Leon


Leon, niepozorny mężczyzna, o jasnej twarzy i jeszcze jaśniejszych włosach siedział za kontuarem i prowadził zapiski. Tradycyjnie. Mimo całej tej nowoczesności wszechobecnej,  hołdował przekonaniom, są rzeczy którym należy się szczególny szacunek i nie można ich sprowadzać do roli komputerowych gigabajtów. Pewnie dlatego wszelkie rachunki  prowadził w sposób daleki od współczesnego. W wielkim kajecie otulonym skórzanymi okładkami od drewnianej, długiej na 35 centymetrów linii starannie odkreślał rubryki w których notował ilości posiadane i sprzedane.  Asortyment w jego magazynie (ciągle upierał sie przy tej terminologii, choć wszyscy okoliczni sklepikarze handlowali w marketach, supersamach, dyskontach  on nadal prowadził magazyn czy też sklep). Ekskluzywny towar zasługuje na ekskluzywne traktowanie. Zapewne byli tacy, którzy uważali Leona za dziwaka, a jego towar za wart tyle co nic. O nich jednak Leon nie myślał.  Ten sklep był dla niego. Przede wszystkim. Nielicznych klientów traktował uprzejmie i z szacunkiem. Nigdy jednak nikogo nie namawiał do zakupu. Wręcz przeciwnie. Jeśli tylko okazywało się, że potencjalny nabywca nie budził jego zaufania grzecznie odwodził go od zamiaru kupna. Tak, zaufanie to była podstawa. Te biedactwa już raz ktoś skrzywdził, porzucił, znudził sie nimi.  Leon jako człowiek odpowiedzialny nie mógł dopuścić do tego żeby historia się powtórzyła.
Były różne; damskie, typowo męskie, delikatnie dziecięce. Duże, malutkie, okrągłe, owalne, kwadratowe, w kształcie kwiatka, rybli, serduszka. Tak samo różne jak różni są ludzie.
Towar na półkach poukładany był tematycznie, według specjalnie opracowanego klucza. Nie było tu miejsca na przypadkowość. Cały asortyment był dokładnie opisany, posiadał własny numer katalogowy i nową, zupełnie różną od pierwotnej nazwę.
Oczywiście, w sklepie  były też takie których historia nie była znana. Mimo wysiłków Leona nikt nie umiał mu powiedzieć o nich nic ponad to że chce sie ich pozbyć. Zwykle nie odmawiał.


Ruch w magazynie nie był zbyt duży. Po trosze ze względu na branżę (Leon może i był dziwakiem ale nie durniem, zadawał sobie sprawę że jego towar nie jest najbardziej chodliwym i pożądanym) , ale też i z powodu pogody. Jesienna szarobura szaruga nie zachęcała do szwendania. Nieliczni przechodnie, skryci pod kolorowymi kapeluszami wielkich parasoli przemykali pośpiesznie. Nie w głowie im było nawet rozglądanie się po wystawach okolicznych sklepików.
Spoglądając na wiszący na ścianie wielki zegar z Leon ziewnął dyskretnie.  W zasadzie równie dobrze mógł zamknąć. Iść do domu i spędzić kolejny wieczór w towarzystwie samego siebie i wielkiego kocura wylegującego się na kuchennym parapecie.
Kiedy weszła był na zapleczu. Jej wejście zasygnalizował trącony skrzydłem drzwi dzwoneczek-brzęczyk.
- Jakie to szczęście że go zainstalowałem - pomyślał patrząc z ukrycia na kobietę, która weszła do sklepu. Ociekający wodą parasol w kolorze intensywnej czerwieni zostawiła przy drzwiach. Ciekawie rozglądała się dookoła. Delikatnie dotykała zapakowanych w lśniący celofan leonowych skarbów, czytała informacje dotyczące ich pochodzenia.

Wiśniowe łzy; numer katalogowy 2794, miodowo- migdałowy, bez wyraźnych śladów użytkowania (prawdopodobnie użyte tylko raz), symbol producenta doskonale widoczny. Znaleziony w pośpiesznie opuszczonym przez młodą kobietę pokoju w przydrożnym motelu. Płakała. Wsiadła do wiśniowego opla.

Kanarek
; numer katalogowy 2678, barwy intensywnie żółtej, delikatne, bez wyraźnie określonej nuty zapachowej. Należało do młodego biznesmena. Niestabilnego emocjonalnie. Po chwilowym załamaniu sie aukcji jego firmy na giełdzie wyfrunął z okna jednego z miejskich hoteli. Jak kanarek. Szkoda. Za kilka dni na giełdzie była hossa...

Prowansja; numer katalogowy 3275, zdecydowanie  lawendowe o czym świadczy nie tylko barwa ale i intensywny zapach, stan dobry, bez oznaczeń producenta. Pochodzenie nieznane. Znalezione przypadkowo, w stanie skrajnego wyczerpania.

Modliszka; numer katalogowy 4276, perłowo-białe, intensywny zapach, najprawdopodobniej (brak oznaczeń producenta)   wzmocniony silnym ekstraktem perfumowanym. Zdecydowanie eleganckie. Na leżało do wdowy po właścicielu sieci domów pogrzebowych. Znalezione w jej prywatnym apartamencie, kilka chwil po aresztowaniu jej przez miejscową policję.

- Fascynujące - szepnęła.
- Fascynująca - niczym echo odpowiedział Leon.
- Urocze.
- Urocza...
- Niesamowite!
- Niesamowita...
- Niewiarygodne.
- Niewiarygodna...
Patrzył na nią zafascynowany. Z każdym wypowiadanym słowem wydawała mu się piękniejsza i bardziej zjawiskowa. Nie tak banalnie lalkowo tylko zupełnie niezwykle, oryginalnie.
- Dzień dobry - powiedział wychodząc z ukrycia.
- Dobry mimo, że deszczowy - odpowiedziała z uśmiechem - Ma pan doprawdy uroczy sklep. Talki klimatyczny. Wszystkie te historie mnie urzekły. Chyba mam coś dla pana... - dodała konspiracyjnie i sięgnęła po dość dużą, stojącą na podłodze torbę.
Leon nic nie mówił. Nadal zafascynowany patrzył i czekał. Kobieta tym czasem z przepastnej torby wyciągnęła nieco mniejszą, foliową reklamówkę jednego z sieciowych dyskontów i wprost na ladę wysypała malutkie, mini kosteczki. Niektóre jeszcze w fabrycznym opakowaniu zdradzającym przynależność do pobliskiego hotelu.
- Co to jest? - Leon patrzył jakby nie widział. Czar powoli pryskał.
- Towar do pana sklepu - odpowiedziała ze wzruszeniem ramion - Powiedzmy że hurtowa dostawa. I za stosunkowo niską cenę. Stówka?
- Masówka mnie nie interesuje - powiedział zimno.

Wychodząc Leon poprawił lekko przekrzywioną dużą tabliczkę z napisem " U Leona - mydła używane, skup i sprzedaż".
- Jutro przyniosę tu swoje własne mydło – postanowił - Nazwę je rozczarowanie; numer katalogowy 4325.

Źródło zdjęcia w sieci:  http://www.we-dwoje.pl/babka,tag,1408.html

Komentarze

  1. ach,życie składa się z rozczarowań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę a ja myślałem, że to jakieś marzenia niezrealizowane.
      Co na to wszystko Sanepid?
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. No niestety. Z drugiej strony, nic co ludzkie ... :)

      Usuń
    3. Antonii- Z sanepidem to nigdy nic nie wiadomo;)

      Usuń
  2. Powierzchownie piekna i nie mniej powierzchownie tajemnicza niewiasta. Diabelek na sprezynce wyskoczyl z pudelka, a czar prysl jak banka, nomen omen, mydlana.

    OdpowiedzUsuń
  3. ano właśnie, mnie tak ostatnio wszystko

    OdpowiedzUsuń
  4. jakież rozczarowanie, czemu tak dużo ich w naszym życiu?.. ale pomysł na opowieść jak zawsze super :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczarowania to jak radości - składowa naszego życia:)

      Usuń
  5. Biznes, jak sądzę, z gatunku tych, co to wbicie zębów w ścianę poprzedzają, atoli koncept jako rozrywka intelektualna i literacka z pogranicza geniuszu...:) Winszuję i kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyż nie pogranicza które tak sprytnie Waćpan wplotłeś w swoje zacne pisanie byłabym się wielce ucieszyła;)

      Usuń
  6. ach Leoś, Leoś z zza kotary wszystko wygląda inaczej, a gdy się ją odsunie, wtedy często niespodzianka jest większa niż nam się wydaję, i niekoniecznie miła;-) zderzenie wyobraźni z faktem bywa czasem bolesne.. ps. chętnie poczytałabym jeszcze, a tu end..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej przykre jeśli nie tylko powierzchowności dotyczy...

      Usuń
  7. Zołziku, Kubuś Ci podszeptuje takie pomysły? Niesamowita opowieść...

    OdpowiedzUsuń
  8. Stawiałam na guziki:)) Banał. Mydła lepsze, bo całkowicie nieprzewidywalne.
    Ostatnio w ramach reklamy jakiegoś stoiska wciśnięto mi do ręki czarną jak smoła muszlę i coś jakby długie cienkie drewienko o średnicy 1 cm, pachnące chyba drzewem sandałowym. A może sandałem... Oba okazały się mydłami. Pięknie pachną, niestety mało myją:(
    Mogę oddać za Bóg zapłać. Tylko do jakiej grupy je zaliczyć...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo najlepsze to jednak szare mydło. Nie uczula i w ogóle;)

      Usuń
  9. No popatrz, nie pomyślałam,że to o mydła chodzi.Rozczarowanie - z reguły mydła mnie rozczarowują, każde wysusza skórę.Rozczarowanie Leona - ładne opakowanie z reguły kryje marne wnętrze.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że nie pomyślałaś o mydle;D

      Usuń
  10. Mydła z przeszłością, ciekawe :) Zgadzam się z Babą ze wsi, wspaniała opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nr katalogowy 4326. Wściekle żółty, ze smużkami w kolorze.. wątroby. Pochodzenie znane. Nazwa: ZAWIŚĆ!!!

    PS. Czy to sprawiedliwe, żeby tylko Tobie takie pomysły przychodziły do głowy?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko. Właśnie znakomicie opisałaś kolejne mydło:)

      Usuń
  12. ja też zbieram hotelowe mydełka, szkoda, że nie dopisuję do nic historii...

    OdpowiedzUsuń
  13. powiedziano juz wszystko, pozdrawiam więc:))
    j

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobre ;-)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  15. o szkoda, ze tylko smutne opisy podałaś, chyba było wśród nich chociaż jedno szczęśliwe.........

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz