Warto było

                                                      Zosi.



Była sobie raz dziewczynka. Oczywiście miała jakieś imię ale nikt nie zawracał sobie nim głowy bo od lat, od urodzenia niemalże wszyscy w rodzinie, w szkole,  a nawet dzieciaki na podwórku  wołali na nią Bebe, Bebusia albo Betka.  Przyzwyczaiła się. I nawet jej się to podobało. Ostatecznie niektóre dzieciaki miały gorsze przezwiska. Taki na przykład Kazio co go wszyscy Korniszonem nazywali, albo Aśka zwana Marchewką. A już najgorzej to chyba miał Maciek. Miał takie brzydkie przezwisko, że czasami nawet płakał. Kiedyś Bebe podejrzała jak siedział za wielkim krzakiem dzikiej róży i ryczał jak przedszkolak jakiś. Przyrzekła wtedy i sobie i jemu że nigdy, przenigdy nie nazwie go tym okrutnym przezwiskiem i słowa dotrzymała.
Bebusia nie była brzydka ale też i nie w jakiś szczególny sposób ładna, po prostu normalna. Miała piegi, zielone oczy i dwa mysie ogonki na końcu których zwisały kolorowe wstążeczki. Kokardy wiecznie jej się rozwiązywały zwisając potem smętnie kolorowymi strączkami wzdłuż ramion. Nie zrażało to jednak dziewczynki. Bo czymże była  możliwość wiszenia na trzepaku i zamiatanie kucykami utwardzanego placyku około trzepakowego?! Niczym - odpowiecie. I słusznie zrobicie. Nic nie jest tak ważne jak dobra kondycja fizyczna.  I psychiczna rzecz jasna. Kokardek dziewczynka miała setki, a jakby tak dobrze policzyć to kto wie czy nie tysiące. W przeróżnych kolorach i odcieniach tychże. Najwięcej było zielonych; jasne ciemne, seledynowe, a nawet toakie co sie nazywały zgniło zielone.  I to wcale nie dlatego, że takie właśnie dziewczynka miała oczy.
Piegi, latem jeszcze bardziej widoczne wraz z zadartym nosem nadawały jej twarzy zadziornego charakteru.  Bebe była z tych co to nie pozwalają sobie w kaszę dmuchać i jak tylko ktoś próbował od razu stawała jak to mówił tata okoniem. Zapierała się, potrząsała mysimi ogonkami gotowa bronić swoich racji do upadłego.

- Jesteś głupia! - syknęła Hania, błękitnooka blondyneczka tylko stwarzająca pozory że jest niby taka słodka i niewinna niczym aniołek. Celowo mówiła cicho, żeby w razie czego nic nie było na nią. Cawaniara.
- Że niby ja? Że głupia? - Bebe okropnie się zdenerwowała. Aż jej nos poczerwieniał. Raz dwa zrobiła fikołka na trzepaku, zeskoczyła i z zadziorną miną warknęła - Odwołaj! Natychmiast to odwołaj!
- Jeszcze co! Nawet nie mam zamiaru - Hanka w najlepsze wisiała głową w dół. Jej złote loki zwisały tuż nad ziemią - Jesteś głupia i nie ma odwołania.
- Bo niby dlaczego? - Bebe nie odpuszczała.
- Bo nie można mieć dwóch mam głupolu. Rozumiesz? Tatusiów też - dodała na wszelki wypadek.
- A właśnie że można. Ja mam dwie mamy, a Wojtek, ten z zerówki ma dwóch tatusiów. Sam mi mówił!
- A moja mam mówiła, że nie można, a ona wie wszystko najlepiej. A Wojtek to co innego, jego mama ma drugiego męża, to się nazywa gach, albo jakoś tak, nie pamiętam.  Zapytam mamy to ci powiem dokładnie.
Bebe miała wielką ochotę rozpłakać się tak jak kiedyś Maciek. Schować się za krzak dzikiej róży i poryczeć tak od serca. Nie zrobiła tego jednak. Zamiast tego wzruszyła ramionami, powiedziała swoje ulubione
- Phi!
... i poszła do domu. Nie mogła przecież dać satysfakcji tej durnej Hance która jeszcze długo potem wisiała na trzepaku i mruczała coś pod nosem. Bebe nie była pewna co, bo z okna drugiego piętra tylko widziała, nie słyszała, ale dałaby sobie warkocze obciąć że udająca słodką Hania perfidnie syczała że ona, Bebe jest głupia.

- Co się stało? - mama zapytała znad sterty zeszytów z wypracowaniami do poprawienia. Okulary śmiesznie zsunęły się jej na czubek nosa. Bebe pomyślała, że wyglądała jak Baba Jaga i nawet, mimo złości uśmiechnęła się.
- Nic - mruknęła.
- Bebe! - mama stanowczo zaprotestowała przeciwko nie mówieniu prawdy - Natychmiast masz powiedzieć o co chodzi.
- A bo Hanka powiedziała, że jestem głupia i że nie można mieć dwóch mam. A przecież ty i tata zawsze mi mówiliście  ja mam dwie mamy; ciebie i Zosię.
- Bo to prawda - mama zdjęła okulary i przetarła ręką zmęczone oczy - Tyle, że Zosia to twoja chrzestna mama. I bardzo cię kocha. A Hania najwyraźniej ci zazdrości.
- Naprawdę? - Bebe powoli rozchmurzała się.
- No a jak mogłoby być inaczej? Myślisz że dlaczego kupuje ci tyle kolorowych wstążeczek? Zabiera  do Zoo i na lody?

Rozpromieniona Bebe wyturlała się na podwórko. Nietoperzyca Hanka  spojrzała  na nią z pogardą.
- Właśnie że mam dwie mamy, wiesz! Moją mamę i Zosię. Bo Zosia to moja najprawdziwsza mama tylko że chrzestna. I bardzo je obie kocham ty.... zazdrośnico jedna.
- Phi - Hanka phiknęła dokładnie tak samo jak Bebe - Nie mam ci czego zazdrościć głupolu, bo jak będą umierały to będziesz musiała dwa razy płakać.
Bebe puknęła się wymownie w czoło, co miało świadczyć o tym, że Hanka ma nierówno pod sufitem i pognała na inny trzepak.  Przeciez umierali tylko starzy ludzie; prababcie, pradziadkowie. Bebe doskonale o tym wiedziała. Była przecież nie raz i nie dwa na cmentarzu.

Dziś Bebe jest dorosłą kobietą. Piegi na nosie są ledwo widoczne. Wyblakły.  Mysie ogonki odeszły w zapomnienie. Jedna z mam, ta która uwielbiała kokardki i ogrodowe goździki  też odeszła. Nieodwołalnie, Bezpowrotnie. Na zawsze.
I co z tego, że boli, głupia Hanko, nietoperzyco-zazdrośnico? Warto było...

Komentarze

  1. po stracie każdej bliskiej osoby boli... ale dobre wspomnienia zostają z nami na zawsze... pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj kochana! trafiłaś mnie w samo serca! Wiem,że warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że pozytywnie trafiłam:)

      Usuń
    2. W sama 10! W szczególny czas -wspomnień, łez i szczęścia,że ktoś ważny był!

      Usuń
  3. Sprawiałaś, że mój dzień przestał być bezbarwny... Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. dzieci są czasem bardzo nieprzyjemne, ale zazwyczaj przemawia przez nich to co słyszą w swoim domu. Warto na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zołziczko.Cudnie napisałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie, ze warto było, wczoraj pochowałam moja ciotkę Jadwigę po której mam imię
    j

    OdpowiedzUsuń
  7. Warto! to ładna opowieść i bedę sobie ją powtarzać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ładnie napisane :) Też kiedyś robiłam z koleżankami fikołki na trzepaku.
    Warto mieć dwie mamy. Moja dziesięcioletnia córeczka, też ma drugą mamę - chrzestną, taką z Wielkim sercem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chrzestne mamy z wielkim sercem to podstawa. Nie ta dobra co dużo prezentów daje tylko ta co potrafi wspomóc w potrzebie, pocieszyć, doradzić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o właśnie! I dlatego Grześ miał chrzest dopiero teraz - szukaliśmy odpowiedniej:)

      Usuń
  10. Trzymając się współczesnej konwencji, byłam pewna że Bebe faktycznie ma dwie matki, żyjące w związku... Człowiek jest tak bombardowany tymi informacjami, że zaczyna myśleć schematami. Po "nowemu". A na mnie też wołali Marchewa i to nie było przyjemne. Pocieszam się tylko, że pracujący w Polskim Radiu Wincenty Pipka miał jeszcze bardziej przesss... w szkole. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pipka zapewne miał gorzej... A tak w ogóle to nazwiska uznawane za obraźliwe, śmieszne powinny być prawnie zmienione na Kowalski;)

      Usuń
  11. Chyba lepiej mieć dwie mamy niż ani jednej. Nawet jeśli w pewnym momencie musimy się z nimi rozstać i to sprawia ból. Zabawne, uzmysłowiłam sobie teraz,że nie znałam swoich rodziców chrzestnych.I nawet nie mam szans by dowiedzieć się kto się podjął tej roli i tak marnie ją odgrywał.Przekaż swym dzieciom pamięć o Zosi, niech jak najdłużej żyje w pamięci tych co zostali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieci doskonale znają wszystkie historyjki zwiazane z Zosią:)

      Usuń
  12. Dwie mamy, dwie miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  13. stanowczo w tym przypadku nadmiar jest wskazany, ja nawet nie znam moje chrzestnej... dlatego końcówka "mamy" nie bardzo się u mnie komponuje...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zolziku, tak mi przykro... przytulam. Najwazniejsze, ze zachowalas w sercu wszystkie cieple wspomnienia. One nie umieraja.

    No i sie poryczalam na koniec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosia zawsze miała, ma i będzie miała w mojej pamięci miejsce:)

      Usuń
  15. Moją chrzestną była Babcia. I tak naprawdę była dla mnie mamą numer jeden!
    Trzymaj się, Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli w sumie to tez miałaś wiele życiowego farta:)

      Usuń
  16. A może sobie pytania postawić, czy ta co odeszła, chciałaby by bolało? Bo jesli nie, to na cóż jej takiej robić przykrości, by się smutkowi poddawać?:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno by nie chciała. Zosia była niesamowicie pogodna i tego samego uczyła mnie i swoje dzieci:) Ból dotyczy raczej tego co nieodwracalne...:)

      Usuń
  17. :/ z drugiej strony, pozytywne jest to, że mamy za kim tęsknić,że w naszym życiu pojawiły się osoby, które nie zatrą sie w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  18. Potrafisz trafić, Zołzunia, oj potrafisz.Mnie też trafiłaś, to znaczy trafiłaś w sedno tego, czego rodowodu nijak nie potrafię pojąć.To coś nazywam sobie bezinteresowną zawiścią.Gdybym wiedziała, gdzie ma korzenie, to bym to coś przecięła jak węzeł gordyjski przeciął Aleksander Wielki.Raz a dobrze, ale przecież nie wiem i nie jestem Aleksandrem, czego czasem żałuję.Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezinteresowna zawiść to chyba taka cecha charakteru. Wrodzona. Nieusuwalna żadnym skalpelem;)

      Usuń
  19. Moja M. - dziecko chrzestne jest tak samo ważna jak rodzone. Kocham ją choć jest tak daleko, za daleko. Ale wakacje będą NASZE!

    OdpowiedzUsuń
  20. Niedawno był chrzest mojego młodszego syna. Po przeczytaniu Twojego tekstu cieszę się, że wybrałam na matkę chrzestną moją przyjaciółkę. Moja mama chrzestna - prawie jej nie znam, mieszka od wielu lat w USA. Nie ma żadnej więzi, niestety... A tekst, jak zwykle, napisany tak, że do końca trzyma w niepewności. Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami zbyt małą wage przywiązujemy do tego kogo wybieramy na rodziców chrzestnych dla naszych dzieci... Dobrze że to przemyślałaś:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz