Dziady (1)
Mimo szeroko otwartego okna pokój tonął w cuchnącym lekko słodkawym dymie. Hanna drżąca ręką przypalała kolejnego papierosa. W popielniczce leżało już kilkanaście petów. Każdy ze śladem ciemno różowej, eleganckiej szminki. Dokładnie takiej jakiej używała kobieta, która zupełnie nieświadomie na stałe zapisała się w pamięci Hanny.
- Suka! To była zwykła suka - mruknęła uwalniając kłęby ciemnego, przetrawionego przez płuca dymu.
Wspomnienie kobiety powróciło. Przyjeżdżała do sąsiadów, zawsze elegancka, dobrze ubrana, umalowana. Nawet idąc na spacer do pobliskiego lasu wyglądała jakby dopiero wyszła od fryzjera. W kieszeniach nosiła cukierki, a czasami to nawet gumę do żucia. Rozdawała te słodkości dzieciakom, patrzącym na nią z podziwem i z zazdrością. Wszystkie dziewczyny ze wsi chciały tak wyglądać, tak się ubierać, tak samo robić makijaż, i mieć taką fryzurę jak ona. Hanka miała nad nimi przewagę. Podobnie jak podziwiana kobieta, była naturalną brunetką z piwnymi oczami. Zupełnie jak tamta. Inne dziewczyny były blondynkami i miały zupełnie inne oczy, niebieskie.
Hanna celowo wybierała najmniejszy, najrzadziej używany pokój w domu. Adam nie tolerował dymu, nie znosił palaczy i absolutnie na nie nie pozwalał. We wszystkich innych sprawach dawał żonie wolną rękę. Rytuał palenia powtarzał się dokładnie dwa razy w tygodniu. W każdy wtorek i co piątek.
Normalnie, Hanka nie paliła. Nawet w towarzystwie. Jednak przed wizytą u Jana, po prostu musiała. Kupowała najtańsze, najbardziej podłe papierosy jakie udało jej się znaleźć i wypalała jednego za drugim. Pusty kartonik był sygnałem gotowości. Dopiero wtedy mogła stawić czoła demonom przeszłości.
Jeszcze tylko przepraszająco proszący uśmiech w stronę nieocenionej pani Jadzi, która sobie tylko znanymi sposobami niezwykle skutecznie usuwała zapach dymu i można było iść.
Punktualnie o 14.30 Hanna wychodziła z domu. Przed bramą czekała zamówiona taksówka.
Droga do Jana nigdy, nawet pieszo i w godzinach szczytu nie trwała dłużej niż 10 minut. Gabinet był zaledwie kilka przecznic dalej. Wolała jednak być wcześniej. Czas który spędzała w poczekalni pozwalał jej na zebranie myśli. Na upchnięcie ich w odpowiedniej szufladce. Teraźniejszość przestawała istnieć, a ona na powrót stawała się tamtą małą, zagubioną Hanią uwięzioną w ciele zadbanej, eleganckiej, dobrze ubranej, ponad czterdziestoletniej kobiety, z ustami muśniętymi ciemno różową szminką.
Poczekalnia bardziej przypominała normalny pokój niż tradycyjne miejsce w którym czeka się na swoją kolejkę. Miękkie fotele, poduchy w ciepłych barwach, eleganckie oświetlenie. Intymności pacjentów strzegły wyciszone drzwi i cicha, delikatna w brzmieniu muzyka płynąca z głośników. Dodatkowym atutem było doskonałe rozwiązanie w postaci drugiego wyjścia. Pacjenci wchodzili jednym , a wychodzili drugim. Ich ewentualne spotkanie było w zasadzie niemożliwe.
Moda na uzewnętrznianie się w gabinetach psychoanalityków przyszła do nas z zachodu wraz z nieograniczonym dostępem do coca coli, wolnym rynkiem i agresywnym kapitalizmem. Niestety za modą nie zawsze w ślad szła otwartość. Nie każdy chciał się przyznać do tego, że ma problemy z którymi radzi sobie na kozetce, przy pomocy jakiegoś szarlatana.
- Dzień dobry - Jan cicho otworzył drzwi do przestronnego, równie przytulnego co poczekalnia gabinetu - Zapraszam.
Weszła. Dyskretna elegancja jej stroju absolutnie nie harmonizowała z niepewnością małej dziewczynki i spłoszonym wzrokiem. Zachowywała się jak małe, zranione zwierzątko.
- Jak minął dzień? - Jan zaczął rozmowę tak jak zawsze. Od niczego. Zwykle musiał poświęcać na rozluźnienie pacjenta więcej czasu. W przypadku Hanny nie było takiej potrzeby. Ona doskonale wiedziała po co tu przychodzi. Była zawsze przygotowana. Wiedziała co chce powiedzieć i nie trzeba jej było ciągnąć za język.
- Suka! To była zwykła suka - mruknęła uwalniając kłęby ciemnego, przetrawionego przez płuca dymu.
Wspomnienie kobiety powróciło. Przyjeżdżała do sąsiadów, zawsze elegancka, dobrze ubrana, umalowana. Nawet idąc na spacer do pobliskiego lasu wyglądała jakby dopiero wyszła od fryzjera. W kieszeniach nosiła cukierki, a czasami to nawet gumę do żucia. Rozdawała te słodkości dzieciakom, patrzącym na nią z podziwem i z zazdrością. Wszystkie dziewczyny ze wsi chciały tak wyglądać, tak się ubierać, tak samo robić makijaż, i mieć taką fryzurę jak ona. Hanka miała nad nimi przewagę. Podobnie jak podziwiana kobieta, była naturalną brunetką z piwnymi oczami. Zupełnie jak tamta. Inne dziewczyny były blondynkami i miały zupełnie inne oczy, niebieskie.
Hanna celowo wybierała najmniejszy, najrzadziej używany pokój w domu. Adam nie tolerował dymu, nie znosił palaczy i absolutnie na nie nie pozwalał. We wszystkich innych sprawach dawał żonie wolną rękę. Rytuał palenia powtarzał się dokładnie dwa razy w tygodniu. W każdy wtorek i co piątek.
Normalnie, Hanka nie paliła. Nawet w towarzystwie. Jednak przed wizytą u Jana, po prostu musiała. Kupowała najtańsze, najbardziej podłe papierosy jakie udało jej się znaleźć i wypalała jednego za drugim. Pusty kartonik był sygnałem gotowości. Dopiero wtedy mogła stawić czoła demonom przeszłości.
Jeszcze tylko przepraszająco proszący uśmiech w stronę nieocenionej pani Jadzi, która sobie tylko znanymi sposobami niezwykle skutecznie usuwała zapach dymu i można było iść.
Punktualnie o 14.30 Hanna wychodziła z domu. Przed bramą czekała zamówiona taksówka.
Droga do Jana nigdy, nawet pieszo i w godzinach szczytu nie trwała dłużej niż 10 minut. Gabinet był zaledwie kilka przecznic dalej. Wolała jednak być wcześniej. Czas który spędzała w poczekalni pozwalał jej na zebranie myśli. Na upchnięcie ich w odpowiedniej szufladce. Teraźniejszość przestawała istnieć, a ona na powrót stawała się tamtą małą, zagubioną Hanią uwięzioną w ciele zadbanej, eleganckiej, dobrze ubranej, ponad czterdziestoletniej kobiety, z ustami muśniętymi ciemno różową szminką.
Poczekalnia bardziej przypominała normalny pokój niż tradycyjne miejsce w którym czeka się na swoją kolejkę. Miękkie fotele, poduchy w ciepłych barwach, eleganckie oświetlenie. Intymności pacjentów strzegły wyciszone drzwi i cicha, delikatna w brzmieniu muzyka płynąca z głośników. Dodatkowym atutem było doskonałe rozwiązanie w postaci drugiego wyjścia. Pacjenci wchodzili jednym , a wychodzili drugim. Ich ewentualne spotkanie było w zasadzie niemożliwe.
Moda na uzewnętrznianie się w gabinetach psychoanalityków przyszła do nas z zachodu wraz z nieograniczonym dostępem do coca coli, wolnym rynkiem i agresywnym kapitalizmem. Niestety za modą nie zawsze w ślad szła otwartość. Nie każdy chciał się przyznać do tego, że ma problemy z którymi radzi sobie na kozetce, przy pomocy jakiegoś szarlatana.
- Dzień dobry - Jan cicho otworzył drzwi do przestronnego, równie przytulnego co poczekalnia gabinetu - Zapraszam.
Weszła. Dyskretna elegancja jej stroju absolutnie nie harmonizowała z niepewnością małej dziewczynki i spłoszonym wzrokiem. Zachowywała się jak małe, zranione zwierzątko.
- Jak minął dzień? - Jan zaczął rozmowę tak jak zawsze. Od niczego. Zwykle musiał poświęcać na rozluźnienie pacjenta więcej czasu. W przypadku Hanny nie było takiej potrzeby. Ona doskonale wiedziała po co tu przychodzi. Była zawsze przygotowana. Wiedziała co chce powiedzieć i nie trzeba jej było ciągnąć za język.
Nivejko (tu zmarszczenie czoła) - dziadkowie, no...ewentualnie dziadki ale żeby tak od razu dziady?
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to strasznie poważnie, aż się boję dalszego ciągu:)
Zanosi się na coś ciekawego...
OdpowiedzUsuńnooo pani, ale dałaś czadu!!!
OdpowiedzUsuńto ja grzecznie poczekam na cedeen.
Zaczyna się bardzo intrygująco:)))Czekam na cedeen:)))Pozdrowionka cieplutkie:)))
OdpowiedzUsuńKobieta lokomotywa. Podziwiam, a raczej nie...Jak mozna tyle palić, pytam?! Okrutnie sobie zniszczy cerę i nawet jej sie ciemonoróżowe usta pomarszczą;)
OdpowiedzUsuńCoś jej Jan nie potrafi pomóc.
i co dalej...
OdpowiedzUsuńPieprzu...
OdpowiedzUsuńA jednak dziady:D
Zgaga...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję :)
Mijka...
OdpowiedzUsuńCzadu powiadasz?:D
Diana...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że takie będzie do końca:)
Magda...
OdpowiedzUsuńA to się jeszcze okaże;D
Iva...
OdpowiedzUsuńCo dalej będzie w cedeenie;D
To ja cierpliwie poczekam, zapowiada się długa jesień i zima......
OdpowiedzUsuńOj zdziwicie się, ile niektórzy, a raczej niektóre palą. Moja ciocia nawet pod prysznic idzie z papierosem, do wanny z papierosem, pije kawę z papierosem w zębach, a u niej w domu to już chyba wszystko jest poprzepalane i uprószone popiołem. I to z najtańszych fajek.
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie... czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam
Zmiany widzę. Super! Będzie się działo. Jadę na morze. Będzie miła lektura na wachcie.
OdpowiedzUsuńMoja Alis...
OdpowiedzUsuńE tam! Góra 3 części:D
Honolulu...
OdpowiedzUsuńNa szczęście Hanka tylko 2 razy w tygodniu tak jara;D
Marynarzu...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony ci zazdroszcze, bo nie marze o niczym innym jak o tym, zeby choc na troche zwiać od tego wszystkiego... A z drugiej... no wiesz; choroba morska, brak suchego lądu pod stopą i świadomośc że tak naprawdę uciec się nie da;(
Dobrego rejsu:)
Już widzę, że mi się spodoba, jeszcze tylko nie wiem, skąd ten tytuł "dziadowski" :)
OdpowiedzUsuńLecę czytać c.d.!