Kwiat na cały świat

Żyła długo. Czy szczęśliwie? Nie wiem. Chyba tak. Nigdy się nie skarżyła. Ot, zwyczajnie. Czasami ponarzekała na łamanie w kościach. Albo, że ją buty piją. Pracowała. Bardzo ciężko. I zawsze mówiła, że to lubi. Nie rozumiałam i nadal nie rozumiem, jak można lubić pracę w polu. Od świtu do nocy, z krótką przerwą na obiad; pielenie , zbieranie albo sadzenie. I tak w kółko. Zgodnie z odwiecznym rytmem matki natury. W domu też było co robić. Mąż, troje drobiazgu, a potem wnuki i prawnuki. Całe to towarzystwo trzeba było oprać, nakarmić, pacierza nauczyć... Byłam "kwiat na cały świat". Po mnie takim kwiatem był każdy kolejny wnuk czy prawnuk. Ale ja byłam ta pierwsza. Wychuchana, wyniańczona, wycałowana... Jedliście kiedyś "parzaki"? Takie drożdżowe kluchy gotowane na parze, które macza się w gęstej śmietanie? Jeśli nawet to na pewno nie były tak dobre jak te, które robiła ona. Podobnie było z truskawkowym dżemem. Gęstym, słodkim i absolutnie niepowtarzalnym. Mi...