Pamiętnik cz.2
Zaraz po tym jak kasztelan podlaski Wiktoryn Kuczyński, który kupił ten majątek ziemski postanowił że będzie tu drugi Wilanów. Architekta od Radziwiłów sprowadził i kazał wybudować pałac. Miał być piękny i taki też był. Siedlecki Wilanów - tak ludzie mówili na ten dwór. Oczywiście kiedyś wyglądał nieco inaczej...
Była zima. Śniegu napadało tyle, że jak sięgnąć wzrokiem wszędzie biało było. Z dachu pałacu zwisały długie na trzy łokcie sople lodu. Zapowiadał się bardzo interesujący dzień. Pewnie dlatego Felicja obudziła się wcześniej niż zwykle, zanim jeszcze niania przyszła zbudzić ją i jej młodszą siostrą Józefinę.
Bo też i rumor w pałacu był taki, jak już dawno. Dziewczynka uchyliła nieco drzwi dziecięcego pokoju i ciekawie przyglądała się trwającym w pałacu gorączkowym przygotowaniom do balu.
- Oj będzie się działo - pisnęła radośnie i tupiąc bosymi stopami po zimnej posadzce z powrotem wskoczyła pod pierzynę. Józię też zbudziły hałasy dochodzące z dołu.
- Przynajmniej nie będzie nudno - powiedziała przecierając oczy.
Dziewczynki wiedziały jak to będzie. A bo to pierwszy raz mama i tatko spraszają sąsiadów? W każdym kącie pałacu będzie pełno było ludzi. Wszystkie komnaty, nawet te od dawna zamknięte na cztery spusty będą pozajmowane. A panny służące to jak w ukropie się będą uwijały. Wszyscy musieli być zadowoleni z gościny. Tatko bardzo by się gniewał gdyby coś było nie tak. Gdyby na ten przykład jadła zabrakło albo z innego powodu gość zaproszony nie byłby kontent.
Nic więc dziwnego, że krzątanina zaczęła się od rana. Z pałacowej kuchni co i raz dochodziły gniewne krzyki. To główny kucharz poganiał pomocników. Nikt nawet na chwilę nie śmiał przysiąść , taki huk roboty było. Ciasta chlebowego więcej niż zwykle namiesić było trzeba, mięsiwa wszelakiego napiec i wszystko jeszcze godnie przysposobić coby się wstydu zamiast strawy najprzedniejszej nie najeść.
Bal miał się zacząć wieczorem. Ojciec sprosił sąsiadów, bo to karnawał, a przy okazji chciał się z panami szlachtą rozmówić i naradzić w jakiejś ważnej sprawie. Dzieci trochę się dziwiły, nawet najstarszy, Aleksander, dla którego ojciec był wielkim wzorem. Olek chciał być taki jak on; mądry, na wszystko radę i sposób znaleźć.
- Mądrej rady posłuchać nie zaszkodzi moje dzieci - ojciec odpowiedział sadzając sobie obie córeczki na kolanach - Bo co dwie głowy to nie jedna.
Jak już wszystko było gotowe, stół nakryty, mięsa upieczone, a z piwnicy służba przytoczyła beczkę najprzedniejszego wina co to je jeszcze dziadek Leon z Francji sprowadził, goście zaczęli się zjeżdżać. Paradne powozy, jeden za drugim podjeżdżały na dziedziniec. Wysiadali z nich dostojni panowie i strojnie odziane panie. Dziewczynki, Józia i Felicja, stały na górze na galerii, zaraz przy bibliotece. Olbrzymi cień otwartych drzwi skrywał ich drobne postaci. Były bezpieczne a jednocześnie wszystko dobrze widziały. Trzeba był tylko uważać żeby nikt z dorosłych nie przyuważył, bo by dopiero była awantura.
- Sprawą dzieci jest być dzieckiem - powiedziała niania surowo - Ani mi się ważcie schodzić na dół. Bo będę musiała ojcu powiedzieć!
Po prawdzie to dzieciaki nawet nie miały zamiaru schodzić na dół. Taki bal to była doskonała okazja do tego żeby się pobawić. Siedzieli wtedy na górze w pokoju dziecięcym i bawili się w damy i rycerzy. Ale to później. Najpierw musieli zobaczyć jak przychodzą, kłaniają się ojcu i mamie. Dziewczyny najbardziej interesowały stroje. Aleksander, który udawał że wcale a wcale go nie zajmuje co się na dole dzieje też ukradkiem spoglądał na przybyłych. Tyle, że jego wzrok nie stroje, a szable przytroczone do pasów wielmożnych panów przyciągały.
- Pan Leon, świeć panie nad jego duszą, a wcześniej ojciec jego Wiktoryn, dobrym był gospodarzem - powiedział siwy staruszek który przyjechał na dwór w asyście kilku zbrojnych - Nie od parady nazywali go tu wszyscy Królem Podlasia. Dwór kwitł, majątek się pomnażał ku chwale Rzeczypospolitej i wielce szanownej rodziny Kuczyńskich panów tej ziemi.
- Macie rację panie stolniku. Ojciec mój wiele dobrego dla tych ziem uczynił i trudno mi będzie dorównać jego chwale. Po trosze dlatego że w Waszmości i w innych znamienitych panach miał przyjaciela - odpowiedział i ukłonił się staruszkowi. Wskazując mu miejsce przy suto zastawionym biesiadnym stole dodał jeszcze - Ale jako żywo będę się starał, żeby jego pamięci hańbą nijaką nie okryć.
Dostojni goście zjeżdżali się i zjeżdżali, końca nie było. Aż trudno było uwierzyć że w pałacu tyle miejsca i że się wszyscy pomieszczą.
- Śledzi w beczce mniej - powiedział Aleksander i znudzony poszedł do dziecięcego pokoju. Był trochę zły. Przede wszystkim dlatego, że kazali mu zostać z dziewczynami. Miał nadzieję, że będzie dziś razem z ojcem i matką witał gości u progu pałacu. Jako dziesięciolatek uważał się za prawie dorosłego i niechętnie bawił się z dzieciakami. Wszystkie proponowane zabawy były dla niego albo nudne albo zbyt dziecinne. Nie chciał się przyznać, ale dla nikogo nie było tajemnicą, że po prostu zazdrościł Janowi. Kuzyn był ledwie dwa lata starszy, a dostał pozwolenie żeby zasiąść z biesiadnikami do stołu.
- A kto wie, może i na balu zostanę - Jan przechwalał się.
Dziewczynki wróciły do dziecięcego pokoju dopiero jak z sali biesiadnej dobiegły okrzyk;
- Wiwat pan Kuczyński! Niech żyje! Wiwat pani Kuczyńska!
Już i tak nic ciekawego by nie zobaczyły. Postanowiły, że dopiero później jak towarzystwo będzie się do tańców sposobić, jeszcze raz wymkną się i popatrzą.
CeDeeN...
Była zima. Śniegu napadało tyle, że jak sięgnąć wzrokiem wszędzie biało było. Z dachu pałacu zwisały długie na trzy łokcie sople lodu. Zapowiadał się bardzo interesujący dzień. Pewnie dlatego Felicja obudziła się wcześniej niż zwykle, zanim jeszcze niania przyszła zbudzić ją i jej młodszą siostrą Józefinę.
Bo też i rumor w pałacu był taki, jak już dawno. Dziewczynka uchyliła nieco drzwi dziecięcego pokoju i ciekawie przyglądała się trwającym w pałacu gorączkowym przygotowaniom do balu.
- Oj będzie się działo - pisnęła radośnie i tupiąc bosymi stopami po zimnej posadzce z powrotem wskoczyła pod pierzynę. Józię też zbudziły hałasy dochodzące z dołu.
- Przynajmniej nie będzie nudno - powiedziała przecierając oczy.
Dziewczynki wiedziały jak to będzie. A bo to pierwszy raz mama i tatko spraszają sąsiadów? W każdym kącie pałacu będzie pełno było ludzi. Wszystkie komnaty, nawet te od dawna zamknięte na cztery spusty będą pozajmowane. A panny służące to jak w ukropie się będą uwijały. Wszyscy musieli być zadowoleni z gościny. Tatko bardzo by się gniewał gdyby coś było nie tak. Gdyby na ten przykład jadła zabrakło albo z innego powodu gość zaproszony nie byłby kontent.
Nic więc dziwnego, że krzątanina zaczęła się od rana. Z pałacowej kuchni co i raz dochodziły gniewne krzyki. To główny kucharz poganiał pomocników. Nikt nawet na chwilę nie śmiał przysiąść , taki huk roboty było. Ciasta chlebowego więcej niż zwykle namiesić było trzeba, mięsiwa wszelakiego napiec i wszystko jeszcze godnie przysposobić coby się wstydu zamiast strawy najprzedniejszej nie najeść.
Bal miał się zacząć wieczorem. Ojciec sprosił sąsiadów, bo to karnawał, a przy okazji chciał się z panami szlachtą rozmówić i naradzić w jakiejś ważnej sprawie. Dzieci trochę się dziwiły, nawet najstarszy, Aleksander, dla którego ojciec był wielkim wzorem. Olek chciał być taki jak on; mądry, na wszystko radę i sposób znaleźć.
- Mądrej rady posłuchać nie zaszkodzi moje dzieci - ojciec odpowiedział sadzając sobie obie córeczki na kolanach - Bo co dwie głowy to nie jedna.
Jak już wszystko było gotowe, stół nakryty, mięsa upieczone, a z piwnicy służba przytoczyła beczkę najprzedniejszego wina co to je jeszcze dziadek Leon z Francji sprowadził, goście zaczęli się zjeżdżać. Paradne powozy, jeden za drugim podjeżdżały na dziedziniec. Wysiadali z nich dostojni panowie i strojnie odziane panie. Dziewczynki, Józia i Felicja, stały na górze na galerii, zaraz przy bibliotece. Olbrzymi cień otwartych drzwi skrywał ich drobne postaci. Były bezpieczne a jednocześnie wszystko dobrze widziały. Trzeba był tylko uważać żeby nikt z dorosłych nie przyuważył, bo by dopiero była awantura.
- Sprawą dzieci jest być dzieckiem - powiedziała niania surowo - Ani mi się ważcie schodzić na dół. Bo będę musiała ojcu powiedzieć!
Po prawdzie to dzieciaki nawet nie miały zamiaru schodzić na dół. Taki bal to była doskonała okazja do tego żeby się pobawić. Siedzieli wtedy na górze w pokoju dziecięcym i bawili się w damy i rycerzy. Ale to później. Najpierw musieli zobaczyć jak przychodzą, kłaniają się ojcu i mamie. Dziewczyny najbardziej interesowały stroje. Aleksander, który udawał że wcale a wcale go nie zajmuje co się na dole dzieje też ukradkiem spoglądał na przybyłych. Tyle, że jego wzrok nie stroje, a szable przytroczone do pasów wielmożnych panów przyciągały.
- Pan Leon, świeć panie nad jego duszą, a wcześniej ojciec jego Wiktoryn, dobrym był gospodarzem - powiedział siwy staruszek który przyjechał na dwór w asyście kilku zbrojnych - Nie od parady nazywali go tu wszyscy Królem Podlasia. Dwór kwitł, majątek się pomnażał ku chwale Rzeczypospolitej i wielce szanownej rodziny Kuczyńskich panów tej ziemi.
- Macie rację panie stolniku. Ojciec mój wiele dobrego dla tych ziem uczynił i trudno mi będzie dorównać jego chwale. Po trosze dlatego że w Waszmości i w innych znamienitych panach miał przyjaciela - odpowiedział i ukłonił się staruszkowi. Wskazując mu miejsce przy suto zastawionym biesiadnym stole dodał jeszcze - Ale jako żywo będę się starał, żeby jego pamięci hańbą nijaką nie okryć.
Dostojni goście zjeżdżali się i zjeżdżali, końca nie było. Aż trudno było uwierzyć że w pałacu tyle miejsca i że się wszyscy pomieszczą.
- Śledzi w beczce mniej - powiedział Aleksander i znudzony poszedł do dziecięcego pokoju. Był trochę zły. Przede wszystkim dlatego, że kazali mu zostać z dziewczynami. Miał nadzieję, że będzie dziś razem z ojcem i matką witał gości u progu pałacu. Jako dziesięciolatek uważał się za prawie dorosłego i niechętnie bawił się z dzieciakami. Wszystkie proponowane zabawy były dla niego albo nudne albo zbyt dziecinne. Nie chciał się przyznać, ale dla nikogo nie było tajemnicą, że po prostu zazdrościł Janowi. Kuzyn był ledwie dwa lata starszy, a dostał pozwolenie żeby zasiąść z biesiadnikami do stołu.
- A kto wie, może i na balu zostanę - Jan przechwalał się.
Dziewczynki wróciły do dziecięcego pokoju dopiero jak z sali biesiadnej dobiegły okrzyk;
- Wiwat pan Kuczyński! Niech żyje! Wiwat pani Kuczyńska!
Już i tak nic ciekawego by nie zobaczyły. Postanowiły, że dopiero później jak towarzystwo będzie się do tańców sposobić, jeszcze raz wymkną się i popatrzą.
CeDeeN...
Lubię kostiumowe scenerie :P
OdpowiedzUsuńJa niekoniecznie. Sporo musiałam się na grzebać w sieci;)
Usuńbędzie ciekawie, też bym przysiadła w jakimś kątku za drzwiami biblioteki :)
OdpowiedzUsuńŻeby podglądać?;)
UsuńMoże lepiej byłoby pójść na taki bal.......
UsuńCzytam i czekam na CeDeeN... ;-)))
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy. Nivejko - Ty kobieto masz dar do tworzenia cudownych historii:)
OdpowiedzUsuńMiło że chociaż "czytacze" bloga tak uważają:)
UsuńZawsze mi się podobały historie przez Ciebie tworzone:-)
Usuńzapartym tchem czekam na dalszą część opowieści:)
OdpowiedzUsuńMam pietra teraz żeby nie rozczarować:)
Usuńa to nie z życia wzięte?;))))
UsuńPodoba się mi:)
OdpowiedzUsuńDzięki:)
Usuńten cedeen jest najmilszy
OdpowiedzUsuńj
Tak? Nie ma sprawy:D
UsuńNo coż...czekam więc na tą częśc dalszą. Ale pomyslałam sobie, że masz niesamowita wiedzę na temat "drugiego Wilanowa". Nawet nie wiedziałam, że taki pałac gdzieś istnieje, tzn. drugi wzorowany na Wilanowie i mający, w zamierzeniach właściciela, mu dorównać:)))
OdpowiedzUsuń