O donosach...
Na jednym z blogów przeczytałam bardzo sympatyczną i ciepłą notkę, o cioci Janinie i jej książce kucharskiej...
Przypomniało mi się, że niedawno porządkując papiery po moim ojcu, znalazłam teczkę z ...donosami. Takimi jeszcze z czasów głębokiego PRL-u. Donosy nigdy, przez ojca nie wykorzystane, ale zbierane. Właściwie nie wiem po co. Może dla upamiętnienia czasów? A może dla mnie, żebym poczytała jak kiedyś wyglądała rzeczywistość? Inna sprawa, że teraz wiem po kim odziedziczyłam to "zbieractwo".Wracając do donosów to, oprócz takich typowych, że Kowalski bił żonę wczoraj między "Dziennikiem" a "Kobrą" albo, że Nowak nie opuścił deski od sedesu mimo wyraźnej instrukcji umieszczonej "nad", znalazłam też taki:
Iksiński z Igrekowską, tą lafiryndą, siedzieli w kiblu. Pili wódkę, zakanszlali ogórkami i uprawiali czyny lubieżne....
No comments... ;)
PeeS.... Link do notki o Cioci Janinie? Proszszszsz....
Pili wódkę, zakanszali ogórkami i uprawiali czyny lubieże... dla mnie to romantyczne :)
OdpowiedzUsuńO rany! Ale zestaw. Wódka, ogórki i czyny:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Skąd ty to bierzesz? Historyjka fajna, tylko mało apetyczna z tym kiblem. Rozumiem, że mam zajrzeć do tego blog? Idę więc :)
OdpowiedzUsuńBardzo dyplomatycznie ujęte ;)
OdpowiedzUsuńCzy oprócz zbieractwa odziedziczyłaś także "podglądactwo"
hihih
Czy mogło tak być ,że X i Y uprawiali te czyny lubieżne przy użyciu owych ogórków ?No sodomia i gomoria w tym PRL-u....hehe:)
OdpowiedzUsuńFajnie mieli X i Y ten donosik to pewnie z zazdrości był pisany :)))
OdpowiedzUsuńMaura...
OdpowiedzUsuńTo ja chyba nie chcę wiedzieć co nie jest dla Ciebie nieromantyczne:D
Artek...
OdpowiedzUsuńSmak wódki chyba ma niwelować inne doznania :D
Lusia..
OdpowiedzUsuńZ życia wzięte:D
Gosia...
OdpowiedzUsuńZbierał to co do niego wpłynęło...:D
Ale, że w kiblu i, że zakanszali ...cudne;-))
OdpowiedzUsuńNika...
OdpowiedzUsuńTy zbereźnico jedna:D Ale odpowiem: Nie mam bladego pojęcia. O tym donos nie traktował :D
Seba... Nie wiem czy fajnie. Czyny lubieżne w kiblu??
OdpowiedzUsuńMa się te myśli z lekka kosmate.Ale jeśli to były ogórki korniszone lub małosolne to sobie nie wyobrażam by można je było inaczej wykorzystać jak li i jedynie konsumpcyjnie.Marnotrawienie ,nawet lubieżnie, takiej pychoty godne potępienia jest.cmoki:)
OdpowiedzUsuńAnna ... Mamy paradoks. Z jednej strony cudne, a z drugiej beee... i fuj ;)))
OdpowiedzUsuńNika ... ty kosmata Zbereźnico! Ale powiem ci że w celach lubieżnych to bym tej pyszoty odżałowała:D
OdpowiedzUsuńWitam Cię Nivejko "u Ciebie w domu". Widzę, że Panie mają jakiś szał ogórkowy;-) MOże jakiegoś przepisu trza na te sprawy??? No nie wiem, czy chcecie na małosolne, czy kwaszone... hmm?
OdpowiedzUsuńButtefrly... Madame:) Rozochociły je czyny lubieżne;)
OdpowiedzUsuń