Makowiec
czyli rzecz o przyjmowaniu...
- Nadworny! Łobuzie! - wydarłam się tak, że pół Wsi Nadmorskiej nie tylko słyszało ale również mogło widzieć struny głosowe. Oraz wszystkie inne części aparatu krzyku.
W odpowiedzi na wrzask, Nadworny wzruszył ramionami, spojrzał spod zalotnie rozwichrzonej grzywki i nadął bladą buzię.
- I czego się tak nadyma co? - warknęłam z nadzieją że go nie rozsadzi. W odpowiedzi Nadworny nadął się jeszcze bardziej a dla wzmocnienia efektu wziął się i zaciął. Robił wszystko żeby wyglądało że na amen i bezpowrotnie. I trzeba mu przyznać, że w pierwszym momencie prawie mu uwierzyłam.
- Oszukali cię, wiesz? - powiedziałam podziwiając efekty nadęcia. Tę gladkość niebywałą. I formę księżyca w pełni. Nadworny oczywiście, mimo że ciekawość go zżerała w czym i dlaczego go oszukali ani drgnął. Twardziel.
- Bo to widzisz, wcale tak nie działa - kontynuowałam - I to z dwóch powodów. Po pierwsze to jest fizycznie niemożliwe żeby od nadęcia ustąpiły a po drugie firmy by zbankrutowały. Wyobrażasz sobie? Ulicami spacerowałby całe gromady mniejszych lub większych bankrutów. I nudziliby się. Ci bankruci znaczy się. A z nudów pewnie by rozrabiali, albo zakładali partie, albo...
- Co ty pie...leciesz? - Nadworny przerwał mi niemalże brutalnie. I jednocześnie odblokował się głosowo. Nadęcie w pewnym sensie pozostało.
- Niezmierniem rada, że jednak przemówiłeś. Oraz że się oddołeś.
- Od co? - zapytał wielce zadziwiony.
- Skoro można się nadąć to i oddać chyba też - zapytałam z pewna taka nieśmiałością. Nie śmiał zaprzeczyć. Miał jedynie zastrzeżenia natury merytorycznej:
- Ja się nie nadąłem tylko wyraziłem dezaprobatę.To nie jest normalne wiesz?
- A konkretnie co?
- A to żeby odmawiać.
- Nadworny, ja ci tyle razy mówiłam, że ja jedynie pacierza i kawy nie odmawiam. Poza tym przyjmuję wszystko. W granicach rozsadku naturalnie. A rozsądek mi mówi że przyjmowanie pieniędzy za to że uczynisz mi ten zaszczyt i wraz z małżonką oraz Potomkiem zechcesz spędzić święta w moim domu jest nie tyle nie rozsądne co wbrew zasadom.
Nadworny zaprzestał nadymania, z rezygnacją opuścił ramiona i machnął ręką. W dowolnym tłumaczeniu znaczyło to ni mniej ni wiecej tylko tyle że z upartą babą nie będzie walczyć. I słusznie.
- Ula od razu mówiła, że tak będzie. No to może...- zaczął nieśmiało.
- Ależ oczywiście! - przerwałam wobec braku zdecydowania w kwestii co też on może - Z wielką rozkosza przyjmę uszy. I makowca.
Wilk syty i owieczka cała. Pieniądze niby nie smierdzą, ale wolejak ktos dokłada się w towarze. Nadworny też odetchnął z ulgą, wstał, obwiazał szyję kolorowym szalikiem i już z ręką na klamce zapytał podejrzliwie;
- A o co chodziło z tym że mnie oszukali?
- Zmarszczki nie mijają od nadymania. Się. Od kremów zresztą też nie, ale o tym sza, żeby nie zbankrutowali. Ty wiesz co by się wtedy działo?!
Nadworny ze zrozumieniem pokiwał głową ale... głowę, tym razem swoją dam że nawet sobie nie próbował wyobrażac świata bez kremów z bankrutami spacerującymi ulicami...
- Nadworny! Łobuzie! - wydarłam się tak, że pół Wsi Nadmorskiej nie tylko słyszało ale również mogło widzieć struny głosowe. Oraz wszystkie inne części aparatu krzyku.
W odpowiedzi na wrzask, Nadworny wzruszył ramionami, spojrzał spod zalotnie rozwichrzonej grzywki i nadął bladą buzię.
- I czego się tak nadyma co? - warknęłam z nadzieją że go nie rozsadzi. W odpowiedzi Nadworny nadął się jeszcze bardziej a dla wzmocnienia efektu wziął się i zaciął. Robił wszystko żeby wyglądało że na amen i bezpowrotnie. I trzeba mu przyznać, że w pierwszym momencie prawie mu uwierzyłam.
- Oszukali cię, wiesz? - powiedziałam podziwiając efekty nadęcia. Tę gladkość niebywałą. I formę księżyca w pełni. Nadworny oczywiście, mimo że ciekawość go zżerała w czym i dlaczego go oszukali ani drgnął. Twardziel.
- Bo to widzisz, wcale tak nie działa - kontynuowałam - I to z dwóch powodów. Po pierwsze to jest fizycznie niemożliwe żeby od nadęcia ustąpiły a po drugie firmy by zbankrutowały. Wyobrażasz sobie? Ulicami spacerowałby całe gromady mniejszych lub większych bankrutów. I nudziliby się. Ci bankruci znaczy się. A z nudów pewnie by rozrabiali, albo zakładali partie, albo...
- Co ty pie...leciesz? - Nadworny przerwał mi niemalże brutalnie. I jednocześnie odblokował się głosowo. Nadęcie w pewnym sensie pozostało.
- Niezmierniem rada, że jednak przemówiłeś. Oraz że się oddołeś.
- Od co? - zapytał wielce zadziwiony.
- Skoro można się nadąć to i oddać chyba też - zapytałam z pewna taka nieśmiałością. Nie śmiał zaprzeczyć. Miał jedynie zastrzeżenia natury merytorycznej:
- Ja się nie nadąłem tylko wyraziłem dezaprobatę.To nie jest normalne wiesz?
- A konkretnie co?
- A to żeby odmawiać.
- Nadworny, ja ci tyle razy mówiłam, że ja jedynie pacierza i kawy nie odmawiam. Poza tym przyjmuję wszystko. W granicach rozsadku naturalnie. A rozsądek mi mówi że przyjmowanie pieniędzy za to że uczynisz mi ten zaszczyt i wraz z małżonką oraz Potomkiem zechcesz spędzić święta w moim domu jest nie tyle nie rozsądne co wbrew zasadom.
Nadworny zaprzestał nadymania, z rezygnacją opuścił ramiona i machnął ręką. W dowolnym tłumaczeniu znaczyło to ni mniej ni wiecej tylko tyle że z upartą babą nie będzie walczyć. I słusznie.
- Ula od razu mówiła, że tak będzie. No to może...- zaczął nieśmiało.
- Ależ oczywiście! - przerwałam wobec braku zdecydowania w kwestii co też on może - Z wielką rozkosza przyjmę uszy. I makowca.
Wilk syty i owieczka cała. Pieniądze niby nie smierdzą, ale wolejak ktos dokłada się w towarze. Nadworny też odetchnął z ulgą, wstał, obwiazał szyję kolorowym szalikiem i już z ręką na klamce zapytał podejrzliwie;
- A o co chodziło z tym że mnie oszukali?
- Zmarszczki nie mijają od nadymania. Się. Od kremów zresztą też nie, ale o tym sza, żeby nie zbankrutowali. Ty wiesz co by się wtedy działo?!
Nadworny ze zrozumieniem pokiwał głową ale... głowę, tym razem swoją dam że nawet sobie nie próbował wyobrażac świata bez kremów z bankrutami spacerującymi ulicami...
nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, czy Nadworny chciał zapłacić za wstęp swojej rodziny do Ciebie na święta?
OdpowiedzUsuńIva...
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie. Impreza tzw koszyczkowa;)
Makowca też przyjmę. W każdych ilościach. Więc gdyby zostało, to polecam się pamięci :)
OdpowiedzUsuńTo ja bym osobiscie wolala zeby mi goscie posprzatali po imprezie:))) Gotowac na swieta akurat lubie;)
OdpowiedzUsuńA jakby sałatki zrobili za dużo, to zaraz podam adres;)
OdpowiedzUsuńno taaaaaaaaa, jak to facet na łatwiznę, masz babo kasę, i rób co trzeba.. a tu trzeba maku nakręcić, uszu nakleić.. no ale dyplomatycznie sprawy poukładałaś;-)
OdpowiedzUsuńA szkoda, że z tymi zanikaniem zmarszczek od nadymania się nie wychodzi. Z drugiej strony częste nadymanie się naciągnęłoby pewnie nadmiernie skórę. To co? Chodziliby po ulicach buldogopodobni?
OdpowiedzUsuńCo kraj to obyczaj :)
OdpowiedzUsuńAle na święta to faktycznie lepiej dary w naturze przynosić :)
Robię zdjęcia...
OdpowiedzUsuńPonne nadzieje. Makowiec musiałby miec rogi żeby sie uchować;)
Star...
OdpowiedzUsuńJa też, tyle ze ostatnio mam czasu na lekarstwo:)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńDzieci, szklanek sałatki i makowca nigdy za dużo;)
Jazz...
OdpowiedzUsuńNo... tym razem to ja na łatwiznę;D
Jaskółka...
OdpowiedzUsuńZmarszczki to oznaka godnego... starzenia się;D
Iw...
OdpowiedzUsuńTak, ale z drugiej strony...są ludzie od których darów w naturze bym nie przyjęła...
Co do makowca, to w mojej rodzinie temat "na czasie" - po raz pierwszy mój ojciec rodzony stwierdził, że nie ma co piec, będzie kupny...a ja nieradam z tego powodu...
OdpowiedzUsuńCzyli Święta w pełnym składzie:))))
OdpowiedzUsuńSłusznie,że forsy nie przyjełaś...niech sie dokładaja ludzie w naturze. Wiadomo jak to jest
OdpowiedzUsuńKobiecym okiem...
OdpowiedzUsuńA ja jednak upieke. To takie makowo-bakaliowe święta:)
Ania...
OdpowiedzUsuńŚwieta powinny być w pełnym składzie:)
Spojrzałam na zdjęcie makowca i od razu zachciało mi się go zjeść :):):) Bez rodziny , nawet stękająco - kłócącej się święta nie byłby pełne :):):)
OdpowiedzUsuńTo, życzę radosnej wigilii i świąt, wiadomo więcej osób- weselej. :)
OdpowiedzUsuńA tak. Zgadzam się, na zmarszczki trzeba się porządnie napracować w kwestii godności człowieczej :))))
OdpowiedzUsuńMyslałam, że będzie coś w stylu...:cała jestem w maku..." :)))))))
OdpowiedzUsuńWesołych i makowcowych Świąt :)
OdpowiedzUsuńA ja się nie dokładam, chodzę na wyżerkę :( Zła kobieta jestem.
OdpowiedzUsuńZdrowych i wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńChciałam tylko powiedzieć, że uwielbiam makowiec, ale wkurzające są te czarne co się zawsze wcisną między zęby i jak się człowiek potem promiennie uśmiecha (nie zauważywszy podstępnych ziarenek) to wygląda nie tyle promiennei co szczerbato :))
OdpowiedzUsuńWesołych, szczęśliwych Świąt i wszystkiego, co najlepsze...:)
OdpowiedzUsuńAnaste...
OdpowiedzUsuńMakowiec to jest to:)
Alis...
OdpowiedzUsuńWzajemnie. Wszystkiego naj:)
Beata...
OdpowiedzUsuńKurczę no! Znowu cię rozczarowałam;D
Scenki...
OdpowiedzUsuńWzajemnie. No chyba że wolisz sernik;)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńJa na wyżerkę muszę jechać 600 km. jakoś mi się nie chce;D
Euforka...
OdpowiedzUsuńI spokojnych. I pogodnych. Ci życzę:)
Ewa...
OdpowiedzUsuńA mnie to lotto! Uwielbiam makowce;)
Jaskółka...
OdpowiedzUsuńTobie tez wszystkiego co najlepsze:)
Buziaki kochana :*
OdpowiedzUsuń