O oszczędzaniu

...czyli opowieść edukacyjna pod szyldem ekologii. A co!
...czyli opowieść edukacyjna pod szyldem ekologii. A co!


Od wczesnych godzin podrugośniadaniowych, na całej nadmorskiej połaci deszcz. Sypał sobie kapuśniaczkiem drobnym na mnie, na ogródek wody stęskniony, na leżak zapomniany, na siostry i braci turystów... A na Nadwornego z wiaderka chlusnął. Chyba...
- Tylko nie mów, "wszelki duch" i tak dalej. Bo wścieknę się jeszcze bardziej! - ociekający wodą Nadworny, nie pytając o pozwolenie wtargnął do przedpokoju i zamienił świeżo umytą podłogę w bajorko. Na całe jego zmaltretowane wodą szczęście, nie wypłukało mu zdrowego rozsądku i nie pchał się poza strefę wstępu wolnego.
- A co tu chwalić? - powiedziałam nie mogąc wyjść z podziwu nad obrazem nędzy i rozpaczy pędzla podrzędnego pacykarza. Jego Nadworność wyglądał gorzej niż źle i bardziej niż podejrzanie.

Pomyślałam, że zanim rozpocznę śledztwo, warto by było wykazać odrobinę dobrej woli w celu po pierwsze zminimalizowania szkód natury porządkowej oraz podlizania się wyżej wymienionej ofierze losu, po drugie.
- Masz - powiedziałam wciskając w łapy Nadwornego ręcznik haftowany w żółte tulipany - Się wycieraj.
Zaczął od głowy. Ręcznik nadawał się do prania, ewentualnie gruntownego przesuszenia.
Zrezygnowana poczłapałam po drugi. Tym czasem swędzącej ciekawości nie było jak podrapać...
- To co się właściwie stało? - zapytałam tracąc cierpliwość - Mów!
- Wycieram się. Jak skończę to ci powiem - odpowiedziała ze stoickim spokojem.
- A jednocześnie nie łaska? Gęby sobie nie wycierasz - swędzenie przybierało na sile.
- Zaraz będę. Wycierał znaczy - mruknął złowrogo - Herbaty byś zaproponowała, zziębniętemu. A nie stoisz i zrzędzisz.

Ja zrzędzę? Ja? Żeby wiedzieć co to takiego to zrzędzenie, to ja muszę do słownika zajrzeć. Ciekawa to owszem, jestem, ale to akurat cecha dobra i ze wszech miar godna polecenia tym, którzy ciekawości w praktyce nie uprawiają. Bycie ciekawym, zwłaszcza świata pozwala na trzymanie. Ręki na pulsie. Jednocześnie należy uważać, żeby nie być wścibskim - polemizowałam z własnym ego, podczas gdy woda osiągała stan wrzenia. Czajnik pyknął cichutkim -pyk, w chwili kiedy Nadworny stanął w progu kuchni i głosem nieznoszącym sprzeciwu zażądał informacji;
- Gdzie są Twoje dzieci, Kobieto!?
- A kręcą się gdzieś po okolicy - odpowiedziałam obojętnie, zalewając esencję wrzątkiem - Coś od nich potrzebujesz? Mogę zgwizdać
- Zgwi... To znaczy zwołuj - wydał polecenie i rozsiadł się na taboreciku.
Dzieciarnia, zwykle przybiegająca na umówiony sygnał, tym razem okazała się być się wyjątkowo oporna. Nawet obietnica, którą złożyłam, że jak tylko się nie pojawią to im potrącę z kieszonkowego, nie pomogła.
- One są cwańsze niż nam się wydaje - Nadworny wstał i ryknął na całe gardło - Łobuzeria! Ta na balkonie, do mnie marsz!
Łobuzy w ilości sztuk cztery (dwa rodzone i dwie znajdy), pojawiła się niemal natychmiast.Miny mieli nieco niewyraźne. Nie przeczuwając niczego złego, chwyciłam za ciasteczko marki wafelek z kremem czekoladowym.
- O wujek! - zaszczebiotał cwaniak płci żeńskiej.
- Noooo, wujek - Nadworny odpowiedział przeciągle, nie zaszczycając młodocianych spojrzeniem - Ci dam...
- Lizaka? - Krzyś przerwał rezolutnie, a ja przez to teraz nie wiem. Co takiego Nadworny miał życzenie podarować moim dzieciom.
- Baczność! - wrzasnął ponownie, mierząc dzieciaki srogim spojrzeniem - Przyznacie się, tej tutaj, mamie, co robiliście na balkonie! Ale już!
- Staliśmy - jak nigdy zgodnie odpali oboje. Znajdy przezornie wycofały się z linii ognia.
- I co? Oprócz stania ? - śledczy Nadworny pytał dociekliwie.
- Bawiliśmy się balonikiem - Krzysiek nonszalancko wzruszył ramionami.
- Niebieskim - uściśliła jego starsza siostra.
- O co Tobie chodzi , Nadworny? Co? - zaczynałam tracić cierpliwość. Wujek, wujkiem, ale jakim prawem na moje dzieci, pruje twarz? Tylko dlatego, że się balonikiem bawiły?
- O to mi chodzi, że ta łobuzeria, zabawia się w sposób absolutnie karygodny! - ryczał wymierzając palucha na karnie stojące dzieciaki.
- Pozwól, że to ja będę decydować, czego godny - niczym lwica zaczęłam bronić godności niewinnie, nie wiadomo o co oskarżanych.
- Tak? - Nadworny założył ręce na klacie.
- A tak! - ja też założyłam. Nie będzie mi tu Nadworny na dzieci wrzeszczał!
- To niech ci powiedzą z czym był ten balonik - syknął i jak gdyby nigdy nic zajął się piciem nieco już wystygłej herbaty - I ci jeszcze powiem, że to całe twoje szczęście kudłate, że to na mnie trafiło! Bo ja spokojny człowiek, mnie można na odcisk nadepnąć i ...A właściwie to niech ci sami powiedzą.
Głupia nie jestem. Domyśliłam się.. Wystarczyło dodać dwa mokre ręczniki do jednego wściekłego Nadwornego. I potwierdzić wynik.
- No! Co macie na swoje usprawiedliwienie?
- Woda była darmowa. Z deszczówki - odpowiedzieli zgodnie.

Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. :))))))))))

    deszczówka wymiata:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to zmienia postać rzeczy :) jeśli nikt za to nie płacił... to niewinna zabawa :) chociaż... te ręczniki... pranie... herbata... nazbiera się tego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja kiedyś tym samym sposobem, tyle, że wodę w reklamówce miałam;-)))) Ups ....;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak przecież padało, więc o co afera? A na rozgorączkowaną zazwyczaj głowę Nadwornego balon zimnej deszczówki jak znalazł!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mijka...
    Oraz zmywa. Raptusia;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mała Mi...
    i cięzka praca matki polki. Przecież ktoś musi te ręczniki do prali włożyć. I szklankę do zmywarki;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Akularnica...
    Na przytoczonym wykładzie, widzimy, proszę państwa, jak zmieniają się czasy... i polaków zabawy;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgaga...
    No dobra. Tylko dlaczego z niebieskiego balonika? Nie było innych kolorów?;)

    OdpowiedzUsuń
  9. oo właśnie.kiedyś się reklamówkami rzucało!

    a niebieski balonik był dla niepoznaki,taka niewidoczna zupełnie deszczowa chmurka.

    OdpowiedzUsuń
  10. e nic nowego, zabawa balonowa deszczówka za moich młodych lat też była modna;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mijka...
    Brawo dla tej pani! Argumentacja zgodna z pomysłem;)

    OdpowiedzUsuń
  12. OLQA...
    Myślisz, że odwróci zmiany zaistniałe? :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Iwa...
    Historia lubi się powtarzać... zabawy też;)

    OdpowiedzUsuń
  14. jesli balokoni wysoko to taki wodny balonik jest ja cegłówka rzucona na głowe, niesttety...ale dzieci pomysłowe...:)

    OdpowiedzUsuń
  15. pomyślałam to samo co Beata...

    OdpowiedzUsuń
  16. Może Nadworny jeszcze urośnie, bo podobno po deszczu się rośnie...jak grzyby :)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Hahahahahahahaha :):):):) Przy deszczówce padłam :):) A deszczówka dobra na włosy i cerę , więc niech się Nadworny cieszy , że to nie była na przykład słona woda :):) Fajne dzieciaki , lubię o nich czytać :):):)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zawsze słyszałam, że deszczówka jest świetna na włosy :D

    OdpowiedzUsuń
  19. O! Śmingus Dyngus latem :)))
    Dzieci się bawiły a wujaszek niefortunnie się pod balkonem znalazł gdy im zabawka z rąk...się wyśliznęła ;))
    Zupełnie nie rozumiem o co wujaszkowi chodzi. No żeby się tak gorączkować z powodu deszczówki na głowie... ;P
    Hihi...

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja się ubawiłam setnie, a nawet tysięcznie!
    A co! Swoją drogą, Nadworny rzeczywiście nad wyraz spokojny człowiek :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Beata...
    Co najwyżej pół cegłówki, bo baloniki raczej malutkie;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Emma...
    Spoko, Nadworny twardogłowy;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Gosia...
    Musze zmierzyć, dziś i za kilka dni. Chociaż wolałbym, żeby się nie okazało, że jest grzybem;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Anaste...
    Może kiedyś. Odkąd z nieba lecą kwaśne deszcze chyba to się nie sprawdza;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Magenta...
    Na włosy najlepsza jest opaska;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Antares...
    Wujaszek poirytowany nie wiedzieć czemu. Należy przeto sprawę zadać i mu melisy naparzyć;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Aga_xy...
    Mistrzostwo świata w sile spokoju;)

    OdpowiedzUsuń
  28. O to to! Melisa dobra na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Antares...
    Nawet na drogę za śliską... jeśli gorąca;)

    OdpowiedzUsuń
  30. A po kiego Nadworny chadza tam gdzie być go nie powinno ? Hę ? Się łazi się ma ! :DDDD

    OdpowiedzUsuń
  31. Cały cza się zastanawiam, jak one - dzieci - wlały tę wodę do balonika?! Czyżbyś miała wąską rynnę?
    Brawo za pomysłowość :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Jak zawsze zajrzałem z przyjemnością i tak samo przeczytałem. Jednakże przeczytaj uważnie Beatko tekst jeszcze raz - tam jest kilka literówek, warto poprawić :) Najserdeczniejsze pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ivon...
    Nadworny to szwędacz. co nie zmienia faktu, że tak się nie godzi. Wuj to wuj!

    OdpowiedzUsuń
  34. Gosia...
    Wężykie, wężykiem;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Kwaku...
    Dzięki Arku, zaraz popoprawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz