Katastrofy przedsmak....

To bałaganiarstwo, zapominalstwo i roztrzepanie to mnie kiedyś zgubi. A kiedyś nastąpi szybciej niż się spodziewam. Przedsmak , albo przedskoczek katastrofy już był...
- Gdzie też on może być? Cholera... Tylko się nie denerwuj, babo. Pomyśl spokojnie, bez nerwacji...
No to tak.
Najbardziej prawdopodobne miejsce, czyli torebka zostało przeszukane. Wielokrotnie. Przy okazji znalazło się kilka rzeczy "zaginionych" i opłakanych już dawno.
Kieszenie kurtki, jako drugie równie prawdopodobne miejsce również przeszukane bezskutecznie.
W lodówce sprawdzałam, w koszu na bieliznę też (no bo kto to może wiedzieć gadzie ja coś wtrynię, skoro sama tego nie wiem?)
Mam! Pod poduszką! E... też nie ma.
No to może... O, rzesz ty orzeszku jeden, że też wcześniej na to nie wpadłam. W samochodzie zostawiłam! No przecież! Gonię do garażu, na bosaka... I pudło! Nie ma!
Nigdzie nie ma. To znaczy na pewno gdzieś jest, przecież się biedaczek nie zdematerializował. Co najwyżej właściciela mógł zmienić. Albo, leży i się śmieje ze mnie. Łotr jeden. Czekaj ty niech no ja cię znajdę . To popamiętasz...

No trudno. Już 2 na zegarze. Trzeba iść spać... Tylko kto mnie obudzi jak JEGO nie ma?
Zaczęłam w myślach przerzucać znajomych... Żeby telepatycznie wpłynąć. Żeby mnie obudzili o godzinie odpowiedniej. Żebym się do pracy nie spóźniła. Żeby... itd...
Anka odpada, bo sobie w zupełnie nieodpowiednim momencie urlop zrobiła. Ten odpada, bo śpi do południa. Ten wstaje, ale chyba się gniewa, albo cuś, bo się nie raczy odezwać... W końcu znalazłam. Na wszelki wypadek trzech. W razie jakby mi z telepatią nie wyszło.
I teraz niniejszym dziękuję. Temu co obudził. Na publiczny forum. Przy wszystkich. DZIĘKUJĘ!
Tylko... no nie to żebym marudziła, ale może następnym razem trochę delikatniej. Co? Jakieś buzi, albo pogłaskać po główce umęczonej...zamiast tego;
- No wstawaj! Słyszysz? Wstawaj bo wodą obleje...

PeeS. ON, się znalazł. W pracy drania zostawiłam. Na samym środeczku biureczka.
Telefonik mój. Wyładowany....

Komentarze

  1. Trzeba było do mnie telepatycznie uderzyć. By było buzi:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bez telefonu to też jak bez ręki. Dobrze, że już mam trzy - prywatny, służbowy, niemiecki :)
    Jakby co zawsze na którymś budzik ustawię albo mogę zadzwonić po ten zaginiony. Albo na pobudkę.
    Też bym dała buzi na dzień dobry, gdybyś się odezwała :)
    Chociaż nie do końca wiem, czy wstaję o tej porze, co trzeba.
    Miłego weekendu.
    iw

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe:) Znowu mnie nie dziwi Twoje rozstrzepanie i zapominalstwo ,bo ja mam to samo.Oprócz tego w moich przepastnych torbiszczach można by było zgubić nie tylko telefon ,ale i centralkę telefoniczną...hehe:) Nie raz zdarzało mi się nie zabrać telefonu z roboty ,kiedyś nawet zapomniałam mobila z wakacyjnej kwatery...hihi:) cmokam rozstrzepańcu:)udanego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nika, ja absolutnie nie rozumiem dlaczego torebka nazywa się torebka a nie wór...;) W torebce się nie zmieszczą niezbędne rzeczy;))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Iwuś, po ostatnich pieskich przeżyciach, nie śmiałam cię budzić;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. To następnym razem daj znać. Zobowiązuję się po główce umęczonej pogłaskać i może buzi....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz