Usiłowanie
Zajęcia są różne; przyjemne, mniej przyjemne, takie do zrobienia i niewykonalne. A usiłowanie jest męczące. Chyba nawet bardziej niż udawanie. A jakiej cierpliwości wymaga! Niezwykle przydatna jest też umiejętność zagryzania języka, względnie mruczenia monosylabami. Zwłaszcza jak się usiłuje w obecności nieletnich. Jeśli usiłowanie jest szczere, przygotowane odpowiednio od strony logistycznej i poparte wiedzą teoretyczną to nie powinno nastręczać większych kłopotów. A jednak...
Gdyby komuś się zechciało kręcić film z moich żenujących wysiłków, byłby nudny jak przerobiona czytanka. Panienka co wbiega na plan z tą śmieszną tabliczką powiedziałby znudzonym głosem;
- Usiłowanie, scena pierwsza, ujęcie 105.
I co z tego że robię wszystko według scenariusza? I że chcę dobrze? I tak wychodzi jak zwykle...
- Co robisz? - głupio zapytał Książę Małżonek. A może mu się na wojnie wzrok uszkodził? Bardziej? No w każdym razie co robię, a raczej co usiłuję widoczne było gołym okiem.
- Pomidorową z ryżem - warknęłam złośliwie (bo on woli z makaronem).
- Aha - odpowiedział i dalej stał. Bezużytecznie. I zamiast rzucić się i udzielić pomocy, zapytał;
- A w harcerstwie byłaś?
- Ja? Oczywiście - odpowiedziałam nadal z całych sił usiłując - Ciebie chyba jednak ta przyjemność ominęła.
Foch, którego strzeliłam nosił wszelkie znamiona wyniosłego.
- Że co? Ja to nawet drużynowym byłem. Jak byś chciała wiedzieć- pochwalił się. Nie chciałam, ale jak powiedział to wykorzystałam te świeżo nabyta wiedzę. Perfidnie.
- Tak?
- A tak! Odznaczenia miałem nawet. I w ogóle nie rozumiem co cię tak dziwi. Co? - Książątko zaperzyło się nie na żarty.
- Dziwi nie dziwi. Może to jakieś inne harcerstwo było. W moim uczyli, że kobietom się pomaga...
- Phi - prychnął i demonstracyjnie założył rękę na rękę - Nie pomagam, bo prowadzę obserwację. Zastanawiam się co jeszcze wymyślisz....
A pomysłowość moja nie zna granic...
Układałam stożki, zawijałam w papierki niczym prezenty, rzucałam niedbale, że niby artystyczny nieład, polewałam specyfikami podobno niezawodnymi, dmuchałam, stertę; dwa w poprzek, dwa odwrotnie stosowałam również... I co? I nic!
Po z zużyciu kilku gazet codziennych, dwóch tygodników, czterech wytłaczanek do jajek, butelki podpałki do grilla, kilkudziesięciu smolnych szczapek i całego zapasu cierpliwości, nadal nic. W kominku świeci jeno czarna dziura rozpaczy. I woła głosem pogardliwym
- Gaaaaaaaaamooooooooooń!
Jutro spróbuje indiańskiego tańca. Zaklinają deszcz to może z ogniem tez się uda. W sensie że zakląć, nie przekląć;)
PeeS. Naprawdę są tacy co od jednej zapałki potrafią?
Źródło zdjęcia: www.rudegifts.pl
Gdyby komuś się zechciało kręcić film z moich żenujących wysiłków, byłby nudny jak przerobiona czytanka. Panienka co wbiega na plan z tą śmieszną tabliczką powiedziałby znudzonym głosem;
- Usiłowanie, scena pierwsza, ujęcie 105.
I co z tego że robię wszystko według scenariusza? I że chcę dobrze? I tak wychodzi jak zwykle...
- Co robisz? - głupio zapytał Książę Małżonek. A może mu się na wojnie wzrok uszkodził? Bardziej? No w każdym razie co robię, a raczej co usiłuję widoczne było gołym okiem.
- Pomidorową z ryżem - warknęłam złośliwie (bo on woli z makaronem).
- Aha - odpowiedział i dalej stał. Bezużytecznie. I zamiast rzucić się i udzielić pomocy, zapytał;
- A w harcerstwie byłaś?
- Ja? Oczywiście - odpowiedziałam nadal z całych sił usiłując - Ciebie chyba jednak ta przyjemność ominęła.
Foch, którego strzeliłam nosił wszelkie znamiona wyniosłego.
- Że co? Ja to nawet drużynowym byłem. Jak byś chciała wiedzieć- pochwalił się. Nie chciałam, ale jak powiedział to wykorzystałam te świeżo nabyta wiedzę. Perfidnie.
- Tak?
- A tak! Odznaczenia miałem nawet. I w ogóle nie rozumiem co cię tak dziwi. Co? - Książątko zaperzyło się nie na żarty.
- Dziwi nie dziwi. Może to jakieś inne harcerstwo było. W moim uczyli, że kobietom się pomaga...
- Phi - prychnął i demonstracyjnie założył rękę na rękę - Nie pomagam, bo prowadzę obserwację. Zastanawiam się co jeszcze wymyślisz....
A pomysłowość moja nie zna granic...
Układałam stożki, zawijałam w papierki niczym prezenty, rzucałam niedbale, że niby artystyczny nieład, polewałam specyfikami podobno niezawodnymi, dmuchałam, stertę; dwa w poprzek, dwa odwrotnie stosowałam również... I co? I nic!
Po z zużyciu kilku gazet codziennych, dwóch tygodników, czterech wytłaczanek do jajek, butelki podpałki do grilla, kilkudziesięciu smolnych szczapek i całego zapasu cierpliwości, nadal nic. W kominku świeci jeno czarna dziura rozpaczy. I woła głosem pogardliwym
- Gaaaaaaaaamooooooooooń!
Jutro spróbuje indiańskiego tańca. Zaklinają deszcz to może z ogniem tez się uda. W sensie że zakląć, nie przekląć;)
PeeS. Naprawdę są tacy co od jednej zapałki potrafią?
Źródło zdjęcia: www.rudegifts.pl
Spróbuj z benzyną. U mnie zawsze działa.
OdpowiedzUsuńAcha, przed próbą zaklej brwi.
No właśnie, benzyny się boję;)
OdpowiedzUsuńA podpałki do grilla?
OdpowiedzUsuńTego się ni boje, ale jak widać mało skuteczna jest;)
OdpowiedzUsuńRozpal za pomocą wjechania.
OdpowiedzUsuńSkoro Książę był drużynowym, to wjedź ma na ambicję, a jak będzie marudził, to mu powiedz, że w komunistycznej. Teraz to modna obelga.
Problem w tym, że ja też w komunistycznej. I wcale nie uważam tego za obelgę. Bo harcerzem jestem nadal! Tyle, że sprawność "rozpalania ogniska" powinna mi być odebrana;)
OdpowiedzUsuńTeż byłem, ale Książę był władzą :)
OdpowiedzUsuńO przepraszam! Ja też byłam władza. Druhna Drużynowa. Czuwaj!;)
OdpowiedzUsuńCzuwaj! Choć, jak widać, ma czekistowska czujność została uśpiona ;)
OdpowiedzUsuńściema z tą 1-ą zapałką..chyba, że taka ooogromna ..tzn. dłuuuuga czasami można kupić ...eee..nie wiem...mój jednak nie 'miauczy' i rozpala :))
OdpowiedzUsuńNo bo to czasami "cugu" nie ma:) Też czasami usiłuję:) ***
OdpowiedzUsuńPchełka...
OdpowiedzUsuńTez mi się tak wydaje, że ściema. Chociaż... jak sobie pomyślę, ze kiedyś drewienko o drewienko, względnie kamień typu krzemień robi za zapałki...;)
Ania...
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że u mnie tego cugu nigdy niema. Zanim rozpalę to się na usiłuję, że ho-ho;)
Ha piąteczka. Ja niby harcerką byłam a mam ten sam problem. Jak mam rozpalić w kominku bądź zwykłe ognisko zrobić to jest scena jak z komedii wzięta hehe...
OdpowiedzUsuńja potrafię hehhehehnie chwaląc się :-)
OdpowiedzUsuńIvon...
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że nie tylko ja taka oferma do rozpalania;)
Fire.woman...
OdpowiedzUsuńTo w razie co będziesz robić za palacza. ja się zajmę rozdzielaniem zadań, a Ivon... kuchnią;)
Ponoć są tacy, co to od jednej zapałki ...ale ja uważam, że się tylko przechwalają;-)))
OdpowiedzUsuńA jak Książę taki mądry, to niech lekcję poglądową Ci uskuteczni, o!!! Sam mówi, że drużynowym był, tak?
Podobno są tacy. Nie widziałam takowych w akcji, ale jestem naiwna i wierzę na gębę.Oraz w bajki wierzę.Z moich bowiem doświadczeń wynika, że do rozniecenia ogniska domowego czegoś więcej potrzeba niż jednej zapałki.:))
OdpowiedzUsuńoczywiście, w kominku to nawet taki mężczyzna jak ja, jedną zapałka podpali;) Oto przepisz, wg którego ja i mój mąż to robimy - ułożyć 5 brykietów, jeden kawałek podpałki podzielić na dwa małe i podpalić je jedną zapałką. Po chwili przymknąć drzwiczki i czekać jak rozpali się dobrze brykiet, po czym włożyć trzy kłody drewna. I tyle:))
OdpowiedzUsuńKilka razy udało mi się jedną zapałką , ale to tylko dlatego , że powietrze stało w miejscu :):) W dodatku temperatura powietrza była wyższa niż w ognisku :):):)
OdpowiedzUsuńKominkowych doświadczeń mi brak z racji nieposiadania. Ognisko zdarzyło się kilkakroć jedna zapałką! Czuwaj!
OdpowiedzUsuńDruhna Zgaga
czasami, za penisa, nie chce sie palic i już:)
OdpowiedzUsuńwkładam do kominka świeczkę i to czasami pomaga:) czasami
Akularnica...
OdpowiedzUsuńPoglądowo to on mi to wyjaśniał. Tylko ze ja faktycznie do tego gamoń. Chociaż... może lepiej czasami nie ujawniać talentów;D
Nika...
OdpowiedzUsuńZapałek to nawet tuzina by było mało;)
Nie zapalam zapałką, bo to grozi przegryzieniem aorty każdemu, kto znajdzie się w polu rażenia.
OdpowiedzUsuńZapalniczką, zapalniczką! :)))
Iva...
OdpowiedzUsuńChyba w związku z powyższym jakiś słaby brykiet miałam;)
Anaste...
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jak to jest że las od jednej zapałki płonie...
Zgaga...
OdpowiedzUsuńczuwaj! I nie trać ducha;)
Beata...
OdpowiedzUsuńPatentu ze świeczką nie znałam. Wypróbuje. Naturalnie jak Księciunio się na wojnę ewakuuje;)
Akwarelia...
OdpowiedzUsuńMiałam ci ja zapalniczkę. Podobno rewelacyjna do kominka. Podobno...;)
ja byłam w harcerstwie... na jednym spotkaniu :D i od jednej zapałki nie potrafię... To czary jakieś muszą być! ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem na czym polega w kominku - nigdy go nie miałam.Ale w dawnych dziecinnych latach ,albo i nie tak dawno w c zasie odwiedzin u brata, i owszem - rozpalałam dużo i namiętnie, bo lubię zabawę z ogniem. W ogóle lubię ogień i jak czajnik na płycie mruczy, wręcz śpiewa....Rzecz polegała na dokładnym wybraniu popiołu i czystym kominie. Kominy trzeba - niestety czyścić. I na cugu. Kiedyś ktoś znajomy palił zużyte pieluchy jednorazowe w kuchni węglowej. Komin został "zagarowany" - nigdy więcej!!!
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu powiedziałabym do męża tak: ja wybieram popiół, ty rozpalasz kominek.Kropka. Bez prawa dyskusji.
Pasłam milion razy krowy i pół miliona razy rozpalałam ognisko.Sucha trawa ew.bardzo drobne suche gałązki.Papieru nie było.To szło od jednej zapałki.Przy lekkiej wilgoci niby skład rozpałki ten sam, ale szło trudniej.Pamiętam czarne ze starości drobne szyszeczki z olchy...I próchno wyskrobywane z dziupli starej wierzby, bo było suchsze niż reszta...
Miałam tylko przyjemność rozpalania gila, ale myślę że zasada podobna. Na pocieszenie dodam że spaliłam cały papier, który był w zasięgu ręki. Po godzinie usiłowania, udało się - rękoma Selera :)
OdpowiedzUsuńA co się martwisz, nawet jak są tacy od jednej zapałki, to cóż mogli by nam na ten temat opowiedzieć, że niby pstryk, cyk i zapalone. Tacy kupują kominki gazowe a nie robią tradycyjnych. I pstryk i cyk i nawet na pilota :)
OdpowiedzUsuńKominka jeszcze nie rozpalałam, ale ognisko - na kilka chwil, jak mam dobrą kępę suchej trawy, oczywiście potrafię :) Ale bez gwarancji, że się ogień utrzyma na dłużej. Więc nie wiem, czy się liczy :)))!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
p.s. a zapałki cudne!
Nie dawaj się! Jak piszesz notkę to piszesz, a nie usiłujesz. No!
OdpowiedzUsuńDodżejka...
OdpowiedzUsuńCo ty wiesz o harcerstwie. Po jednym spotkaniu;)
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńJa to niby wszystko wiem, bo teoretycznie jestem przygotowana doskonale. Tylko w praktyce mi nie chce wychodzić. jakoś...;)
Gosia...
OdpowiedzUsuńGarabula. My rozpałkowe gamonie, musimy się trzymać razem;)
Butterfly...
OdpowiedzUsuńO właśnie. Na pilota! Tylko czy takie robią w wersji tradycyjnej?;)
Iw...
OdpowiedzUsuńLiczy się. Co ma się nie liczyć. sztuka jest sztuka. Można powiedzieć, że sprawność zaliczona;)
Magenta...
OdpowiedzUsuńSugerujesz, że usiłowałam napisać? Kurde... :(
:D Muszę z nimi poważnie porozmawiać, widzę. Podkopali Ci fundamenty :D
OdpowiedzUsuńE tam, nie martw się - najważniejsze, że jestes przystojna:)
OdpowiedzUsuńza suchy albo za mokry;)
OdpowiedzUsuńMagenta...
OdpowiedzUsuńNo trochę. Ale weź ich z zaskoczenia;)
Iva...
OdpowiedzUsuńKruszył się jak gupi jaki!;)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńNic z tego! I tak się nie zakocham;)