Ekstremalnie


Co ma wisieć nie utonie... jak mówi stare przysłowie pszczół. Dlaczego pszczół? Bo tak! Bo nie koników polnych na ten przykład. To po pierwsze. A po drugie, to od czegoś trzeba zacząć. Nie mam pomysłu, w głowie mózgojad piszczy (z głodu??;) ... I stąd te pszczoły i niezatapialny wisielec.

Blady jak ściana Nadworny stanął w drzwiach. W oczach miał przestrach na dwa opakowania relanium. Co najmniej.
- Wody! - krzyknął jakoś tak żałośnie i bez entuzjazmu poczłapał do kuchni.
- Mam tylko kranówę z filtra. Może być? - zapytałam nieco przerażona widokiem. Co też strach i przerażenie robi z przystojnym bądź co bądź facetem. Nadworny pokiwał smętnie głową. Pierwszą szklanę wyżłopał w tempie ekspresowym. Przemówił dopiero w połowie drugiej, a i to tylko jakimś półsłówkami nędznymi, absolutnie nie zaspakajanym ciekawości.
- Ja cię! Ale było! - i pił sobie dalej w najlepsze. Do dna! Dudniącą pustką szklankę odstawił na stolik, wytarł usta wierzchem dłoni i z westchnieniem ulgi klapnął na krzesełko kuchenne wyściełane.
- No to jak było? - dopytywałam z niecierpliwością.
Nadworny uniósł na mnie jedno oko, lewe, łypną i raczył udzielić odpowiedzi. Mało konkretnej
- Ekstremalnie.
- Skakałeś na bandżi? - zapytam podekscytowana. skądinąd wiem, że to wielkie jego niezrealizowane dotąd marzenie, więc może teraz?
A jednak nie, Nadworny kategorycznym ruchem głowy zaprzeczył. To dobrze. Bo ja bardzo chciałabym przy tym być. I odpowiednio fotograficznie udokumentować.
- Wiem!- wydarłam się jak piórko z gęsi - Zrobiłeś sobie tatuaż!
- Gupia! Ja i tatuaż?! - Nadworny prychnął jak rasowy kocur i spokojnie dolał sobie wody. Racja. On ma igłowstręt pospolity i tak z własnej i nieprzymuszonej nie dałby sobie zrobić kuku.
- Ja tam ci Nadworny nie wróg - zaczęłam dyplomatycznie - Ale jak ty tę trzecią szklanę w siebie wlejesz, to szczekniesz!
- Spokojna Twoja roz... - Nadworny zaczął i ze zdziwienia aż się zająknął - Uczesana! No nie! Dzień niespodzianek.
Gdyby nie fakt, że ciekawość dręczy męczy to moment był jak najbardziej odpowiedni do strzelenia focha i zażądania przeprosin. Z kwiatami!
- Nie błaznuj - powiedziała zmógłszy w sobie chęć pokazania kto tu rządzi - Tylko mów co takie ekstremalne było.
- Jazda. Na traktorze. Jechałaś kiedyś?
- A bo to ra... -zaczęłam i zamilkłam, bo sobie znienacka zdałam sprawę, że nigdy, przenigdy nie miałam przyjemności podróżować traktorem. Ani w roli pasażera, ani kierowcy - Nie jechałam. O rany! Ja nigdy nie jechałam traktorem - ekscytowałam się odkryciem jakby było czym. Rakietą też nie leciałam i co z tego?
Nadworny nieco się ofuczył, że straciłam zainteresowanie jego przygodą. Zamilkł i kazał się prosić. O dalszą część rewelacji ekstremalnych.
- Gadaj - poprosiła więc uprzejmie i odebrawszy mu szklankę łyknęłam wody. Dla ochłody i dla złagodzenia emocji.
- Otóż, jadę sobie jadę... - zaczął powoli z należną dobrym opowieściom powagą.
- Traktorem? - zdziwiłam się i natychmiast wyobraziłam sobie Nadwornego w roli rolnika traktorzysty. Mimo sierpnia i upału zaokiennego wyobrażenie było zimowe; kufajka, walonki i czapka uszatka.
Nadworny w roli pana na zagrodzie, pomachał mi łapką przed nosem i rozwiał tworzącą się wizję.
- Swoim jechałem. Traktor jechał z przeciwka. I miał zepsutą skrzynię biegów. To znaczy drążek od skrzyni, wiesz, ten co się biegi zmienia - tłumaczył jak dziecku z podstawówki - Wylatał.
- Wylatywał - poprawiłam odruchowo.
- Nie ważne jak zwał - Nadworny lekko się na upomnienie obruszył - Było strasznie! Kierowca, przy każdej zmianie biegów nachylał się nad skrzynia i zupełnie bezstresowo usiłował wkładać drążek do skrzyni. Zmienił, jechał i znowu zmieniał. I cały czas na oślep. Czujesz? A drogą wąską i na dodatek leśna.
Czasami to to wyglądało jakby traktor jechał sam!
- Aha, no i co?
- A co ma być? Żyję! I zapotrzebowanie na przeżycia ekstremalne mam na jakiś czas zaspokojone - odpowiedział ze spokojem i pomachał nóżką. Jak gdyby nigdy nic. Dwie szklanki wody temu, umierał na przestrach i bladość, a teraz macha. Cały Nadworny!

Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. heheh...
    przypomniało mi się, że jechałam traktorem na ogromnych kołach - jakiś ruski terenowiec z demobilu. to było w Bieszczadach. szłam po chleb do sklepu - a trzeba było iść kilka km. jakiś poczciwina mi zaproponował, że mnie podwiezie. ufnie wsiadłam i przeżyłam horror, bo jechał na skróty po takich dziurach i rowach, że byłam ledwie żywa ze strachu :-))) ale dowiózł mnie całą i zdrową.

    OdpowiedzUsuń
  2. Emma...
    Taka jazdę się pamięta;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Luźna guma, względniej twardziel z tego Nadwornego:)Śmierć na traktorze mu spojrzała w oczy, a ten zamiast pobieżać do rejenta testament spisywać to se macha nóżką:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Się pochwalę, że ja jechałam na traktorze;-))) Choć mu nic nie "wylatało", to przeżycie ekstremalne nad wyraz było;-)Bo siedziałam obok kierowcy, na wielkim błotniku;-)))
    Dobrze, że hałas pracy silnika, zagłuszał mój pisk;-)) Radości oczywiście, bo przecież nie strachu;-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. traktorki to tylko w bajkach są grzeczne;)np. taki czerwony, czy Tom.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie dziwie się Nadwornemu, że mu adrenalina skoczyła. W sezonie nie ma to jak kombajn albo inna "krowa" na drodze. Ani to wyprzedzić, bo cholera szeroka ani za tym jechać, bo usnąć można. Dwie szklanki wody to mało!

    OdpowiedzUsuń
  7. No patrz ja też nie jeździłam nigdy traktorem. Już nie mówię o kierowaniu ale o pasażerce... i nic... tyle lat nic.
    Chyba muszę nadrobić braki.

    OdpowiedzUsuń
  8. p/s Idę ukraść sąsiadowi traktor ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm... to jak Nadworny ponownie będzie miał zapotrzebowanie na ekstremalne emocje, to zapraszam na przejażdżkę ciągnikiem mojego dziadka - dziadek wymyślił i skonstruował go sam, wygląda nieziemsko i jest na korbkę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja przeżyć ekstremalnych od samego czytania mam już dość przez miesiąc:) Wystarczy, że wczoraj musiałam patrzeć, jak duże zielone coś wleciało do mojego pokoju! A potem ruszało się i podskakiwało. I miało nogi. I oczy. A w nich żądzę mordu....Jestem tego absolutnie pewna.
    Traktor przy tym to mały miś. No przy tym zielonym smokupotworzeigadzie w jednym.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taki traktorowy drążek zmiany biegów, co jest ci zakotwiczony w podłodze, jak się urrwie, to raz, ciężko trafić w otwór, bo kolebie na leśnej drodze, dwa, bardzo ciężko trafić we właściwe miejsce w otworze, i jeszcze trzeba pamiętać na jakim biegu się jedzie, żeby wrzucić następny.. Nie dziwię się Nadwornemu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja jechałam furą usadowiona na kopie siana. Byłam "na szczycie", a co ?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Traktor? Myślałam, że Cylupa :D

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja kiedyś jechałam traktorem! Za kierownicą :))!
    Tyle, że to był taki mały traktorek! :) Ale przeżycia - ekstremalne :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Nika...
    Stawiam na twardziela;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Akularnica...
    Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że ze strachu;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Magda...
    Grzeczne i sympatyczne nad wyraz;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Mira...
    Kiedyś to nawet liczyliśmy ile tych kombajnów widzieliśmy... teraz dzieci mają lepsze zabawy;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ivon...
    To koniecznie opisz wrażenia z jazdy ekstremalnej;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Diżejka...
    A ja mogę? Zamiast Nadwornego? Chętnie bym skorzystała;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Madame...
    Brrrrrrrrrrr... i Fuj! Paskudomgadopodobnym mówimy NIE!

    OdpowiedzUsuń
  22. Kate...
    Oproszę! Znawczyni się trafiła. Szczerze mówiąc traktory znam... z widzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Beatta...
    Taka to ja tez jechałam, ale koń był źródłem napędu;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Magenta...
    Cylupa zajęta. Bryka po świecie okolicznym w objęciach "Innego"

    OdpowiedzUsuń
  25. Iw...
    Czyżby traktoro-kosiarka ogrodowa? Właśnie się nosze z zamiarem zakupu;)

    OdpowiedzUsuń
  26. To Nadworny chyba by zszedł na zawał , gdyby mu się z kombajnem przyszło zmierzyć :):):)

    OdpowiedzUsuń
  27. i ja nigdy traktorem nie jechałam, a marzeniem mojego męża nadal jest kierowanie choć przez chwile... kombajnem:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Kurna chata - ja tylko na wozie z sianem, i na dodatek widły mi się w d... wbiły!I jeszcze się bałam przyznać, bo mi mama zabroniła takich akrobacji.

    OdpowiedzUsuń
  29. Pieprzu...
    Ja sobie tylko w łydkę wbiłam. I tez się nie przyznałam, bo zabawa był z gatunku zakazanych;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja tez miałam okazję pojeździć traktorem, wprawdzie taj jak Akularnica, ale zawsze! I spokojnie mogłabym powiedzieć "Oby to raz"! Się jeździło z babcia na wieś, to i traktor się zaliczyło, ze tak powiem :D

    OdpowiedzUsuń
  31. raz harwestowałam kombajnem:) stałam z przodu, na takim balkoniku, czułam sie baaardzo wielka i ważna:) cudowne uczucie:) traktorem wiózł mnie kiedys przez sniegi jeden rolnik, do szkoły, wysoko jak lubie, ale uczucie straszne, łaczę sie w przezyciach w w/w wymienionym:)

    OdpowiedzUsuń
  32. takimi traktorami to często po wiejskich szosach jadą dzieci! Prowadzą! O zagrożeniu nie wspomnę... ale ostatnio mój Wielki Brat też przyjechał do mnie taki blady i zdenerwowany...kierowca jakiegoś punciaka zmiótł skrzynkę telefoniczną, omal nie wjechał w bawiące się w zagrodzie dzieci...i jeszcze się cieszył . Wrrrrr....

    OdpowiedzUsuń
  33. Dziękuje Nivejko za to, że powiedziałaś mi o Pollyannie, wspaniała książka :) No i powtórze się jeszcze raz: Twój styl pisania jest zdumiewający :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Aga_xy...
    Tez miałam babcię na wsi. Az dziw, że nie miałam okazji;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Beata...
    Ze sportów ekstremalnych uprawiam skoki na przydomowej trampolinie;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Antares...
    Niestety. Jeszcze ciągle się zdarza, że nieletni prowadzą. Bez umiejętności, bez wyobraźni, brawurowi...

    OdpowiedzUsuń
  37. Miszmasz...
    Czy to znaczy, że już umiesz cieszyć się wszystkim?:)))

    OdpowiedzUsuń
  38. Jeszcze mi do tego daleko ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz