Artysta jeden...

Jedyna twórczość na jaką mnie stać, to fizyczna, dająca wymierne efekty w postaci czegoś namacalnego. I właśnie wczoraj caluchny dzień takiej to twórczości się oddawałam. Namacalnej. Dziś w związku z powyższym boli mnie każdy mięsień. Ale efekty są widoczne . Gołym okiem. Wytapetowałam wczoraj przedpokój. Sama. Calutki. Od podłogi do sufitu. A że przedpokój mam niebagatelny w sensie powierzchniowym, no to się zeszło.
Bezpośrednią przyczyną tapetowania był mój domowy Picasso, który się artystycznie wyżywa na wszelkich powierzchniach płaskich. Ostatnio tworzył przy użyciu konturówki do ust… Freski „ozdobiły” tapetę w dziecięcym pokoju, oraz ów nieszczęsny przedpokój…

W związku z działalnością remontową przypomniała mi się pewna historyjka...
Mam takiego znajomego warszawiaka. Absolutnie fantastyczny facet. Z gatunku takich co to śmialutko mogą mieć w komórce taki sygnał;

„ Przystojny, inteligentny, wysportowany, dobrze zarabiający mężczyzna proszony do telefonu. Powtarzam. Przystojny….”

Prawie zawsze jak jestem w okolicy, spotykamy się z tym przystojniakiem na kawce, żeby o starych polakach pogadać, poplotkować, powspominać... A że znamy się jak łyse łosły, to możemy tak gadać bez końca...
Ten znajomy, mniejsza o imię, to prawdziwy artysta. W swoim fachu niedościgły i zabijają się o niego. I ci z Warszawy i z Warszawki. I z okolic;)
Ale do rzeczy…
Znajomy Mój dostał zlecenie. Artystyczne, od artystki.
Pofatygował się osobiście, bo pani Artystka, tego sobie waśnie życzyła.
Nie jakiś pośredni pracownik, tylko szef ma się pojawić i warunki z panią Artystką uzgodnić. Szef, już od dawna takich rzeczy nie robił, bo od tego to on ma ludzi.
Powiedzmy, że zrobił wyjątek, tym bardziej, że chodziło o poważną inwestycję.

Wchodzi do domu Artystki i oczywiście, jak na kulturalnego człowieka przystało mówi:
- Dzień dobry. Iksiński. Byłem z panią umówiony.
- O, dzień dobry - zaszczebiotała Artystka – my się znamy…
- Tak? Przepraszam, ale nie przypominam sobie.
- Oj, no z telewizji się znamy.
- E… nie. Pomyliła mnie pani z kimś, ja nigdy w telewizji nie byłem.
- Nie! To ja jestem z telewizji. A pan mnie w telewizorze ogląda – powiedziała, ale już z mniejszą pewnością siebie…
- A to też niemożliwe, bo ja telewizji nie oglądam.

Ot oszust jeden. On jest nałogowym oglądaczem. Tyle, że za panią Artystką nie przepada. No i chciał jej utrzeć nosa.
A zlecenie i tak dostał. Bo drugiego takiego artysty, to by pani Artystka ze świecą szukać mogła…

Komentarze

  1. Następnym razem daj znać, to ci pomogę przy tym tapetowaniu. Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  2. Już lubię tego Artystę ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale, że cały przedpokój sama??? A mężczyźnie co? Po kątach się pochowali, na gotowe przyszli i pojechane??? Artystę trzeba było zatrudnić ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zarozumiałość to brzydka cecha charakteru. Podoba mi się sposób w jaki Artysta utarł nosa ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiadam hurtowo:
    -Westowi dziękuję za pomoc zaoferowaną.Się zgłoszę ...kiedyś;)
    - Anka! Ja go lubię bardziej. I byłam pierwsza!!!!
    - Okular - No sama no! Facet wyjechany jest.A drugi mocno nieletni.
    - Facet...:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. :)))) się uśmiałam. nie z tapetowania. ale z artystki. właściwie artychy! :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. No bardzo piękne noska sławnego utarcie.Nie chwaląc się i jam tak raz uczyniła z pewnym zarozumialcem w tv gwiazdorującym w charakterze polityka.W pięty poszło gnypkowi kiedy udałam ,że nie wiem kto zacz:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ...bo z gnypkami po gnypkowemu nalezy. Postępować ;)))

    OdpowiedzUsuń
  9. ...a ja mam dusze artysty...
    Pozdrawiam
    Zaglądnęłam sobie tu do Ciebie, czytam , poznaję:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz