Helena


Małgorzata strzepała z dorodnej truskawki piach i w całości włożyła do ust. Smak tych owoców przywoływał w pamięci obrazy z dzieciństwa.
- Mały jakiś – pomyślała patrząc na nieopielony zagon – To dziwne jak z czasem zmienia się postrzeganie rzeczywistości. Kiedyś wydawał się olbrzymi. A pod zielonymi liśćmi mieszkały truskawkowe duszki. Uśmiechając się do wspomnień poszła w głąb pola.
Najpierw było pielenie. Babcia pilnowała, żeby między krzaki nie wkradło się żadne źdźbło zielska. Truskawkowe pole musiało być czyściutkie. Teraz kładzie się folię i po krzyku. Wtedy trzeba było się grzebać w ziemi, wnosić ciężkie kasze z wyplewionym zielskiem. A wszystko bez rękawic. Babcia wychodziła z założenia, że nie rąk, a nóg brudnych należało się wstydzić.
Małgorzata spojrzała na swoje delikatne, białe dłonie, z krótko obciętymi paznokciami. Kiedyś nie były takie. Były czerwone, szorstkie i poranione.
Zbiory zaczynały się o świcie. Babcia budziła ją ze snu, wkładała w jedną rękę kubek z ciepłą herbatą, a w drugą pajdę chleba z masłem .
- Szybciej dziecko – poganiała.

Ojciec zginął w wypadku. Głupim. Tak samo głupim i bezsensownym jak każdy inny. Po kolejnej domowej awanturze upił się, wsiadł na motor i pojechał na ryby. Ludzie mówili, że jak go wyłowili z jeziora, w rękach nadal, kurczowo trzymał wędkę.
Matka początkowo rozpaczała. Czarna wdowa snująca się po sennych ulicach zapyziałego miasteczka wzbudzała podziw i wielkie współczucie. Wdowieństwo szybko ją znudziło. Za bardzo lubiła życie, rozrywki, kolorowe szmatki, alkohol i mężczyzn.
- Niech żyje bal… - zanuciła pewnego dnia. Poszła w tango i nie wróciła.
Sąd Rodzinny w województwie, praw rodzicielskich pozbawił ją zaocznie.
- Opiekę nad małoletnią Małgorzatą, sąd postanawia przyznać obecnej na sali rozpraw Anieli Więch… - monotonnym głosem recytowała sędzina o smutnym spojrzeniu.
Minęło przeszło dwadzieścia lat od tej chwil, a ona wciąż słyszała te suche słowa. Dźwięczały w uszach i przypominały się w najmniej oczekiwanych momentach. Wysoka instancja w osobie smutnej pani sędziny, zadecydowała też o przekazaniu komunalnego mieszkania w miasteczku innej rodzinie.
Małgorzata zamieszkała w babcinej chałupie na skraju wsi.
- Nie martw się Gosiu. Ze mną nie zginiesz – babcia uśmiechała się blado i robiła dobrą minę do złej gry. Złej, bo rozgrywanej znaczonymi kartami. Znowu wszystko było na jej biednej, siwej głowie.
W dzień pracowała w polu, gotowała skromne obiady, sprzątała, cerowała, prała, doglądała kilku kur. W nocy płakała bezgłośnie, modliła się, przepraszała Boga i czekała na cud, który nigdy się nie zdarzył. Marnotrawna córka zniknęła bezpowrotnie. W jej życiowych planach nie było miejsca dla starej matki. Dorastająca córka też była najwyraźniej kulą u nogi. Do tanga trzeba dwojga. Z trzecim gubi się rytm. Wiele razy pomyślała, że lepiej by było, żeby Maria, jej córka nigdy się nie urodziła. Przepraszała potem Stwórcę, za te grzeszne myśli. Gdyby nie Maria nie byłoby Małgorzaty. Gdyby nie wnuczka nie miałaby teraz dla kogo żyć.
A gdyby nie miejscowy proboszcz, dobrotliwy staruszek, Małgorzata nie była by dziś tym, kim jest.
- To grzech, Moja Anielo, wielki grzech zaniedbania. Ona jest młoda, zdolna i jak jest taka możliwość to trzeba ją kształcić. Daru od Boga nie można zmarnować. A przy siostrach to ona się nauczy i rozumu i odpowiedzialności. I dyscypliny.
Patrząc na wnuczkę, Aniela nie widziała jakiegoś szczególnego talentu. Decyzja jednak zapadła. Słowa księdza były niemal świętością. Zadziałał też odwieczny strach przed grzechem. Poza tym, proboszcz pozałatwiał wszystkie formalności. Anieli nie pozostało nic innego jak spakować kilka sztuk spranej bielizny i odprawić Małgorzatę do miasta. Po nauki.


Babcia była nieskomplikowana i miała prosty sposób na życie. Taki pradawny, wyssany z mlekiem matki – módl się i pracuj. Małgorzata ponownie uśmiechnęła się na wspomnienie kruchej, pomarszczonej słońcem, wiatrem i ciężką pracą staruszki. Do końca życia, Aniela Więch pozostała wierna tej rodzinnej dewizie, którą jej wpoiła matka, a ona przekazała wnuczce. Tylko z córką coś nie wyszło.
Zawsze łączyła modlitwę z pracą. Pieląc grządki odmawiała różaniec. W południe, na dźwięk dzwonów z wieży kościelnej oddawała hołd aniołowi pańskiemu. Posty nakazane zachowywała. I modliła się. Między innymi o dobrą śmierć.
Zmarła cichutko. Nawet w obliczu śmierci, nie chciała nikogo absorbować swoją osobą.

Ostatni rok spędziły razem. Małgorzata zabrała ją do siebie.
- Starych drzew się nie przesadza – mówiła patrząc w okno gasnącym wzrokiem – Obiecaj, że pochowasz mnie tam, gdzie moje miejsce.
Małgorzata nie czuła smutku. To by było niezgodne z tym, w co wierzyła.
Na pogrzeb przyszło niewiele osób. Garstka znajomych sąsiadów. Był też Tomek.
Ledwie go poznała w tym eleganckim szpakowatym mężczyźnie. Kiedyś był rudy, pryszczaty, miał za krótkie spodnie i szczerbaty uśmiech. Całowała się z nim za krzakiem bzu rosnącym za chałupą babci. Chyba ją poznał. Uśmiechał się ledwie widocznie pod wąsem. Tak jakby też sobie przypomniał to, co ukrywały gęste gałęzie bzu. I uśmiechał się do tych wspomnień. I do kobiety kiedyś pięknej, dziś niedostępnej.

W kieszeni prostego czarnego płaszcza zabrzęczał telefon. Małgorzata odrzuciła wspomnienia. Pora wracać do rzeczywistości.
- Siostra Helena, słucham – powiedziała opanowanym głosem do słuchawki.


Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. Pięknie piszesz, wspaniałe są Twoje opowiadania. Czytam z niekłamana przyjemnością i chłonę każde słowo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna opowieść... Oto jak przeszłość wpływa na przyszłość. Dziwnie znajome zjawisko. Ehh...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe ....zastanawiam się, czy jest szczęśliwa?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bestyjeczka...
    Uczę się. Cały czas. Ale ... dziękuję :)

    Athena..
    Fikcja i rzeczywistość często się przeplatają:)

    Akularnica...
    Nie wiem. Pewnie na swój sposób tak:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Życie pisze dziwne scenariusze ;)
    Ważne by nasz był ciekawy i dobrze zagrany :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo smutne zakończenie. Nie wydaje mi się ,że siostra Helena jest szczęśliwa. Ktoś , nie ona sama ,zadecydował o jej losie. Chyba ,że jednak to było powołanie.Jedno jest pewne..tak być miało. buziaki autorko:)ps. a propos...mam nadzieję,że jest przy Tobie ktoś kto Cię odpowiednio motywuje byś nie zmarnowała swojego talentu:) cmoki:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...nie będę słowami psuła tego co czuję...JESTEŚ WIELKA...!!!!.....

    OdpowiedzUsuń
  8. Gosia...
    Ech to życie... sie plącze...;)

    Mira ...
    Dzięki :)

    Nika...
    Smutne? No wiesz, każdy jest kowalem swojego losu. Nawet jeśli mu się wydaje, że nie miał innego wyjścia:)
    PeeS. jest. I motywuje. Tylko ja odporna jakaś jestem, tępota jedna;)

    MajaK...
    Maju... lejesz miód:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooch... cudnie. Nivejko, jaka rozmaitość: czasem piszesz tak, że od śmiechu szczęka boli, a czasem tak, że łyka się łzy wzruszenia. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  10. wzruszające... :-)
    mam nadzieję, że jest szczęśliwa w tym habicie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jolu...
    Dzięki ci bardzo:)

    Emma...
    Każdy ma swój sposób na życie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. To mogła być historia o mnie... mogła!

    Buziaki i dzięki za Helenę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Margo...
    Nie wiem skąd się to wzięło, ale jest to dowodem na to ze wszystko już było...;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niby ciężka smutna historia, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jednak sielanka. Same dobre ciepłe uczucia- złe poszły precz, razem z tym kto uciekł.
    Konwencję łamie mi ostatnie zdanie, ale czy przetrąca...? Chyba nie.

    Jeszcze, jeszcze... chcę czytać...

    To nie mogła być historia o mnie. Po moim pobycie w internacie- rozwiązali internat :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne opowiadanie!!
    Przyznam , że czytam Twojego bloga (mam w ulubionych) już od jakiegoś czasu.
    Najpierw zaintrygował mnie tytuł , a pózniej wpadłam jak śliwka w kompot i bardzo się cieszę jak mogę zacząć dzień od przeczytania twojego nowego posta ,bo na pewno (lub przeważnie ) zaczynam dzień od śmiechu ,Dziękuję i Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Mota...
    Nic nie jest do końca białe, anie tak bezwzględnie czarne jak by się mogło wydawać. Masz racje. Nie było moim zamysłem przedstawienie historii smutnej, tylko jednej z wielu. Ludzie sami są kowalami swojego losu. Małgorzata wybrała właśnie tak :)


    Fredka...
    Bardzo mi miło , że znajdujesz czas na czytanie mojego blablablania:) Jeszcze milej, że ci się podoba:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Nivejko, dobre.I pomyślałam sobie przy tej okazji,że tak właśnie często wygląda owo "powołanie".
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Historia do zamyślenia.... piekna i pieknie napisana.

    OdpowiedzUsuń
  19. Się wzruszyłam, i zamyśliłam,i .... i dziękuję!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. refleksyjnie, pięknie, z wyczuciem.
    Ty to potrafisz:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Przejmujące bardzo. Zaczęło się cudnymi truskawkami, a strasznie smutne. W moim odczuciu przynajmniej :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak to jednak przeszłość determinuje przyszłość, na wiele zaskakujących sposobów.

    OdpowiedzUsuń
  23. Anabell...
    Powołania, a "powołania" to zupełnie różne sprawy;)

    OLQA...
    Takie życie... do zamyślenia;)

    Kontrolerka...
    Twoje wzruszenie bardzo mnie cieszy :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ida...
    Dziękuję:) Właśnie się zastanawiam czy nie przesadziłam...;)

    Maura...
    :))))

    Magenta...
    Takie jak życie, raz truskawkowe, raz smutne:)

    Aga_xy...
    Racja. Nigdy niewiadomo co nas czeka:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Dobra opowieść, chociaż trochę smutna...

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie lubię tego posta Nivejko. Nie lubię i nie podoba mi się. To chyba dobrze, bo znaczy że w jakiś sposób do mnie dotarło.

    OdpowiedzUsuń
  27. Myślę od kilku minut co napisać. Ale już chyba nic nie wymyślę ;)) Po prostu gratuluję, Nivejko ;))

    OdpowiedzUsuń
  28. Życie, samo życie, tak jak sobie je będziemy dziergać tak ono będzie nam dawać przyjemności. I tak to funkcjonuje. Pozdrawiam
    PS. Przy okazji prywata, czy Ty gdzieś jesteś dostępna on line? Bo nawet ssmany trafiają w próżnię???

    OdpowiedzUsuń
  29. taa, ja pewnie bym ich w krzaki bzu raz jeszcze schowała:)

    OdpowiedzUsuń
  30. A ja czytając to myślałam właśnie o Margo. dziwne... hm...

    OdpowiedzUsuń
  31. Nivejko tak czuję, że Helena pogodziła się z losem ale czy Małgorzata była szczęśliwa?

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetne opowiadanie. Już się bałem, że jak Małgorzata to zaraz na bal do diabła pójdzie, ale nie - zbieżność imion przypadkowa całkiem. Jest dobrze Beatko!

    OdpowiedzUsuń
  33. Przyłączę się do chóru peanów :)
    Naprawdę poruszająca historia. Mam wrażenie, że siostra Helena była szczęśliwa, bo pomimo wszystko ona stała się kowalem swojego losu. Jednak nie zgodzę się, że jest nim każdy człowiek. Ale to całkiem inna historia. Być może kiedyś zbiorę się i ją opowiem.
    Pozdrawiam ciepło i chylę czoło w podziwie :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Miałem wrażenie jakbym czytał fragment dobrej książki. Jak kilka kartek z niej wyjętych. Dobrze mi się to czytało. Mam sentyment do takich nieco romantycznych linijek... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  35. Iw...
    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia..;)

    Pieprzu...
    Oczywiście nie musi. Masz prawo do własnego zdania, co oczywiście doceniam, ale czy mogłabyś sprecyzować? Bardzo mi na tym zależy:)

    Pozytywka...
    Dzieki:) Słowa uznania spod klawiatury Naczelnej Stołecznej Zmyślaczki wiele znaczą;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Czarny Ptaku...
    No i ja ja mam się z Tobą nie zgodzić? Drugi? :D
    PeeS. Jestem. Dzwoniłam, ale cię wcięło:)

    Beata...
    Aj bo tobie tylko jedno w głowie... no ale to akurat zdrowy objaw;)

    Matylda...
    Margo też znalazła kilka analogii, ale zapewniam ci, ze to fikcja, która zmieszała się z rzeczywistością;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Euforka...
    Wiesz, co mnie najbardziej zdziwiło? Że każdy odbiera to z innego punktu widzenia... Nie spodziewałam się takiej PIĘKNEJ różnorodności:)

    Kwaku...
    Małgorzata pochodzi od perły... a perły to łzy.
    To raz, a dwa, nie lubię typowych zakończeń, takich jakich się każdy spodziewa:)

    DorotiS....
    Dziekuję, bardzo. I napisz. Warto, bo pamięć jest ulotna:)

    BarEya...
    Niestety. To tylko opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń
  38. W tym wypadku trudno mi jasniej - pokażę ci na przykładzie. Nie podoba mi się tak jak nie podobała mi sie Panna Nikt, Tereska i parę innych pozycji. Dotyka czegoś takiego czego nie znoszę żeby mi dotykano!
    I nie chodzi tu o język i sposób pisania - chodzi o treść. Żeby było jasne - moim zdaniem jest dobrze napisane, tylko chce mi sie uciekać.

    OdpowiedzUsuń
  39. Rozumiem. W zasadzie tez nie lubię ocierać się o patologie...

    OdpowiedzUsuń
  40. Zawsze musimy wybierać. Nie zawsze szczęśliwie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz