Krater nie dół!

W ubiegłym roku przejęłam , tymczasowo opiekę nad kołem. Teatralnym, jasna biedronka.
I wcale mnie to jakoś nie ucieszyło za bardzo, bo po pierwsze tymczasowo, a po drugie to nie umiem, nie znam się i nie mam predyspozycji.
Wczoraj były takie małe szkolne przeglądy i...
Dyrekcja cała Happy. Od czubka trwałej ondulacji po kapcie. No!!!
Chodzi w pracy w kapciach. Serio!
Dyrekcja ponadto ma nadzieję, że to nie end, tylko początek, Naszych i Naszego zespołu sukcesów na teatralnej niwie. Naszych… no tak – sukces ma wielu ojców. Dyplomy uznania już oprawione (superexpress), wiszą dumnie na ścianie.
Czciliśmy. Kawą i ciastkami z cukierni pani Jadzi. Z mocniejszych trunków było pepsi. Wyłącznie. Żeby nie było, że my tu w oświatowej, jakby nie było, placówce alkoholem czcimy.

Tymczasem konsekwentnie i metodycznie łapie doła giganta. To nie jesień... to brak perspektyw.
Mam w rękach tonę. A może nawet dwie tony. Nie wiem, nie liczyłam, ale na pewno dużo. Przerzucam, układam, przekładam, dokładam, dostawiam, donoszę.
Powoli, aczkolwiek skutecznie zaczynam mieć dość.
Coraz bardziej dojrzewam do decyzji rzucenia w diabły tego co mi ciąży.
Tylko, że jasna czteroliterowa, to oznacza rzucenie całej dotychczasowości...
Może ona nie jest najlepsza, może nie jest ekscytująca, ale swojska i znajoma.
I cholernie przewidywalna. Wiem, niemal z matematyczną dokładnością co będzie za godzinę, co jutro, co za tydzień.
I jeszcze te nużące poprawki. Czy ludzie naprawdę nie mogą sami postawić przecinka tam gdzie trzeba? Czy to tak trudno dać komuś swoje tfffórcze wypociny do przeczytania? Zaoszczędzili by wtedy czasu mojego i innych...

No to na obydwu blogach dziś nasmuciłam. Jedyne pocieszenie w tym, że doły mają charakter przejściowy. Przechodzą, tyle, że nie samoistnie....

Komentarze

  1. Nie rozumiem skąd u takiej wesołej osoby dół.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czołem Nivejko,
    Wiele osób z mojego otoczenia jest w stanie zdołowanym w ostatnich dniach. To musi być wina jesiennych nastrojów i ciśnienia atmosferycznego.
    Znam to u siebie. Jak mnie czasem dopadnie i przyciśnie, to mam ochotę tak się wyrwać i polecieć z daleka od tego wszystkiego!!! :))
    Usiądź sobie gdzieś po cichutku w kąciku, to przejdzie.
    Buziaki!

    p.s. i jeszcze raz dzięki za wsparcie moralno-techniczne!

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu Deprecha? Moim zadaniem to jest zmęczenie materiału. Tylko że nawet jak smucisz to ci to nieźle wychodzi:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę!!! Nawet nie próbuj rzucać czegokolwiek, bo się zapłaczę i zamknę w sobie!!! Jestem wzburzona oraz skonfudowana oraz...poczekaj, zajrzę do Wikipedii ...rozgoryczona!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nivejko na teatralnej i blogowej nivie. Dół Twój to stan krotkotrwały zmeczęniem materiału zwany.Za duzo wzięłas sobie naraz na łepetynę jedną ,rokołtunioną przecież ,ale wielkosci przeciętnej.Co najbardziej uwiera zwal z głowizny ,ale nie na hura tylko po głębokim namysle. Wiem,głeboki namysl nie w Twym guscie ,bo Ty impulsami napędzana:)A-ha rzucania blogowania i pismaczenia masz zakaz absolutny. Jak zamilkniesz to Ci lutnę... póki co cmokam rozgłośnie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nika, wobec groźby bycia "lutniętą" chyba zostanę... Ale raczej na jednym blogu... nie na dwóch :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz co? Ania? Szczególnie to Rozgoryczenie do mnie przemawia. oraz to, że aż do Wikipedii sięgnęłaś. Wzruszyłam się....;))))

    OdpowiedzUsuń
  8. To jak Ty "chyba" zostaniesz to ja Cię "chyba" nie lutnę..o! ps. nie wiem czemu nie cierpię tego słowa "chyba" chyba-ryba.tfu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz