Ulala!
Jak na kulturalnego i dobrze przez mamusię i tatusia wychowanego człowieka przystało, Nadworny dał na zapowiedzi. Czyli zadzwonił i zaanonsował przybycie. Oraz niespodziankę, o której nie miał zamiaru nic więcej powiedzieć.
- Przyjadę to zobaczysz! - rzucił do słuchawki nic sobie nie robiąc z mojej ciekawości.
Chwilę po tym jak czerwone cudo z piskiem opon zahamowało na podjeździe, Nadworny wszczął alarm. Stał u drzwi i dzwonił jak do pożaru. Jestem niemal pewna, że pobiłam rekord świata w sprincie na odcinku, kuchnia - przedpokój. Pech prawdziwy, że pod ręką nie było przedstawiciela Księgi rekordów Guinnessa. Bym się załapała.
- Właź - mruknęłam na przywitanie zadowolono-tajemniczo uśmiechającego się gościa.
- Źcie - poprawił mnie.
- Możesz "ździć", bylebyś w końcu przestał bić na alarm - powiedziałam spokojnie i odwróciłam się z zamiarem podreptania tam skąd przed chwilą przygnałam. Bo kuchnia, psze szanownego państwa to mój żywioł jest.
- Jesteś pewien? Że możemy wejść? - zdecydowanie nieznajomy głos zadziałał spowalniająco. Raptem przestałam się śpieszyć do kotletów i marchewki.
- Jestem, właź - Nadworny, nic sobie nie robił z moich humorów i ataków wredności.
Ki czort? - pomyślałam i wykręciłam pół piruetu celem zlustrowania sytuacji.
Czort pochylał się nad sandałkami i usiłował je zdjąć bez rozpinania.
- Mieszkanie to nie meczet, proszę szanownej nieznajomej. I nie trzeba po nim chodzić na bosaka - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie ukazując szóstki łatane amalgamatem.
Czort odsapnął z wyraźną ulgą i odwdzięczył się takim samym uśmiechem , tyle, że łaty miał światłoutwardzalne.
- Ula jestem - powiedziała pozbawiona barw blondi, wyciągając drobną, białą łapkę na powitanie.
Prezentacja odbyła się bez udziału Nadwornego, który stał sobie z miną dumnego właściciela i domagał się reakcji. Raczej mojej na widok Uli niż odwrotnie, ale pewności nie mam. Niemniej nie miałam zamiaru reagować. Niech poczeka. Ula pewnie wszyła z podobnego założenia, bo bez protestów dała się uprowadzić do kuchni i wmanewrować w pomaganie. Nadworny, z zakazem wstępu na nasze terytorium, został odesłany do salonu.
Przy siekaniu, krojeniu, ubijaniu i innych kuchennych przyjemnościach poznałam cały Ulczyny życiorys. I sobie wyrobiłam zdanie.
Blade to to z wyglądu, chude, niepozorne i bezbarwne. Rzęsy nieskalane tuszem, brwi bez konkretnego kształtu. Nawet tęczówki, miała jakieś wyblakło niebieskie. Na nosie piegi w ilości nieobliczalnej.
Klasyczne, nieco znoszone jeansy i biała koszulka. Jedyny kolorowy akcent to krwista czerwień lakieru na paznokciach u nóg. Pod całym tym nieciekawym opakowaniem, nieco nudnawym ukrywała się przesympatyczna kobitka, z gatunku co to do tańca i do różańca. Taka, z którą można; pośmiać się, pożartować, pogadać na poważnie, pożalić się, wypić piwo, iść do kina, wyryczeć, zjeść pączka bez poczucia winy, pokłócić się i za chwilę "przeprosić".
Kiedy na niewinne z gruntu, pytanie czy nie opieliłaby mi ogródka z łaski swojej, odpowiedziała;
- Po moim trupie! - i przypieczętowała wypowiedź mocnym uderzeniem tłuczkiem w schabowego, wiedziałam, że się dogadamy.
***
- No? I co? - zapytał ciekawie Nadworny, który z własnej i nieprzymuszonej woli, ku uciesze Księcia Małżonka, zgłosił się do sprzątania. Ochotnik z poświęceniem godnym sprawy wagi gminnej, a nawet powiatowej, nosił talerze, kubeczki, szklaneczki i inne dobro chińskiego przemysłu porcalanopodobnego.
- Z czym? - udałam, że nie mam pojęcia skąd ten nagły przypływ samarytanizmu.
- Z Ulą - wysyczał.
- A co? - zapytałam ciekawie - Coś z nią nie tak?
- Ty, bo cię trzepnę! - wydarł się i natychmiast sobie zdał sprawę z gafy. Zakrył usta dłonią i odtańczył taniec głupa. Ula zastrzygła ukrytymi pod blond czuprynką uszami i ciekawie spojrzała w stronę skąd dobiegł hałas.
- Jak ci się podoba? - zapytał znacznie ciszej.
- Ula? Mówisz? - grałam Nadwornemu na cierpliwości.
- Nooooo - wysyczał przeciągle.
- Szczerze? - jeszcze raz wystawiłam cierpliwość pomocnika na próbę. Odpowiedział bezpaszczowo, miarowo potrząsając głową w geście na tak.
- No chłopie... że tak powiem... Ulala!
Nadworny odetchnął z wyraźną ulgą, raptownie stracił całe zainteresowanie pracami społecznymi, na rzecz doprowadzenia jadalni do stanu używalności, odwrócił się na pięcie i pognał liczyć piegi na nosie bujającej się beztrosko w fotelu Uli.
Zaprawdę powiadam Wam! Nie to ładne co ładne, tylko to co się komuś podoba. To, że Nadwornemu Ula się podoba widać, słychać i czuć!
Źródło zdjęcia w sieci
- Przyjadę to zobaczysz! - rzucił do słuchawki nic sobie nie robiąc z mojej ciekawości.
Chwilę po tym jak czerwone cudo z piskiem opon zahamowało na podjeździe, Nadworny wszczął alarm. Stał u drzwi i dzwonił jak do pożaru. Jestem niemal pewna, że pobiłam rekord świata w sprincie na odcinku, kuchnia - przedpokój. Pech prawdziwy, że pod ręką nie było przedstawiciela Księgi rekordów Guinnessa. Bym się załapała.
- Właź - mruknęłam na przywitanie zadowolono-tajemniczo uśmiechającego się gościa.
- Źcie - poprawił mnie.
- Możesz "ździć", bylebyś w końcu przestał bić na alarm - powiedziałam spokojnie i odwróciłam się z zamiarem podreptania tam skąd przed chwilą przygnałam. Bo kuchnia, psze szanownego państwa to mój żywioł jest.
- Jesteś pewien? Że możemy wejść? - zdecydowanie nieznajomy głos zadziałał spowalniająco. Raptem przestałam się śpieszyć do kotletów i marchewki.
- Jestem, właź - Nadworny, nic sobie nie robił z moich humorów i ataków wredności.
Ki czort? - pomyślałam i wykręciłam pół piruetu celem zlustrowania sytuacji.
Czort pochylał się nad sandałkami i usiłował je zdjąć bez rozpinania.
- Mieszkanie to nie meczet, proszę szanownej nieznajomej. I nie trzeba po nim chodzić na bosaka - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie ukazując szóstki łatane amalgamatem.
Czort odsapnął z wyraźną ulgą i odwdzięczył się takim samym uśmiechem , tyle, że łaty miał światłoutwardzalne.
- Ula jestem - powiedziała pozbawiona barw blondi, wyciągając drobną, białą łapkę na powitanie.
Prezentacja odbyła się bez udziału Nadwornego, który stał sobie z miną dumnego właściciela i domagał się reakcji. Raczej mojej na widok Uli niż odwrotnie, ale pewności nie mam. Niemniej nie miałam zamiaru reagować. Niech poczeka. Ula pewnie wszyła z podobnego założenia, bo bez protestów dała się uprowadzić do kuchni i wmanewrować w pomaganie. Nadworny, z zakazem wstępu na nasze terytorium, został odesłany do salonu.
Przy siekaniu, krojeniu, ubijaniu i innych kuchennych przyjemnościach poznałam cały Ulczyny życiorys. I sobie wyrobiłam zdanie.
Blade to to z wyglądu, chude, niepozorne i bezbarwne. Rzęsy nieskalane tuszem, brwi bez konkretnego kształtu. Nawet tęczówki, miała jakieś wyblakło niebieskie. Na nosie piegi w ilości nieobliczalnej.
Klasyczne, nieco znoszone jeansy i biała koszulka. Jedyny kolorowy akcent to krwista czerwień lakieru na paznokciach u nóg. Pod całym tym nieciekawym opakowaniem, nieco nudnawym ukrywała się przesympatyczna kobitka, z gatunku co to do tańca i do różańca. Taka, z którą można; pośmiać się, pożartować, pogadać na poważnie, pożalić się, wypić piwo, iść do kina, wyryczeć, zjeść pączka bez poczucia winy, pokłócić się i za chwilę "przeprosić".
Kiedy na niewinne z gruntu, pytanie czy nie opieliłaby mi ogródka z łaski swojej, odpowiedziała;
- Po moim trupie! - i przypieczętowała wypowiedź mocnym uderzeniem tłuczkiem w schabowego, wiedziałam, że się dogadamy.
***
- No? I co? - zapytał ciekawie Nadworny, który z własnej i nieprzymuszonej woli, ku uciesze Księcia Małżonka, zgłosił się do sprzątania. Ochotnik z poświęceniem godnym sprawy wagi gminnej, a nawet powiatowej, nosił talerze, kubeczki, szklaneczki i inne dobro chińskiego przemysłu porcalanopodobnego.
- Z czym? - udałam, że nie mam pojęcia skąd ten nagły przypływ samarytanizmu.
- Z Ulą - wysyczał.
- A co? - zapytałam ciekawie - Coś z nią nie tak?
- Ty, bo cię trzepnę! - wydarł się i natychmiast sobie zdał sprawę z gafy. Zakrył usta dłonią i odtańczył taniec głupa. Ula zastrzygła ukrytymi pod blond czuprynką uszami i ciekawie spojrzała w stronę skąd dobiegł hałas.
- Jak ci się podoba? - zapytał znacznie ciszej.
- Ula? Mówisz? - grałam Nadwornemu na cierpliwości.
- Nooooo - wysyczał przeciągle.
- Szczerze? - jeszcze raz wystawiłam cierpliwość pomocnika na próbę. Odpowiedział bezpaszczowo, miarowo potrząsając głową w geście na tak.
- No chłopie... że tak powiem... Ulala!
Nadworny odetchnął z wyraźną ulgą, raptownie stracił całe zainteresowanie pracami społecznymi, na rzecz doprowadzenia jadalni do stanu używalności, odwrócił się na pięcie i pognał liczyć piegi na nosie bujającej się beztrosko w fotelu Uli.
Zaprawdę powiadam Wam! Nie to ładne co ładne, tylko to co się komuś podoba. To, że Nadwornemu Ula się podoba widać, słychać i czuć!
Źródło zdjęcia w sieci
Czyżby Nadworny nareszcie spotkał swoje piegowate Przeznaczenie ? To ci dopiero:)Na wszelki wypadek pobłogosławię temu związkowi ,gdyż Ula wypłowiała widzi mi się dobrą partią:)Bądź łaskawa być łaskawa temu związkowi autorko szanowna:)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje nic innego, jak tylko pogratulować Nadwornemu piegowatego szczęścia.
OdpowiedzUsuńw myśl zasady 'swój swojego...'
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nika...
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru przeszkadzać. Co do pomagania, to sama wiesz jak wygląda sytuacja;)
Gosia...
OdpowiedzUsuńnie pozostaje nic innego, jak sobie wziąć do serca gratulacje;)
Iwa...
OdpowiedzUsuńNa to wygląda;)
Znaczy Zofia odeszła w wiekuistą niepamięć?
OdpowiedzUsuńaleś mi stracha narobiła...czyta...czytam opis wyglądu Uli i tylko mi się coś włosy blond nie zgadzają, a reszta wypisz, wymaluj JA:)))))))) a JESZCZE przecież u Ciebie nie byłam:)mam nadzieję, żeś polU(L)biła ULĘ:) piegów Ci u nas dostatek:)
OdpowiedzUsuńjak ja lubię takie Ule!
OdpowiedzUsuńFantastycznie to opisałaś. Widać chłop szczęśliwy, a dziewczyna i Tobie zapewne do gustu przypadła.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wszystkiego, co najlepsze we wzajemnych kontaktach.
Nie ma to jak niepozorna powłoka a w środku tuningowany silnik i nagle okazuje się, że daje popalić jak nie wiem co :))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHihiii nie no kocham czytać opowieści o Nadwornym. Jestem jego fanką ! A raczej fanką tego jak o tym piszesz. Masz Ty talent kobieto !!!
OdpowiedzUsuńBędzie się działo! Już to czuję. A Cylupa wie?
OdpowiedzUsuńZgaga...
OdpowiedzUsuńTego nie wiedza najstarsi mieszkańcy Wsi Nadmorskiej. To raz, a dwa... ja, o niej zawsze będę pamiętać;)
Kaś...
OdpowiedzUsuńPewnie, że polubiłam! Moja krew, też nie lubi pielenia;)
Emma...
OdpowiedzUsuńUlele! Ule są debeściarskie:D
DD...
OdpowiedzUsuńWitaj, koleżanko z onetowskiego blogowiska:)
Chyba w końcu trafił swój na swoją;)
Czarny...
OdpowiedzUsuńPozory potrafią mylić. Ula w kamuflażu wyblakłym jest nie do podrobienia;)
Ivon...
OdpowiedzUsuńUnoszę się... płynę po prostu! Co prawda tylko 10 milimetrów n.p.p.(nad poziomem podłogi) ale jednak;D
Mira...
OdpowiedzUsuńCylupa zajęta liczeniem masy mięśniowej nowego kochasia;D
No! :) nareszcie mu się ktoś normalny (oby :)) trafił! A nie ta Cybulińska...
OdpowiedzUsuńJesli mu smakuje niech to bedzie Ula:)
OdpowiedzUsuńMała Mi...
OdpowiedzUsuńChyba muszę się "postarać"... żeby mu się nie odmieniło;D
Beata...
OdpowiedzUsuńNadworny ma baaaaaaaaardzo wyrafinowany smak;)
W takim razie ja życzę Nadwornemu i Uli, żeby im się fajnie dalej znajomość rozwijała :))
OdpowiedzUsuńPOWODZENIA!!!
I w myśl zasady " Jak kto sobie ugotuje, tak się naje' Lub inaczej i chyba mniej ładniej ' każda potwora ma swojego amatora" A tak na poważnie to się chyba zapowiada poważnie u Nadwornego?
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie nowa znajomość Nadwornego.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję na ciąg dalszy...:)
No ładnie. A niech się chłop cieszy. Ulala!
OdpowiedzUsuńIw...
OdpowiedzUsuńŻeby tylko nie zapeszyć;)
Gosia...
OdpowiedzUsuńNo raczej. Inna sprawa, że poważny to nadworny raczej nie jest. Czasami jedynie bywa;)
Ida...
OdpowiedzUsuńJa tez!
Butterfly...
OdpowiedzUsuńWielka radość nieznająca granic;D
Wstąpiłam na chwilę, przeczytałam o Ullili :-) i z rozpędu przeleciałam Nadwornego (całego)!!! Nic jej nie mów, wirtualnie :-) a teraz zabieram się za resztę, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBerni
Ujejeu, Berni! całego? Ja wiem, ze to takie, jak to określił kolega z portalu, "jednoakapitowce", ale mimo wszystko podziwiam... że ci się chciało:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)))
PeeS. Oczywiście milczę:D