Jestem!
Powroty Wróciłam. I nawet nie bolało za bardzo. To wracanie. Ot po prostu; było i się skończyło. Bo wszystko się kiedyś kończy. Jedno prędzej, inne trochę zwleka. Normalka. Zresztą, ile można szczytować!? Tydzień, no góra półtora i nam ludziom z nizin zaczyna ta huśtawka pod tytułem górka dołek dawać się solidnie we znaki. Zaczynamy czuć w nogach każdy, nawet najkrótszy spacerek i tęsknić do swoich wygodnych równin, do poruszania się po nich bez zadyszki. Wróciłam, do swojego łóżka, jakże wygodnego, do swoich czterech ścian, jeśli nawet nie luksusowych to przecież własnych, do kota leniucha, do kuchni, ulubionego kubka, herbaty ze świeżą miętą, do zepsutego na amen pieca, który koniecznie trzeba wymienić ale nie ma za co, do zarośniętego ogródka, do nieskoszonej trawy, krecich kopczyków tu i tam, do bloga zaniedbanego i do Was, blogoludzie:) Słodko jest wracać do siebie.