Sposób na muchy


Jestem z siebie dumna. Dawno nie zrobiłam dla swojej figury tak dużo jak dzisiaj.
Zjadłam pięć a mogłam całą górę...
Muchy w nosie są zaraźliwe. Wczoraj ja, dziś jeszcze dziecko płci męskiej. Od rana snuło się jakieś takie niewyraźne, naburmuszone, z pretensjami do świata. Oraz do mnie. A to, że owsianka za gorąca, ze kożuch na niej jakiś taki grubszy niż wczoraj, że sok za słodki, że w telewizji nic. Nawet pani bibliotekarce się dostało; bo książka nudna...
- Ładujcie się! Jedziemy! - zgwizdałam towarzystwo. Pies przyleciał w trybie natychmiastowym. Syn nabzdyczony potrzebował znacznie więcej czasu.
- A gdzie? - zapytał jeszcze tonem graniczącym z podejrzeniem, że w miejsce którego on absolutnie nie ma ochoty odwiedzać.

- Do sklepu! - starłam się wykrzesać z siebie optymizm i zarazić nim małego. Nadaremno. Żadne takie na niego nie działały. Widać wirus zagnieździł się na dobre.
- Szybciej! Bo zabraknie. I co my wtedy zrobimy? - odrobina dramatyzmu powinna zadziałać.
- A czego? - zapytał. Znaczy się - zadziałało.
- Spirytusu! - dopiero ja to powiedziłąm ugryzłam się w jęcyk. Słowo spirytus, nieistniejące jeszcze w słowniku sześciolatka wywołało lawinę pytać typu; co, skąd, dlaczego, po co... Co to ja? Encyklopedia jestem?

Potem było już z górki. Zgodnie, wespół w zespół przystąpiliśmy do dzieła. Ściślej to do dwóch dzieł, bo po naradzie doszliśmy do wniosku że dla jednego dzieła nie ma co robić bałaganu.
Wymieszaliśmy i dokładnie wyrobiliśmy ze sobą   6 żółtek, 40 deko maki, 6 łyżki gęstej śmietany i 2 łychy spirytusu (ręka mi zadrżała i wlało się więcej, tak pewnie ze 3 jak nie lepiej;)
Tłuszczyk już skwierczał kiedy zębatym kółkiem cięliśmy z mocno rozwałkowanego ciasta  cieniutkie paseczki, w nich dziureczki, przewlekaliśmy i... do gara.
Jeszcze tylko cukier puder i gotowe... chruściki czy jak kto woli faworki, które w dobie drożejących w ekspresowym tempie leków doskonale sprawdzają się jako zamiennik antydepresantów i bynajmniej nie są suplementem diety;)

Syn ozdrowiał, ja jestem na dobrej drodze... Jak myślicie mogę jeszcze jednego?;)

PeeS. Przepis ściągnęłam od Fredki, autorki bloga MOJA BAJKA




Komentarze

  1. Nivejko! Opamiętaj się kochana! ;) No dobrze już, dobrze... możesz jeszcze jednego, ale potem to już wrzuć na wsteczny , hahaha:) Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie dzisiaj też dopadły muchy, widocznie taki dzień. Wciągnęła bym cały ten talerz pięknych faworków. A swoją drogą przypomniałaś mi jak dawno ich nie robiłam. Smacznego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też, ale Krzyś bardzo lubi więc... dlatego włośnie dziś:)

      Usuń
  3. Moim zdanie, jeśli uparłaś się na pięć , to już nie zmieniaj zamiarów. (chyba, że nie udało się wysmakować ile tego S. wlałaś?)


    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. do tej pory to już na pewno zostało ze dwa, to co takie samotne na tej misce będą, wcinaj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko, myślałam, że był tłusty czwartek :( coś mi się czytając pozajączkowało. Znacie mnie więc powiem po swojemu- dwa faworki (chrusty) do brzuszka i jednym pospiesznym procentowym zapić, Efekt murowany- tłuszczyku ni będzie, bo procenty zniwelują :)Tylko na młodocianego potem nie chuchaj- niewychowawczo jakoś :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to jakiś sposób. Wilk syty i owca cała;)

      Usuń
  6. Smaku mi narobiłaś:)


    No ale po co było to przewlekanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewlekanie przez dziurkę służy temu żeby faworki miały kształt faworka;)

      Usuń
    2. hmmm, a moje są faworkowe, ale bez nitki;( Mzze gorsze...;(

      Usuń
  7. Ja bym się złamał i całą górę bym pożarł, mniam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Góra zniknęła. Na moje szczęście. Dwóch takich łasuchów się dosiadło;)

      Usuń
  8. Och Zołzo! Jak możesz tak się znęcać! Do moich faworków jeszcze daleko - robię je uroczyście w ostatnim tygodniu karnawału. I jeszcze potrzebuję do tego krzepkiego faceta - co by ciasto porządnie wytłukł i cieniutko wywałkował. Wtedy są tak kruchutkie, że donieść je do ust trudno. Sama zbyt wiotka kobietka jestem. A że mój facet aktualnie bawi "na polowaniu", muszę się obejść smakiem lub polizać Twoje...

    OdpowiedzUsuń
  9. Pfff a wiesz, że cały dzień myślałam dziś jakby tu sobie jutro słodko dogodzić?! Pączki czy faworki? Oto jest pytanie! Przecież karnawał ciągle trwa! I stanęło na faworkach :) A może i róże zrobię :D Młody też wyraził zainteresowanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na róże nie starczyło ciasta. Poza tym, chyba jednak faworki lepsze:)

      Usuń
  10. Jak to ma tuczyć, jak to jest puste w środku? Jakaś propaganda... Też m się skojarzyło z ostatkami, ale to jeszcze ze 3 tygodnie, chyba... A na razie...Wyrzutom sumienia mówimy stanowcze NIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaaaaaaaaaa... dziury w serze też nie tuczą;)

      Usuń
  11. jeśli coś zostało a nie chcesz ćwiczyć silnej woli nad miską- zapakuj w bąbelki i wysyłaj do mnie- zaopiekuję się nimi:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Możesz jeszcze nawet pięć, a potem pobiegaj ze 60 razy dookoła domku z Weną u boku.
    Ja dziś pożarłam pizzę własnej produkcji, na cieniutkim cieście, a tak się nią zapchałam,że od 13,30 do teraz jeszcze nie jestem głodna. No ale skoro ją obłożyłam 20 dag szynki to była wysokobiałkowa, no nie?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdybym chciała to niestety ... głodomory zniszczyły;D

      Usuń
  13. Jezusicku, po północy, a ja niebacznie wlazłam i ...tak cosik czuję, że tez nagle dostałam muchów w nosie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muchy od faworków? No co ty? Przecież one działają wręcz odwrotnie;)

      Usuń
    2. No właśnie od braku tych faworków!:D

      Usuń
  14. No, no, Nivejko podziwiam Twoją silną wolę:)
    Moja silna wola jest bardzo słaba:( i już w trakcie smażenia chrustu pożarłam ogromna ilość, że nie wspomnę ile było po:)
    Chyba będę musiała iść za Twoim przykładem , bo mi się ubrania zaczęły kurczyć i to nie od prania:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się że pożarłaś, bo faktycznie pyszne z Twojego przepisu wychodzą :)

      Usuń
  15. :) jasne kochana! Należy Ci się!!! Miłego dnia..

    OdpowiedzUsuń
  16. Taaaaaaaaaak! To jest myśl! Zrobię dziś faworki. I zapomnę na jeden dzień o cyfrach na wyświetlaczy wagi. Dietę mam na co dzień a faworki są jak wielkie święto, raz, góra dwa razy w roku. Dzięki Nivejko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smacznego w takim razie. I niech muchy idą precz:)

      Usuń
  17. Dzień dobry. Ale wesoło Pani napisała o tej przygodzie. A ja myślałem że to jakiś przepis na muchy fruwające i mnie zaciekawiło. Przeczytałem i się zaśmiałem. Dziękuję za opowiadanie.
    Dobrego dnia Kuba.

    OdpowiedzUsuń
  18. uwielbiam chruściki!!
    a wałkiem wybijaliście? w sam raz na pozbycie się waporów:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Faworki, bo taka nazwe sie u mnie uzywalo, robilam ostatni raz jakies 25 lat temu;/ Hmmm moze jeszcze kiedys przed smiercia zrobie, ale nie obiecuje;)

    OdpowiedzUsuń
  20. a proszek do pieczenia ?
    wpadłabym jutro na gryza , ale pewnie już nic nie zostało.Dzidka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciut ciut;) I nie ma ale nie powiedziane że nie można jeszcze raz się z wałkiem po wyżywać;)

      Usuń
  21. Po raz pierwszy od lat zaniechałam produkcji sylwestrowej. I tradycja złamana... Ale karnawał jeszcze trwa, więc może za tydzień?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz