Popapraniec

W małym zaspanym sklepiku za rogiem, w tym w którym co dzień kupuje bułki na śniadanie nie było. W związku z brakiem wybrała się Zołza po ciasteczka do miasteczka.  Tym bardziej ochoczo, że po drodze było. Kiedy tylko ujrzała pierwszy lepszy z brzegu sklep miejski z wielkim napisem "U nas zawsze świeżo i tanio!" zahamowała. Jak zwykle; z piskiem opon, wturlała się z wnętrza autka, trzasnęła drzwiami i pognała przed siebie. Ciasteczka były. Wyglądały apetycznie, nawet bardzo. Puszysty biszkopcik, warstwa delikatnego budyniowego kremu, na tym równie apetyczna słuszna porcyjka  maku, jakieś coś co wyglądało jak zapieczona piana i polewa... duuuuuuuuużo polewy.
A na tym orzeszki. No pyszota! Z wyglądu i zapachu.
Już miała Zołza zakupić. Już sięgała do portfela. W trybie natychmiastowym zapomniała nawet o tym że jest na permanentnej diecie! Dopiero kiedy otwierała dzioba żeby zaszczebiotać do przystojnego sprzedawcy, że  bardzo uprzejmie poprosi...  jej wzrok padł na niewinnie wyglądającą karteczkę. Cena na niej wypisana przeczyła temu co było na banerze. Bardziej przerażająca była jednak nazwa...
No bo czy coś co się nazywa POPAPRANIEC może być dobre?
Zołzy proszę nie pytać. Gdyż ponieważ Zołza nie wie.  Ostatecznie kupiła klasyczny makowiec. A ten i owszem smaczny.

W związku z powyższym Zołza wpadła na pomysł iście zołzi. Gdyby tak wszystko co dobre, kuszące i tuczące przemianować? Takie na ten przykład romnantyczne z nazwy lazanie; czy gdyby nazywały się pomerdane kluchy byłyby równie apetyczne?
Wystarczy jeszcze głupio nazwać; kotlety schabowe, flaczki wołowe, karkówkę z grilla, bułeczki z masełkiem, sałatkę jarzynową, torcik wiedeński, jajecznicę na bekonie, miętówki, kartacze, placki ziemniaczane, pierogi ze szpinakiem, michałki (te klasyczne), lody orzechowe...oraz wiele innych potraw i w końcu i nareszcie Zołza będzie miała talię osy.


Źródło zdjęcia: http://www.garnek.pl/graga73/a/?p=12

Komentarze

  1. A taki na przykład pleśniak? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie niestety nazwa nie odstraszy. Nawet najbardziej obrzydliwa. :(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Może być nawet popieprzeniec... jak słodki to zjem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że nazwa nie odciągnie Cię przez możliwości organoleptyczne, zapach i smaka... oj nie

    OdpowiedzUsuń
  5. E tam, jak się zwał tak się zwał ... jak coś dobre to żadna nazwa nie odstraszy (no chyba, że wyjątkowo ohydna ale kto by się odważył na taki chwyt reklamowy ... ciekawe):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja droga Zołzo!!!!!!
    My, kobiety, mamy swoje sposoby, by wiedzieć, czy coś jest dobre czynie bez patrzenia i wąchania nawet. Żadna nazwa nam nie straszna. Przypuszczam, że bardzo niedługo wrócisz po Popaprańca aby sobie i nam coś udowodnić...:)
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama nazwa niema większego znaczenia grunt by ze smaku grała symfonia w ustach :) miłego dnia pozdrawiam serdecznie

    http://zawszelkacene.blog.interia.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Scenki...
    Pleśniak może zostać. Ma wystarczająco odstręczającą nazwę;D

    OdpowiedzUsuń
  9. DeZeal...
    A ja nie. Tym bardziej jak bardzo słodki;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Margo...
    Oj tak! Przecież nie kupiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. i co robię?..idę coś zjeść..Osz Ty! Zołzo jedna:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Danka...
    To raczej antyreklama by była;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Tkaitka...
    Wrócę? No chyba że zmienia nazwę :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy...
    Ja odbieram świat wszystkimi zmysłami:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Pchełka...
    Czyli że co? Sugestywnie napisałam? Yupi!

    OdpowiedzUsuń
  16. A wiesz, że niektórzy tak głupio nazywają potrawy nawet w karcie dań...Pamiętam recenzję w Co Jest Grane knajpy o nazwie bodajże "Stara szafa", gdzie w karcie dań figurowały np. "gacie wujka" czy "biustonosz ciotki". Nie pamiętam, co to było, ale już sama nazwa spowodowała u mnie odruch wymiotny. :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. obawiam się, że w moim przypadku zmiana nazwy nic nie pomoże, choć z drugiej strony flaków jeszcze w życiu swojem nie jadłam

    OdpowiedzUsuń
  18. No to powstałby wtedy groch z kapustą. Musiałyby sie te wszystkie dietetyczne wartości poodwracac i wtedy czemu nie*

    OdpowiedzUsuń
  19. No tak, a zasugerowałaś przystojnemu sprzedawcy inną nazwę? Popapraniec, jak dobry, to jeszcze bym zniosła, ale jakieś gacie to na pewno nie ...a na przykład skąd się wzięła nazwa zupy "nic", która była u mnie w domu taką zupą z wywaru z warzyw i co tam było pod ręką w kuchni...?

    OdpowiedzUsuń
  20. Nazwa, ze tak powiem popaprana:)) Ale jak wynika z komentarzy nie wszystkich odstrasza:)) To troche jak z ksiazka, ktorej nie nalezy sadzic po okladce;)

    OdpowiedzUsuń
  21. i co? żałuje Zołza, ze nie kupiła popaprańca?:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kupiłabym z prostej ciekawości , wszak nie zawsze nomen-omen:)))
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. taka czernina na przykład, brzmi odrażająco , a gdyby się jeszcze nazywała - zupa z krwi kaczej podawana na gorąco!!!!!!!! fuuuu
    Dzidka

    OdpowiedzUsuń
  24. U nas czernina nazywana była- i jest: zupą czekoladową. Kto smakował wie, że jest pyszna.
    Nawet najpiękniejsza i najciekawsza nazwa nie przekonałaby mnie do zakupu, jeśli cena jest z kosmosu. Niech "popaprańce" kupują przepłaconego popaprańca :)...(zdjęcie też mnie nie przekonuje, że wart każdych pieniędzy)

    OdpowiedzUsuń
  25. Kobiecym okiem...
    Na gacie wójka to bym sie nawet wygłodniała nie rzuciła;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Chwilka...
    Skjarzenia z flakami sa jednoznaczne;D

    OdpowiedzUsuń
  27. Ania...
    Grochu z kapustą to akurat nie lubię;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Diuk...
    Przypuszczam że zupa NIc to swojska odmiana cygańskiej zupy na gwoździu;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Stardust...
    No ale jakbym tak sobie zasugerowała i jeszcze w to uwierzyła to może bym schudła;D

    OdpowiedzUsuń
  30. Mada...
    Ależ skąd! Zawsze to troche mniej w talii;D

    OdpowiedzUsuń
  31. Anabell...
    Z ciekawości mówisz? To zupełnie tak jak z czekoladkami. Jem z ciekawości... ile jeszcze mogę zanim mnie zemdli;D

    OdpowiedzUsuń
  32. Dzidka...
    Oczywiście spróbowałam tego specjału żeby nie mówili że nie lubię mimo że nigdy nawet na czubku łyżeczki. I nie lubię. Tym bardziej że to zupa z krwi kaczej podawana na gorąco;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Moja Alis...
    Popaprane czy nie ja drogie to niech się samo kupuje;)
    ... no to popaprałam;D

    OdpowiedzUsuń
  34. no i tak naprawdę, to nie dosyć, że nazwa, i cena toooo, kupujesz kota w worku... boooooooo jak wiemy, nie zawsze to co ładnie wygląda dobrze smakuje;-)

    OdpowiedzUsuń
  35. Słowa potrafią dodatkowo pobudzić zmysły, w tym zmysł smaku, ale mogłyby czy obrzydzić coś naprawdę pięknego?
    Popapraniec nie brzmi aż tak źle :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Mnie tam nie odstraszyła, popaprańca to pewnie takie beztalencie w pieczeniu ciast jak ja może zrobić :)))

    OdpowiedzUsuń
  37. ale ja lubie schabowe z kremem...

    OdpowiedzUsuń
  38. Już miałam napisać, że nazwa na mnie nie działa, ale wyobraziłam sobie, że coś ma nazwę np. "pajęcze nóżki" i aż mnie zemdliło. :)))) Jednak działa...

    OdpowiedzUsuń
  39. Flaczki same w sobie mają obrzydliwą nazwę - ale... na mnie nazewnictwo nie działa :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz