Śpiewać każdy może...

Pamiętacie jak pisałam, że z dziećmi trzeba ostrożnie? Bo bestie z nich sprytne i pamięć mają słoniową? No to niestety... po raz kolejny okazało się, że miałam rację. Poniedziałek to najgorszy dzień. Między innymi dlatego, że w kalendarzu występuje zaraz po niedzieli (dwóch tygodniach lenistwa to mógłby w zasazie wcale nie istnieć). To również dzień katastrof natury medycznej. Przychodnie pękają w szwach. Po byle receptę, za Chiny nawet gdyby były kapitalistyczne bym się nie wybrała. Z chorym dzieckiem jednak żartów nie ma. I mus iść. Tym jesli widmo epidemii rodzinnej zaglada w oczy. Na korytarzu kolejka na dwa magazynki. O miejscu siedzącym można co najwyżej pomarzyć. Dzieciom to w zasadzie nie przeszkadza. Fajnie jest. Koledzy też przybyli zwabieni wizją otrzymania od pana doktora pieczątki z misiem albo klauniego noska (piłeczki kauczukowe się skończyły;) Po kilkunastu próbach spacyfikowania towarzystwa, które wyglądało na cudownie ozdrowione, wreszcie się udało. Ściślej; to ...