Jak będę duża...
Ja, Zołza, świadoma praw i obowiązków wynikających z posiadania bloga, wszem i wobec wyznaję, że lubię; szybkie samochody, aromatyczną kawę, dowcipnych mężczyzn, jeansy, pralkę automatyczną, dobre jedzenie, książki oraz Nadwornego. Podana kolejność absolutnie przypadkowa.
To, że Nadworny się napatoczył, przypadkiem jednak nie jest. Został zawezwany w trybie pilnym. Niczym nieuzasadnionym. Trochę mu się dziwię. Mrozisko za uszy targa i w nos szczypie, a ten przyspacerował sobie przez pół miasta. Będąc w połowie drogi zadzwonił;
- Zimno! Cholerka. Kawy! - wysapał zamarzającym gardłem, i żebym się niuansów nie czepiała dodał -Poproszę.
Rozłączył się, bo gadanie przy takiej temperaturze grozi odmrożeniem migdałków.
Swoje przybycie zaanonsował tradycyjnym pierdutnięciem drzwiami. Dodatkowym efektem wtargnięcia do świątyni wiedzy, były opary zimna, które za sobą przytargał.
Jako jednostka ludzka wyjątkowo mało odporna na nieszczęścia bliźniego swego, posadziłam zmarzlucha na krzesełku i wcisnęłam w czerwone łapska gorący kubek z równie gorącą kawusią.
- No? Co jest? - zapytał, jak już nieco odtajał.
- Właściwie to nic - odpowiedziałam - Ot tak po prostu...
Nadworny spurpurowiał. Dosłownie. Tym razem ze złości.
- Że nic, to mi mogłaś telefonicznie obwieścić! - wydarł się - Ty wiesz, babo ile jest mrozu?
- Nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Szczęśliwie nie posiadam termometru.
- A co tu ma szczęście do tego? Chcesz to ci kupię. W prezencie!
- Nie, dziękuję. Wyznaję zasadę, że jak o czymś nie wiem to tego nie ma.
- Chcesz powiedzieć że nie ma mrozu??? Tylko dlatego, że nie wiesz ile jest stopni??? - pytajniki mnożyły mu się w oczach - Wariatka!
- O, wypraszam sobie! - powiedziałam i dla spotęgowania efektu, strzeliłam focha - Dopuszczam co prawda możliwość, że mam lekko zwichrowaną osobowość, ale żeby od razu wariatka?
Nadworny milczał. Pewnie trawił złość na moją beztroskę i brak uczuć wyższych.
- No a może jednak coś się stało? Co? - zapytał z taką nadzieją, że żal było patrzeć. I słuchać.
Jasna higieniczna, no! Jak trzeba to się żaden pomysł do głowy nie przypałęta!
- Wiesz jakie pytanie zadał mi mój syn? Wczoraj? - zapytałam z nadzieją, że go jednak udobrucham.
- A co ja? Wróżka? - burknął jeszcze niby naburmuszony, ale tak naprawdę to złość wyparowała z niego wraz z przytarganym zimnem.
- No to ci powiem - w tym miejscu zrobiłam pauzę, dla podkreślenia wagi tego co za chwilę miałam powiedzieć - On, syn znaczy zapytał, posilając się nabożnie pierniczkami w polewie czekoladopodobnej nadzianych jakąś marmoladką i popijając to....
- Dobra! Podjadał, popijał. Potem pewnie beknął - warknął - Bardziej niż menu, interesuje mnie co powiedział.
- Zapytał - znowu strzeliłam focha
- Słuchaj! Sobie grabisz! - wysyczał, nic a nic nie wzruszony.
- Dobra. Nie chcesz literackiej otoczki to nie - powiedziałam i nie chcąc nadużywać jednego środka wyrażania dezaprobaty wystawiłam język w pełnej okazałości - Zapytał mnie kim ja chcę zostać. Jak będę duża!
- No i co?
- Rany! Nadworny, poddałeś mózg hibernacji? Przecież ja jestem duża. To znaczy dorosła jestem.
- Jesteś pewna? - zapytał. I to całkiem poważnie.
- No! Raczej...
- Czyli jednak nie do końca pewna.
Chciałam polecieć jakimś banałem w stylu, że pewna to podwyżka cen energii, albo mucha w ciąży, ale wolałam nie drażnić lwa. Zamiast tego dorobiłam nam po jeszcze jednym kubasku kawy.
- Nigdy nie miałam pomysłu na siebie. Może jakby jeszcze raz? To byłabym kimś innym. Co? - snułam refleksje.
- Ale kim?
- No tego właśnie nie wiem....
Podobno dzieci wiedza więcej niż nam się wydaje... Może powinnam pociągnąć syna za język?
Nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić.
Może jakieś pomysły? Sugestie? Tak na wypadek gdyby Junior wpadł na pomysł, że powinnam zostać kosmonautką albo robić zawrotną karierę jako cyrkowa artystka;)))
Źródło zdjęcia w sieci
To, że Nadworny się napatoczył, przypadkiem jednak nie jest. Został zawezwany w trybie pilnym. Niczym nieuzasadnionym. Trochę mu się dziwię. Mrozisko za uszy targa i w nos szczypie, a ten przyspacerował sobie przez pół miasta. Będąc w połowie drogi zadzwonił;
- Zimno! Cholerka. Kawy! - wysapał zamarzającym gardłem, i żebym się niuansów nie czepiała dodał -Poproszę.
Rozłączył się, bo gadanie przy takiej temperaturze grozi odmrożeniem migdałków.
Swoje przybycie zaanonsował tradycyjnym pierdutnięciem drzwiami. Dodatkowym efektem wtargnięcia do świątyni wiedzy, były opary zimna, które za sobą przytargał.
Jako jednostka ludzka wyjątkowo mało odporna na nieszczęścia bliźniego swego, posadziłam zmarzlucha na krzesełku i wcisnęłam w czerwone łapska gorący kubek z równie gorącą kawusią.
- No? Co jest? - zapytał, jak już nieco odtajał.
- Właściwie to nic - odpowiedziałam - Ot tak po prostu...
Nadworny spurpurowiał. Dosłownie. Tym razem ze złości.
- Że nic, to mi mogłaś telefonicznie obwieścić! - wydarł się - Ty wiesz, babo ile jest mrozu?
- Nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Szczęśliwie nie posiadam termometru.
- A co tu ma szczęście do tego? Chcesz to ci kupię. W prezencie!
- Nie, dziękuję. Wyznaję zasadę, że jak o czymś nie wiem to tego nie ma.
- Chcesz powiedzieć że nie ma mrozu??? Tylko dlatego, że nie wiesz ile jest stopni??? - pytajniki mnożyły mu się w oczach - Wariatka!
- O, wypraszam sobie! - powiedziałam i dla spotęgowania efektu, strzeliłam focha - Dopuszczam co prawda możliwość, że mam lekko zwichrowaną osobowość, ale żeby od razu wariatka?
Nadworny milczał. Pewnie trawił złość na moją beztroskę i brak uczuć wyższych.
- No a może jednak coś się stało? Co? - zapytał z taką nadzieją, że żal było patrzeć. I słuchać.
Jasna higieniczna, no! Jak trzeba to się żaden pomysł do głowy nie przypałęta!
- Wiesz jakie pytanie zadał mi mój syn? Wczoraj? - zapytałam z nadzieją, że go jednak udobrucham.
- A co ja? Wróżka? - burknął jeszcze niby naburmuszony, ale tak naprawdę to złość wyparowała z niego wraz z przytarganym zimnem.
- No to ci powiem - w tym miejscu zrobiłam pauzę, dla podkreślenia wagi tego co za chwilę miałam powiedzieć - On, syn znaczy zapytał, posilając się nabożnie pierniczkami w polewie czekoladopodobnej nadzianych jakąś marmoladką i popijając to....
- Dobra! Podjadał, popijał. Potem pewnie beknął - warknął - Bardziej niż menu, interesuje mnie co powiedział.
- Zapytał - znowu strzeliłam focha
- Słuchaj! Sobie grabisz! - wysyczał, nic a nic nie wzruszony.
- Dobra. Nie chcesz literackiej otoczki to nie - powiedziałam i nie chcąc nadużywać jednego środka wyrażania dezaprobaty wystawiłam język w pełnej okazałości - Zapytał mnie kim ja chcę zostać. Jak będę duża!
- No i co?
- Rany! Nadworny, poddałeś mózg hibernacji? Przecież ja jestem duża. To znaczy dorosła jestem.
- Jesteś pewna? - zapytał. I to całkiem poważnie.
- No! Raczej...
- Czyli jednak nie do końca pewna.
Chciałam polecieć jakimś banałem w stylu, że pewna to podwyżka cen energii, albo mucha w ciąży, ale wolałam nie drażnić lwa. Zamiast tego dorobiłam nam po jeszcze jednym kubasku kawy.
- Nigdy nie miałam pomysłu na siebie. Może jakby jeszcze raz? To byłabym kimś innym. Co? - snułam refleksje.
- Ale kim?
- No tego właśnie nie wiem....
Podobno dzieci wiedza więcej niż nam się wydaje... Może powinnam pociągnąć syna za język?
Nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić.
Może jakieś pomysły? Sugestie? Tak na wypadek gdyby Junior wpadł na pomysł, że powinnam zostać kosmonautką albo robić zawrotną karierę jako cyrkowa artystka;)))
Źródło zdjęcia w sieci
Wychodzi na to, że mus się nad sobą zastanowić;-))) Albo zastanowię się jak będę duża ...znaczy dorosła;-)))) Czyli mam jeszcze kuuuuuupę czasu;-))))
OdpowiedzUsuńZ doświadczenia wiem :) że takie pomysły przychodzą nagle. Bez myślenia :) także nie myśl! Czuj! I rób to co kochasz :)
OdpowiedzUsuńSyn komplemenciarz - że niby jeszcze nie taka stara jesteś?!
OdpowiedzUsuńAlbo przeciwnie -podpadziocha - że niby taka "poważna"
ihihihih
Medal dla nadwornego - dzielnie cię znosi
Trzeba było dziecku prawde powiedzieć. Że jak mamusia dorośnie to będzie Autorką:)buziak zołzik:)
OdpowiedzUsuńhmmmmm właśnie kim bedziesz jak dorośniesz??????;-)
OdpowiedzUsuńhm... ja to bym chciałaby być czarnoskórą z rudymi włosami, kucharką w klubie GoGo. Z nogami do szyi koniecznie, chociaż niskopodwoziówką nie jestem... albo sójką, o tak!
OdpowiedzUsuńSójką... a tak bliżej ziemi, to sobą dalej, lubię moją pracę, zajęcia, pasje, dzieci też je lubią... więc może chciałabyś być mną?!
hehe
buziaki i uściski dla Nadwornego, ten ma fart, robisz mu kawę...
a co!
A;kularnica...
OdpowiedzUsuńBo my jeszcze takie niedorosłe;)))
Tyle, że ten typ chyba tak ma. I nie dorasta;)))
Mała Mi....
Nawet jeśli najbardziej lubię robić nic? I jeśli tylko to mi jako tako wychodzi? ;)
Gosia...
Poważna to ja będę jak sobie kapelusz z piórkiem kupie;)))
Nika...
O ile dorośnie;)))
Jazz...
No właśnie nie wiem... Może masz na mnie jakiś pomysł??
Margo...
Tobą to ja bym chętnie była, bo pasjami lubię uzdolnionych ludzi:)))
Mnie kiedyś to pytanie zadała pani przedszkolanka. Miałam lat może 4 z okładem... Więc kim chcesz być w przyszłości?
OdpowiedzUsuńPsem! - odrzekłam bez namysłu...
Psem nie zostałam, za to mam kota. W głowie. I nie tylko :)
Maura, dobry kot nie jest zły :)
OdpowiedzUsuńTo siebie też lubisz, no to wszystko jest na miejscu :)
Maura...
OdpowiedzUsuńJa kiedyś, jak byłam jeszcze mniejsza;), opowiadałam, każdemu kto tylko chciał słuchać, że bendem estradowom artystkom - Marylom Rodowicz;)))
Margo ma racje, lepszy dobry kot niż byle jaki pies...;)
no a kim Ty chcesz zostać jak będziesz duża - też miałam o to zapytać! Młody był szybszy!
OdpowiedzUsuńbo ja nie mam pomysłu na Ciebie, na siebie czasem też nie mam ;-))
To ja tak tylko trochę na temat...bo mi się skojarzyło jakoś tak. W jednym z odcinków mojego kochanego "Bolka i Lolka" bracia maszerowali sobie dzielnie po kole podbiegunowym. Nie wiem którym, mniejsza o to, sanki ciągnęli, szli dziarsko uśmiechając się. Nie pamiętam już skąd termometr się wziął, ale chłopaczki jak tylko zobaczyli co tam słupek pokazał nagle zimno okrutne poczuli. Jak nie zaczęli podskakiwać, bić się łapkami po korpusikach swoich kreskówkowych.
OdpowiedzUsuńJuż niech Ci lepiej Nadworny termometru nie kupuje, nie masz, nie widzisz, nie marzniesz.
Oszszszywiście. A na dowód tego, że dobry kot nie jest zły, mam ich na stanie 2 i 3/4 :))
OdpowiedzUsuńRączki całuję Drogim Paniom :))
Emma...
OdpowiedzUsuńŻebym to ja wiedziała...
to nie miałabym o czym pleść na blogu;)))
Mira...
No właśnie z takiego założenia wychodzę. Jeszcze tylko niby przypadkiem zepsuje termometr w samochodzie, zgubie zegarek i będę najszczęśliwszą z ludzi;)))
Maura ...
Rozumiem, że te 3/4 kota, to kot o osobowości psa, który chodzi spać z kurami?;)))
Nie... 3/4 kota to Mimi. Kot-ka o trzech nogach i małym rozumie.
OdpowiedzUsuńRyszard z kolei to kot podwójny. Nienaturalnie duży, więc zrobiłam skuchę w moich kocich rachunkach. Poprawiam się zatem: 3 i 3/4 kota :) na stanie mam!
Ja miałam pomysł (i to całkiem niedawno), żeby zostać księdzem jak dorosnę, bo to niezła fucha, ale mi mówią, że się nie da. Może facetom łatwiej? ;)
OdpowiedzUsuńA ja jak miałem jakieś 5 lat, to na pytanie kim chciałbyś zostać odpowiedziałem - emerytem bo nie musi chodzić do pracy. ;)
OdpowiedzUsuńJa chciałam zostać prezydentem, więc jeszcze trochę czasu mam, bo to trzeba mieć ponoć 35 lat (niby po co?).
OdpowiedzUsuńa swoją drogą w nierobieniu nic też jestem dobra, chociaż to ciężka robota.
;)))))))))
Dlatego dobrze że jak chcę to wracam do pracy którą kocham.
Nareszcie mam jasność w temacie kociego inwentarza Maury;)
OdpowiedzUsuńMoże bym się zdecydowała, zostać tym księdzem, ale jakoś nie bardzo lubię sukienki. No i kto by za mnie kazania pisał? Takich głupot to ja na trzeźwo nie umiem;)
Seba, ja też bym chętnie ta emerytka została. Tylko taką niemiecka;)))
Cała JA, też miała taki pomysł. Całkiem niedawno. Ale... opowiem o tym jutro;)
Ten Nadworny to ma jednak cierpliwość do ciebie;)
OdpowiedzUsuńFajny chłop z niego.
Pozdrawiam:)
")) i ma chłopak rację! Zmiany są motorem życia! ja sobie co 10 lat zmieniam zawód i kończę dodatkowe studia. Na pytanie czemu? Odpowiadam, że jeszcze nie wiem kim chcę zostać. :)) Wczoraj czytałam o najstarszym studencie w Polsce, w wieku 84 lat pisze właśnie pracę licencjacką i wybiera się na magisterkę. I tak trzymać!
OdpowiedzUsuńaby pozOSTAĆ w klimacie postu - to strzeliłem dzisiaj focha i dziesięć przyjąłem na klatę.....................................................................
OdpowiedzUsuńsynek na rzeczy się zna skoro Cię pyta o to kim będziesz jak dorośniesz:) Ty wyznajesz zasade, ze jak czegoś nie wiesz to tego nie ma, a małe dzieci mają też tak, ze jak zamkną oczy to myślą, ze ich nie widac:)
OdpowiedzUsuńA tam... nie dorastaj:-)
OdpowiedzUsuńTak jest super!
U mnie coś dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń...ja chciałam być kominiarzem...:):)......
OdpowiedzUsuńLusia ...
OdpowiedzUsuńTaki los Nadwornych;)
Czarny(w)Pieprz...
Coś w tym jest... tyle że mnie właśnie tego pomysłu potrzeba:) Nie wiem co chcę robić, ale wiem, że chce i powinnam coś zmienić :)
Holden,....
Waleczna mencizna z ciebie;)
Mada...
Taaaa... stare zasady, a nie sprawdzają się. Zmarznę w tyłek to i bez termometru wiem że trzeba coś na siebie założyć.
Ida...
takie typy nie dorastają;)
Rybiooka...
Pędzę zobaczyć :)
Czarne Ptaszydło!!!!!
Ty ... już wiesz co;D
MajaK...
No ... to ci powiem, że dość oryginalnie;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńja chciałam być pisarką
OdpowiedzUsuńMoże autorka SiFi albo cóś :)))
OdpowiedzUsuńNo i jak Ci idą przemyślenia, bo dziecko tak nie może czekać? :))
OdpowiedzUsuńJa też bym chętnie do Ciebie wpadła na tę kawusię, którą tak litościwie robisz zbłąkanym i zmarzniętym wędrowcom :), i słuchać też umiem.
No właśnie,jak tam przemyślenia?
OdpowiedzUsuńCzarne Ptaszydło miesza z komentarzami... jak baba, nie może się zdecydować ;)
OdpowiedzUsuńBeata...
No, to jeszcze nic straconego:)
Iw...
To zapraszam:) Na kawusię, na ciacho i na pogaduchy :)
Neskavka ...
Szczerze to liczyłam że blogowa brać coś podpowie ...:)
OJ! Popłynęłaś z tym NIC! A pisanie????!!!! Schowaj tę skromność :) moja droga Nivejko :) Nic nie robienie jest czasem potrzebne, owszem... ale to tyle :)
OdpowiedzUsuń