Wariat
"Może wariat to po prostu członek jednoosobowej mniejszości"
- George Orwell
Bardziej od szpinaku Wiktor nie lubił tylko ciepłej wódki, spoconych kobiet i dobrych manier.
Awersja do szpinaku sięgała czasów przedszkolnych. Komunistyczna propaganda sukcesu głosiła, że masło jest be, a margaryna i szpinak cacy. Iza, długonoga przedszkolanka, święcie wierzyła we wszystko co przeczytała, usłyszała czy zobaczyła. Wykazywała się więc wyjątkową nadgorliwością. Zwłaszcza w temacie szpinaku. Rewelacyjne działanie bawarki na rozwój intelektu u młodzieży w wieku przedszkolnym znacznie mnie przemawiało do wyobraźni pani, o przepraszam, panny Izabeli.
Na samo wspomnienie zielonej brei podawanej w towarzystwie sadzonego jajka i rozpaćkanych ziemniaków, Wiktorowi śniadanie buntowało się w żołądku i niebezpiecznie zbliżało do przełyku. Obraz przeszłości w krótkich spodenkach łagodziło wspomnienie panny Izy – pierwszego obiektu westchnień. Kto wie czy dziś, z perspektywy czasu i bogatych doświadczeń nauczycielka byłaby równie atrakcyjna. We wspomnieniach z najmłodszych lat edukacji nadal jednak brylowała; podskakiwała na zgrabnych nogach i zarzucała płomiennorudym końskim ogonem.
Sprawę wódki i spoconych kobiet załatwił w sposób prosty i jedynie pewny. Nie można przecież wierzyć reklamom, że dezodoranty działają. Lodówka też może zacząć grymasić w najmniej odpowiednim momencie. W końcu to baba. Może nie dokładnie, ale jak coś występuje w rodzaju żeńskim, z miejsca budzi podejrzenia. Dlatego też, na wszelki wypadek brał urlop w styczniu, kiedy to trudno się spocić, a jeszcze trudniej spaprać sobie życiorys i podniebienie ciepłą gorzałą.
Początek roku idealnie nadawał się też do załatwienia sprawy dobrych manier. Elwira, pierwsza i póki co jedyna żona, zimą absolutnie nie mogła się wyrwać z roboty. Gwoli ścisłości to może by i mogła, gdyby chciała. Jednak na szczęście dla Wiktora nad mrożenie tyłka przy łowieniu ryb w przeręblu, gdzieś na zapomnianej przez cywilizację wsi, przedkładała jego wygrzewanie. Najlepiej na egipskiej plaży.
- Fuj – Wiktor skrzywił się. Nie to żeby nie lubił, jak mu ciepło bo przecież nie był jakąś genetyczną pomyłką. Kuso ubrane, długonogie laski też mu nie przeszkadzały. Jedno czego w takich eskapadach tak naprawdę nie znosił to tego ciągłego dziękuję, proszę, przepraszam. Nawet sobie zakląć porządnie i od serca nie mógł, bo małżonka, zaraz brała wszystko do siebie.
- Jeszcze tylko 2 godziny – mruknął podnosząc słuchawkę telefonu. Sekretarka zgłosiła się natychmiast.
- Słucham? Panie… - powiedziała i zamilkła, wsłuchując się w głos po drugiej stronie drutu. Po chwili rzuciła krótkie – Oczywiście, zaraz przyniosę.
Nie czekając na odpowiedź odłożyła słuchawkę.
Weszła bez pukania. Taką mięli umowę, że jak wzywa i prosi to wchodzi bez zbędnych ceregieli. Bez słowa położyła żądane dokumenty na biurku i wyszła kołysząc lekko biodrami. Stukot wysokich na co najmniej dziesięć centymetrów obcasów ucichł wraz z zamykanymi drzwiami. Patrząc na wychodzącą sekretarkę, Wiktor pomyślał, że to był strzał w dychę. Dziewczyna była niebrzydka, dość reprezentacyjna i przede wszystkim kompetentna. Była jego prawą ręką i pamięcią podręczną. Zawsze wiedziała co, gdzie i kiedy. I nie dąsała się jak wrzasnął, albo rzucił mięsem. Tylko na kochankę się nie nadawała. Wiało od niej chłodem. Zyta, począwszy od imienia, wszystko miała sztywne. Sztywne garniturki w stonowanych kolorach. Sztywne bluzki ze sztywnymi kołnierzykami zapięte na ostatni guzik. Nawet włosy ulizane w służbowy koczek wydawały się być sztywne.
To jednak sprawa jej faceta. Wiktorowi nic do tego, bo historie desperackie i romanse w pracy miał już za sobą. Jedna zrzędliwa baba w domu wystarczy. W pracy trzeba mieć spokój żeby się móc skupić na robocie, a nie na fochach rozkapryszonej panienki.
- To tak jak się umawialiśmy pani Zyto, telefon tylko jakby się waliło albo paliło, co nie daj Boże. Wszystko od teraz na pani głowie – Wiktor mówił niecierpliwie. Ostatnie chwile w pracy wprawiały go w stan nerwowego podniecenia. Już za chwilę poczuje smak wolności. Sekretarka profesjonalnie skinęła głową i bez wdawania się w szczegóły, jak zwykle chłodno, pożegnała się z opuszczającym ją na całe dziesięć dni szefem.
- Miłego wypoczynku, panie prezesie – powiedziała, jak zwykle sztywno i nachyliła się nad klawiaturą służbowego laptopa.
CeDeeN...
Już Ci pisałem, że fantastyczne, czekam na ulubiony ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńOj, ja się już tego cedeena nie mogę doczekać... zima, przerębel, ryby... toż tu się dramat prawdziwy zapowiada. Bo kto powiedział, że zimą kobieta nie może się spocić ;))). Będzie się działo, czuję to moim zasmarkanym nosem
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńPoczątek został. Nad końcówka pracuję:)
Mira...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie rozczarujesz:)
tez mam przeczucie,ze bedzie goraco:)tylko kto narozrabia...Zyta,Wiktor,a moze Iza?:)) super!
OdpowiedzUsuńEmocje...
OdpowiedzUsuńNo i zaczynam mieć klasycznego pietra. Czy podołam?:)
i dobrze,że wybiera się sam -pewnie go zje miś polarny:)
OdpowiedzUsuńOLQA...
OdpowiedzUsuńNo nie! Nie pomyślałam o misiu! A można było wpleść zgrabnie;)
Tak też pomyślałem, że dlatego podzieliłaś opowiadanie. Czyżby lodowata sekretarka okaże się TW Piekarnik? :)
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńA bo ja wiem? Nigdy nie wiem jak się coś skończy;)
Jakby nie wyszło, to pamiętaj o niej w następnym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńTworzysz ludzi, a później oni rządzą...
OdpowiedzUsuńI tak będzie emocjonująco!
no i gdzie ciąg dalszy? szybciutko proszę , ja tu poczekam ;))
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńPomysł wart przemyslenia:)
Euforka...
OdpowiedzUsuńBędzie. Jak się dokonczy:)
o, jak się ładnie Nivejka rozpisała :) bardzo mi się podoba sposób prowadzenia akcji! bardzo!
OdpowiedzUsuńTkaitka...
OdpowiedzUsuńTworzysz to może trochą za dużo powiedziane. Ot po prostu, zlepiam:)
Emma...
OdpowiedzUsuńCzytam dożo dobrych blogów. Można powiedzieć, że uczę się od najlepszych:)
A może ta sztywna poza sekretarki to tylko płaszczyk dla szefa ? A jak go zdejmie to... :DDD
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co będzie się działo :DDDD
Noooooooo, się mi podoba barrrdzo! :))
OdpowiedzUsuńPisz dalej!
Ivon...
OdpowiedzUsuńO sekretarce pomyślę następnym razem;)
Maura...
OdpowiedzUsuńJak to mawia taki jeden "AS" - "dopieszczam;)
No to poczekam na CeDeeN, bo ....fajne, ale trudno mi cokolwiek konkretnego powiedzieć:) ***
OdpowiedzUsuńKIEDY??? Ten cedeen znaczy? Bo znając Cię już trochę, wiem, że COŚ się stanie i mię ciekawość zżera;-(
OdpowiedzUsuńhaha, prezes - zupełnie jak mój mąż, z tą różnicą, że on zawsze czuje się wolny z chwilą, gdy uchylają się drzwi garażu. Wyłącza komórkę i nie istnieje dla obcych:) Tylko sekretarka zna tajemny numer:)
OdpowiedzUsuńTo ja przysiadam w kacie i czekam:))
OdpowiedzUsuńAniu...
OdpowiedzUsuńJakos nie mam sumienia zanudzać ludzi na blogu długaśnymi tekstami:)
Akularnica....
OdpowiedzUsuńW najbliższym bliżej niokreslonym czasi. ten cedeen znaczy;)
Iva...
OdpowiedzUsuńWszelkie podobieństwo przypadkowe;)
Stardust...
OdpowiedzUsuń:))) Uważaj bo ci nogi ścierpną;)
Ja też czekam na ulubiony ciąg dalszy :))
OdpowiedzUsuńbardzo dobrze się czyta!
Lubię szpinak :)I czekam :)
OdpowiedzUsuńNivejka, dawaj jak najszybciej ten cedeen!! Nie katuj ciekawości ludzkiej bo jest ograniczona ;)
OdpowiedzUsuńSzpinak, mniam! Zawsze i wszędzie! Skoro Prezes nie lubi, mogę się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego!
OdpowiedzUsuńIv...
OdpowiedzUsuńCzy ulubiony to się okaże;)
Beatta...
OdpowiedzUsuńJa też lubię. może dlatego, że w moim przedszkolu tego nie dawali;)
Jagoda...
OdpowiedzUsuńNo dobra. A byłaś grzeczna?;)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńPo każdym można spodziewać się wszystkiego. I to bez wzgledu na kulinarne upodobania;)
Nie ma jak wakacje osobno :D
OdpowiedzUsuńCzekam na cedeen :)))
Świetne:) Ja też czekam na cdn.;-)
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było, ale już wracam i nadrabiam zaległości;-)
Pozdrawiam!
Witam, Fajnie widzieć swoje zdjęcie gdzieś w internecie :) Jestem Autorem jak i bohaterem zdjęcia :) Pozdrawiam więcej na www.wariacina-.story.pl
OdpowiedzUsuń