Stasia


Gdzie się podziały polskie "siłaczki"? Szwendają się to tu, to tam. Nadal żyją. Mimio wysiłków rządu miłościwie (?) nam panujacego.

Chciałam umrzeć. Nie, nie wczoraj. Nie było to też w Dniu Nauczyciela, którego z powodu tych co nad nami szczerze nie lubię. A właściwie to nawet nie cierpię. 14 dzień października mógłby nie istnieć. Najlepiej gdyby ktoś, władny w tych sprawach wyrzucił tę datę z kalendarza. Uniknęlibyśmy gadania, stękania, narzekania, fałszywych uśmiechów. A dzięki temu, że zaraz po pechowym 13 następowałby przełomowy 15 mielibyśmy o jeden dzień bliżej do wypłaty. Co też wcale nie jest bez znaczenia.
     Wracając jednak do umierania, to chciałam ale dawno. Mniej więcej w wieku lat plus minus piętnastu.
Wszystko oczywiście przez szkołę. I tu też malutkie sprostowanie. Wiem, że pomyśleliście o jakimś molestowaniu, klasowych wredotach które mi żyć nie dawały albo o jakimś wyjątkowo paskudnym nauczycielu co to nie doceniał mojej pracy. Otóż nie. Chociaż... w pewnym sensie tak.


Z perspektywy czasu oceniam to jednak jako pewien rodzaj molestowania. Literaturą.
Od chęci umierania odciągało mnie jedynie wahanie. Wahałam się otóż między śmiercią  z miłości, a tą za ojczyznę. Z miłości było by bardziej romantycznie, za to za ojczyznę zdecydowanie godniej.
Niestety na podorędziu nie było żadnej wojny czy choćby powstania w którym mogłabym wzorem literackich bohaterów przelać młodą krew za  ojczyznę miłą. Nie dane mi było poświęcić się na ołtarzu narodowej martyrologii. Nikt jakoś nie chciał żebym nosiła meldunki, opatrywała rannych kumpli z podstawówki co to z butelką na czołg szli. No prawdziwy pech...
 Nic to jednak. Zawsze wszak mogłam zejść z wielkiej miłości. Jak trędowata Stefcia na ten przykład. Albo Kazia z "Wrzosu". I to by było nawet niezłe. Głównie ze względów estetycznych. Padanie w boju, jakkolwiek godne jest raczej przypadkowe. Z dziura od kuli wygląda się pewnie fatalnie. Co innego taka trucizna. Można się ułożyć dostojnie, malowniczo (parzcież ON targany wyrzutami sumienia w końcu przyjdzie mnie zobaczyć).
I tu też pech. Dziwnym zbiegiem okoliczności żaden ze znanych mi ówcześnie amantów nie spełniał wymogów. Zrobiłam przegląd; za głupi, za pryszczaty, zbyt chudy... A gdzie ordynat Michorowski.
Z żalem musiałam odstąpić od planów, zabrać się za słupki i dyktanda i poszukać innego wzorca.
Judym ze względów oczywistych odpadał. Podobno na pierwszym roku trzeba zrobić sekcję zwłok żaby. Bleeeeeeee. I fuj! I jeszcze raz ble!
Została mi Stasia Bozowska. Siłuję się już długo. Ze skutkiem zmiennym. Raz na wozie raz pod nim. Nie żałuję. Ale... gdyby ktoś mógł tak tego czternastego wyautować...;)

Na zdjęciu: pierwowzór Siłaczki, Faustyna Morzycka.

Komentarze

  1. Bo to huynia to wszystko, też mam jakiś niż... człowiek się narobi, narobi a kto inny dostaje order. Do huyni to wszystko kochana, wszędzie te same dyktanda panują i to mnie irytuje...buziak

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Droga, taki dylemat, czy z miłości, czy za ojczyznę :)Nie wpadłabym na to mając lat naście :)

    Życzę skutecznego siłowania i polubienia tego 14-tego. Będzie łatwiej :))

    Pozdrawiam

    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja od zawsze taka ...pokręcona;)

      Usuń
    2. Pokręcona czy nie, zważ, że niemal każdy "większy" zawód swoje święto ma:) i to jest, ta...no, jak jej tam....tradycja!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. No w sumie... nie wazne jak, ważne żeby umrzeć młodo;)

      Usuń
  4. O rany, pamiętam moje własne dylematy wieku dojrzewania! W wypracowaniu, które gdzieś jeszcze leży w domowym archiwum, napisałam płomienne zdania o tym, jak potępiam tchórzliwe wyjeżdżanie z kraju w poszukiwaniu lepszego życia i kasy. Patrz, jak to się poukładało, życie, życie...
    Sciskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz jak to się poglądy od wpływem pustki w portwelu zmieniają;)

      Usuń
  5. No to się koleżanko poddałaś literaturze w sposób piękny i zacny. Ja w swych nastoletnich rozmyślaniach "pod wpływem" marzyłam raczej o tym, by to z mojego powodu ów książę, rycerz tudzież inny amant umierał. Sama zadowoliłabym się rolą wzruszonego tym gestem obiektu miłości. Niestety chętnych do szarpnięcia się nie tylko na życie ale choćby zdrowie z mojego powodu nie było, pokot się jakoś nie chciał słać, więc szybko do rozumu powróciwszy marzyć "romantycznie" zaprzestałam. ;))))

    OdpowiedzUsuń
  6. A teraz Peszek śpiewa "Sorry Polsko"
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. ha! trzeba się było wziąć za "Anię z Zielonego Wzgórza"! ona pokazała dobry wzorzec miłości: walnąć w łeb jakiegos kolegę z klasy i świetnie sie bawić z przyjaciółką, a ten by pełzał u twych stóp.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja chciałam być Nel- no i mam- bandę beduinów w domu i szakale w pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurczę, jakoś nigdy nie miałam takich ciągot. Choć nie powiem, marzyło mi się wiele dziwnych rzeczy, między innymi- wyprawa na Biegun Północny, latanie szybowcem (z braku laku chodziłam do modelarni) wyprawa do dżungli amazońskiej( dopóki nie przeczytałam książki "Zielone piekło") a z bardziej babskich ciągot to chyba bycie opiekunem zwierząt w ZOO, najlepiej małp. Wg mnie każdy "DZIEŃ KOGOŚ/CZEGOŚ " jest durnym pomysłem - każde święto na gwizdek zawsze mnie mierziło. Jedyne prawdziwe święto - urodziny każdego z nas - osobiste w każdym calu, własne, choć przybliża nas do kresu.Bo imieniny to nie nasze święto, to dzień naszego patrona,tylko.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej rozbawił mnie dzień sprzątania biurka. I tez właściwie to tylko urodziny obchodzę:)

      Usuń
  10. Hmmm...w wieku 15 lat to umierałam z miłości, ale do chłopaków z zespołu New Kids On The Block, hihi :-)) No co! Można uznać, że też byli to siłacze na miarę swoich czasów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to szczęście że z tego umierania się wyrasta...;)

      Usuń
  11. Też nigdy nie lubiłam tego święta - bo nie wiadomo było, czy kwiatek nosić - jak się przyniesie to lizus, jak nie to podpadnie nauczycielowi ;)

    Wymuszone święto zabija prawdziwą wdzięczność... A tej nie brakuje.

    Molestowanie literaturą... Pranie mózgów...
    No :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie jest tak? Przecież gdyby nie te wszystkie "Chłopcy z placu broni" czy "Kamienie na szaniec", zadne umieranie by mi nie przyszło do głowy;D

      Usuń
    2. Jest jest, ja też odczuwam skutki :)
      Choćby w używaniu elementarnych pojęć jak przyjaźń :)

      Usuń
  12. Marzyłam, by zostać żeńskim wydaniem Thora Heyerdala...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie po drodze był jeszcze Winnetou. Płeć mi jakoś nie przeszkadzała;)

      Usuń
  13. Nie umierałam, niestety! Najpierw zachorowałam ana dwa lata w sanatorium, więc juz umierania mi sie odechciało, a potem sport mna zawładnął i tak mnie trzyma do dzisiaj
    j

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochana, jest na to rada. Rzuc wszystko i.chodz lowic kraby. Zajecie rownie niebezpieczne ale za to efekt widoczny od razu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się kiedyś na karierą poławiaczki pereł;)

      Usuń
  15. Ja w każdem razie rad jestem, żeś się Waćpani Waćpanną będąc żywota nie zbyła dla spraw tak ważkich (aczkolwiek Dziadek mój wielce w sprawach przelewania krwi doświadczony mawiał mi zawżdy, że krew za Ojczyznę przelewać trzeba koniecznie... tylko, że najlepiej cudzą, nie własną), bo bym nie miał przyjemności niemałej słów tych czytać...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wielcem rada, że jako pacholę nie pozbyłam się żywota jakże cennego. A po namyśle głębszym doszłam do konceptu z dziadkiem Waćpana jednakiego;)

      Usuń
  16. Umierałam z innych powodów :)
    A i poświęcać się lubiłam w inny sposób, dobrze, że mi przeszło :)
    A Tobie w takim razie życzeń nie złożę, zresztą zawsze uważałam wszystkie dni kobiet itp. za niezbyt mądry zwyczaj.
    pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poświęcać się dla ojczyzny można niekoniecznie śmiercią;) A poza tym to samo słowo "poświęcać" takie... jak z łaski.

      Usuń
  17. Nie chciałam umierać w wieku nastu lat , ani z miłości , ani za ojczyznę i tak mi zostało do dzisiaj :)Wygląda na to , że daleka byłam od ideałów :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ty po prostu szybciej zrozumiałaś to co oczywiste;)

      Usuń
  18. Skąd ja wiedziałam, że akurat taki wydźwięk przybierze twój wpis? Mnie jakoś ten patriotyzm nie porwał, wolałam romantyków, ale też nie od razu... polubiłam ich dopiero na studiach... w wieku młodzieńczym (tym wcześniejszym, bo do późniejszego też chyba jeszcze nie doszłam, hehe) wolałam buntowników albo stwory z powieści fantasy. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz