Zgaga
Gdzie kucharek sześć tam zero siedem zgłoś się, albo gość nagły i niespodziewany.
- A ty jak zwykle w kuchni - Osobista wyskoczyła niczym diabeł z pudełka. I przestraszyła mnie ciężko.
- A ty jak zwykle się szwendasz - powiedziałam, jak już nieco ochłonęłam - Naprawdę nie masz w sobotę wieczorem nic innego do roboty? I musisz mnie nachodzić?
Osobista, robiła sobie z mojego gadania jedno wielkie nic. Klapnęła na krzesło i moszcząc się jak kwoka w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji zażądała herbaty.
- Tylko w dużym kubku mi zrób, a nie w tym pizdryku co ostatnio.
- Jak sobie paniusia życzy. Nawet w wiaderku - powiedziałam kłaniając się dwornie. Tak naprawdę to ja nie wiem czy to było dwornie i zgodnie z etykietą, ale ona też się chyba na takich niuansach nie wyznaje. W każdym razie nie zwróciła mi uwagi że za nisko, czy że za mało zamaszyście.
- Co robisz? - zapytała pociągając nosem.
- Kroję - odparłam zgodnie z prawdą.
- Coś ty? - zakpiła Osobista - w Życiu Warszawy bym na to nie wpadła.
- Jako lokalna patriotka stawiam na Głos Kołobrzegu.
- Wiesz co? Za bardzo chcę wiedzieć co kombinujesz, żeby się kłócić.
Ponieważ ona uczciwie postawiła sprawę, to ja też uczciwie i zgodnie ze stanem faktycznym odpowiedział, że;
- Zgagę. Kombinuję.
Postawiłam przed nią największy kubek jaki miałam w domu.
- Acha. Zgagę. Rozumiem - przemawiała do mnie jak do niedorozwoja umysłowego. Każde słowo wymawiała niezwykle wyraźnie. Prawie jak w dowcipie o piłce do metalu.
- To cieszę się, że rozumiesz - powiedziałam i bez reszty oddałam się krojeniu.
- Po ilości cebuli śmiem domniemywać, że to jakaś pierońska zgaga będzie.
- A wiesz tego to ja nie wiem. Jak żyję zgagi nie miałam. Uczucie absolutnie mi nieznane. Ale z tego co słyszałam od osób bezpośrednio zainteresowanych, powszechnie dostępne bez recepty leki pomagają. Wiec chyba raczej z całą pewnością, nie pierońska.
- To ty potem tego nie jesz? - zapytała
- E... no co ty! Tego to ja bym sobie nie odmówiła. Smalec w dom dieta za próg. A odkąd mam ten sekretny składnik to już absolutnie sobie nie mogę odmówić - paplałam dorzucając pokrojoną cebulkę na patelnię - To powiesz z czym przyszłaś czy nie?
- Już myślałam, że uwierzyłaś, że na herbatkę wpadłam - mruknęła - Ale widzę, że czujna.
- Zwarta i gotowa - dokończyła za nią - Gadaj.
- Mam dwie wiadomości jedna lepsza od drugiej. Zacznę od lepszej. Odłóż to narzędzie ostre bo palca utniesz z wrażenia jak ci powiem - ostrzegła mnie lojalnie.
Odłożyłam. Może to się wydać dziwne, ale jestem bardzo przywiązana do swoich palców. Oraz do paznokci.
- Była u mnie Zofia, i ...
- ... i oznajmiła ci, że z Nadwornym koniec - dokończyłam za nią.
- Wiedziałaś? I nic mi nie powiedziałaś? - Osobista zrobiła urażoną minę - O tym, że postanowiła dać mu drugą szansę też wiesz?
- Ona jemu? - teraz to ja musiałam mieć durną minę.
- No! - Osobista triumfowała, że jednak udało jej się mnie zaskoczyć - I co ty na to?
- A ja na to, że co drugi głupi ma szczęście.
- Obawiam się, że nie rozumiem...
- Życiowy optymizm rozdają w drodze losowania. I Zocha wylosowała podwójną dawkę.
PeeS. Zgaga wyszła paluszki lizać:D
Źródło zdjęcia w sieci
Ciekawe co na tę szansę Nadworny?:)
OdpowiedzUsuńBiedaczek.
to ja chcę być jak Zocha :-D też chcę podwójną dawkę optymizmu! takim jest zawsze lepiej i łatwiej.
OdpowiedzUsuńIda...
OdpowiedzUsuńMyślę, że zachwycony nie będzie. Ale kto wie...
Emma...
Zgadzam się. Ale jakby w razie Zocha chciała zrezygnować, to ja jestem pierwsza w kolejce po te jej porcję ;D
Puenta doskonała. I pozostawia pole do działania:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:D
też biorę, bo na przednówku z optymizmem krucho
OdpowiedzUsuńWest...
OdpowiedzUsuńOptymizm, zawsze pozwala działać :D
OLQA...
Na przednówku ze wszystkim krucho. Ale niech no tylko błyśnie słońcem. Wszyscy dostaniemy powera :D
:) Dobrze, że Zocha taka wyrozumiała kobitka jest :)
OdpowiedzUsuńMaura, wyrozumiała, optymistka i jeszcze blondyna na dodatek. To niesprawiedliwe jest:D
OdpowiedzUsuńPeeS. Nic więcej nie dało się zrobić ;p
No dobrze, Nadworny dostanie drugą szansę, Zocha Nadwornego, Osobista herbatę w dużym kubku, a ja bym chciała wiedzieć jaki jest sekretny składnik zgagi :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wobec powyższego chciałam zadedykować Nadwornemu i Zofii wiersz Brzechwy:
OdpowiedzUsuńŻuraw i czapla
Przykro było żurawiowi,
Że samotnie ryby łowi.
Patrzy - czapla na wysepce
Wdziecznie z błota wodę chłepce.
Rzecze do niej zachwycony:
"Piękna czaplo, szukam żony,
Będę kochał ciebie, wierz mi,
Więc czym prędzej się pobierzmy."
Czapla piórka swe poprawia:
"Nie chcę męża mieć żurawia!"
Poszedł żuraw obrażony.
"Trudno. Będę żył bez żony."
A już czapla myśli sobie:
"Czy właściwie dobrze robię?
Skoro żuraw tak namawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
Pomyslała, poczłapała,
Do żurawia zapukała.
Żuraw łykał żurawinę,
Więc miał bardzo kwaśną minę.
"Przyszłam spełnić twe życzenie."
"Teraz ja się nie ożenię,
Niepotrzebnie pani papla,
Żegnam panią, pani czapla!"
Poszła czapla obrażona.
Żuraw myśli: "Co za żona!
Chyba pójdę i przeproszę..."
Włożył czapke, wdział kalosze,
I do czapli znowu puka.
"Czego pan tu u mnie szuka?"
"Chcę się żenić." "Pan na męża?
Po co pan się nadweręża?
Szkoda było pańskiej drogi,
Drogi panie laskonogi!"
Poszedł żuraw obrażony,
"Trudno. Będę żył bez żony."
A już czapla myśli: "Szkoda,
Wszak nie jestem taka młoda,
Żuraw prośby wciąż ponawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
W piękne piórka się przybrała,
Do żurawia poczłapała.
Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce - to nie chce drugie,
Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą.
:-)))
Kaja...
OdpowiedzUsuńsekretny niestety oznacza, że sekretny. i nie mogę zdradzić bo obiecałam. U mnie słowo droższe "piniędzy":D
Jolanta...
To jest właśnie cała kwintesencja :D
I po co ja się produkuje i opowiadam co tam w Nadwornowie piszczy, skoro Brzechwa już to dawno temu przewidział? :))))
Nie przejmuj się, Kochana.
OdpowiedzUsuńWszystko już było... z wyjątkiem wielkiego, burzliwego, namiętnego romansu Nadwornego i Zochy. Widzę ich jako Scarlett i Rhetta z "Przeminęło z Wiatrem"... Ech...
A ja myślę, że Nadworny wymiękł był i nie powiedział jej prawdy... :) tylko coś jąkał i się źle zrozumieli :P
OdpowiedzUsuńMaura...
OdpowiedzUsuńOd romansów i harlequinów uchowaj mnie ... ;)))
Mała Mi...
A ja myślę, że odwrotnie. Że ona odwraca kota ogonem :D
a mnie najbardziej ta zgaga interesuje, bom głodna.
OdpowiedzUsuńZocha chce wyjść z twarzą i mówi, że daje drugą szansę?
OdpowiedzUsuńNieźle, Nadworny, miękkie serce chyba ma, co? ;)
Grunt to odpowiednia perspektywa:)ps.Raz dwa mi tu przepisik ..na zgagę:) Chociaż przyznam ,że od czasu do czasu miewam coś co się zgagą zwie ,ale Tobie to chyba nie o to się rozchodziłosię.buziaki:)
OdpowiedzUsuńMiej oko na Nadwornego, coby chlop ze szczescia samobojstwa nie popelnil;)
OdpowiedzUsuńZocha ten typ, co to ma latwiej w zyciu. A przynajmniej wszyscy tak mysla.
OdpowiedzUsuńA zgaga to taka cebula babcinowa?
:)
Właśnie, oby wspaniałomyślność Zochy Nadwornego nie zabiła!;)
OdpowiedzUsuńMalinconia...
OdpowiedzUsuńZgaga to po prostu smalec domowego przemysłu. Z jabłuszkiem, śliweczką i sekretnym składnikiem :D
Euforka...
No na to wygląda :D
Nikuś...
Przepisik prześlę naturalnie na meila :)
Stardust...
OdpowiedzUsuńNadworny silny chłop. Nie straszne mu Cylupy :D
Miauka...
Nie wiem czy łatwiej, ale z pewnością prościej :D
Beatta...
Trzymajmy kciuki za Nadwornego :D
JA DZIĘKI puencie uśmiecham się jak bóbr, czyli zęby szczerzę:))))))))))))))))))))))))))))))))!:)
OdpowiedzUsuńCo ja widzę?? Zgaga to smalczyk? kofam Cię zołzo jedna:)mła:)
OdpowiedzUsuńHolden...
OdpowiedzUsuńBobruj sobie. Śmiech to zdrowie :)))))))))
Nika...
A ty myślałaś że co? Krewetki ? :D
a ten Nadworny to wart?
OdpowiedzUsuńDziekuję za poświęcenie mi postu w poście (wielkim)...
OdpowiedzUsuńBeata...
OdpowiedzUsuńChyba wart. Tyle, że są gusta i guściki:)
Zgaga...
Zbieżność Ksywki z nazwa potrawy absolutnie przypadkowa:D
Cały dzień mnie męczy zgaga... a Ty ukrywasz przepis
OdpowiedzUsuńNadworny w drugiej szansie, powinien zakupić sobie pejcz i lateksowe spodnie, może Zofii przejdzie ten ekstrawagancki w styl pana N.
Wiosna idzie, trzeba kiecki szykować i japonki... na plaże te wszystkie przyległości... no! Już się cieszę :)
Margo...
OdpowiedzUsuńNazwa "zgaga" wzięła się od tego, ze mój teść kiedyś raczył powiedzieć takie zdanie "Wiem, że będę miał po tym zgagę, ale się nie mogę oprzeć, jeszcze kromeczkę poproszę" :D
A co do lateksowych ciuchów to się zastanowię. W każdym razie jest to jakiś pomysł :D
Dzizas, to ja tez chce ten przepis, jesli mozna oczywizda:)
OdpowiedzUsuńmMMM..dziś rano słowo smalczyk przebiło całą sprawę Nadwornego i Zofii. Siedzę, patrzę w okno i zastanawiam się gdzie by tu po słoninkę:)
OdpowiedzUsuńNajsampierw to myślałam ,że to kawior z cybulą ... znaczy kaszanka po wersalsku:)
OdpowiedzUsuńZgagi nie znam, w ogóle na kuchni się nie znam specjalnie...
OdpowiedzUsuńNiestety jakoś nie widzę tych dwojga razem :)