Rude
Osobista wpadła. Tym razem na pomysł. Jej zdaniem genialny, moim zupełnie beznadziejny.
Instrukcje otrzymane drogą esemesową były proste; "Jutro o 16 tam gdzie zawsze. Obecność obowiązkowa!"
Z uwagi na niepogodę wszechobecną, uzbrojona w parasol czarny w białe groszki na przystanek poczłapałam 10 minut po umówionym czasie. Dzieki temu czekałam zaledwie 4 minuty i kilka sekund.
Osobista zahamowała jak zwykle. Z piskiem opon.
- Wskakuj! - ryknęła radośnie przekrzykując decybele wydobywające się z głośników. Fakt spóźnienia, jako oczywisty i przewidywalny, pominęła milczeniem i ruszyła. Dokładnie rak samo jak zahamowała. Z piskiem.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam usilnie starając się przedrzeć między dźwiękami jakiejś irlandzkiej (chyba) muzyczki. Nie odpowiedziała. Rzuciła jedynie w moją stronę uśmiechem wprost z obrazu Leonarda. Tajemniczym i obiecującym.
Zaczęłam się bać. Mina Mona Lisy w wykonaniu Osobistej nigdy nie wróży niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Świadczy o tym, że gdzieś miedzy zwojami kory mózgowej szanownej Mona-Osobistej zaświtała myśl, którą to wyżej wymieniona natychmiast starała się wprowadzić w czyn.
- Nie to nie - mruknęłam w odpowiedzi na wielce zagadkowy uśmiech i zupełnie na serio, bez ściemy zaczęłam usiłować podziwiac przyrodę zaokienną. Niestety prędkość nie sprzyjała kontemplowaniu uroków biedronek człapiących i listków się rozwijających.
- Co tak zamilkłaś? - Osobista zaskrzeczała w rytmie upiornej muzyczki, która nadal rozrywała głośniki od środka.
- Bo rozmowa z kierowca w czasie jazdy zabroniona.
- No bez jaj! - ryknęła dodając gazu.
- Bez jaj to surowo - odpowiedziałam z mina niemalże śmiertelnie poważną.
- Ygyhym? - Osobista była niekwestionowana mistrzynią języka jaskiniowego. W tym narzeczu potrafiła powiedzieć dosłownie wszystko. I o dziwo wszyscy ja rozumieli.
- Że surowo zabroniona - wyjaśniłam królowej mowy ludów pierwotnych i nadal bezczelnie usiłowałam podglądać fascynujące zmiany w krajobrazie.
Na miejsce dotarłyśmy zupełnie niepostrzeżenie. Błoga cisza, która wypełniła klaustrofobiczną przestrzeń mini vana Osobistej wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tadammmmmmmmmm! - wydarła się i otworzyła drzwi - Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.
Nigdy nie wiem, czy ona się tak cieszy z faktu że zaraz się dorwie do tego do czego tak gnała czy że udało się jej dotrzeć na miejsce w jednym kawałku.
- No ... - powiedziałąm niepewnie rozgladając sie po okolicy - I co dalej?
- No jak co? Umówiłam nas do fryzjera. Ja farbuję, a ty rób co chcesz. Moja firma stawia! - powiedziała jeszcze bardziej radośnie i raźnym żołnierskim prawa-lewa ruszyła w kierunku gościnnie uchylonych drzwi.
- STOP! - wrzasnęłam. O dziwo poskutkowało. Osobista zastygła w pozycji dziwnej.
- Jak farbujesz? Co farbujesz? - naiwnie miałam nadzieję, że może pomyliła farbowanie z malowaniem i że chodzi o paznokcie.
- Włosy głupolu! Znudziły mi się - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Po moim trupie! - wrzasnęłam po raz kolejny i zasłoniłam wejście do salonu piękności własną piersią. Odważną. Nie mogłam pozwolić na taką głupotę. Jak jej zdrowy rozsądek wróci to mi podziękuje. Osobista albowiem jest posiadaczka najcudniejszej burzy lśniących, nieposkromionych, niedających się ujarzmić nawet przy pomocy najdziwniejszych fryzjerskich wynalazków, naturalnie ognistorudych włosów.
- Bo? - zapytała nieco zbita z tropu. Już nie tak pewna genialności pomysłu zniszczenia tego co matka natura tak hojnie dała.
- Bo... Rude jest piękne! - powiedziałam z całym przekonaniem.
- Aha - Osobista najwyraźniej zupełnie uznała, że pomysł był cokolwiek chybiony. Zrobiła delikatne w tył zwrot i wsiadła do auta.
- ... mimo że wredne - dodałam zapinając pas bezpieczeństwa. Przezorny albowiem zawsze pasem zabezpieczony. Zwłaszcza jak za kierownicą siedzi rude, wredne i z temperamentem..
Źródło zdjęcia : http://www.pinger.pl/szukaj/po_tagu/p/2/?t=Sydney%20Chase
Instrukcje otrzymane drogą esemesową były proste; "Jutro o 16 tam gdzie zawsze. Obecność obowiązkowa!"
Z uwagi na niepogodę wszechobecną, uzbrojona w parasol czarny w białe groszki na przystanek poczłapałam 10 minut po umówionym czasie. Dzieki temu czekałam zaledwie 4 minuty i kilka sekund.
Osobista zahamowała jak zwykle. Z piskiem opon.
- Wskakuj! - ryknęła radośnie przekrzykując decybele wydobywające się z głośników. Fakt spóźnienia, jako oczywisty i przewidywalny, pominęła milczeniem i ruszyła. Dokładnie rak samo jak zahamowała. Z piskiem.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam usilnie starając się przedrzeć między dźwiękami jakiejś irlandzkiej (chyba) muzyczki. Nie odpowiedziała. Rzuciła jedynie w moją stronę uśmiechem wprost z obrazu Leonarda. Tajemniczym i obiecującym.
Zaczęłam się bać. Mina Mona Lisy w wykonaniu Osobistej nigdy nie wróży niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Świadczy o tym, że gdzieś miedzy zwojami kory mózgowej szanownej Mona-Osobistej zaświtała myśl, którą to wyżej wymieniona natychmiast starała się wprowadzić w czyn.
- Nie to nie - mruknęłam w odpowiedzi na wielce zagadkowy uśmiech i zupełnie na serio, bez ściemy zaczęłam usiłować podziwiac przyrodę zaokienną. Niestety prędkość nie sprzyjała kontemplowaniu uroków biedronek człapiących i listków się rozwijających.
- Co tak zamilkłaś? - Osobista zaskrzeczała w rytmie upiornej muzyczki, która nadal rozrywała głośniki od środka.
- Bo rozmowa z kierowca w czasie jazdy zabroniona.
- No bez jaj! - ryknęła dodając gazu.
- Bez jaj to surowo - odpowiedziałam z mina niemalże śmiertelnie poważną.
- Ygyhym? - Osobista była niekwestionowana mistrzynią języka jaskiniowego. W tym narzeczu potrafiła powiedzieć dosłownie wszystko. I o dziwo wszyscy ja rozumieli.
- Że surowo zabroniona - wyjaśniłam królowej mowy ludów pierwotnych i nadal bezczelnie usiłowałam podglądać fascynujące zmiany w krajobrazie.
Na miejsce dotarłyśmy zupełnie niepostrzeżenie. Błoga cisza, która wypełniła klaustrofobiczną przestrzeń mini vana Osobistej wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tadammmmmmmmmm! - wydarła się i otworzyła drzwi - Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.
Nigdy nie wiem, czy ona się tak cieszy z faktu że zaraz się dorwie do tego do czego tak gnała czy że udało się jej dotrzeć na miejsce w jednym kawałku.
- No ... - powiedziałąm niepewnie rozgladając sie po okolicy - I co dalej?
- No jak co? Umówiłam nas do fryzjera. Ja farbuję, a ty rób co chcesz. Moja firma stawia! - powiedziała jeszcze bardziej radośnie i raźnym żołnierskim prawa-lewa ruszyła w kierunku gościnnie uchylonych drzwi.
- STOP! - wrzasnęłam. O dziwo poskutkowało. Osobista zastygła w pozycji dziwnej.
- Jak farbujesz? Co farbujesz? - naiwnie miałam nadzieję, że może pomyliła farbowanie z malowaniem i że chodzi o paznokcie.
- Włosy głupolu! Znudziły mi się - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Po moim trupie! - wrzasnęłam po raz kolejny i zasłoniłam wejście do salonu piękności własną piersią. Odważną. Nie mogłam pozwolić na taką głupotę. Jak jej zdrowy rozsądek wróci to mi podziękuje. Osobista albowiem jest posiadaczka najcudniejszej burzy lśniących, nieposkromionych, niedających się ujarzmić nawet przy pomocy najdziwniejszych fryzjerskich wynalazków, naturalnie ognistorudych włosów.
- Bo? - zapytała nieco zbita z tropu. Już nie tak pewna genialności pomysłu zniszczenia tego co matka natura tak hojnie dała.
- Bo... Rude jest piękne! - powiedziałam z całym przekonaniem.
- Aha - Osobista najwyraźniej zupełnie uznała, że pomysł był cokolwiek chybiony. Zrobiła delikatne w tył zwrot i wsiadła do auta.
- ... mimo że wredne - dodałam zapinając pas bezpieczeństwa. Przezorny albowiem zawsze pasem zabezpieczony. Zwłaszcza jak za kierownicą siedzi rude, wredne i z temperamentem..
Źródło zdjęcia : http://www.pinger.pl/szukaj/po_tagu/p/2/?t=Sydney%20Chase
Uffffffff...
OdpowiedzUsuńI słusznie!!!!!!!!!!!
A piegi miała? Bo wtedy to te wredne nawet można wybaczyć ;)
OdpowiedzUsuńVinniczek...
OdpowiedzUsuńPrawda? Naturę trzeba chronić:D
Voluś...
OdpowiedzUsuńNo tak... Takiej osobistej to wszystko na sucho ujdzie. Nawet wredność:D
No, ja się za kilka dni farbuję na rudość - piękność :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ciebie nie opuścił rozsądek:)
OdpowiedzUsuńmatko takie rude ?prwdziwe? jejus toz to cud nad cudy.cudowne ogniste kobiety. u nas maja takie prawdziwe szkotki.napatrzec sie nie moge.nature trzeba chronic za wszelka cene.ja farbuje sie na czarno bo siwizna ,krzywizna na twarzy eheheh.a zawsze czarne mialam
OdpowiedzUsuńBrawo! Piękno trzeba chronić. :))) Swoją drogą dawno temu widziałam chłopaka z włosami nie tyle rudymi co wręcz miedzianymi, jak druty. I to w loczkach. Zazdrość żarła mnie jeszcze długo. Bo po co facetowi takie cudo?! A to było w czasach, kiedy faceci nie farbowali włosów...
OdpowiedzUsuńMargo...
OdpowiedzUsuńMusze to zobaczyć! Przy takich włosach jak twoje efekt z pewnością będzie powalający!
Iva...
OdpowiedzUsuńW przypadku rude jestm mocno ekologiczna:D
Majowababcia...
OdpowiedzUsuńNo właśnie! I szkoda takie cudo niszczyć!
Magdalena...
OdpowiedzUsuńNo wiesz... Moja córka tez się zastanawia po co Krzysiowi taaaaaaakie rzęsy :)
lepiej trzymać z blondynkami, mniej skomplikowane, miłe, życzliwe i skromne jak ja
OdpowiedzUsuńDzidka...
OdpowiedzUsuńJasne. A Rudą znasz? Bedzie dziś na imprezie:D
Rude, wredne i z temperamentem - całkiem jak Mała Mi;)
OdpowiedzUsuńRude i to naturalne powinno być pod ochroną, jest piękne:) Nawet, jeśli wredne;)
Byle nie na kolana :P
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoją przytomność umysły.I siłę perswazji:)
OdpowiedzUsuńu mnie się mówiło, że rude to fałszywe ;)
OdpowiedzUsuńja tam do rudego nie mam nic, gorzej z ryżym, ooo wtedy czuj duch
OdpowiedzUsuńJa i tak co nie nałożę to wyjdzie czarniawe ;/, a rude piękne jest!
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam (znaczy, że piękne) i dlatego od trzech tygodni znowu, po latach, jestem ruda. Wredna pozostawałam nawet pod farbą w innych kolorach :)
OdpowiedzUsuńRuda nie taka wredna skoro tak szybko dała się przekonac:0
OdpowiedzUsuńA oczy jakie ma ta Ruda? zielone?
No to Ci sie udalo, nie tylko przemowic Rudej do rozsadku, ale i dojechac zywej mimo pisku opon:)))
OdpowiedzUsuńboszszsze rude i nieposkromione i bez odrostów!!!!!Toż to autentyczny cud nad cuda.
OdpowiedzUsuńjak zwykle fajnie się czyta..ja znowu odnalazłam chwilę na poczytanki..:) pozdrawiam.A.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, sliczne rude włosy zniszczyc farbowaniem to wredność:)
OdpowiedzUsuńBeti444...
OdpowiedzUsuńToteż chronię. Parasol roztaczam itd:D
Margo...
OdpowiedzUsuńA czemu nie? Z zachwytu można nawet na twarz paść, a co dopiero na kolana:)
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńBo ja lubię stawiać na swoim :D
Chwilka...
OdpowiedzUsuńRude po prostu jest piękne, I tyle. A wredność czy fałszywość od koloru włosów nie zależy:)
Ziemianin...
OdpowiedzUsuńA ja tam ryż lubię. Zwłaszcza jak ktoś inny ugotuje:)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńNo... ja tez najpierw musiałabym na blond trzasnąć a potem dopiero na rudo. A odrosty byłyby po tygodniu:D
Mira...
OdpowiedzUsuńJa tez nie ruda... a wredna:D
Mada...
OdpowiedzUsuńZielone, a jakże!
Stardust...
OdpowiedzUsuńTen typ tak ma. To jak podpis; hamuje i rusza po swojemu:D
Ika...
OdpowiedzUsuńAbsolutnie fantastyczny cud;)
Pchełka...
OdpowiedzUsuńDzięki:)
Beata...
OdpowiedzUsuńA wredności mówimy zdecydowane NIE!:D
No n rudo mogłaś jej pozwolić.
OdpowiedzUsuńprzynajmniej koszty były już uregulowane :))))
OdpowiedzUsuńPrzyszyta mnie ostatnio z przed salonu na spacer wysłała a kiedy po sms'e wróciłem prosiła uregulować rachunek :-/
Ufff już tam więcej nie pójdzie bo niezadowolona była :) Młode to się jeszcze uczy :D
I że niby tak cie posłuchała?!
OdpowiedzUsuńOchrona wartości naturalnych ;).
OdpowiedzUsuńMagenta...
OdpowiedzUsuńFakt. Na rudo mogłam;)
Diesel...
OdpowiedzUsuńKoszty poszły na cele upiększające, nieingerujące w walory naturalne;)
Gosia...
OdpowiedzUsuńBez "niby";D
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńDziałalność niezarejestrowana ale jak najbardziej pożądana :D
Rude fałszywe, blondynki głupie a brunetki złośliwe; czyli do wyboru, do koloru ;)
OdpowiedzUsuńBratta...
OdpowiedzUsuńJestem trzy w jednym :D