Facet mnie bije....

Dorobiłam się kucharza...
Kucharz jest jak najbardziej autentyczny. Prawdziwy mistrz patelni. Z dyplomem poświadczającym zawodowe umiejętności. Nie znalazł się u mnie przypadkowo. Przyturlał się za moja koleżanką,zacną, prawowitą właścicielką wyżej wymienionego. Przybyli na czas bliżej (jeszcze) nieokreślony. No i on z miejsca zainstalował się w kuchni. Mojej kuchni!
Już sama doprawdy nie wiem, czy mnie ta sytuacja bawi. Bo jak to mówią - kij ma dwa końce. Na jednym końcu tego kija to jest to, że wracam sobie do domu, a obiadem pachnie już od furtki. Kalorie? A , w nosie mam kalorie! W życiu swoim żadnej kalorii na oczy nie widziałam. Wobec tego nie będę się przejmować czymś co jest niewidoczne i tak naprawdę to nie wiadomo czy istnieje. Może to tylko jakaś naukowy mit, który niedługo obalą? No! A na drugim końcu owego kija to jest moje cierpiące ego. Sosna rozdarta to mały pikuś przy tym.
Zawsze jak do mnie goście przybywali to ja za kuchenną gwiazdę robiłam. Popisywałam się swoimi umiejętnościami kulinarnymi; obiadeczki, przystaweczki, ciasteczka i inne żarełka. A teraz… zostałam zdegradowana! Do roli pomywaczki i młodszej podkuchennej w jednym. I ego cierpi.
No co ja na to poradzę, że gotować lubię? No nic! Kura domowa jestem. I tyle…
A jak lubię to i umiem… chyba. I raptem zjawia się taki, Ślązak jeden, kuchnię mi zajmuje… I gotuje tak, że się samym zapachem można najeść.
Pamiętacie taką scenę z Seksmisji… jak Sztur pochlipywał i żalił się „Kobieta mnie bije” ?? No właśnie! A mnie facet pobił !!!

Nie powiem, bo to zawsze miło jak sobie do domu wracasz, a tu obiadem pachnie. Pod nos ci podstawiają frykasy… Przynajmniej raz się poczułam rozpieszczana;)
No ale żeby lepiej ode mnie gotować? Tego już za wiele…

PeeS. Jak już wspominałam, żona kucharza, a i on sam również są Ślązakami. Z tym, że on "bardziej". Wczoraj opowiadali mi takie różne śląskie „wice” i inne dyrdymałki. Konia z rzędem temu kto to przetłumaczy;
W antryju na befyju stoi szolka tyju.

Komentarze

  1. Chętnie bym ci pomagał w tej kuchni. Jako młodszy podkuchenny, albo pomywacz;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm... Ewentualnie do odkręcania słoików siły fachowej potrzebuję. Zainteresowany? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawaj konia...z rzędem:)W przedpokoju na kredensie stoi filiżanka z herbatą? Tego napitku co w filiżance pewna nie jestem:)Jak sie pomylilam to chce konia bez rzedu...hehe:)Poproszę o karego araba:)cmokam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj facet w kuchni to i marzenie i przekleństwo :)
    Jak ugotuje, to niebo w gębie, ale potem trzeba szukać szybko ciuchów o numer większych...
    Mniam!
    iw

    OdpowiedzUsuń
  6. Sory, zgłosiłem się za późno do konkursu i widzę, że ktoś już go rozkminił, więc nie wiem czy chociaż na grzywę się załapię. Pozdrawiam więc i idę rozwiązywać bardziej egzystencjalne problemy. Kto chce ze mną to zapraszam. Bo mam jakieś dziwne wrażenie, że to jedna i ta sama osoba pisze:D
    http://niecnota.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Johny Walker czy szpieg? Z krainy deszczowców?;)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz