Romantyzm w pragmatycznym sosie

Mąż wraca z pracy w podłym humorze. Żona spieszy z obiadkiem.
Najpierw na stole pojawia się zupa kalafiorowa, która nie należy do ulubionych dań pana domu. Facet, nic nie mówiąc, bierze talerz i wyrzuca go wraz z zawartością przez okno.
Po chwili małżonka wnosi do jadalni drugie danie – uwielbiane przez męża zraziki wołowe z kaszą gryczaną i buraczkami. Na twarzy mężczyzny pojawia się błogi uśmiech. Kobieta jednak mija stół i wywala talerz za okno
- Co robisz?! – krzyczy zdumiony mąż.
- Eeee, nic. Myślałam tylko, że chcesz zjeść w ogródku.


Dowcipy nie biorą się znikąd. W każdym jest przynajmniej część prawdy. Ten chyba cały jest prawdziwy. Może z wyjątkiem tych latających talerzy. Opiewany przez wieszczów, narodowy romantyzm nie dotyczy kwestii zastawy stołowej. Jesteśmy zbyt pragmatyczni, na takie spektakularne gesty. A szkoda. Taki latający talerz pewnie nie raz pomógłby rozładować ciężką atmosferę.

Wyobraźcie sobie kolacje przy świecach. Romantyzm kapie stearyną na śnieżnobiały obrus. Na półmiskach jego ulubione dania. Przygotowane przez Nią. Albo odwrotnie. On gotował dla niej. W tle słychać muzyczkę równie romantyczną. Ich ulubioną. Wszystko zgodne z planem, zasadami i pod kontrolą. Odlotowo.
Zastanawiałam się co powinno się znaleźć w menu takiej kolacji. Zapytałam kilku znajomych osób na co mieli by ochotę w takich okolicznościach. Oto kilka odpowiedzi:
- owoce morza, najlepiej ostrygi bo są afrodyzjakiem.
- w zasadzie to wszystko jedno byle by nie krewetki i inne robactwo.
- coś egzotycznego.
- jakaś sałatka, lekka i orzeźwiająca. I białe wino.
- szampan i truskawki.
- coś co cię szybko robi bo szkoda czasu na stanie przy garach.
- glanc pomada, bylebym nie musiała tego sama robić.
- aby nie z czosnkiem!

Przepisu na udaną kolację jak widać nie dostałam. I nic dziwnego. Ludzie mają różne smaki, różne wyobrażenia o romantyzmie. Inna sprawa, że gdzie Polaków dwóch, tam trzy zdania.

Zawartość talerza jest najmniej ważna. Większe znaczenie ma samo naczynie, oprawa i atmosfera. Zwykły chleb, z najzwyklejszym masłem, może smakować jak ambrozja, jeśli jest odpowiednio podany. Jeśli jeszcze do czynności smarowania chlebka masełkiem dodamy uczucie... no to paluszki lizać;)
I tego uczucia właśnie wszystkim Wam życzę… Oby trwało, podsycane umiejętnym „gotowaniem” i nie zgasło…



Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. kurna, nic, najpierw seks a potem jedzenie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a te życzenia to z okazji jakiejś? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Beata...
    Tak? Musze spróbować;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Maura...
    Z okazji braku okazji;)

    OdpowiedzUsuń
  5. zależy tez od człowieka, ja mogę jeść fast foody, pizze, ale też pięknie podane potrawy w drogich restauracjach, generalnie lubię jeść poza domem. Dieta na to mi często nie pozwala - to inna rzecz:) Natomiast mój mąż zje wszystko, nawet przysłowiowe pyzy z torebki, byleby w domu i powie, że są... wyśmienite.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój chłop jest z tych, którzy zjedzą wszystko co mu podam i mlaskają z zachwytu. Także na taką kolację romantyczną zapodałabym byle co i też by był szczęśliwy.
    Może bym zaserwowała jakąś owocową sałatkę, wino... lody... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Iva...
    No i o to chodzi! Byle co byleby w dobrym towarzystwie;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ivon...
    Zazdroszczę. No ale ty po prostu bosko gotujesz:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja przy tej atmosferze bym jednak obstawała - gdy jest odpowiednia to i jakoś przyjemniej się je, i jakby apetyt większy, i mało istotne co się je:-) Oczywiście w granicach "kulinarnego rozsądku";-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ladybird...
    Nie no jasne, ze w ramach rozsądku;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Święta prawda!! Ale, że nam obojgu czosnek nie przeszkadza, to do tego chlebka masełko czosnkowe bym zrobiła;) Bo nie chodzi o to, że czosnek jest zabroniony przy romantyzmie, tylko żeby smierdolić nim po równo:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Racja, najbardziej smakuje nawet małe coś, ale gdy wiemy, że ktoś to "coś" dla nas specjalnie i z sercem przygotował :) A tak poza tym, jest też w nas ociupinka lenistwa i dla tego też lubimy jak ktoś "coś" dla nas ;) :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Podpisuję się pod Twoimi życzeniami.
    I faktycznie nie to co na stole, jeno to, kto i jak przy tym stole, jest ważne! :)
    Pozdrowienia Nivejko!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dowcip przedni;))

    Co do kolacji, to u mnie sie sprawdza porzekadło - przez zoładek do serca. W dobrym kucharzu gotowam sie zakochac od pierwszego kęsu;) warstwa wierzchnia tzw oprawa..hmmm..liczy się, ale bardziej to, co na talerzu - to taka metaforyczna treść związku, a oprawa - to pozory są ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Otóż właśnie tak ...talerze, świece, muzyka tworzą romantyzm wspólnej kolacji;-)
    Reszta to pikuś, oraz dodatki;-)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Latające talerze?! O nie dziękuje. Żadnych fruwajacych rzeczy w domu nie toleruje. Rozładować napięcie można na boisku, ja osobiscie wychodze, wracam po godzinie z usmiechem na twarzy i już atmosfera rozluźniona. Z panem mężem niestety nie jest tak łatwo, to fakt. Ale jest rada - ignorancja, nie odzywać się kiedy nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  17. Moi faceci jedzą wszystko .Ale jak sami twierdza jest jedyna rzecz na świecie, której nie rusza za żadne skarby , Ale musiałabym się powyrażać, żeby powiedzieć co to takiego, a na to jednak moja kultura osobista nie pozwala. A szkoda....tak raz mieć w nosie kulturę...

    OdpowiedzUsuń
  18. Jedzenie lubię smaczne, co nie znaczy, że zawsze ma byc urobieniem się po łokcie. Pięknie podane zawsze sugeruje, że jest nieziemskie w smaku. A menu zależy od chwili, nastroju, pory roku, ale dobre wino na pewno musi być czy to lato czy to zima czy inna chwila...

    OdpowiedzUsuń
  19. Levinia...
    No właśnie! Jak czosnek to tylko we dwoje;)

    OdpowiedzUsuń
  20. W drodze...
    Żeby tak nam się chciało jak nam się nie chce...;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Iw...
    Grunt to dobre towarzystwo:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Magda...
    Te pozory... Nauczyliśmy się je stwarzać i często przyjmujemy za prawdę...

    OdpowiedzUsuń
  23. Elfka...
    Marzenia mają to do siebie, że czasami się spełniają:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Akularnica...
    Pikuś z dodatkami... ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Cleo...
    Nic tak nie wkurza jak ignorowanie:D

    OdpowiedzUsuń
  26. Gosia...
    Faceci są różni... Mój z kolei jada tylko to co lubi;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Diuk...
    O tak! Latem co innego smakuje niż zimą:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Beata...
    Jeszcze nie. Zarobiona jestem;)

    OdpowiedzUsuń
  29. A ja jestem z tym że nie ważne co się gotuje ale z kim :-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Fruwające naczynia to nie moja bajka ;). Jakkolwiek w kwestii jedzenia wolę coś "zwykłego" żeby smakowało przede wszystkim, jednocześnie szybkiego by się nie nastać przy garach. U mnie jedyne udziwnienie to to, że bezmięsnie :). Tak że jak chłop chce dajmy na to kotleta, to niech się sam w mięsie babra ;) A ciepłych uczuć i dużo miłości to zawsze warto życzyć sobie i innym :))))

    OdpowiedzUsuń
  31. Danie główne nie ważne, deser, deser jest najważniejszy :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. Fire women...
    I tego się łomenko trzymaj;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Antares...
    Chłopy to jednak raczej mięsożerne;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Euforka...
    Niech się stanie;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Czarny Ptak...
    O tak! Deserek jest najmniamnieszy;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz