop. Miszczunio jeden... I zostawił Grafomankę tęskniącą. I jeszcze dobija... Subject: Fwd: Muzo prześwietna… Date: Mon, 30 Aug 2010 20:20:42 +0200 From: Mistrz To: Grafomanka Muzo prześwietna, pocieszycielko mas tworzących, niepocieszonych w swojej odwiecznej wędrówce ku estetycznemu Absolutowi, Różanopalca Jutrzenko, Natchniona, co obłoki natchnienia gromadzisz, Wieżo z kości słoniowej… Muzo Droga! Witam (teraz już można) i z góry przepraszam za to, że nie odzywałem się tak długo. Oczywiście mam usprawiedliwienie, które zaraz niezwłocznie wypiszę sobie i własnoręcznie się pod nim podpiszę, jako dowód na prawdziwość i weryfikowalność mojego usprawiedliwienia. (Uwaga! Jeśli masz słabe nerwy - nie otwieraj tego linku! Mistrz drastycznie dobija Grafomankę . Czy się podźwignie? Po takim ciosie?....)

Blogowe Polaków zabawy

Obraz
- Znowu jakiś łańcuszek.... - mruknęłam sobie pod nosem i poszłam zdzierać tapetę w misie. Krzyś stwierdził, że ta " jest żewszyńska i dla maluchów". I stanowczo zażądał zmiany... Przy czynności zadanej, przyściennej, Wzorem panny Pollyanny pogrzebałam w zakamarkach kory mózgowej w poszukiwaniu pozytywów. I znalazłam! Ciesze się, że nie muszę wyliczać czego nie lubię. Z powodu gdyż nikogo nie interesuje, że nie lubię ozorków w galarecie! Do zabawy blogowo-łańcuszkowej zaprosiła mnie Anulka i Kura domestica. A teraz wyliczanka... Kolejność lubienia przypadkowa;) - po pierwsze lubię się śmiać. Nawet z samej siebie. - bardzo, ale to bardzo lubię lody. I majonez. Oraz miętówki. I jestem w tym temacie przekupna. Niestety. - lubię moje dzieci. Przede wszystkim za to że są i mimo wszystko za to jakie są. - mój dom. I co z tego, że jest wiele rzeczy do poprawki? Że tam gdzie jest krzywo powinno być prosto? Kogo to?!To mój dom! Budowany niemalże własnymi rękoma. Odciski, bolące plec

Olbrzym

Obraz
Czas już dać na spocznij. Podusia uklepana, kołderka poprawiona, bajka przeczytana. Jeszcze tylko noski-eskimoski i można zamknąć umęczone całodniowym wariactwem powieki. Celem nabrania sił na kolejny "pracowity" dzień naturalnie. - Mamo? A ty byś chciała być olbrzymką? - Krzyś wymruczał sennie. - Raczej nie - odpowiedziałam szybko. Póki co jestem zadowolona ze swojej wagi - nazwijmy ją średnią. I nie mam zamiaru zmieniać na ciężką. - A dlaczego? - zapytał resztką sił - Bo wtedy i ja bym musiał być olbrzymem? - Dokładnie! - ucieszyłam się, że nie muszę zmyślać odpowiedzi. Bo co niby miałąm powiedzieć? Nie synu, nie chcę być olbrzymką bo żaden projektant nie zdecydowałby się zaprojektować dżinsów dla Big Mamy? Że już o kiecce od Prady nie wspomnę... - Ja też. Bym nie chciał - wymruczał ziewając przy tym "rozlegle" - Nie mógł bym się bawić...Bo nie ma takich dużych zabawek. A małe to ja bym zgniatał. I Zygzak by był za mały... - i zasnął. Słodziak jeden. Niedaleko

Kawa z blondynką

Obraz
Ludzie pokroju Zofii Cylupy z Cybulina, poczta Kurowo Wielkie utwierdzają mnie w przekonaniu, że mam szanse na długowieczność. Nie przestają mnie albowiem zadziwiać... Pionierka rynku wydawnictw tanich, lekkich i przyjemnych z trzaskiem zamknęła biznesowy neseser zawierający wszystko to co do prowadzenia biznesu niezbędne; druczki, papierki, pieczątki. - Koniec. Mój czas jest zbyt cenny - powiedziała starannie wymodelowanym głosem. - Cały czas mowa o przedsiębiorstwie handlowym? - upewniłam się. Jej słowa poparte trzaskiem zamka walizeczki zabrzmiały jak zamykanie rozdziału w życiu. Poza tym to nigdy nie wiadomo co Cylupie pod blond fryzurą hula. - Też - odpowiedziała lakonicznie zbijając mnie z tropu. Założyła nogę na nóżkę i w sposób wielce elegancki pomerdała kawę w filiżance. Po chwili, dość kłopotliwego milczenia, Zofia wspaniałomyślnie postanowiła, że mnie oświeci i rozwieje dręczące myśli wywołane krótkim , jakby od niechcenia rzuconym "też". Zgrabnym ruchem zmieni

Skandal

Obraz
Hip hip hura! Już za chwileczkę wygram sobie 100 punktów w konkursie który osobiście ogłoszę. I nic mnie nie obchodzą regulaminy, że niby jako komisja i organ ogłaszający nie mogę. Mogę. I kropka. Pytanie konkursowe brzmi; Co jest narodowym sportem polaków? Dla ułatwienia dodam, że nie jest to piłka nożna, mimo że gromadzi przed telewizorami rzesze kibiców uzbrojonych w szaliki, czapeczki odpowiednie i piwo w ilościach hurtowych. Uprzedzając kolejne domysły dodam, że wbrew powszechnym odczuciom nie są to też skoki narciarskie. Wielki - Mały Małysz potrafi rozgrzać zmrożone zimowym chłodkiem serducha ale na krótko. Do całkiem niedawna, za narodowy sport , niesłusznie moim zdanie, uważano grillowanie. Odkąd jednak jakaś tam komisja do spraw higieny, żywienia i czegoś tam jeszcze, ogłosiła że w kiełbasie grillowej jest najwyższej 2% (słownie; dwa przecinek zero procenta) mięsa zainteresowanie tą formą aktywności ruchowej znacznie spadło. Duch jednakowoż w narodzie nie ginie. Grillowe dym

dwieście osiemdziesią trzy...

Obraz
... posty dookoła bloga. Zmiana kodu - dziewiątka z przodu! Do stu jeszcze tylko 99. Lat... Ale to będą lata! Narody mogą już klękać! A tym czasem Zołzie stuknął roczek. Zdarzyło się kilkaset kaw, dwa kilo i dwieście osiemdziesiąt dwa posty temu... - Weź no ty się rozejrzyj się po blogosferze - napisał pewien Y. Zapewne pod wpływem mania dość. Ciągłego molestowania o coś do poczytania. - I co? - wystukałam jednym paluchem - Jak się już rozejrzę? - I pisz! - odpowiedział znacznie szybciej. Pewnie pisał dwoma. Cwaniaczek. - Co niby? I o czym? - zapytałam. "Mam pisać" pozostało jako niedopowiedziane, ale że inteligentna z Y bestia, to w mig pojęła o co biega. - O życiu. Najlepiej o życiu. To doskonały temat jest - odpowiedział i swoim zwyczajem zamilkł. Złapał "rybkę", albo Muza go dopadła. - Gupi! - pomyślałam (sorry Y). Wzruszyłam ramionami w geście lekceważenia, pokazałam język monitorowi i ... poszłam. Się rozglądać. A co tam; raz kozie śmierć. Po

Śpisz?

Obraz
Mały człowiek, lat cztery, jedenaście miesięcy i 24 dni, kulturalnie jak majowa burza wpadł do sypialni. Kultura polegała na tym, że zapukał (nauka nie idzie w las). Reszta była żywiołem jednym wielkim... - Mamo, mogę pytanko? Jedno? - wrzasnął wprost to nieobudzonego jeszcze ucha. - Dzień dobry. Się mówi - mruknęłam nieco niechętnie. Pytania o barbarzyńskiej porze w ostatnim tygodniu wakacji, wyprowadzają mnie z równowagi na co najmniej pół godziny! - Dzień dobry? A dlaczego nie cześć? - zapytał - Ja wolę mówić cześć. - Dobra - wykazałam się elastycznością - Możesz zacząć od cześć. - Cześć mamo, to mogę pytanko? - Cześć synu. Możesz. Ale najpierw buziaka poproszę - ... i nadstawiałam dzioba. Nadaremno... - Później. Powiedz mi, bo zapomniałem, jak się nazywa ten wielki co jest? No! Wielki co jest i jeszcze jak się nazywa. A co ja wróżka jestem? Nie znam wszystkich wielkich którzy są - pomyślałam i zażądałam sprecyzowania pytania. - Jaki wielki ? I gdzie jest? - No ten! Na g

Przygody...

Obraz
Świat zwolnił za sprawą kalendarza. Niedziela nareszcie jest niedzielą, a kawa na opustoszałym tarasie smakuje bezpośpiechem. Telefon milczy, a po domu do wczoraj gwarnym, pląsa cisza. I roztkliwia. Sezon, wyznacznik czasu we Wsi Nadmorskiej dogorywa. Coraz senniej na uliczkach. Coraz mniej tłumu. Powoli znikają stragany z mydłem powidłem i badziewiem wszelakim. - Pojechali? - Pani Babcia Sąsiadka w przydeptanych kapciach przycupnęła na brzegu ogrodowej ławeczki. - Pojechali - odpowiedziałam leniwie. - Taaaaa - westchnęła filozoficznie w odpowiedzi i zamyśliła się. Po chwili szczery uśmiech rozjaśnił jej zasmucone upływem czasu oblicze. Państwowe zęby zalśniły perłowa bielą w promieniach sierpniowego słońca. - A ty wiesz dziecko, co to u tych z końca ulicy było? - zapytała z wyraźnym ożywieniem w oczach. - Tych po prawo czy po lewo? - odpowiedziałam pytaniem nieco bezsensownym. Nie znam ani jednych ani drugich. - Po prawo. Oczywiście że po prawo - ożywienie przybierało na sile - Te

Ogłoszenie

Obraz
Uwaga uwaga! Nie proszę Słonia, tylko Was, Blogowe ludki! Blogerzy, blogerki, ludzie dobrej woli! Pomocy! Trochę mi do Warszawy daleko i mocno nie po drodze, więc uprzejmie dopraszam się pomocy! Chodzi o znajomego będącego w potrzebie. Czy ktoś ewentualnie, przechodząc mimo, mógłby się pofatygować i kopnąć, albo w inny sposób, na przykład z łokcia przyłożyć onemu? Ode mnie naturalnie, a ja potem oddam. Z procentem! Żal mi człowieka... W czerwcu napisał sobie w opisie na GG że, cytuję "Jeszcze tylko wpierdol i wakacje". I nic. Nie ma chętnego do sprawienia lania. I gościu tyra! Jak dziki osiołek. Bo on chyba za uczciwie podchodzi do zagadnienia. Jak nie było"wpierdol" to i o wakacjach musiał zapomnieć. Biedactwo! Lato się kończy, opalenizna pewnie w zaniku, mięśnie tyłka przyrosły do fotela... To co? Pomożecie? Plissssssssssssss;) PeeS. Tylko nie za mocno! Szkoda by było uszkodzić;) Źródło zdjęcia w sieci

Niespodzianka

Obraz
Męscy szowiniści mawiają, że Pan Bóg dlatego najpierw stworzył mężczyznę, bo doszedł do wniosku, że z kobietami lepiej nie zaczynać. W każdej, nawet najbardziej absurdalnej teorii jest jakieś ziarenko prawdy. W tej też. Bo jak baba zacznie, się nakręcać na ten przykład, to nie wie kiedy skończyć. I jak się uprze to nie ma bata. Potrafi zepsuć wszystko. Nawet niespodziankę. - No to Alleluja i do przodu - wykrzyknął Nadworny na pożegnanie. Pomachał łapką, zgarnął podejrzliwie patrzącego Księcia Małżonka i zniknął z ganku dokładnie w chwili kiedy z piskiem opon ruszyłam z podjazdu. Z mężowskim błogosławieństwem i kartą kredytową w garści wywoziłam się do zakupowego raju. - I po jakiego czorta ja je tak prasowałam? - pomyślałam jakieś trzy kilometry później. Lniane spodnie które z takim zaangażowaniem doprowadzałam do perfekcji wyglądały jak wyciągnięte z gardła małego pieska kanapowego. Przy okazji przypomniałam sobie że nie pamiętam czy zapamiętałam żeby wyłączyć żelazko. - Wyłączyłaś -

Piesek

Obraz
- Jaki ładny! Piesek czy suczka? - zaświergotał mi za plecami jakiś spacerowicz parkowy. Odwróciłam się. Niematerialna dusza siedziała mi na materialnym ramieniu i drżała. Nie z zimna tylko ze strachu. No i co z tego, że byłam z psem. Nasz Rufus wrażenie to i owszem, robi. I na wrażeniu poprzestaje. Ewentualnego złodzieja zalizałby na śmierć. Bo on jest z gatunku psów zaczepno-obronnych. On zaczepia, a potem trzeba go bronić. Pan Spacerowicz nie wyglądał groźnie. Za to najwyraźniej szukał zaczepki. Takiej z gatunku „poderwij mnie". Trafił jak kulą w płot. Bo jakoś nie miałam ochoty na zaloty. Phi,... człowiek nie przeczuje jak mu się po częstochowsku zrymuje, tyle, że na rymy też nie mam ochoty. O godzinie 6 minut 30, przy temperaturze odczuwalnej 2 (słownie dwa) stopnie w skali Celsjusza, siąpiącym deszczu i dmącym wietrze jestem absolutnie pozbawiona chęci flirtowania z nieznajomymi. Oraz wyprana z poczucia humoru. - Piesek - odpowiedziałam i odwróciłam się od nieznajomego. Nie

Ekstremalnie

Obraz
Co ma wisieć nie utonie... jak mówi stare przysłowie pszczół. Dlaczego pszczół? Bo tak! Bo nie koników polnych na ten przykład. To po pierwsze. A po drugie, to od czegoś trzeba zacząć. Nie mam pomysłu, w głowie mózgojad piszczy (z głodu??;) ... I stąd te pszczoły i niezatapialny wisielec. Blady jak ściana Nadworny stanął w drzwiach. W oczach miał przestrach na dwa opakowania relanium. Co najmniej. - Wody! - krzyknął jakoś tak żałośnie i bez entuzjazmu poczłapał do kuchni. - Mam tylko kranówę z filtra. Może być? - zapytałam nieco przerażona widokiem. Co też strach i przerażenie robi z przystojnym bądź co bądź facetem. Nadworny pokiwał smętnie głową. Pierwszą szklanę wyżłopał w tempie ekspresowym. Przemówił dopiero w połowie drugiej, a i to tylko jakimś półsłówkami nędznymi, absolutnie nie zaspakajanym ciekawości. - Ja cię! Ale było! - i pił sobie dalej w najlepsze. Do dna! Dudniącą pustką szklankę odstawił na stolik, wytarł usta wierzchem dłoni i z westchnieniem ulgi klapnął na krz

Romantyzm w pragmatycznym sosie

Obraz
Mąż wraca z pracy w podłym humorze. Żona spieszy z obiadkiem. Najpierw na stole pojawia się zupa kalafiorowa, która nie należy do ulubionych dań pana domu. Facet, nic nie mówiąc, bierze talerz i wyrzuca go wraz z zawartością przez okno. Po chwili małżonka wnosi do jadalni drugie danie – uwielbiane przez męża zraziki wołowe z kaszą gryczaną i buraczkami. Na twarzy mężczyzny pojawia się błogi uśmiech. Kobieta jednak mija stół i wywala talerz za okno - Co robisz?! – krzyczy zdumiony mąż. - Eeee, nic. Myślałam tylko, że chcesz zjeść w ogródku. Dowcipy nie biorą się znikąd. W każdym jest przynajmniej część prawdy. Ten chyba cały jest prawdziwy. Może z wyjątkiem tych latających talerzy. Opiewany przez wieszczów, narodowy romantyzm nie dotyczy kwestii zastawy stołowej. Jesteśmy zbyt pragmatyczni, na takie spektakularne gesty. A szkoda. Taki latający talerz pewnie nie raz pomógłby rozładować ciężką atmosferę. Wyobraźcie sobie kolacje przy świecach. Romantyzm kapie stearyną na śnieżnobiały obr

Mąż i Fiona

Obraz
- Co to? - sąsiadka, zwana Fioną, zapytała od progu. - Cacko z dziurką! Dzień dobry. I wszystkiego i tak dalej z okazji sobotniego poranka. - A dziękuję.... I wzajemnie. Właśnie po to przyszłam, ale mnie tym cackiem ... twu okularami zaszokowałaś. No proszę. Bo jakby ktoś nie wiedział to ja się stylizuje. Na itelektualistkę. W tym celu nabyłam okulary. A jak mi włosy po eksperymentach niedawnych odrosną, to je będę wiązała w schludny koczek. Szokujące okulary! Kto by pomyślał. A facet w optyku ostrzegał, że są szalenie pociągające. Bredził coś, że seksowne nawet. Tylko o szokowaniu zapomniał wspomnieć. Fiona, przyszła w sprawie. Ona nigdy nie przychodzi tak sobie, żeby po prosu siąść, wypić kawę i pogadać o nieszczęściach typu przesolona zupa czy pęknięta gumka w majtkach. Wygodniej jej jest mieć interes z gatunku - Sąsiadko miła, a pożyczcie mi kilo maki, bo pierogi robię i zabrakło. Albo pretekst, mniej lub bardziej wyszukany. Tym razem przyszła pogadać, o czym nie omieszkała mnie p

Rower

Obraz
- Dureń! - wydarłam się na całe gardło i z impetem rzuciłam telefon. Rzut mimo złości był w pełni kontrolowany. Celowałam w kanapę i tym razem nie spudłowałam. - Ale że o co się rozchodzi? - sennie zapytała Osobista, leniwie podnosząc wzrok znad komputera. Osobisty laptop Osobistej albowiem, zbuntował się i odmówił posłuszeństwa (z przegrzania zapewne). Przyszła więc sobie popatrzeć na wirtualny świat z mojego okna. Oraz odpisać na meile służbowe w ilości sztuk 3 i prywatne - tysiąc pińcet. - O durnia! Się rozchodzi. I gupka! Zdezorientowana Osobista patrzyła na trzy pa. Trzy sekundy na mnie, trzy na telefon, pięć na laptopa. Hola! Osobista! Bo się zazdrosna zrobię. Na mnie trzeba patrzeć, na mnie. Nie na telefon operatorowi impulsy winny i na laptopa sfatygowanego. - Durna komóra się zepsuła? - zapytała w końcu - A niech się nawet nie warzy! - Wiem! - krzyknęła radośnie - Wyładowała się! Osobista , postawiwszy diagnozę, mylną zresztą, nachyliła się nad klawiaturą i nie widziała świata

Baba

Obraz
Baba wyszła z lasu. Wciągnęła w nozdrza rześkie, jeszcze nie rozgrzane lipcowym słońcem powietrze i popatrzyła na pracujących w polu wieśniaków. - Pochwalony! - krzyknął Bronek nie przerywając żęcia. - Ano pochwalony. I do jutra! – odkrzyknęła i z naręczem świeżo zebranych ziół, poszła w stronę swojej chałupy. Polny wiatr targał jej szeroką spódnicę. Baba zawsze, bez względu na porę roku i okoliczności nosiła się na biało. Latem była to wybielona na słońcu lniana koszula i spódnica. Zimą zarzucała na barani kożuch kawał płótna. Ludzie się jej bali, ale szanowali. W zapomnianej przez Boga wsi, tylko ona umiała wyleczyć krosty, przeciąć czyraka, czy sprawić maść na bolące kości. Parzyła zioła na kaszel, uspakajała znarowione konie, a i przy porodach sobie radziła. Niejednej kobiecie we wsi pomogła w połogu. Pewnie miała jakieś imię, ale nikt nie wiedziała dokładnie jakie. Baba czytała książki, umiała pisać , a kiedyś jak do wsi przyjechali obce to po ichniemu gadała. Ludzie powiad

Pora na dobranoc...

- Pamiętacie? - sennie zapytała Zołza. - No... tak jakby - niemrawo odpowiedziało pokolenie 25 latków. - O w mordę! Pewnie, że pamiętamy - zakrzyknęli piękni czterdziestoletni, ziewnęli przeciagle i... uderzyli w kimonko;) - Doooooobreeeeeeeeeeej noooooooocyyyyyy wszyyyystkim - mruknęła Zołza, naciągnęła kołderkę na nos słodko zasnęła. A śnić jej się będzie! Oj będzie;D

Ulala!

Obraz
Jak na kulturalnego i dobrze przez mamusię i tatusia wychowanego człowieka przystało, Nadworny dał na zapowiedzi. Czyli zadzwonił i zaanonsował przybycie. Oraz niespodziankę, o której nie miał zamiaru nic więcej powiedzieć. - Przyjadę to zobaczysz! - rzucił do słuchawki nic sobie nie robiąc z mojej ciekawości. Chwilę po tym jak czerwone cudo z piskiem opon zahamowało na podjeździe, Nadworny wszczął alarm. Stał u drzwi i dzwonił jak do pożaru. Jestem niemal pewna, że pobiłam rekord świata w sprincie na odcinku, kuchnia - przedpokój. Pech prawdziwy, że pod ręką nie było przedstawiciela Księgi rekordów Guinnessa. Bym się załapała. - Właź - mruknęłam na przywitanie zadowolono-tajemniczo uśmiechającego się gościa. - Źcie - poprawił mnie. - Możesz "ździć", bylebyś w końcu przestał bić na alarm - powiedziałam spokojnie i odwróciłam się z zamiarem podreptania tam skąd przed chwilą przygnałam. Bo kuchnia, psze szanownego państwa to mój żywioł jest. - Jesteś pewien? Że możemy wejść? -

Perfekcyjni

Obraz
Gdy usłyszał o nich świat, miałam dokładnie dziesięć lat. Zaczęło się dawno, dawno  temu. W czasach kiedy byłam mała i skakałam z gazety na podłogę. Moja mama, wielbicielka Karin Stanek, Kasi Sobczyk i Skaldów, zabierała mnie na każdy możliwy koncert odbywający się w okolicy. Ciągle coś nuciła; przy praniu, pieleniu, wekowaniu ogórków, sprawdzaniu klasówek... I tak mi zostało. Może nie do tego stopnia, żeby  "Autostopem" jeździła za "Malowaną Lalą", ale wydarzenia lat minionych nie pozostały bez echa. Po pierwsze słucham. Po drugie nucę. Po trzecie chodzę na koncerty. I  oddaję co pożyczyłam, po czwarte. Nie marnuję żadnej okazji, aby pokazać dzieciom co to znaczy muzyka. Dobra! Chora na wyjątkowo paskudne zapalenie gardła Jula, została w domu. Przekupiony obietnica zakupu świetlnego miecza Krzyś poczłapał za mną. Na perfekcyjny Perfect! Panowie z Perfectu, robią kawał dobrej roboty. Ich koncerty to niesamowicie dobre teksty w towarzystwie równie doskonałej muzyki

Skarpetki a sprawa polska

Obraz
Kolejna odsłona korespondencji ścisłe jawnej... Subject: Fwd: Mistrzuniu! Date: Tue, 3 Aug 2010 20:20:42 +0200 From: Grafomanka To: Mistrz Miszczuniu! Czytałam gdzieś, wybacz roztrzepanie, zapomniałam zapamiętać gdzie, że popularne ostatnio „witanie” na początku listów jest mało eleganckie. Przeto… Dzień Dobry Mistrzu! Witam (teraz już można) i o zdrowie wątroby cennej, czytaniem, jak mniemam nadwyrężone, pytam. Nie osadzam, nie ganię, jedynie proszę. Zanim przeczytasz, zerknij na stopkę redakcyjną. I sprawdź, czy aby czytanka pochodzi z legalnego wydawnictwa. Dziś Mistrzuniu, to tylko Cyganów prawdziwych już nie ma. Artyści byli, są i będą. Zmieniają się czasy i trendy. To co zachwycało wczoraj dziś jawi się kiczem. A co się szacunku do sztukmistrzów różnych tyczy, to tu też się nowe wdarło. Otóż według badań największym poważaniem cieszą się strażacy i (sic!) informatycy. Strażak – rozumiem, obrońca nieustraszony. Informatyk – nie rozumiem

O przyszłości w pępku zapisanej

Obraz
Pół biedy, na plaży w słoneczny dzień. Albo w zaciszu domowej łazienki. Gorzej, znacznie gorzej, jeśli w zatłoczonym tramwaju, albo w kolejce po hamburgery. W każdym razie, jeśli zobaczycie gdzieś dziewczę, raczej nasto niż dzieści letnie (chociaż pewnie nie jest to regułą), ciekawie przyglądające się swojemu pępkowi i wnikliwie analizujące jego kształt, możecie być pewni, że to ofiara. Nie losu i nie wypadku przy pracy.  Nie śmiejcie się z z tej biednej istoty. Nie dziwcie. I nie wytykajcie palcami. To nie wina tego dziewczątka biednego, że padło ofiarą. Prasy młodzieżowej. Bravo, panowie i panie z BRAVO! Bravisimo! Prasa prawdę ci powie... Zerknij na brzuszek, oceń pępuszek , a dowiesz się gdzie spotkasz przeznaczonego ci przystojniaka. I tak, przy owalnym kształcie pępka, prasa każe się rozglądać na imprezach parkietowych. Przystojniak jest tancerzem i czeka na  owalnopepkową w świetle dyskotekowych lamp. Kobiety o podłużnej pozostałości po pępowinie, powinny pamiętać o bikini

O oszczędzaniu

Obraz
...czyli opowieść edukacyjna pod szyldem ekologii. A co! ...czyli opowieść edukacyjna pod szyldem ekologii. A co! Od wczesnych godzin podrugośniadaniowych, na całej nadmorskiej połaci deszcz. Sypał sobie kapuśniaczkiem drobnym na mnie, na ogródek wody stęskniony, na leżak zapomniany, na siostry i braci turystów... A na Nadwornego z wiaderka chlusnął. Chyba... - Tylko nie mów, "wszelki duch" i tak dalej. Bo wścieknę się jeszcze bardziej! - ociekający wodą Nadworny, nie pytając o pozwolenie wtargnął do przedpokoju i zamienił świeżo umytą podłogę w bajorko. Na całe jego zmaltretowane wodą szczęście, nie wypłukało mu zdrowego rozsądku i nie pchał się poza strefę wstępu wolnego. - A co tu chwalić? - powiedziałam nie mogąc wyjść z podziwu nad obrazem nędzy i rozpaczy pędzla podrzędnego pacykarza. Jego Nadworność wyglądał gorzej niż źle i bardziej niż podejrzanie. Pomyślałam, że zanim rozpocznę śledztwo, warto by było wykazać odrobinę dobrej woli w celu po pierwsze zminimalizowa

O Powstaniu w dwóch obrazkach...

Obraz
Obrazek pierwszy Zdarzyło się dawno. W innej epoce... W sali lekcyjnej słychać było tylko monotonny głos historyczki. Zwykle rubasznie wesoła panna Krysia, lat 57, dziś bez zwykłego entuzjazmu opowiadała to w co podręcznik kazał wierzyć i przyjmować za prawdę jedynie słuszną. - Powstanie warszawskie było nieprzemyślane - mówiła obojętnie. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji. Dwadzieścia kilka par oczu obojętnie wpatrywało się w nauczycielkę, słuchając wykładu z mieszanym zainteresowaniem. O wiele bardziej ciekawa była wiosna, która szalała za oknem pierwszym bzem. A tamto było tak dawno... Tylko ona, Inga, wierciła się niecierpliwie. W pewnym momencie nie wytrzymała. Wstała i na całe gardło krzyknęła; - To nieprawda! Mój dziadek tam był! - emocje czerwoną łuną wykwitły na jej policzkach - I mówił, że czekali do ostatniej chwili z wysadzeniem mostów. Rosjanie po drugiej stronie Wisły też czekali. Aż powstanie się wykrwawi. To nie prawda! Pani od historii, wolno podeszła d