Księgowa



To, że jest się dumnym posiadaczem kompletu podręczników, tornistra ze Star Wars, worka z BenTenem  i pudełka rozprawiczonych kredek typu bambino wcale nie znaczy że się przestało pleść. Trzy po trzy.

Na hasło "ząb" reaguję wysypką. Jeśli pada z ust najmłodszego w rodzinie - swędzącą. Nic więc dziwnego, że zerwałam się na równe nogi i w trybie pilnym zażądałam wizji lokalnej.
- O, fo fen. Fisisz? - Młody dziabotał z paszczą rozwartą na całą szerokość. Niestety, mały człowiek, niewielka paszcza, widoczność ograniczona. Noszącym ślady  niebieskiego tuszu z długopisu paluchem, wskazywał miejsce katastrofy.

- No widzę. A widziałabym lepiej gdybyś łaskawie zabrał łapę.
- Ści pokjuję! - nie dawał za wygraną.
Dopiero groźba unieruchomienia rąk kablem od żelazka podziałała. Mogłam bez przeszkód podziwiać zupełnie nową, ledwie kiełkującą górną czwórkę. I wszystko byłoby cacy gdyby nie fakt, że rosła zupełnie nie w tym kierunku co nakazuje zdrowy rozsądek. Świadoma tego, że przemawianie do zęba, zaklinanie go na wszystkie świętości, straszenie ekstrakcją niestety nie przyniosłoby rezultatu musiałam podjąć inne działania.
- Idziemy do dentysty - zadecydowałam i nie tracą czasu na zbędne ceregiele złapałam za telefon, zadzwoniłam, umówiłam się na wizytę, w myślach przejrzałam stan konta. Bo to przecież nie są tanie rzeczy.
Syn niepierworodny wieść że jutro i że dentysta przyjął na klatę. Jak na faceta przystało; skrzywił się niebezpiecznie i stwierdził, że właściwie to ten ząb wcale krzywo nie rośnie, i że tak w ogóle to on od zawsze marzył żeby mieć koślawy zgryz i że się nigdzie nie wybiera i że mu przykro bo właśnie sobie przypomniał, że musi pilnie namalować 3 linijki szlaczków. Na piątek, więc sama rozumiem...

Wizyta przebiagała według utartych schematów. Wprawną ręką ulubionej pani stomatolog mleczak został usuniety. Obyło się bez krzyków, pisków i tym podobnych męskich histerii.
- Mamo... - zapytał syn wyrywając się z zamyślenia - A Ty nie mogłaś mi sama tego zęba trachnąć?
- No raczej nie - odpowiedziałam bez wdawania się w niuanse, że po pierwsze to nie jest robota dla mnie (za bardzo wrażliwa jestem), a po drugie był połamany i nie było do czego nitki przywiązać.
- No tak, bo ty to raczej taka księgowa jesteś...

Pees. Dla mnij wtajemniczonych; jestem bibliotekarzem. Z zawodu, z wykształcenia i z zamiłowania.

Komentarze

  1. No, znaczy sie księgami się zajmujesz! I wszystko jasne:)

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he. Męskich histerii...
    A to dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam dobre. Byś spróbował nad taką histeria zapanować...:D

      Usuń
  3. Zaufanie ma, skoro proponował Ci rwanie!;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykła scenka, a mnie tak już takich brakuje i tak mi czasem smutno, że to se ne wrati...:(
    Oczywiście świetnie napisane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już w życiu jest że nic nie wraca. Dlatego zapisuję:)

      Usuń
  5. Trach i księgowa wypłaca odszkodowanie... dobra mama jesteś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku odszkodowanie wypłaciła wróżka Zębuszka;)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. A jakże! I nawet nie musiałam niczego obiecywać;)

      Usuń
  7. Logika pierwsza klasa! Pani od książek - czyli księgowa!

    OdpowiedzUsuń
  8. będzie inżynierem-bo wyraża się precyzyjnie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. dzielny chłopak jak bez pisków i wrzasków

    OdpowiedzUsuń


  10. A kredki takie zwykłe - bambino? Bez jakiegoś Zygzaka, względnie SpongeBoba? :D

    Dobrze, że tak szybko pozbyłas się świądu ;) Dzielny rzeczywiście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie- niezwykłe! W drewnianej oprawie;)

      Usuń
  11. a salto w tył potrafisz ? Dzidka

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyli księgowa, a raczej książkowa, ale dziecko pewnie różnicy nie widzi, hehe. Jak ja się cieszę, że czas mleczaków mam już za sobą, i swoich, i dzieci moich, nienawidzę, jak mi sie coś z zębami dzieje w rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  13. No cóż pani księgarzowo, juz wiem skąd taka erudycja, na kolana przed miszczem
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  14. Czasami ma wrażenie, że zdaniem mężczyzn każda kobieta to księgowa.:)I to taka nie od ksiąg i woluminów:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bibliotekarstwo to też forma księgowości,nawet nazwa pasuje. Różnicą jest to, że zamiast złotówek są tomy.
    Tylko że o tych tomach wypada więcej wiedzieć, ale to Ty wiesz najlepiej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wypada... ile to ja się muszę naczytać żeby wiedzieć:D

      Usuń
  16. Dobrze, że już po zębie :) A księgowa się przecież książkami zajmuje, więc chłopak logicznie myśli!

    OdpowiedzUsuń
  17. A może ksiegowa ma jakąś fajną instrukcję do pit-38?... Cierpię!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz