Dziura. Albo coś
Nadworny przed przybyciem gości miał zrobić drobne zakupy. Według listy. Niestety koło od czerwonej wyścigowy odmówiło współpracy i trochę mu się zeszło. Przy czym "trochę" jest pojęciem jak zwykle względnym. Goście, ja end company siedzieliśmy karnie na wściekle zielonej sofie i zabawialiśmy udręczoną przedłużająca się nieobecnością Nadwornego Ulę.
Dzieciaki rzecz jasna zabawiały dość krótko. Szybko sobie znalazły zajęcie zastępcze, znacznie bardziej fascynujące. Ostatecznie demolkę można robić wszędzie. I wcale nie jest do tego potrzebne pudło z zabawkami. Słodki ciężar konwersacji spoczął na mnie. Książę Małżonek też się wypiął. A właściwie to wlepił. Oczy w telewizor.
- Przesuń się - zażądałam. Po dobroci.
- Aha - odpowiedź padła natychmiastowo. Niby że słucha. Niestety czyny nie poszły w ślad za słowami. Dopiero delikatne wzięcie spraw w swoje ręce pomogło. Książątko zostało przemeblowane na drugi koniec kanapy bez straty cennych obrazów rodem z urządzenia z piekła rodem.
- To mówisz że ekri? - Ula wydawała się zadowolona z tego że poparłam jej wybór.
- Zdecydowani! - wrzasnęłam w euforii - To znaczy moim skromnym zdaniem.
Zapał nie był wcale taki bezpodstawny. Wręcz przeciwnie. Przeciąż każdy lubi jak go doceniają. Po pleckach klepią i słodzą. Prawda? Nie jestem dziwolągiem ostatnim i też lubię. Dlatego tez poczułam się mocno doceniona jak mnie szanowna narzeczona niemniej szanownego Nadwornego poprosiła o konsultację w dziedzinie o której co prawda pojęcie mam blade, ale ze sroce spod ogona nie wypadłam to sobie poradzę. Ostatecznie jak zdołałam zrozumieć teorie kultury według niejakiej Margaret Mead to i z głupią modą ślubną sobie poradzę. Tym bardziej, że mam być tylko konsultantem i działać w oparciu o zgromadzone katalogi. Pryszcz!
Negocjacje przebiegały pokojowo. W atmosferze wzajemnego zrozumienia. Az dziwne, jeśli się weźmie pod uwagę to, ze nasze gusta jednak nieco się różnią. Moje beżobrązy i starocia wszechobecne nijak się mają do ultra kolorowych modernistycznych sprzętów Ulki. Mimo to, ustaliłyśmy prawie wszystko. Od serwetek począwszy a na skarpetkach pana młodego skończywszy. Jeden mały zgrzyt dotyczył biżuterii ale dałam za wygraną. Nie znam się totalnie. Lubię mieć. Mam. Tyle że zapominam zapamiętać żeby założyć.
- Wrócił! - wyimaginowane owsiki dały o sobie znać natychmiast jak usłyszały chrobotanie klucza w zamku. Radość w głosie i na bladym licu Uli była nie do ukrycia.
- No i jak? - nadworny zapytał od progu.
- W porządku! - odezwał się milczący jak dotąd Książę Małżonek - Sytuacja opanowana.
Jedno spojrzenie na zadowolone miny obu panów utwierdziło nas w przekonaniu że zostałyśmy wrobione!
- No co?! - Nadworny przyjął postawę zaczepno obronną - Ona chciała pomarańczową sukienkę do ślubu.
- Właśnie! - poparło go książątko, które niby nic nie wiedziało ani nie słyszało - Musieliśmy interweniować...
- Zakupy zrobione? - Ula zapytała spokojnie. Zupełnie jakby to co przed chwila usłyszał nie dotyczyło jej.
- Ups... - Nadworny zbladł. Zaróżowiona mroźnym wiatrem twarz nagle pobladła. Zupełnie jakby była pozbawiona życia.- To ja zaraz skoczę...
- Skocz - Ula nadal robiła za ocean spokojny - I przy okazji poproś panią w kiosku o ten katalog z modą który mi dziś polecała.
- A są tam jakieś seledynowe kiecki? - zapytałam wrednie (mogli mnie wtajemniczyć!) - Bo tak sobie myślę, że jednak w takiej byłoby ci do twarzy.
- A do tego czerwone buty! - Ula szła za ciosem. Na szczęście Nadworny już wyszedł...
Reasumując, opcje są dwie; dziura albo coś. Ściślej; Nadworny ma w głowie dziurę albo coś. Raczej coś. Że teza dość ryzykowna i mało precyzyjna? Owszem ale z drugiej strony dziura przez, którą beztrosko wylatuje kilo cukru, chleb krojony, masło i fakt, że w materii kolorystycznej może na mnie liczyć musiałaby być widoczna gołym okiem.
PeeS. Zdjęcie gdzieś z odmętów sieci.
Dzieciaki rzecz jasna zabawiały dość krótko. Szybko sobie znalazły zajęcie zastępcze, znacznie bardziej fascynujące. Ostatecznie demolkę można robić wszędzie. I wcale nie jest do tego potrzebne pudło z zabawkami. Słodki ciężar konwersacji spoczął na mnie. Książę Małżonek też się wypiął. A właściwie to wlepił. Oczy w telewizor.
- Przesuń się - zażądałam. Po dobroci.
- Aha - odpowiedź padła natychmiastowo. Niby że słucha. Niestety czyny nie poszły w ślad za słowami. Dopiero delikatne wzięcie spraw w swoje ręce pomogło. Książątko zostało przemeblowane na drugi koniec kanapy bez straty cennych obrazów rodem z urządzenia z piekła rodem.
- To mówisz że ekri? - Ula wydawała się zadowolona z tego że poparłam jej wybór.
- Zdecydowani! - wrzasnęłam w euforii - To znaczy moim skromnym zdaniem.
Zapał nie był wcale taki bezpodstawny. Wręcz przeciwnie. Przeciąż każdy lubi jak go doceniają. Po pleckach klepią i słodzą. Prawda? Nie jestem dziwolągiem ostatnim i też lubię. Dlatego tez poczułam się mocno doceniona jak mnie szanowna narzeczona niemniej szanownego Nadwornego poprosiła o konsultację w dziedzinie o której co prawda pojęcie mam blade, ale ze sroce spod ogona nie wypadłam to sobie poradzę. Ostatecznie jak zdołałam zrozumieć teorie kultury według niejakiej Margaret Mead to i z głupią modą ślubną sobie poradzę. Tym bardziej, że mam być tylko konsultantem i działać w oparciu o zgromadzone katalogi. Pryszcz!
Negocjacje przebiegały pokojowo. W atmosferze wzajemnego zrozumienia. Az dziwne, jeśli się weźmie pod uwagę to, ze nasze gusta jednak nieco się różnią. Moje beżobrązy i starocia wszechobecne nijak się mają do ultra kolorowych modernistycznych sprzętów Ulki. Mimo to, ustaliłyśmy prawie wszystko. Od serwetek począwszy a na skarpetkach pana młodego skończywszy. Jeden mały zgrzyt dotyczył biżuterii ale dałam za wygraną. Nie znam się totalnie. Lubię mieć. Mam. Tyle że zapominam zapamiętać żeby założyć.
- Wrócił! - wyimaginowane owsiki dały o sobie znać natychmiast jak usłyszały chrobotanie klucza w zamku. Radość w głosie i na bladym licu Uli była nie do ukrycia.
- No i jak? - nadworny zapytał od progu.
- W porządku! - odezwał się milczący jak dotąd Książę Małżonek - Sytuacja opanowana.
Jedno spojrzenie na zadowolone miny obu panów utwierdziło nas w przekonaniu że zostałyśmy wrobione!
- No co?! - Nadworny przyjął postawę zaczepno obronną - Ona chciała pomarańczową sukienkę do ślubu.
- Właśnie! - poparło go książątko, które niby nic nie wiedziało ani nie słyszało - Musieliśmy interweniować...
- Zakupy zrobione? - Ula zapytała spokojnie. Zupełnie jakby to co przed chwila usłyszał nie dotyczyło jej.
- Ups... - Nadworny zbladł. Zaróżowiona mroźnym wiatrem twarz nagle pobladła. Zupełnie jakby była pozbawiona życia.- To ja zaraz skoczę...
- Skocz - Ula nadal robiła za ocean spokojny - I przy okazji poproś panią w kiosku o ten katalog z modą który mi dziś polecała.
- A są tam jakieś seledynowe kiecki? - zapytałam wrednie (mogli mnie wtajemniczyć!) - Bo tak sobie myślę, że jednak w takiej byłoby ci do twarzy.
- A do tego czerwone buty! - Ula szła za ciosem. Na szczęście Nadworny już wyszedł...
Reasumując, opcje są dwie; dziura albo coś. Ściślej; Nadworny ma w głowie dziurę albo coś. Raczej coś. Że teza dość ryzykowna i mało precyzyjna? Owszem ale z drugiej strony dziura przez, którą beztrosko wylatuje kilo cukru, chleb krojony, masło i fakt, że w materii kolorystycznej może na mnie liczyć musiałaby być widoczna gołym okiem.
PeeS. Zdjęcie gdzieś z odmętów sieci.
Jak zwykle - świetnie dałaś sobie radę!. W sumie, to ecru i czerwone buty.... czemu nie:D.
OdpowiedzUsuńale seledyn i czerwone?:D w sumie też czemu nie - w naturze występuje to ponoc pasuje ;)
OdpowiedzUsuńa COŚ, np. nakarmi konie, względnie wypełni sienniki... pożyteczne.
otóż to, demolkę dziecięca mozna robic wszędzie:)
OdpowiedzUsuńale podstępne bestie!czerwona mini kabaretki byłyby w sam raz!:)
OdpowiedzUsuńIda...
OdpowiedzUsuńŚwietnie? No nie wiem...;)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńCo pasuje przyrodzie to nie Uli vel pachnące mydełko;)
Beata...
OdpowiedzUsuńZnamy takie numery demolkowiczów co nie?;)
OLQA...
OdpowiedzUsuńCzerwona kiecka i kabaretki? No wiesz? Za takie coś to się kara należy. Nie nagroda;)
Wiedziałem, że się pogubię w tych kolorach, wiedziałem...
OdpowiedzUsuńNiezłe zestawienie :)
OdpowiedzUsuńNivejko, zapraszam do siebie po Wyróżnienie oraz Dyplom
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńNo nie przesadzaj! Dobry fotograf nie tak szybko nie myli. Czasami tylko nie odróżnia szarego od siwego, ale to już przypadłość niemalże całej męskiej populacji;D
Scenki...
OdpowiedzUsuńKolorystycznie to jak kwiatek do kożucha;D
Anabell...
OdpowiedzUsuńLecę;)
Nadworny jak najbardziej statystyczny czasem jest!
OdpowiedzUsuńjak to dobrze, że jestem bratem daltona
OdpowiedzUsuńOj tam ja juz widzialam panne mloda w czerwonej sukni i calkiem fajnie to wygladalo:)
OdpowiedzUsuńZgaga...
OdpowiedzUsuńFaceta nie zmienisz;)
Ziemianin...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej masz wymówkę;)
Stardust...
OdpowiedzUsuńTeż taką widziałam, ale dobrego wrażenia na mnie to to raczej nie zrobiło:)
Teraz jest taki wybór sukienek, dodatków itp. że można zwyczajnie kociokwiku dostać ;). Znajoma ostatnio weszła do salonu ślubnego i natychmiast okrążyły ją trzy rekiny sprzedaży i spowodowały taki zamęt, że musiała się ratować ewakuacją ;).
OdpowiedzUsuńRewelka! No ale tak dać się wrobić?! :))))
OdpowiedzUsuńTam na pewno jest coś! Może nawet wielkie coś? :))
OdpowiedzUsuńTo widzę, że sprawy Nadwornego i Ulki poszły już daleko :)
OdpowiedzUsuńJeśli do nowowybranego zestawu Ula założy jeszcze gigantyczną biżuterię z setek kolorowych korali, to zemsta będzie pełna - oczywiście wystarczy, jeśli założy to i zrobi sobie zdjęcie, żeby pokazać Nadwornemu, a nie na właściwą ceremonię! :)))
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńCzasami się ciesze, że mnie ten cyrk ominął;)
Magdalena...
OdpowiedzUsuńOch! No tez się dziwię, że się dałam:D
Magenta...
OdpowiedzUsuńSprawdzę. Przy tak zwanej najbliższej okazji;D
Iw...
OdpowiedzUsuńSama się dziwię że pozwoliłam żeby się tak zapędzili;)
Pomarańcz i czerwone, to byłby czad!
OdpowiedzUsuń