Liścik cz.3

Tymoteusz przełknął podaną w liście żabę gładko. Nie to żeby na mamusi mu nie zależało. Wręcz przeciwnie. Nikogo nie cenił tak  ją właśnie. Był przekonany przekonaniem nieugiętym że mamusia była naj. Pod każdym względem. Prawie. Bo zdecydowanie mielone Kaśce wychodziły lepsze. Zapewne przez przypadek. Albo wręcz przeciwnie. Przez jej wredność wrodzoną. Postanowiła odebrać mamusi, istocie idealnej, tę jedną jedyną umiejętność tylko po to żeby jego, Tymoteusza przy swojej osobie zatrzymać. Już on wiedział że ona wiedziała. Że dla mielonych jej mąż zrobi wszystko. Z wyjątkiem złamania słowa danego sobie o nierozmawianiu.
Tymoteusz z pasją nadział na widelec ostatni kawałek  niezwykle aromatycznego, delikatnie podsmażonego na oleju wyborowym rzepakowym kotleta i zastygł. Tym razem w bezruchu.
- Wszelki duch! - teatralnie szepnęła Katarzyna rejestrując kątem oka ten widok. Na wszelki wypadek, żeby złe odgonić, jeszcze się przeżegnała - Tego tylko brakowało żeby mi jeszcze skamieniał!

Życie pod jednym dachem ze skamieniałym niemową musiało się Kaśce jawić jako koszmar nie z tej ani nawet nie z ziemi przez kosmitów zamieszkałej. Z ulgą odetchnęła więc na widok męża który zdecydował się na ruch i władowawszy sobie ostatni kęs mięska do ust z lubością zamknął oczy żeby móc  lepiej, dogłębniej  delektować się wybornym smakiem ulubionego dania.
Jako że nic nie trwa wiecznie Tymoteusz w kńoncu i nareszcie otworzył oczy i wrócił do rzeczywistości.
W pierwszym momencie postanowił zignorować ewidentną zaczepkę żony. Po pierwsze ze względu na mielone, a po drugie utarczki epistolarne z żoną szczególnie go nie bawiły. Po namyśle stwierdził jednak, musi, że jest to winien rodzącej go w bólach mamusi. Poza tym, wydawało mu się mało prawdopodobne, że mamusia kupuje szmatę w kolorze nomen omen szmaty po czym zawijwa to coś w papier elegancki (co do tego wątpliwości nie miał) i wręcza z jej właściwym wdziękiem swojej jakby nie było synowej. Tak mogliby postąpić wszyscy, tylko nie mamusia. Na litość!

Katarzyno!
Od mamusi mojej, niewiasty zacnej i pozbawionej jakichkolwiek znamion właściwej tobie złośliwości wara!
Sobie nie życzę, co podkreślam z całą stanowczością żebyś sobie mamusią gębę wycierała. Jeśli nawet jest tak jak piszesz, w co szczerze wątpię, to jestem pewien że ten prezent miał cię zmobilizować. Albo na ten przykład dać ci do myślenia. Czy coś w tym guście.
Jedno ci przyznać muszę; mielone pierwsza liga!
Poza tym, bardzo proszę o zakupienie ze wspólnych środków finansowych koszuli męskiej w kolorze błękitnym, rozmiar 43 celem naszego wyjścia na ślub kuzynki Magdaleny z twojej wszakże strony.
Idę spać. I nie bódź mnie dziś proszę. Głowa mnie boli.
                                                                                 Tymoteusz


Katarzyna czytała z wyrazem twarzy zwanym przez laików nieodgadnionym. Uważny obserwator jednakże dostrzegł byłby minimalny grymas ust, ledwo widoczne drgnienie prawej powieki i lekko różowa plamkę  na czole widoczną tylko w chwilach wielkiego zdenerwowania. 
Z myślą o napisaniu szerokiego elaboratu na temat mamusi, pępowiny nigdy nie odciętej i tego co myśli na temat uwielbienia przez męża kotletów typu mielonego, sięgnęła po kartkę. Trzymając ją w ręku szukała długopisu, pióra, ołówka czy czegokolwiek innego czym mogłaby ów elaborat stworzyć. Z każdą chwilą spędzoną na poszukiwaniach jej złość malała. W końcu stała się tycią, malusieńką, ociuciupineczką. W rezultacie już z długopisem w ręku zdobyła sie na nakreślenie jednego ledwie słowa. Dźwiękonaśladowczego: PHI!Oraz peesa; BUJAJ SIĘ!
Dumna z siebie, ze swej reakcji i z tego że nie poddała się jawnej prowokacji zajęła się tym czego ze wszech miar nie lubiła; przygotowywaniem do kolejnego posiedzenia Rady Pedagogicznej. Miała być jego głównym filarem, a jako osoba odpowiedzialna, sumienna i dobrze zorganizowana nie mogła świecić oczami i udawać że wie więcej niż faktycznie wiedziała. Istnieje wszakże niebezpieczeństwo, że trafi się nadgorliwiec  zainteresowany, albo pozornie takowego udający, zada pytanie z gatunku głupie i wtopa gotowa. Do tego przecież Katarzyna dopuścić nie chciała. I nie mogła!

                                                                    CeDeeN...

Komentarze

  1. "Bujaj się?"
    Czuję się zawiedziona.
    Lakonicznością nadmierną.
    Liczyłam na coś pieprznego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja już nie będę postulować o mniejsze przerwy - jak nie ma czasu, to nie ma!
      Buziole i nie daj się tym tam "radnym pedagogom"!

      Usuń
  2. Czyżbyś straciła gwałtownie wątek? Kotlety się paliły????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie... praca zarobkowa wezwała;D

      Usuń
  3. Jestem za! Lakoniczność nosi znamiona totalnej pogardy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś genialna, wueilbiam Twoje opowiadania, są pyszne jak kotlety mielone,
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. Bujaj się??? Bujaj oraz phi? Tylko tyle? Co prawda adekwatnie lecz....za mało.Czekałam na arcydzieło epistolografii a dostałam telegram, jaki tam telegram smsa !:(ps. ale i tak Cię kofam...pomimo oraz dlatego, że czekam na liścik cz. 4:)mła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mi przykro że Katarzyna okazała się taka lakoniczna i cię rozczarował. Ona. Bo przecież nie ja;D

      Usuń
    2. Nie ściemniaj zołzik tylko pisz ten list:)mła:)

      Usuń
  6. Bo prawda jest stara jak świat - przez żołądek... No chyba że małżonka antytalent do gotowania ma. To może jednak niech postawi na seks. W tym mamusia nie będzie z nią przecież konkurować:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez mielone do języka? W sensie że rozwiązania;D

      Usuń
  7. Oj jakoś mi się nie chce wierzyć, że ta oto Katarzyna mogła mu tak po prostu phiknąć!
    Na pewno jak przygotuje tę Radę Pedagogiczną to walnie mu ps. w formie elaboratu! :)

    p.s. czytam, że czasu nie masz - czyżbyś też wyszła do ogrodu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak. Czasmi trzeba odpóścić:D

      PeeS. Na działkę też nie mam czasu:)

      Usuń
  8. Prze-cu-dne.
    Jak dobrze,ze trafiłam na Twój blog.
    Dziękuję:)
    Czekam aż ciąg dalszy nastąpi..
    :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. :) hehe, poprawiłaś mi nastrój :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Stanowczo bujaj się to za mało:)) A gdzie uleciały te wszystkie epitety, którymi mogła swego mężczyznę obsypać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się wyczerpały? Zawsze można powiedzieć że były w studni z dnem;)

      Usuń
  11. Kocham Cię, Niwejko, za ten paroksyzm zdrowego śmiechu, jaki rodzą Twoje
    opowiadania. Mnie sie to "phi" i "bujaj się" baaaardzo podobało :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz