Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2012

Się działo...

Obraz
... że olaboga! czyli odrobina chwalipięctwa. Nie tylko wytrawnym smakoszom i estetycznym celebrytom wiadomo, że oprócz zawartości liczy się również zawartość czy też sposób podania. I w tymże sposobie  właśnie  cała rzecz. Zagotowało się we mnie. trochę ze złości, odrobinę przez zaskoczenie, a tak naprawdę to górowały emocje jak najbardziej pozytywne, radosne, śpiewające wręcz. Za telefon marki nieistotnej chwyciłam jak tylko weszłam do domu. Patrząc na wyświetlacz zastanawiałam się tylko co mam najpierw powiedzieć; oszalałeś?, dziękuję!, czy też może poryczeć się wymownie na znak totalnego emocjonalnego amoku. - Halllllo... - przeciągle zaświergotał usytuowany po drugiej stronie kraju Książę Małżonek. Najwyraźniej z siebie zadowolony - I jak wrażenia? - Jest cudny, absolutnie fantastyczny, najwspanialszy, boski! Cud, miód i orzeszki! W karmelu na dodatek. Dzięki! - paplałam jak katarynka. - Ależ proszę. Na zdrowie i niech się dobrze sprawuje. - Książątko z każdym słowem zda

Wszystkiego najlepszego! Wszystkim!

Obraz
- Wszystkiego najlepszego! - radośnie wymruczał Kubuś. W ciszy poranka brzmiało to jednaj jak łomot połączony z dudnieniem. Zwłaszcza dla kogoś kto ledwie otworzył oczy. - No? Co tak patrzysz? - zapytał Puchatek. Patrząc na moją durnowatą minę sam sobie odpowiedział - Wiem, powinienem powiedzieć że rano wstałem, kwiatki rwałem i że jakąś tam ptaszynę usłyszałem ale no sama rozumiesz, listopad ... kwiatów nie uświadczysz, słowika nie uświadczysz, mgła i szaroburo. Kubuś gadał a ja cały czas patrzyłam na niego jak na kosmitę. Musiał to błędnie zinterpretować i szybko dodał - Sorry, ale nie wstaję! To znaczy wstałem ale wychodzić mi się nie chce. Ty wiesz ile trzeba suszyć futro po takim spacerze listopadowym? Rosa! Mówi ci to coś? - Rozumiem ... - odpowiedziałam deko niewyraźnie chociaż tak naprawę to nic a nic. Nawet na jotę.  Przed pierwszą kawą mało co kontaktuję. - Super! - Puchatek ucieszył się i zatarł pluszowe łapki - To teraz ty. - Co ja? - No ja powiedziałem "wszystkiego

Wynalazca

Obraz
Książę Małżonek obudził się w nastroju dziwnym. Ni to zdziwionym ni zamyślonym. Nie awanturował się że okupuję łazienkę, zapomniał podrażnić psa i dwa razy posłodził kawę. Na szczęście nie moją. - Co jest? - zapytałam w końcu. Bo ile można patrzeć bez reakcji na bezmyślnie zamyślonego? Jeszcze gotów pożar wywołać albo spowodować powódź w łazience. - No właśnie nie wiem.... - odpowiedział patrząc w dal. Niezbyt odległą bo kończącą się na ścianie tuż za moimi plecami. No chyba, że był ponad podziałami i cegłami... - Boli cię co? - drążyłam wytrwale. - A czy ja wyglądam na chorego? - Fizycznie nie... - mruknęłam. Miałam nadzieję, że sama do siebie. Usłyszał jednak. I się wnerwił. -Ty mi tu choroby nie wmawiaj. A już na pewno nie psychicznej! - ryknął poczym znacznie ciszej dodał, jakby na usprawiedliwienie swojego porannego roztargnienia i wybuchu jednocześnie - Sen miałem... - Aha... - nic a nic się nie zdziwiłam. Książątku śnią się bowiem rzeczy o których nie tylko filozofom ale nawet

Dwudziesta ósma

Obraz
- A ty gdzie!? - takim oto ni to zapytaniem ni stwierdzeniem faktu, na progu mojego własnego domu  przywitał mnie  pewien brunet zwany dalej Nadwornym. - Z drogi! - fuknełam gniewnie w odpowiedzi. Gdyż zmęczona byłam okrutnie, a może nawet bardziej. Oraz szara, głodna i spragniona. Kawy, spokoju, czegokolwiek. Byleby nie gadania. Nadworny co prawda zszedł  mi z drogi ale nie zamierzał odpuścić. Raz powzięty zamiar  doprowadzenia mnie do jeszcze większej furii musiał być zrealizowany. Nabrał tchu  i zaatakował ponownie. - Pytałem o coś! - ryknął tuż nad moim równie zmęczonym co reszta członków uchem. Widząc jednak moją zbolałą minę okazał  się  być człowiekiem i już znacznie ciszej zapytał - Kawy? Herbaty?

Czary -mary cz.1

Obraz
Jem pomarańczę. Jest  wiórowata, kwaśna, niesmaczna. Doskonale wiedziałam, że taka właśnie będzie. Wystarczyło jedno spojrzenie. A mimo to ją jem. Dlaczego? Bo za wszelką cenę chcę być normalna. Chcę, bardzo chcę nie wiedzieć wszystkiego. Niestety. Jeden malutki gen który zagnieździł się w moim DNA za przyczyną matki sprawił że muszę być inna niż wszyscy. Muszę być sobą czy tego chcę czy nie. Gen to nie wrzód, nie da się go usunąć skalpelem. Nie mam też żadnego ukrytego guziczka  który przynajmniej czasowo wyłączałby jego, genu znaczy się funkcjonowanie. Moja mama jest kochana. Wiem, banał. Niemal każdy może to powiedzieć o swojej matce. Jestem do niej podobna. - Wykapana matka - mówią różni nasi znajomi i krewni. Nawet nie wiedzą jak blisko są prawdy. Łączy nas o wiele więcej niż ciemne, nieokiełznane, wiecznie wymykające się włosy, granatowe, prawie czarne oczy, nieco zbyt wydatny nos, żywo czerwone usta szczupła talia osy. Tym czymś jest ów tajemniczy nienazwany, znany tylko nieli