Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2013

Cnotka - niemotka

Obraz
- Cześć! -  Kubuś zawołał entuzjastycznie. Powinnam przywyknąć że pojawia się znikąd. I kiedy chce. A potem równie nagle znika i tyle go widziałam. Nie przywykłam jednak. Zawsze, niezmiennie, odkąd pamiętam Puchatek mniej lub bardziej ale mnie zaskakiwał. - Cześć! - zarażona jego pluszowym optymizmem odpowiedziałam równie entuzjastycznie. Kubuś popatrzył na mnie. I nawet nie starał się ukryć zdziwienia. W ogóle to on jest raczej mało skomplikowany. Chociaż... czasami  zupełnie go nie rozumiem. Wtedy po prostu pytam. - Co ty dziś taki wyluzowany jesteś? - Ja? To ty taka jakaś inna. Nie fukasz. Odpowiadasz jak ja. Czyli normalnie. Bo ja jestem normalny! Nor-Mal-Ny! - ostatnie słowo zaakcentował tak, jakby chciał żebym już przenigdy nie ważyła się mieć jakichkolwiek wątpliwości. Że on, Kubuś na drugie Puchatek jest normalny. Nor-Mal-Ny! - W przeciwieństwie do mnie? To chciałeś powiedzieć?

Plus dodatni

Obraz
... czyli nie ma tego złego. Błogo... - pomyślałam. Dla potwierdzenia własnych myśli, a także dla wzmocnienia efektu przeciągnęłam się jak mniemam rozkosznie, naciągnęłam wyżej kocyk w rudą kratkę i oddałam się słodkiemu nicnierobieniu. Robienie nic jest albowiem moją specjalnością. Nic nie wychodzi mi równie dobrze. Aż szkoda, że tak rzadko mogę się oddawać temu ulubionemu zajęciu. - Hm! - wielce wymowne i bynajmniej nie dyskretne chrząkniecie rozwiało nadzieje na błogość chwili. - Czego? - warknęłam. I nawet nie siliłam się na uprzejmy ton. - Grzeczniej, jeśli łaska - mruknął nawet trochę, ociupinkę nie przejęty Kubuś i z sobie tylko właściwą gracją wgramolił się na sofę. - Phi... - powiedziałam wzruszając ramionami. Na znak protestu. Oraz żeby pokazać że nic a nic się nie przejęłam. - Nie phikaj mi tu tylko wstawaj. Idziemy. - Niby gdzie? - zapytałam - A poza tym to kto dopuszcza się czynu zakłócania spokoju i narusza błogość chwili podlega karze pozbawienia dostępu do sło

Oczy...

Obraz
... mi ropieją  od samego myślenia o bibliotecznym kurzu. Po powrocie z pracy leżę i okładam. Się herbacianymi torebkami. Albo świetlikiem. I tak na zmianę. Nic to. W tunelu zawalonym woluminami najróżniejszymi widać już  powoli światełko. Nikłe ale zawsze to nadzieja, że kiedyś, w przyszłości mniej lub bardziej odległej ogarnę tę kuwetę. Podobnego o ile nie identycznego zdania jest Nadworny. - Halooooooooooooo! Jest tam kto?! - szanowny pan Nadworny raczył ryknąć. I załomotać w drzwi. Z racji braku kolby łapą, co można mu wybaczyć choćby dlatego że rano było, do nocy daleko. Minęła chwila, a nawet kilka zanim wystraszona nagłym i niespodziewanym łomotaniem wydostałam się spod sterty taszczonych ku biurku  książek. Nadworny w tak zwanym międzyczasie zdążył zaalarmować sennego woźnego i sterroryzować wzrokiem przechodzącą mimo polonistkę. Zgrzyt klucza w zamku wyzwolił głośne niczym huk mojej pralki przed naprawą westchnienie ulgi. Równolegle z trzech piersi. Dwóch męskich i jed