Jutro zaczyna się dziś

Mały początek większej całości. Będzie coś z tego?

Mam na imię Antek i jestem prorokiem. W każdym razie mam przeczucia. Od razu wiedziałem, że coś się święci. Nie wiedziałem tylko dokładnie co.
Pozornie wszystko było w jak najlepszym porządku. Coś jednak wisiało w powietrzu. I nie były to skarpetki dyndające na  jednej odnodze pajęczego żyrandola w moim to znaczy w naszym, bo niestety miałem sublokatorkę, pokoju.  To  właśnie owo tajemnicze coś czułem. Całym moim długim, 14-letnim ciałem.
No i proszę, nie myliłem się, mamy  rewolucję. A zaczęło się tak niewinnie. Najpierw tata stracił pracę. Nie martwił się tym za bardzo. Mówił, że wszystko będzie super i ekstra i że tylko patrzeć jak będą się o niego dobijali  bo przecież takiego specjalisty od ułamków, procentów, logarytmów i innych matematycznych łamigłówek to że świecą szukać i że jakby chciał to by drugą enigmę skonstruował tyle, że mu się nie chce, bo po co skoro już jest a żadna wojna - odpukać - się nie szykuje. Mama, która jest niesamowicie przesądna natychmiast pobiegła do kuchni żeby odpukać w niemalowaną deskę do krojenia chleba.

- Mam doktorat i kilka ładnych lat praktyki. W liceum! - podkreślał. Pewnie to miało jakieś znaczenie, ale zupełnie nikomu nie przeszkadzało w niezatrudnianiu go. Minęły dwa miesiące, wakacje miały się ku końcowi, a tu nic. Propozycje  nie nadchodziły. Ani ze świecą ani nawet z latarnią morską. Nikt nie zgłaszał zapotrzebowania na enigmę czy choćby na liczydło. Tata jak to on, nadrabiał miną i dowcipkował jak zwykle. Mama za to była jakaś nieobecna. Duchem oczywiście, bo ciałem to i owszem tyle, że jakoś inaczej. Jak zwykle robiła obiad, rano kakao i kanapki, a wieczorem co tam kto chciał to sobie brał z lodówki i po zawodach. Z całą pewnością też prała, bo w  szufladzie ze skarpetkami stan ilościowy utrzymywał się na stałym poziomie czyli w górnych strefach stanów wysokich. Co do sprzątania to nie mam pojęcia. Pewnie coś tam robiła, ale kto by tam zwracał uwagę na tak mało istotne drobiazgi.
Na pewno nie ja!
- Czy tobie naprawę nie przeszkadza ten śmietnik jaki masz dookoła siebie? - mama często pytała mnie z wyrzutem. Unikałem wtedy odpowiedzi jak klasówki z matmy. Rodzice zawsze mi powtarzali, że nie można kłamać. Co więc miałem odpowiedzieć skoro bałagan nie przeszkadzał mi nic a nic? Mam zresztą, chyba domyślając się powodu mojego milczenia, kiedyś nawet powiedziała że nie muszę odpowiadać bo to pytanie retoryczne. Sprawdziłem w słowniku. Miała rację, nie musiałem.

Niecodzienne zachowanie mamy sprawiło, że zacząłem snuć podejrzenia, że może i ona straciła pracę. Szybko wyzbyłem się jednak takich głupich myśli. Po pierwsze żeby nie zapeszyć. Wtedy, z uwagi na niechybny kryzys, rodzice musieliby ogłosić upadłość i moje kieszonkowe wisiałoby na bardzo cieniutkim włosku.  Poza tym mama była w  szczęśliwej sytuacji; sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Tak się określa uprawianie  wolnego zawodu. Cokolwiek by to nie znaczyło  fakty są takie że mama pracuje w domu, co  ma rzecz jasna  dobre i złe strony.  Po stronie plusów można zapisać że nie musi wstawać skoro świt, biegać co dzień do pracy, stawiać czoła wszystkim kierowcom świata, stać w korkach, Za to doskonale godzi zawodowe obowiązki z gotowaniem obiadków i ma  nas stale na oku. I to ostatnie to właśnie ta zła strona. Wie wszystko i o wszystkim; kiedy kończę, jaką akurat mam lekcję. Żeby było sprawiedliwie takim samym nadzorem objęła Helkę, moją siostrę. Jej się to jednak słusznie należy. Smarkata jest o calutkie trzy lata jeden miesiąc i dwanaście dni młodsza. Nigdy nie wiadomo co takiemu brzdącowi do kudłatej rudej głowy wskoczy.
Wracając jednak do sprawy. Po prostu, pewnego dnia, a właściwie to wieczoru, pamiętam dokładnie bo na kolację były parówki w cieście, moje ulubione, mama westchnęła głębiej i głośniej niż zwykle, a przyczyną na pewno nie była dziura w moich spodniach (sprawdziłem) Po chwili milczenia stwierdziła, że się dusi i że musimy wyjechać.
- Źle się czujesz? - tata wykazał się troską. Mama zbyła go machnięciem ręki.
- Wszyscy?  - Helka zapytała ledwie unosząc głowę znad laptopa. Była absolutnie uzależniona od komputera, internetu i idiotycznej dziewczyńskiej gierki w której trzeba ubierać lalki, gotować im obiadki i dbać żeby kwiaty w doniczkach nie uschły. Czasami miałem wrażenie że moja siostra  nigdy nie rozstaje się z tym laptopem. Chyba tylko pod prysznic, a i to tylko z obawy, ze się zepsuje, go nie zabiera. Tata się tym nie przejmuje, mama mówi, że jej się znudzi i że z tego wyrośnie, ja uważam że niekoniecznie ale sie nie wtrącam.
- No wszyscy! A niby jak inaczej? - mama trochę się zirytowała. Zupełnie niesłusznie. Ja na ten przykład czułem się wspaniale, duszności nie odczuwałem żadnych, a wyjazd z uwagi na mecz na który byłem umówiony z chłopakami był mi szczególnie nie na rękę.
- Ale po co, przecież to ty się dusisz? - trzeba przyznać, że Helena myśli logicznie co nie zmienia faktu, że jest mało delikatna. Mama prychnęła. Prawie jak kotka ciotki Leokadii, którą wszyscy w rodzinie nazywają Lalką. Masakra. Dobrze, że nie ma męskiego odpowiednika tego imienia. Mama na pewno, jak dwa razy dwa, wpadłaby na genialny pomysł, żeby tak właśnie mi dać na imię. A ojciec nawet by nie zaprotestował. On przezornie zgadzał się z każdą decyzją mamy. Już to widzę jak kumple wołają na  mnie"Hej ty Lalek, podaj piłkę" Obciach by był nie z tej a nawet nie z tamtej ziemi.
- Mam na myśli to, że musimy wyjechać stąd - mama wskazała rękoma mieszkanie - Tu jest zbyt ciasno.
Racja. Ciasno było. Próbowaliście kiedyś dzielić pokój z młodszym rodzeństwem? I to na dodatek z babą? Wszędzie pełno dziewczyńskich rupieci; jakieś spineczki, gumeczki, misie z serduszkami. I ta różowa pościel z Haną Montaną.  Nawet chwili samotności, nie mówiąc już o tym, żeby kumpli zaprosić.

PeeS. CeDeeNa nie będzie. Na razie. Dopiero jak skończę;)

Komentarze

  1. Ja jestem już wciągnięta w akcję i nawet lubię i tatę i niedoszłego "lalka", a i losy mamy nie są mi obojętne. To znaczy, że będzie coś z tego! Czekam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzom ciekawa co dalej..bo jakoś mi tematyka podchodzi, znam to uczucie "duszności" z autopsji:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam, czekam...jak ja nie lubię czekania!!!!!
    Zołzo kochana! proszę o szybki ciąg dalszy!;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez się wciągnęłam - czekam z niecierpliwością żeby szybko był cd :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja przysiadam grzecznie na faldkach i czekam. Od czasu kiedy sobie wykumkalam, ze Zolzik jest w moim wirtualnym zyciu po to zeby nauczyc mnie cierpliwosci zaczelam sie poddawac.
    A po kiego licha walczyc z Karma? ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jak tu się nie zgodzić... skoro Zołzik lubi cedeenić, to nie mamy wyjścia:)czekamy:)

      Usuń
    2. Ech... gdybym tylko miała więcej czasu:)

      Usuń
  6. do roboty;-) do roboty;-) czy jak to tam leciało;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. no to poczekam ale niezbyt długo bo mnie na wielką siłę chcą wziąć do szpitala jeszcze nikt we mnie nie gmerał, hmm nie wiem czy dac ssobie, czy nie...
    j

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem złośliwie: dobrze, że kończą się wakacje! Zołza wróci do biblioteki i będzie miała czas...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale dobrze, że kiedyś będzie, bo się rozochociłam na cedeen, chciałabym wiedzieć, czy coś wyniknie z tego wyjazdu!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Poczułem bliskość z bohaterem, ponieważ lubię parówki zapiekane w cieście. Ba nawet sam je przygotowuję
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Tez czekam na ciąg dalszy. Podobnie jak bohater (i Antoni) lubię parówki w cieście, nie przeszkadzał mi również bałagan wokół mnie oraz dzieliłam pokój z młodszym rodzeństwem :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. ja też się dusiłam, wyjechałam i ... niewiele pomogło... ciekawe jak sobie poradzi bohaterka a więc czekam z innymi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz