Mela cz.2
Odezwała się do mnie dopiero dzień przed studniówką. Starannie wymodelowanym głosem po postu ni to zapytała i stwierdziła;
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego że od tego jak się zachowasz wiele zależy.
- Oczywiście...
Byłam umówiona z synem jakiegoś kogoś kto mógł w jakiś sposób pomóc w realizacji czegoś. Rzecz jasna matka wyłuszczyła mi sprawę bardzo dokładnie, ze wszystkimi detalami. Nie było to jednak dla mnie szczególnie istotne. Nie zadałam sobie więc trudu zapamiętania kim był ów towarzysz do poloneza ani co w związku z tym matka mogła zyskać. Być może tylko dozgonną wdzięczność tego kogoś kto wiele mógł. Nie mniej zachowanie poprawne było jak najbardziej pożądane.
- Rozumiem, że mogę na ciebie liczyć Melanio - powiedziała z ręką na klamce. Tej formy mojego imienia mama używała tylko wtedy kiedy była zdenerwowana. Wyszła zanim zdążyłam otworzyć usta żeby powiedzieć swoje dyżurne słowo. Kiedyś mówiłam; tak mamo, tak tato. Po jakimś czasie zrobiłam się bardziej oszczędna w słowach. Po co się wysilać skoro nikt mnie nie słuchał? Wyćwiczona przez lata frazę zamieniłam więc na jeden wyraz. Mówiłam po prostu oczywiście. Oczywiście było oczywiste i załatwiało wszystko. Dodawanie mamo i tato było i tak zbędne.
Miękki fotel zachęcał do zatopienia się w nim. Mimo to Melania siedziała sztywno. Wyprostowane plecy nawet przez chwilę nie oparły się pokusie zanurzenia w miękkości blado różowego aksamitu obicia. Ręce kobiety nerwowo ściskały pasek drogiej torebki. Ciągle nie była pewna siebie, swoich zachowań i tego co inni sądzą na jej temat.
Nie sądziłam że to będzie takie trudne. Syn kogoś kto wiele mógł okazał się być nikim. W sensie człowieczeństwa. Pryszcze rozsiane po całej twarzy były niczym wobec impertynencji i absolutnego braku elementarnych zasad dobrego wychowania. Poza tym chyba był tępy. Takie przynajmniej robił wrażenie, a trudno przypuszczać że to była poza zblazowanego synalka swojego wiele mogącego ojca. Nikt z własnej i nieprzymuszonej woli nie robi z siebie idioty.
"Oczywiście " powiedziane matce było jednak wiążące. Robiłam co mogłam żeby ta cholerna studniówka nie okazała się kompletną katastrofą.
Dopiero w taksówce, kiedy tuż przy swojej szyi poczułam jego nieprzyjemnie ciepły oddech a zaraz potem ślizgający się po niej język nie wytrzymałam. Uznałam, że "oczywiście" nie obejmuje takich zachowań. Najwyraźniej myliłam się. Matka była wściekła i absolutnie nie chciała słuchać moich wyjaśnień. Dla niej liczyło się tylko to że pryszczaty synalek kogoś tam ma na policzku bardzo wyraźny odcisk mojej dłoni.
- Rozczarowałaś mnie Melanio. Bardzo mnie rozczarowałaś!
- Ale... - podjęłam kolejną próbę wytłumaczenia. Bezsensowną.
- Rozczarowałaś! - ucięła trochę nazbyt głośno. To że - Bardzo - dodała już znacznie ciszej rozglądając się czujnie czy aby nikt nie był świadkiem tego, że straciła nad sobą panowanie. Nikogo nie było, a ja, ja się nie liczyłam.
Kolejny rok spędziłam w Wyspie. To nie pomyłka, nie na wyspie tylko właśnie w Wyspie. Tak nazywał się ośrodek dla takich jak ja. Rozczarowujących i rozczarowanych. Nieudaczników co to nawet ze sobą nie potrafią skończyć.
Byłam głupia, wiem. Ilekroć pomyślę inaczej, wracam wspomnieniami do Wyspy, i patrzę na blizny na nadgarstkach. Niewiele brakowało.
- Wszystko w porządku Melu? - jednak po mnie przyjechała. I miała jakiś inny wyraz twarzy. Bardziej ludzki, mniej profesjonalny. No i powiedziała do mnie Melu.
- Ocz... Tak mamo!
Malutki krok w kierunku porozumienia zrobiony. Przed nami tysiące kolejnych.
- To chodź - uśmiechnęła się. Ktoś inny mógłby powiedzieć że blado, ale dla mnie to było jak słońce, jak wybuch super nowej - Tata czeka w samochodzie.
Rodzinna sielanka nie trwała długo. Po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Mela była już jednak inna. Ciągle chodzi na terapię. Demony przeszłości potrafią być podstępne. Nigdy nie wiadomo kiedy wypełzną, zaatakują. Wczoraj wieczorem stanęła przed lustrem. Nago. Powoli otwierała kurczowo zaciśnięte oczy. Bała się, że to co zobaczy będzie jeszcze gorsze niż jej wyobrażenia. Obiecała jednak terapeucie, że to zrobi i że będzie wobec siebie uczciwa. Pierwsze wrażenie; koszmar, ukryć to przed światem, nie tylko spodniami ale długą zasłaniającą wszystko sukienką, taką jak noszą muzułmańskie kobiety. Ponownie zacisnęła oczy. Miało być jednak obiektywnie.Obietnica rzecz święta.
Bliższe oględziny łydek pokazały, że nie jest źle. Nie są to może nogi top modelki ale nie odbiegają też od wielu innych widzianych każdego dnia na ulicy. Są po prostu normalne.
Jutro idzie na zakupy. Kupi sobie sukienkę. Zieloną. Być może wtedy złamana nadzieja zrobi miejsce tej prawdziwej.
Źródło zdjęcia: http://www.foresta5.pl.tl/Strona-startowa.htm
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego że od tego jak się zachowasz wiele zależy.
- Oczywiście...
Byłam umówiona z synem jakiegoś kogoś kto mógł w jakiś sposób pomóc w realizacji czegoś. Rzecz jasna matka wyłuszczyła mi sprawę bardzo dokładnie, ze wszystkimi detalami. Nie było to jednak dla mnie szczególnie istotne. Nie zadałam sobie więc trudu zapamiętania kim był ów towarzysz do poloneza ani co w związku z tym matka mogła zyskać. Być może tylko dozgonną wdzięczność tego kogoś kto wiele mógł. Nie mniej zachowanie poprawne było jak najbardziej pożądane.
- Rozumiem, że mogę na ciebie liczyć Melanio - powiedziała z ręką na klamce. Tej formy mojego imienia mama używała tylko wtedy kiedy była zdenerwowana. Wyszła zanim zdążyłam otworzyć usta żeby powiedzieć swoje dyżurne słowo. Kiedyś mówiłam; tak mamo, tak tato. Po jakimś czasie zrobiłam się bardziej oszczędna w słowach. Po co się wysilać skoro nikt mnie nie słuchał? Wyćwiczona przez lata frazę zamieniłam więc na jeden wyraz. Mówiłam po prostu oczywiście. Oczywiście było oczywiste i załatwiało wszystko. Dodawanie mamo i tato było i tak zbędne.
Miękki fotel zachęcał do zatopienia się w nim. Mimo to Melania siedziała sztywno. Wyprostowane plecy nawet przez chwilę nie oparły się pokusie zanurzenia w miękkości blado różowego aksamitu obicia. Ręce kobiety nerwowo ściskały pasek drogiej torebki. Ciągle nie była pewna siebie, swoich zachowań i tego co inni sądzą na jej temat.
Nie sądziłam że to będzie takie trudne. Syn kogoś kto wiele mógł okazał się być nikim. W sensie człowieczeństwa. Pryszcze rozsiane po całej twarzy były niczym wobec impertynencji i absolutnego braku elementarnych zasad dobrego wychowania. Poza tym chyba był tępy. Takie przynajmniej robił wrażenie, a trudno przypuszczać że to była poza zblazowanego synalka swojego wiele mogącego ojca. Nikt z własnej i nieprzymuszonej woli nie robi z siebie idioty.
"Oczywiście " powiedziane matce było jednak wiążące. Robiłam co mogłam żeby ta cholerna studniówka nie okazała się kompletną katastrofą.
Dopiero w taksówce, kiedy tuż przy swojej szyi poczułam jego nieprzyjemnie ciepły oddech a zaraz potem ślizgający się po niej język nie wytrzymałam. Uznałam, że "oczywiście" nie obejmuje takich zachowań. Najwyraźniej myliłam się. Matka była wściekła i absolutnie nie chciała słuchać moich wyjaśnień. Dla niej liczyło się tylko to że pryszczaty synalek kogoś tam ma na policzku bardzo wyraźny odcisk mojej dłoni.
- Rozczarowałaś mnie Melanio. Bardzo mnie rozczarowałaś!
- Ale... - podjęłam kolejną próbę wytłumaczenia. Bezsensowną.
- Rozczarowałaś! - ucięła trochę nazbyt głośno. To że - Bardzo - dodała już znacznie ciszej rozglądając się czujnie czy aby nikt nie był świadkiem tego, że straciła nad sobą panowanie. Nikogo nie było, a ja, ja się nie liczyłam.
Kolejny rok spędziłam w Wyspie. To nie pomyłka, nie na wyspie tylko właśnie w Wyspie. Tak nazywał się ośrodek dla takich jak ja. Rozczarowujących i rozczarowanych. Nieudaczników co to nawet ze sobą nie potrafią skończyć.
Byłam głupia, wiem. Ilekroć pomyślę inaczej, wracam wspomnieniami do Wyspy, i patrzę na blizny na nadgarstkach. Niewiele brakowało.
- Wszystko w porządku Melu? - jednak po mnie przyjechała. I miała jakiś inny wyraz twarzy. Bardziej ludzki, mniej profesjonalny. No i powiedziała do mnie Melu.
- Ocz... Tak mamo!
Malutki krok w kierunku porozumienia zrobiony. Przed nami tysiące kolejnych.
- To chodź - uśmiechnęła się. Ktoś inny mógłby powiedzieć że blado, ale dla mnie to było jak słońce, jak wybuch super nowej - Tata czeka w samochodzie.
Rodzinna sielanka nie trwała długo. Po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Mela była już jednak inna. Ciągle chodzi na terapię. Demony przeszłości potrafią być podstępne. Nigdy nie wiadomo kiedy wypełzną, zaatakują. Wczoraj wieczorem stanęła przed lustrem. Nago. Powoli otwierała kurczowo zaciśnięte oczy. Bała się, że to co zobaczy będzie jeszcze gorsze niż jej wyobrażenia. Obiecała jednak terapeucie, że to zrobi i że będzie wobec siebie uczciwa. Pierwsze wrażenie; koszmar, ukryć to przed światem, nie tylko spodniami ale długą zasłaniającą wszystko sukienką, taką jak noszą muzułmańskie kobiety. Ponownie zacisnęła oczy. Miało być jednak obiektywnie.Obietnica rzecz święta.
Bliższe oględziny łydek pokazały, że nie jest źle. Nie są to może nogi top modelki ale nie odbiegają też od wielu innych widzianych każdego dnia na ulicy. Są po prostu normalne.
Jutro idzie na zakupy. Kupi sobie sukienkę. Zieloną. Być może wtedy złamana nadzieja zrobi miejsce tej prawdziwej.
Źródło zdjęcia: http://www.foresta5.pl.tl/Strona-startowa.htm
Synowie tych którzy wiele mogą z reguły bywają opryskliwi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niestety...:)
UsuńNowo wyrosła i rozkwitająca nadzieja ma zupełnie inny odcień zieleni niż ta złamana.mła zołzik:)
OdpowiedzUsuńZieleńszy odcień zieleni:)
Usuńsmutne tym razem... brak miłości może doprowadzić do prawdziwej tragedii...
OdpowiedzUsuńCzasami można jej zaradzić:)
Usuńniektórych matek nie zrozumiem nigdy;(
OdpowiedzUsuńJa też:(
Usuńzielony > zieleńszy > najzieleńszy
OdpowiedzUsuńzielony > bardziej zielony > najbardziej zielony
nadzieja koloru najzieleńszego? ;)
I to wcale nie prawda, że nadzieja jest matką głupich!
UsuńBardzo dobre, gratuluję ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)
UsuńCiągle dręczy mnie pytanie, czy naprawdę każde małżeństwo powinno mieć dzieci? Bo chyba jednak powinno się wprowadzić jakieś elementarne nauki w kwestii postępowania z dziećmi, takie, by ich nie krzywdzić, nie degradować im psychiki. Bo naprawdę niewiele jest osób, które zadają sobie trud szukania takich wiadomości w odpowiedniej lekturze.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell, a ja dawno na nie sobie odpowiedziałam i moja odpowiedź brzmi - NIE.
UsuńNie każde! Nie wszyscy!
UsuńOby ta nadzieja rosła w siłę :)
OdpowiedzUsuńOby!
UsuńPiszesz porywająco, nie można się oderwać od czytania. Gratuluję, a Mela jest na dobrej drodze i co ważne nie ma jeszcze dzieci, więc może najpierw przepracować siebie i nie musi sprzedawać im swojego koszmaru, jak to zwykle bywa...
OdpowiedzUsuńMela musi dac sobie radę. Nie ma innej opcji:)
UsuńCiekawe, co ten "wiele mogący" mógł, że mamusia była gotowa sprzedać swoją córkę jak pierwszą lepszą pannę obyczajów nieciężkich... Bardzo smutne opowiadanie, ale z promyczkiem nadziei :)
OdpowiedzUsuńMamusia może nawet nie zadawał sobie do końca sprawy z tego co mogło wyniknąć...
UsuńNiestety, często, za często - tak jest:(
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Wdzię to bardzo często...
UsuńJakoś tak posmutniało mi się
OdpowiedzUsuńCzasami tak trzeba:(
UsuńDDD. Dorosłe Dzieci Dysfunkcyjne...opisalaś znakomicie przypadek takiego dziecka.... niby wsio dobrze na zewnątrz, ale to dzieci wychowywane w domu bez miłości. Smutne.
OdpowiedzUsuńNie wszystko da się kupić.
UsuńIleż mogą kompleksy... I jak trudno je zwalczyć...
OdpowiedzUsuńKompleksy... kto ich nie ma?
UsuńI mojej mamie zdarzały się teksty i zachowania, które kiełkowały, rosły i w finale powstawał kompleks nielichy... Na pewno nigdy by nie uwierzyła, że tak było, a jednak! Wiele lat obie z siostrą wierzyłyśmy, że takich dwóch brzydul jak my nikt nigdy nie pokocha...
OdpowiedzUsuńChyba każdy z nas ma takie coś na koncie. Czasami niechcący, czasem świadomie...
UsuńBo nikt człowieka tak nie potrafi unieszczęśliwić jak rodzice. Właściwie większości z nich trzeba by odbierać prawa rodzicielskie zaraz po narodzinach. Tylko bardzo dobry terapeuta jest w stanie naprawić część z tych spustoszeń. A najgorsze, że niemal wszystko to się odbywa w dobrej wierze, dla dobra dziecka...
OdpowiedzUsuńPójdę dalej; niektórych powinno się kastrować;D
UsuńZgadzam sie z ta kastracja, ale raczej przed faktem, PO juz za pozno:)
UsuńSmutno się zrobiło, ale historia jest taka prawdziwa. Niesamowite jaką siłę mają rodzice i ile krzywdy mogą wyrządzić własnemu dziecku.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy każda historia jest w jakimś stopniu prawdziwa:)
UsuńMyślę, że od czasu do czasu dobrze przeczytać coś, co jest unaocznieniem efektów dziwnych rodzicielskich zachowań. Dlatego "ku przestrodze" czytam różne, wydawałoby się dziwne, artykuły...Twój tekst świetnie napisany, jak zawsze...
OdpowiedzUsuńRodzice zawsze w sposob bardziej lub mniej swiadomy potrafia skrzywdzic. Generalnie rodzice to ZUO.
OdpowiedzUsuń