Dolina Szczęścia


Niebo wyglądało jak niedoprana ścierka. Zasnute  milionami małych chmurek połączonych misternie w jedną za to olbrzymią, odbierało siły do pokonania kolejnego dnia. Małgorzata niechętnie otworzyła oczy. Właściwie to jedno. I tylko na ułamek sekundy.
- Szarość, widzę szarość - pomyślała, mając pod powiekami zarejestrowany obraz  zaciągniętego nieba. Nigdzie nawet pojedynczego promyka przebijającego się przez wiszącą nad dachami  wodą, która tylko czekała żeby spłynąć na ziemię, zalać ją. Kto wie czy nie miała nawet w planach jakiegoś małego potopu. Z wodą nigdy nie wiadomo, czy żartuje czy wręcz przeciwnie. Poza tym bywa złośliwa. Podobnie jak cioteczna babka Małgorzaty, Leokadia zwana pieszczotliwie Lolą. Unieruchomiona w fotelu na kółkach (tak! to absolutnie był fotel, a nie jakiś tam banalny wózek) zadręczała każdego kto tylko się nawinął. Nic dziwnego, że wszyscy, nawet Sabina, jej rodzona córka starali się być niewidoczni albo przemykali chyłkiem. Małgorzata też się jej bała. Ciekawość jednak była silniejsza od strachu. Wielokrotnie zakradała się w pobliże jaskini lwa i obserwowała jak babka ćwiczy swoich najbliższych każąc im przynosić, wynosić, otwierać, zamykać, a nawet podskakiwać pod pretekstem na przykład sięgnięcia po książkę z najwyższej półki.

- No nie gadaj, że taki z ciebie liliputek! - mówiła niby to troskliwie - jak zechcesz to poradzisz sobie bez krzesełka. Spróbuj!.
I próbowali. Robili dokładnie to czego Lola sobie życzyła. Nie tyle ta tresura była interesująca co uśmiech satysfakcji na pooranej zmarszczkami twarzy ciotecznej babki, kiedy poddawani jej zabiegom najbliżsi bez szemrania wykonywali  rozkazy. Tak, Lola zdecydowanie była wredna i nieprzewidywalna jak woda wisząca nad całą Doliną Szczęścia.
   
    A jednak wstała. Posłusznie, zgodnie z rytmem, kalendarza,  notatnika i budzika który delikatnie obwieścił początek dnia.  Dobrze, że chociaż powietrze nie dusiło od rana lepką wilgocią. Było rześkie, sierpniowe, jeszcze nie zimne ale już zwiastujące nadchodzącą jesień. Takie jak lubiła. Małgorzata ogólnie lubiła sierpień. Pewnie dlatego, że wbrew wszystkiemu była zwiastunem depczącej latu po piętach jesieni, ta zimy, która z kolei, choćby najsroższa, w końcu musiała kiedyś ustąpić miejsca życiodajnej wiośnie.

Są takie chwile kiedy wydaje  się, że tego poranka, południa i wieczora nic już nie uratuje.  Że mimo kawy, szarlotki i lodów bakaliowych nic dobrego nas nie czeka, może tylko trochę pracy, jakaś myśl zapisana w jagodowym zeszycie w kratkę albo przelotne, okraszone szczerym uśmiechem Jak się masz? sąsiada śpieszącego do pracy na nocną zmianę.
Dziś właśnie był taki dzień. Z tą różnicą że zaczął się w wynajętym na tydzień pokoju. Patrząc na brudną ścierkę rozpostartą na niebie, Małgorzata miała ochotę zaszyć się na powrót w wynajętej norce. Nawet nie koniecznie iść spać. Ot po prostu poleniuchować trochę, poczytać albo dajmy na to zająć się jakąś ręczną robótką typu wyszywanie. A właściwie to czemu nie pospać? Zakopać, zabarykadować się w nieswojej sypialni i przykryć cudzą kołdrą. Będąc na wakacjach, w wynajętych pokojach zawsze myślała o tym kto przed nią spał na tym łóżku, przykrywał się tą samą kołdrą. Czy była to kobieta czy może mężczyzna? I najważniejsze czy ten ktoś, kimkolwiek był szczęśliwy. Dla niej szczęście było najważniejsze. Było to tym bardziej dziwne, że właściwie to nie wiedziała dokładnie co to znaczy być szczęśliwym. Małgorzata bywała zła, smutna, zrezygnowana. Z drugiej strony często też była wesoła,  zadowolona,  podekscytowana. Czym jednak było szczęście? Mimo 35 lat jakie przeżyła nie umiała stwierdzić czy jest szczęśliwa czy wręcz przeciwnie.


                                                        CeDeeN....


Komentarze

  1. Uderzasz od pierwszego zdania :)


    I... chyba polubiłam ten cedeen. Jak mole - jak nie możesz się pozbyć - pokochaj :D

    OdpowiedzUsuń
  2. szczęściem każdy człowiek nazwie co innego, ale za każdym razem w aspekcie pozytywnym. Są też ludzie, którzy dożywają późnej starości i nie potrafią swojego życia uznać za szczęśliwe...
    Ciekawa jestem co dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. właśnie, człowiek bywa wesoły, zadowolony ale czy szczęśliwy?... chyba niekoniecznie... jak zawsze czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę bardzo lubię Twoje pisanie :)
    I do cedeenów już przywykłam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka niedoprana ścierka, to jak mnie edukowano z kolorów na przykładach - modne ecru.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet się nie będę o cedeena awanturować...tylko pisz szybciej kobieto:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na proste pytania czym jest szczęście, czym jest miłość, najtrudniej odpowiedzieć. Zaraz po pracy, jechałam do Edenu. Tym razem posiedzieć na tarasie. Patrzyłam na oczko wodne, na chmurki na niebie i ..tam byłam szczęśliwa. Spokój, cisza. Musiałam wracać do domu, widocznie nie można być zawsze szczęśliwym.
    Ja też lubię sierpień :-)
    Ps Cieszę sie , że już wróciłaś. Czekam na ciąg dalszy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Graszko... Nie dziwię się że tak kochasz swój Eden. Jest piękny:)

      Usuń
  8. To i ja cierpliwie poczekam ( tylko błagam nie za długo....) :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciotka koszmarna, ale takich cioteczek w każdej familii pod dostatkiem!

    OdpowiedzUsuń
  10. ... że mimo kawy, szarlotki i lodów nic nas nie czeka??
    Bo wszystko już było! Lody, kawa, szarlotka:))

    a cedeen będzie - on nas czeka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim to czeka mnie... napisanie tego cedeena;)

      Usuń
  11. tak, pisać trzeba, trzeba, podoba się :) nawet jak w szarościach ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. no cóż u nas dzisiaj ta wyprana ścierka dojszła i zimnem powiało, i właściwie sama bym się zakopała w jakowąś norkę, ale niestety, zyciem zajeta zdrowotnością rodziny musiałam dokonać cudu zebrania się w sobie, i jakoś poszło, a cedeen niech sie pojawi aby szybko
    szkoda za długo czekać
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że też od kilku dni dokonuję takiego cudu;)

      Usuń
  13. znany mi temat. tresura mlodych przez starych....

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczęście, ulotny stan, którego czasem nawet nie umiemy rozpoznać u samych siebie :)
    Czytam z ciekawością, byłam podstępna, odczekałam, aż opublikujesz całość i teraz sobie czytam :)! A tak na poważnie nie było mnie tu na tyle, żeby przeczytać na spokojnie cokolwiek dłuższego. :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz