Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2012

Helooooł!

Obraz
Stan atmosfery w danej chwili potocznie zwany pogodą był taki że nic tylko siedzieć w domu i oglądać świat zza szyb. Psa z kulawą nogą człowiek by sumienia nie miał na tę zawieruchę wypuścić, a co dopiero pluszaka. Że już o całej zgrai nie wspomnę. Siedzieliśmy więc i oglądaliśmy. Po pierwsze wiadomości. A po drugie deszcz ze śniegiem wymieszany w proporcjach mniej więcej równych oblewający i oblepiający widoczny z okien okoliczny krajobraz.  – Puchatku? – Tak Prosiaczku? – Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś. - Heloooooł! Ja tu jestem! - Poczułam się jak powietrze. I pewnie dlatego prawie krzyknęłam. Prawie, bo w sumie to wieczorna cisza była tak przejmująca że dla jej podkreślenia wyłączyliśmy dźwięk w telewizorze. Dzięki temu mieliśmy na monitorze takie może trochę dziwne akwarium. Albo coś w podobie. Gadające głowy machały rękoma, gniewnie marszczyły czoła albo wręcz przeciwnie, uśmiechały się promiennie. Ich usta co chwila zamykały się albo otwierały ale, co nas wszy

O prorokowaniu

Obraz
Kiedy pewnego słotnego dnia Osobista z pewną taką niecierpliwością ale i podekscytowaniem zapytała  czy to  już, wcale się nie zdziwiłam. Ona już tak ma. Że skacze z tematu na temat. Jej myśli są niczym kozice górskie rozbrykane. Rozmawiałyśmy właśnie o serniku, że nowy przepis i w ogóle, że pycha. I że chętnie byśmy spróbowały gdyby nie konieczność zmieszczenia się  nie tyle w spodniach co w drzwiach. Pytanie było więc z księżyca. - W sensie? - odpowiedziałam zupełnie niezgodnie  z zasadami pytaniem na pytanie. - Co z Młodym?  No wiesz, już październik. Zanim zdążyłam przestawić tok myślenia  minęła chwila. Dość spora. Gdyby to był film, pewnie reżyser zdecydowałby się na wypełnienie tej przestrzeni między sernikiem, a Młodym jakąś dramatem ziejącą sceną. Nam musiała wystarczyć sącząca się z radia muzyczka. Oraz trzask lizanych przez pomarańczowe płomienie polan w kominku. - A! To... W sumie to raczej nie. - Jaśniej proszę. Raczej wyklucza nie. - zażądała. I bezczelnie w

Leon

Obraz
Leon, niepozorny mężczyzna, o jasnej twarzy i jeszcze jaśniejszych włosach siedział za kontuarem i prowadził zapiski. Tradycyjnie. Mimo całej tej nowoczesności wszechobecnej,  hołdował przekonaniom, są rzeczy którym należy się szczególny szacunek i nie można ich sprowadzać do roli komputerowych gigabajtów. Pewnie dlatego wszelkie rachunki  prowadził w sposób daleki od współczesnego. W wielkim kajecie otulonym skórzanymi okładkami od drewnianej, długiej na 35 centymetrów linii starannie odkreślał rubryki w których notował ilości posiadane i sprzedane.  Asortyment w jego magazynie (ciągle upierał sie przy tej terminologii, choć wszyscy okoliczni sklepikarze handlowali w marketach, supersamach, dyskontach  on nadal prowadził magazyn czy też sklep). Ekskluzywny towar zasługuje na ekskluzywne traktowanie. Zapewne byli tacy, którzy uważali Leona za dziwaka, a jego towar za wart tyle co nic. O nich jednak Leon nie myślał.  Ten sklep był dla niego. Przede wszystkim. Nielicznych klientów tra

Stasia

Obraz
Gdzie się podziały polskie "siłaczki"? Szwendają się to tu, to tam. Nadal żyją. Mimio wysiłków rządu miłościwie (?) nam panujacego. Chciałam umrzeć. Nie, nie wczoraj. Nie było to też w Dniu Nauczyciela, którego z powodu tych co nad nami szczerze nie lubię. A właściwie to nawet nie cierpię. 14 dzień października mógłby nie istnieć. Najlepiej gdyby ktoś, władny w tych sprawach wyrzucił tę datę z kalendarza. Uniknęlibyśmy gadania, stękania, narzekania, fałszywych uśmiechów. A dzięki temu, że zaraz po pechowym 13 następowałby przełomowy 15 mielibyśmy o jeden dzień bliżej do wypłaty. Co też wcale nie jest bez znaczenia.      Wracając jednak do umierania, to chciałam ale dawno. Mniej więcej w wieku lat plus minus piętnastu. Wszystko oczywiście przez szkołę. I tu też malutkie sprostowanie. Wiem, że pomyśleliście o jakimś molestowaniu, klasowych wredotach które mi żyć nie dawały albo o jakimś wyjątkowo paskudnym nauczycielu co to nie doceniał mojej pracy. Otóż nie. Chociaż

Łapy

Obraz
Tak! Bujany fotel to jest to! Co najbardziej lubię po całym dniu harówy. Nie tylko zresztą ja. Kubuś siedział na sofie i patrzył zezem. A potem błagalnie. I tak na przemian.  Też miał ochotę na bujaka. Nic z tego pluszaku. Żadne takie na mnie dziś nie działają! Równie dobrze możesz zaprzestać sztuczek. Chyba załapał bo po kilku próbach faktycznie zaprzestał. I zajął się sobą. A właściwie to swoimi łapkami. - Co robisz ?- zapytałam. Tak tylko. Rosjanie powiedzieliby że dla podtrzymania razgawora.  W telewizji wielkie nic. Czytanie z powodu literowo-cyfrowego przedawkowania nie wchodziło w rachubę. Chwilowo. Taką przynajmniej miałam nadzieję. - Ustalam - mruknął nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeniem. Nawet takim spod oka. - Znowu ci się pomerdało?

Mróz cz.3

...opóźnienie. Bywa. Wynikło z przyczyn naturalnych i starych jak świat. Światem. A człowiek człowiekowi wilkiem. Czyli mam nerwa, którego nie mogę utopić. A może nie chcę? W sumie to dobrze by było zapamiętać lekcję żeby nie dopuścić do powtórki z rozrywki:) *** Nawet mroźny, grudniowy wiatr nie był w stanie schłodzić emocji, które towarzyszyły Nataszy. Czas oczekiwania na pociąg dłużył się. Spikerzy dworcowi zapowiadali przyjazdy, odjazdy, opóźnienia. Z każdym donośnym bim-bam wydobywającym się z tuby umieszczonej na betonowym słupie, zamierała w oczekiwaniu. Długo wyczekiwany pociąg ciężko wtoczył się po biegnących wzdłuż peronu torach, sapnął z ulgą i wypluł z siebie różnobarwną zawartość. Zamotani w kolorowe czapki i szaliki ludzie szybko witali się z oczekującymi i jeszcze szybciej uciekali do ciepłych domów. - Nie ma jej... - szepnęła i rozpaczliwie, ale z nadzieją przyjrzała się coraz rzadszemu tłumowi. Stała na drugim końcu peronu. Z daleka było widać, że je

Mróz cz.2

W brudne ściany powbijane były żelazne pręty, na których wisiały łańcuchy, obręcze, stare opony i szereg innych nieznanych dla postronnych ani z nazwy, ani z przeznaczenia przedmiotów. Pan Wojtek jednak doskonale wiedział, że wszystko może się przydać, bo nigdy nie wiadomo, co ktoś przyniesie do naprawy. Wysoki sufit, niegdyś biały, niemal w całości pokrywały czarne od oparów smaru i kurzu pajęczyny. Tłuste pająki czające się w narożnikach na nierozważne owady dopełniały obrazu totalnego nieładu. Bałagan był jednak tylko pozorny. Wojtek Złota Rączka doskonale wiedział, gdzie co jest. Pamiętał, gdzie leży śrubka, gdzie trybik, a gdzie zostawił puszkę z cuchnącym smarem czy lakierem. Wszystko to tworzyło niepowtarzalną atmosferę przepełnioną zapachem kurzu, chemikaliów, zbożowej kawy i kiełbasy z czosnkiem. - Jedz mała. Kiełbasa jest zdrowa - majster częstował Nataszę ostro pachnącym specjałem - I daje dużo siły. Chuchro z ciebie. Nie to, co moje chłopaki.

Mróz cz.1

Miała ochotę zakląć. Tak siarczyście, od serca. Tłum pędzących w różne strony ludzkich marionetek jej nie onieśmielał. Wręcz przeciwnie. Ta mieszanina rąk, nóg, głów i innych części ciała pędząca na oślep, pozornie bez celu, doskonale nadawała się do upuszczenia jadu nagromadzonego przez ostatnie tygodnie. Niestety. Ilekroć choćby pomyślała o byciu niegrzeczną, natychmiast włączała się blokada skutecznie uniemożliwiają wszelkie akty niesubordynacji. - Tak nie można Nataszo! - To nie wypada! - Nataszo, to nie jest zachowanie godne kulturalnej panny! Słowa matki wryły się w pamięć. Miały w mózgu specjalną, uprzywilejowaną pozycję. Nic, żadne przekonywania samej siebie, chęć bycia taką jak wszyscy, czy choćby terapia wstrząsowa, którą poczęstowało ją życie ostatnimi czasy, nie było w stanie wymazać z pamięci tych słów. Ludzie brali ją za spokojną. Zawsze opanowana, mówiąca doskonałą polszczyzną, z dyskretnym uśmiechem. Potrafiła się zachować zawsze i w każdej sytuacji. Wiedział

Już jest!

Obraz
Czterdziesta i czwarta w kolejności Szafa otwiera swe wirtualne podwoje i zaprasza.                                                             Na półkach i wieszakach, oprócz doskonale skrojonych nóżek widocznych powyżej, znajdziecie: POEZJA Bożena Barda, Tomasz Bąk, Aldona Borowicz, Kamil Brewiński, Roma Jegor, Małgorzata Kowalska, Mariusz Kusion, Łukasz Kuźniar, Kamil Kwidziński, Paweł Łęczuk, Izabela Wageman, Ewa Włodarska, Marcin Włodarski, Bohdan Wrocławski PROZA Jacek Durski, Tomasz Graczykowski, Sławomir Hornik, Lech M. Jakób, Kamil Kwidziński, Karol Maliszewski, Marta Obuch, Wiktor Orzeł, Małgorzata Południak, Joanna Plesnar, Klaudia Raczek, Teresa Radziewicz, Arkadiusz Siedlecki, Joanna Storczewska-Segieta, Viola Wein, Bartosz Wokan FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO Marzena Ablewska-Lech, Andrzej Brzegowy, Dominika Dobrowolska, Justyna Jabłońska, Piotr Król, Andrzej Markiewicz, Piotr Mosur, Maciej Ratajczak, Małgorzata Sajur, Katarzyna Tchórz, Barbara Trzybulska sZAFa Presents P

Balonik

Obraz
Kiedy  córka mojej sąsiadki po raz pierwszy zobaczyła w jakiejś prasie kolorowej zdjęcie nagiego mężczyzny powiedziała z wyraźnym rozczarowaniem; - To to takie? O tym co spodziewała się zobaczyć, dobrze poinformowane źródła milczą. Jasne jest natomiast, że to co ujrzała było diametralnie różne od jej oczekiwań, wyobrażeń i wszystkiego innego co się  jeszcze  w jej nastoletniej głowie roiło. Dwadzieścia  lat, dwa miesiące i siedem dni  później historia się powtórzyła. - To to takie? - zapytał Kubuś na drugie Puchatek i nawet nie krył się z tym jak bardzo, ale to bardzo jest rozczarowany. - No a jakie ma być? - zapytałam. - Jakieś mniej zwyczajne. Może nawet nadzwyczajne. Powinno być. Rozczarowany do granic możliwości Puchatek dreptał dookoła stołu, drapał się w pluszowy łepek i wytrzeszczał szklane oczka.

Polisa

 Ktoś, kto urządzał ten pokój, musiał być niespełna rozumu. Totalne pomieszanie stylów. Supernowoczesna kanapa we wściekle pomarańczowym kolorze i stylowa, bogato zdobiona rzeźbieniami komoda. Na niej proste, zimno-metalowe ramki z czasem zatrzymanym w kadrze. Uśmiechnięci rodzice; mama ma trwałą ondulację, a ojciec śmieszne wąsy. Pożółkła ślubna fotografia dziadków. Matylda z warkoczami zakończonymi wielkimi kokardami. I cały Dom Dziecka, wszystkie jej koleżanki i koledzy, wychowawczynie, a nawet kucharka. Ta sama co kiedyś zamiast cukru wsypała do olbrzymiego kotła ze zbożową kawą  kilogram soli. To był najgorszy podwieczorek w życiu Matyldy. Pewnie dlatego tak zapadł jej w pamięci. Wspomnienie ohydnego smaku słonej zbożówki zawsze wywoływało na jej twarzy uśmiech. To były piękne czasy. Patrząc z perspektywy czasu i doświadczeń beztroskie. Obok komody stoi rustykalny kredens. Najprawdziwszy w świecie dąb, nie jakaś tania płyta. Taki kredens niejedno już widział i wiele jeszcze zobac