Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

Jutro

Obraz
- Chciałbym... - Tak wiem! - przerwał Książę Małżonek tylko lekko poirytowany. Zawsze tak reaguje, lekkim poirytowaniem,  kiedy  mówię jak w tamtej chwili,  tonem cierpiętnicy - Wygrać w totka i mieć wszystko w dupie. - A właśnie że nie! To znaczy to też, ale nie to miałam na myśli teraz... Tu Książątko zerknęło z ciekawością. Plus dla mnie, że po tylu latach małżeństwa jeszcze potrafię go zaskoczyć! - Cóż zatem cię zajmuje dziś moja droga żono? - zapytał i nawet odłożył gazetę żeby zaakcentować najwyższy stopień zainteresowania. - Chciałabym otóż żeby już było jutro... - To jest jak najbardziej do zrobienia, tyle, że jutro. Bardziej natomiast interesuje mnie dlaczegóż to owo jutro miałoby być już dzisiaj.

Uśmiech

Obraz
Przedmiot badań : Uśmiech jako forma kontaktów międzyludzkich. Miejsce obserwacji : Galeria Handlowa Wnioski z obserwacji : W centrum handlowym można bezkarnie uśmiechać się do: - kelnerki podającej kawę. - pana w punkcie obsługi klienta - kasjerki w markecie - przemiłej pani w drogerii - uroczego pana w mundurze ochrony - zabawnej hostessy - nawet do pani z poważaną miną rozdającej ulotki reklamujące salę zabaw dla dzieci. - innych, niewymienionych z funkcji ... pracowników galerii. Zdecydowanie jednak odradzam uśmiechanie się do przypadkowo spotkanych / nieznajomych. Bo... Nie siedzę w ich głowach ale widząc uśmiech raczej myślą , że chcecie im coś wcisnąć: karnet na trampoliny, perfumy wątpliwej jakości, kupon na zniżkowe hamburgery... Albo boją się. Że w zamian zostaną poproszeni o zakup cegiełki na leczenie kogoś. Albo, że  zażądacie wpłaty na rzecz głodujących w Etiopii. Są też tacy którzy czują się wręcz zażenowani. Odwracają wzrok. Albo patrzą w podłogę. Zupe

Pączki

Obraz
- Która godzina? - zaspanym głosem zapytał Kubuś wygrzebując się spod kocyka. - W sam raz na małe conieco - odpowiedziałam niezwykle przyjaźnie. Bo takie też miałam nastawienie od wczesnych godzin porannych. W sensie, że pozytywne. - No! - Puchatek bryknął wyraźnie podekscytowany perspektywą posiłku - To co jemy? - Dżemy! - odkrzyknęłam równie radośnie. Bo mi się zrymowało. Wzięło. Jemy-dżemy. Dżemy-jemy. Miś już prawie odkrzykiwał coś równie smakowitego ale się powstrzymał. Niemalże w pół słowa. Pewnie mając w pamięci moje słowa, że "z chlebkiem Kubusiu, z chlebkiem!" zapytał podejrzliwie:

Ciekawie

Obraz
Osobista wpadła między jedną, a drugą. Paczką chusteczek produkcji krajowego przemysłu higienicznego. A wyglądała! Zjawiskowo. Rozpromienioną "niewidzialnym" makijażem twarz okalały pukle miękkich złocisto-rudych loków. Błysk w oku, słodycz w spojrzeniu, zapowiedź rozkoszy w dołeczkach na policzkach... Pierwszą myśl, że żałuję, że nie jestem facetem, zdusiłam w zarodku. Drugą, znacznie mniej przyjemną, bo lekko pomaczaną w gorzkiej żółci zazdrości również pożegnałam po chwili. Nie będę się przecież pozbywać Osobistej z powodu niskiego uczucia zazdrości tylko dlatego, że ma czelność wyglądać jak milion dolarów. Wyglądać tak, jak ja nawet za milion dolarów wyglądać nie będę.  Przynajmniej nie w tym wcieleniu. Myśl trzecia; żyj i pozwól żyć innym, jako najbardziej godna humanisty z zawodu, z wykształcenia i  zamiłowania została przyjęta i dopuszczona do użytku jako najmniej szkodząca zdrowiu. Psychicznemu.

Idzie...

Obraz
... ku lepszemu. Takiej grypy nie pamiętają najstarsi górale. W każdym razie ja raczej nie pamiętam... Podobnie jak nie pamiętam dwóch dni z czasu chorowania. No dobra, pamiętam je jak przez mgłę. Gardło styrane chorobą nadal skrzypi. Głowa boli. Ale najbardziej bolą  plecy. Bolą kiedy leżę. Bolą gdy siedzę. Trochę mniej bolą jak chodzę. Zdecydowanie najmniej bolą kiedy coś robię, na przykład odgruzowuję kuchnię. Tyle, że wtedy robi mi się słabo. Na tyle słabo, że muszę usiąść. I znów boli. Najgorzej jest w nocy. *** -  Umyłaś włosy? - zapytał Książę Małżonek. Ze zdziwieniem. Bo skamlałam całą noc. - Tak. Jak już mam umierać, to przynajmniej przyzwoicie uczesana. *** W związku z tym, że idzie, i że ku lepszemu oraz z okazji tego, że dziś jest Dzień Wdzięczności za Życie , chciałam powiedzieć, że jestem wdzięczna, że żyję mimo wszystko, a przede wszystkim, że jeszcze.

Dżuma

Obraz
Każdy ma takiego Nadwornego na jakiego sobie zasłużył. Ja swojego nie oddałabym nawet za stu innych. Mój ci on jest, na własnej krwi wyhodowany. Ma swoje wady. Tak na oko 3/4 Nadwornego to wady. Za to reszta to nic tylko zalety! I nawet wtedy gdy wpada jak zwykle bez zapowiedzi nie zamieniłabym na innego. - O! - wykrzyknął wchodząc do salonu. Stwierdzenie przypuszczalnie miało za zadanie wyrażenie zdziwienia, zastąpić powitanie i wyrazić coś na kształt współczucia.  Przywlókł za sobą zimne powietrze z ledwo dostrzegalną nutą wiosny.  To znaczy ten zapach to ja chyba sobie wymyśliłam. Wydumałam. Wyfantazjowałam. Wytęskniłam. Bo bardzo chcę! A dzisiaj to nawet podwójnie. - Dzień dobry - odpowiedziałam grzecznie. Nie racząc nawet wyściubić pięty spod koca. Książę Małżonek, który dogorywał na sąsiedniej sofie  też nie raczył.

Niezbędnik

Obraz
Niezbędnik na mroźne zimowe wieczory wygląda tak; - duuuuuży sweter . Kiedyś najlepiej sprawdzały się "pożyczone" od zaprzyjaźnionego mężczyzny. Dziś  mamy modę na ower size. - gorąca herbata . Ostatnio testuję herbatkę z aromatem rumu. W wersji ekskluzywnej może to być oczywiście herbata z prądem. - dobra książka . W moim przypadku najlepiej polska. Co wcale nie znaczy, że  pogardzę dobrą powieścią na przykład Kinga. Ostatnio zaczytuję się w międzywojennych historiach. No po prostu miodzio! - Mięciutkie skarpetki . Są niezbędne. W mięciutkich ciut przydużych skarpetkach można swobodnie kiwać dużym palcem i mieć w nosie. Mróz za oknem - Przydaje się też kocyk . Może być w kratkę. Albo pluszowy... Na przykład ten od Mikołaja. W każdym razie ma być ciepły i milasty* - no i... pudełko czekoladek . Smak, podobnie jak w przypadku herbaty według indywidualnych  preferencji. Ja zawsze wybieram kawowe albo orzechowe. Chociaż... kiedyś dostałam od przyjaciela (nadal go za taki

O butach, które dają szczęście...

Obraz
                                                                          - Co robisz? -  głupio zapytał Kubuś. Jeszcze głupiej zrobił ładując się do jaskini lwa, w której to lew, czyli ja, stał przed lustrem  ze zdemolowaną fryzurą i wyciągał kolczyk z prawego ucha. Który to nie  chciał wyleźć. Bo się zaplątał. W zrujnowaną fryzurę.  Psia krew! - Haftuję - warknęłam w odpowiedzi. Bo na durne pytania tak właśnie powinno się odpowiadać. Można ewentualnie wymownie milczeć spoglądając z wyraźnym politowaniem ale nie dziś, nie w tej chwili i nie podczas wyciągania kolczyka, który wiadomo co. A jak nie wiadomo to patrz wyżej. - Coś taka zła? - Puchatek poleciał tekstem zaczerpniętym z Księcia Małżonka. Udało mu się nawet całkiem nieźle podrobić sarkazm w głosie. W normalnych warunkach to ja bym się może i uśmiechnęła. Przy bardziej korzystnych wiatrach pewnie nawet bym się śmiała do tak zwanego rozpuku. Chwila jednak nie była najszczęśliwsza. I nie chodzi nawet o ten koczyk który w ko

O docenianiu

Obraz
Dzisiejszy post sponsoruje literka A jak Alis , która nie dowierza. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Że Alis myśli, że zmyślam. Otóż, droga blogowa koleżanko, ja zmyślam. Bardzo często zmyślam. Zamykam oczy i daję się ponieść wyobraźni. Są tacy, którzy znają mnie osobiście (żeby nie być gołosłownym podam przykład Margarites ),  którzy nawet wiedzą kiedy zmyślam. Zatem zmyślam. Ale! Nigdy, prze nigdy, przeprzeprze...nigdy w kwestiach zasadniczych! W przypadku świąt najróżniejszych popartych pismem drukowanym w kalendarzu mym na rok pański AD2017 jestem prawdomówna jak dziecko. Dowodem niech będzie zrobiona telefonem komórkowym fota kartki przeznaczonej na dzień dzisiejszy. Czyli! Param pam pam!   Dzień Doceniania Samego Siebie .! APLAUZ! I tu chciałam uprzejmie donieść, że doceniam się ponad miarę. Uuuuu... panie, jak ja się doceniam! Żeby wszyscy się tak doceniali to zupełnie nie byłoby komu robić! Wszyscy nic, tylko czuliby dumę z doceniania. Siebie przez siebie. Przejd

Grzaniec

Obraz
Jeśli drugi dzień z rzędu nic się nie chce to znaczy, że jest wtorek. Może to też ewentualnie oznaczać, że ktoś usilnie kombinuje jak by tu w białych rękawiczkach zobić ci kuku. Najlepiej tak, żeby się zbyt wcześnie nie zorientował/ła, że kuku w ogóle istnieje. Dlatego też z okazji Dnia Picia Herbaty ze Świeżym Imbirem wracając z palcówki oświatowej mej, póki co,  postanowiłam wstąpić do pobliskiego marketu, w którym jak to zwykle bywa, drogą kupna nabyłam co następuje: wędliny kanapkowej drobiowej plastrów 10, serek twarogowy z chrzanem, żwirek dla kota bo się wziął i skończył oraz zupełnie przypadkowo (pewnie mi po prostu wpadło do koszyka) wino typu grzaniec z "podnazwą" staropolski. O imbirze naturalnie zapomniałam. Najprawdopodobniej taktycznie. Bo co mi po jakiś korzeniu bezprocentowym? Sam fakt nabycia o niczym jeszcze nie świadczy. Trzeba jeszcze z zakupu zrobić użytek. Najlepiej poprzez odkorkowanie, rozlanie, podgrzanie i spożycie. Podstawową zaletą grzańca j

Bałagan

Obraz
    Na czwarty dzień miesiąca lutego roku bieżącego w kalendarzu który nabyłam drogą kuna stało napisane, że oto mamy dzień   Sprzątania Zapomnianego Bałaganu . Bałaganów mam sporo. W tym wszystkie mniej lub bardziej zapomniane. Z reguły taktycznie. Sobota nie jest z gumy, zatem należało wybrać jeden bałagan,  którym  to koniecznie trzeba  się zająć. Postanowiłam rzecz potraktować metaforycznie. Wybór padł na ten, który nie tylko zapomniany to jeszcze wymagał natychmiastowej interwencji gdyż, ponieważ, albowiem okazja była ku temu sprzyjająca. Za równo o bałaganie jak i o okazji przypomniałam sobie jak zwykle z kilkudniowym poślizgiem. W te dyrdy wykonałam zatem telefon do zaprzyjaźnionej mistrzyni.

Ktoś z Hetyny...

Obraz
                                                              ... czyli ewolucja,  Wpis prawie polityczny.  - "Gęsi za wodą, kaczki za wodą..." - zanucił Nadworny trochę bez sensu  I się wtarabanił. Tak piątkowo. Rozluźniająco. - A ja - wtrąciłam na nieco sfałszowaną nutę - za biurkiem. Siedzę i udaję, że pracuję. - A tym czasem... - zaczął mój gość szanowny. - A tym czasem - wpadłam mu w słowo - nie mogę wyjść z podziwu. - Dlaczegóż to, ach dlaczegóż - zapytał nieco teatralnie. - A dlaczegóż.... Autor XYZ płci żeńskiej - odpowiedziałam Nadwornemu podstawiając jednocześnie pod nos notatkę nagryzmoloną w zeszycie w kratkę. Właścicielką zarówno zeszytu jak i praw autorskich do notatki była uczennica uważana za jedną z lepszych. I stąd moje zdziwienie. Się brało. Oraz w sumie wesołość wielka. - I to cię tak bawi? - W sumie mogłoby smucić ale wolę to pierwsze. - Tylko, że z tego wynika, że albo panna jest totalnie niezorientowane politycznie, albo... - Tu Nadworny zmarszczył bre

Wyspa

Obraz
Dziś dzień Robinsona Crusoe i Bezludnej Wyspy , na której chciałabym się znaleźć. Nie to żeby od razy do końca świata! Na rok też nie. Nawet nie na miesiąc.  Ot, po prostu na kilka dni. Bo ja w gruncie rzeczy jestem stadna. Lubię ludzi i w ogóle. Bezludna wyspa jest fajna. Super. W dechę. Można się na niej  wyryczeć, wykrzyczeć, wywrzeszczeć. Popłakać. Ponicnierobić. I wreszcie (po to bym się tam w końcu wybrała)  powkurwiać. Się. Nie wkurwiając przy tym innych.   A potem tego wkurwa wyleczyć ciszą, szumem morza, kawą...  I czekoladowym fondue. A banany prosto z palmy zrywać. I maczać w rozgrzanej słońcem czekoladzie. I mleko do kawy z kokosa. Nie przejmować się  tym co wypada, a czego absolutnie nie powinno się robić, mówić, myśleć. Na takiej wyspie można wyjść z szałasu bez makijażu i z rozczochranym łbem nie przejmując się rozbabranym łóżkiem i nieumytą filiżanką po kawie. Można leżeć do góry brzuchem. Albo tyłkiem. I mieć w... wywalone. Na wszystko co nieudane. Na reformy. Na pol