Strategia

Ewka Gwizd była prosta. W sensie psychiki. To oczywiście nieprawda, ale takie robiła wrażenie.  Gwoli ścisłości; wrażenie w pełni kontrolowane, oparte na jak najbardziej przemyślanej  strategii, którą kiedyś tam, w epoce obowiązkowych juniorków opracowała, wdrożyła i stosuje z powodzeniem do dziś.  Już  w podstawówce zauważyła zależność; proste jest dobre a skomplikowane złe. Wcześniej po prostu wierzyła na słowo. Jak matka uśmiechała się szeroko i w jej jasnych, nieco wyblakłych oczach widać było pojedyncze iskierki, znaczyło że jest cacy. Kiedy groźnie marszczyła brwi od razu wiedziała że jest be. Dobrze- źle, cacy- be. Odkrycie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chce być kojarzony ze źle, że człowiek względnie normalny wybiera dobrze, nawet wbrew sobie było swego rodzaju punktem zwrotnym i przyczynkiem do powstania owej strategii. Jej genialność  polegała na prostocie. Ludzie nie lubią jak ktoś jest zbyt skomplikowany. Czasami udają, że ich to interesuje, że zachwycają się czyjąś złożoną osobowością, że chcą się w niej zagłębiać, poznawać  tajne zakamarki czyjejś duszy. Otóż nie. Nie chcą. Człowiek uśpił w sobie bestię ciekawości i przede wszystkim zależy mu na świętym spokoju i   tym, żeby  było dobrze. Tak już jest jesteśmy skonstruowani. Choćby nie wiem co, prędzej czy później  wylezie na wierzch egoistyczne zwierzątko.

Ewa z  nikim nie dzieliła się swoimi poglądami. Bo i po co? Ludzie i tak wiedzą swoje albo raczej udają że wiedzą. Tak naprawdę interesuje ich jednak tylko stan konta, pojemność silnika wymarzonego auta, ile kosztuje krakowska sucha i  na czym można zrobić interes życia. Konsumpcjonizm w postaci tak czystej jak najczystsza heroina. W głębi swojego ewkowego- odmiennego jestestwa  była przekonana, że altruizm w  postaci krystalicznie przejrzystej nie istnieje. Jej zdaniem nawet taka Matka Teresa miała nie do końca czyste intencje z tą swoją pomocą, poświęceniem, dobrocią i  obrzydliwie anielską cierpliwością.  To znaczy w sensie ogólnym, owe intencje były  kryształowe. Jak najbardziej.  Z drugiej strony  ta ciągła chęć i ta pomoc, wszystko to co robiła dla tych bezdomnych, brudnych i trędowatych, odrażających było jej potrzebne do szczęścia. Bandażując   kalkuckich obdartusów jednocześnie robiła dobrze samej sobie. Tak właśnie myślała i co więcej była przekonana o słuszności swojego rozumowania.

Ewa mieszkała w wieżowcu. Najwyższym i najbrzydszym w  mieście. Wielki szary dom z wielkiej szarej płyty - symbol wielkości minionej epoki. Mieszkanie, na pierwszy rzut oka też nie było ładne. Po bliższym przyjrzeniu się widać jednak było że nie jest nijakie, że ma charakter.  Niby nic; seryjne meble i dodatki z sieciowych marketów. Na każdym jednak Ewka odcisnęła swoje piętno. Osobiste. Jednak największym osobistym akcentem była ona sama. Każdy metr kwadratowy należał  tylko i wyłącznie do niej, co za wszelką cenę starała sie podkreślić.   Kiedyś był jeszcze  kot. Kiedy znalazła go na śmietniku wyglądał jak bieda z nędzą i w niczym nie przypominał tłustego kocura który przez przeszło dwa lata wylegiwał się na parapecie kuchennego okna.   Odszedł. Tak samo nagle jak się pojawił. Prawdopodobnie z powodu włóczęgowskiej natury odziedziczonej po rodzicach a nie jak sugerowała matka Ewki przez brak zainteresowania.
Kawalerka w wieżowcu była azylem. Po zamknięciu drzwi Ewa mogła przestać udawać. Stawała się sobą. Mówiła co chciała, robiła to na co miała ochotę, ubierała się zgodnie z własnym gustem, słuchała muzyki którą lubiła.  Stojąc przy oknie przyglądała się pędzącym masom. Ludzie widziani z ostatniego piętra mrówkowca wyglądali jak niewiele znaczące punkciki. Szpileczki z małymi główkami w których były jeszcze mniejsze żółte plamki odpowiedzialne za proces myślenia. Plamki nie były widoczne. Ani z góry ani nawet z bliska. Pozawalało to na domniemanie że w ogóle nie istnieją. Że zniknęły. Na przykład w drodze ewolucji. No bo w sumie po co ludziom mózgi? Myślenie może być takie bolesne. Może też niekorzystnie wpływać na ich funkcjonowanie w społeczeństwie. Myślenie może wywołać bunt!

                                                                  CeDeeN...

Komentarze

  1. No i znowu cdn...zołza jedna:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co będzie dalej - czekam z niecierpliwością :))

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaaaaa, znienawidzę te trzy literki!

    OdpowiedzUsuń
  4. NIEPRAWDA.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, tak mogło być... a co dalej??

    OdpowiedzUsuń
  6. A czy ona ma tam balkon? Bo musze sobie poukladać przestrzennie - to wieżowiec i do tego ostatnie pietro, wiec jest o czym myslec. pzdr

    OdpowiedzUsuń
  7. też nie lubię tego cdn- dawać nam tu hurt!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. To taka współczesna metoda torturowania ludzi... W końcu z jakiegoś powodu jest Zołzą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zołzowatość to cecha wrodzona w 50%. Reszta rzecz jasna nabyta;D

      Usuń
  9. Ewka i strategia... w dodatku Gwizd, jak można przeczytać, nikt nie wie co dalej..... Zaczęło się nieźle. Czekam niecierpliwie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że skończy się równie dobrze:)

      Usuń
  10. :)))Patrząc na bloki zastanawiam się czasem czy to własnie ich mieszkańcy nie wciagnęli pod wodę Le Corbusiera, w podzięce:))

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko i córko, dręczenie wiernych czytelniczek to chyba ulubiona dyscyplina sportowa...

    OdpowiedzUsuń
  12. Oby się tylko strategia nie zmieniła w ,,stragedię''!

    OdpowiedzUsuń
  13. Już mnie zaciekawiła ta Ewka!

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślenie samo w sobie posiada iskrę buntu - mieszkając w wieżowcu z wielkiej płyty, "spłaszczajac" czasoprzestrzeń - praktycznie niczego więcej do szczęścia nie trzeba:) A jednak...:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz