Plus dodatni
... czyli nie ma tego złego.
Błogo... - pomyślałam. Dla potwierdzenia własnych myśli, a także dla wzmocnienia efektu przeciągnęłam się jak mniemam rozkosznie, naciągnęłam wyżej kocyk w rudą kratkę i oddałam się słodkiemu nicnierobieniu. Robienie nic jest albowiem moją specjalnością. Nic nie wychodzi mi równie dobrze. Aż szkoda, że tak rzadko mogę się oddawać temu ulubionemu zajęciu.
- Hm! - wielce wymowne i bynajmniej nie dyskretne chrząkniecie rozwiało nadzieje na błogość chwili.
- Czego? - warknęłam. I nawet nie siliłam się na uprzejmy ton.
- Grzeczniej, jeśli łaska - mruknął nawet trochę, ociupinkę nie przejęty Kubuś i z sobie tylko właściwą gracją wgramolił się na sofę.
- Phi... - powiedziałam wzruszając ramionami. Na znak protestu. Oraz żeby pokazać że nic a nic się nie przejęłam.
- Nie phikaj mi tu tylko wstawaj. Idziemy.
- Niby gdzie? - zapytałam - A poza tym to kto dopuszcza się czynu zakłócania spokoju i narusza błogość chwili podlega karze pozbawienia dostępu do słoika z miodem na okres dni dwóch i pół.
- Że niby co? - Kubuś stał z miną niewyraźną. Lekko ogłupiałą.
- Paragraf pierwszy punkt pierwszy - wyjaśniłam - I nie rozdziawiaj tak twarzy.
- Coooooooo? - Puchatek zdziwił się jeszcze bardziej. O ile to możliwe. Ale twarz przymknął.
- Domowego kodeksu karnego - podpowiedziałam usłużnie.
Miś odetchnął z wyraźną ulgą, machnął łapką i ponowił żądanie. Żebym wstała i szła. Niby z nim.
Żądał i marudził tak długo, aż w końcu wstałam. Kompletnie skołowana stałam przed szafą.
- Ale... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć. Kubuś przerwał mi nie tyle brutalnie co zdecydowanie.
- Nie mam ochoty tego słuchać?
- Hm? - dałam że nie wiem o co chodzi.
- Dobra dobra. Znam te babskie zagrywki. Zapewniam, że masz co na siebie włożyć. Na przykład to... - skinieniem głowy wskazał pierwsze lepsze dżinsowe majtki - I pośpiesz się. Czacha mi dymi. Muszę się przewietrzyć.
Skołował mnie totalnie i poszedł sobie. Do przedpokoju. Poczłapałam za nim. Oczywiście zaraz po tym jak się ubrałam.
- Gdzie idziemy?
- Na biegun.
- Północny?
- Jest jeszcze Biegun Południowy i jest chyba jeszcze Biegun Wschodni i Zachodni, choć ludzie nie lubią o nich mówić - odpowiedział poważnie starając się zachować spokój - Jak chcesz to możesz wybrać na który idziemy. Tylko wyjdźmy wreszcie!
Poszliśmy więc.
Spacer jak spacer. Zimno. Wiatr prosto w oczy. I śnieg zmieszany z deszczem. Mimo wszystko wróciłam odprężona. Kubuś też. Chyba czacha przestała mu dymić bo zaraz się ulotnił. Pewnie zaszył się gdzieś celem ucięcia drzemki.
A ja? Stałam i nie mogłam wyjść z podziwu. Miałam na sobie dżinsy sprzed trzech lat.
- Proszę, proszę... - mruknęłam z zadowoleniem i obróciłam się dookoła własnej osi - To skontrum miało jednak jakieś plusy. Dodatnie.
- Że co? - Puchatek zapytał sennie nie wiadomo właściwie skąd.
- A to, że jak chcesz być szczupły to nie żryj tyle! Albo... zafunduj sobie małego stresa w pracy...
Plusy plusami, nawet jeśli są dodatnie, dobrze że już koniec. W sensie, że skończyłam. HUUUUUUUUUUURAAAAAAAAAAAAAAA! I Hip! Hip!
Błogo... - pomyślałam. Dla potwierdzenia własnych myśli, a także dla wzmocnienia efektu przeciągnęłam się jak mniemam rozkosznie, naciągnęłam wyżej kocyk w rudą kratkę i oddałam się słodkiemu nicnierobieniu. Robienie nic jest albowiem moją specjalnością. Nic nie wychodzi mi równie dobrze. Aż szkoda, że tak rzadko mogę się oddawać temu ulubionemu zajęciu.
- Hm! - wielce wymowne i bynajmniej nie dyskretne chrząkniecie rozwiało nadzieje na błogość chwili.
- Czego? - warknęłam. I nawet nie siliłam się na uprzejmy ton.
- Grzeczniej, jeśli łaska - mruknął nawet trochę, ociupinkę nie przejęty Kubuś i z sobie tylko właściwą gracją wgramolił się na sofę.
- Phi... - powiedziałam wzruszając ramionami. Na znak protestu. Oraz żeby pokazać że nic a nic się nie przejęłam.
- Nie phikaj mi tu tylko wstawaj. Idziemy.
- Niby gdzie? - zapytałam - A poza tym to kto dopuszcza się czynu zakłócania spokoju i narusza błogość chwili podlega karze pozbawienia dostępu do słoika z miodem na okres dni dwóch i pół.
- Że niby co? - Kubuś stał z miną niewyraźną. Lekko ogłupiałą.
- Paragraf pierwszy punkt pierwszy - wyjaśniłam - I nie rozdziawiaj tak twarzy.
- Coooooooo? - Puchatek zdziwił się jeszcze bardziej. O ile to możliwe. Ale twarz przymknął.
- Domowego kodeksu karnego - podpowiedziałam usłużnie.
Miś odetchnął z wyraźną ulgą, machnął łapką i ponowił żądanie. Żebym wstała i szła. Niby z nim.
Żądał i marudził tak długo, aż w końcu wstałam. Kompletnie skołowana stałam przed szafą.
- Ale... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć. Kubuś przerwał mi nie tyle brutalnie co zdecydowanie.
- Nie mam ochoty tego słuchać?
- Hm? - dałam że nie wiem o co chodzi.
- Dobra dobra. Znam te babskie zagrywki. Zapewniam, że masz co na siebie włożyć. Na przykład to... - skinieniem głowy wskazał pierwsze lepsze dżinsowe majtki - I pośpiesz się. Czacha mi dymi. Muszę się przewietrzyć.
Skołował mnie totalnie i poszedł sobie. Do przedpokoju. Poczłapałam za nim. Oczywiście zaraz po tym jak się ubrałam.
- Gdzie idziemy?
- Na biegun.
- Północny?
- Jest jeszcze Biegun Południowy i jest chyba jeszcze Biegun Wschodni i Zachodni, choć ludzie nie lubią o nich mówić - odpowiedział poważnie starając się zachować spokój - Jak chcesz to możesz wybrać na który idziemy. Tylko wyjdźmy wreszcie!
Poszliśmy więc.
Spacer jak spacer. Zimno. Wiatr prosto w oczy. I śnieg zmieszany z deszczem. Mimo wszystko wróciłam odprężona. Kubuś też. Chyba czacha przestała mu dymić bo zaraz się ulotnił. Pewnie zaszył się gdzieś celem ucięcia drzemki.
A ja? Stałam i nie mogłam wyjść z podziwu. Miałam na sobie dżinsy sprzed trzech lat.
- Proszę, proszę... - mruknęłam z zadowoleniem i obróciłam się dookoła własnej osi - To skontrum miało jednak jakieś plusy. Dodatnie.
- Że co? - Puchatek zapytał sennie nie wiadomo właściwie skąd.
- A to, że jak chcesz być szczupły to nie żryj tyle! Albo... zafunduj sobie małego stresa w pracy...
Plusy plusami, nawet jeśli są dodatnie, dobrze że już koniec. W sensie, że skończyłam. HUUUUUUUUUUURAAAAAAAAAAAAAAA! I Hip! Hip!
To serdeczne gratulacje zarowno z okazji skonczenia stresujacej roboty, jak i zrzucenia wagi:))
OdpowiedzUsuńDzięki:) Nie wiem tylko z czego się bardziej cieszę;)
UsuńCzyli nie ma tego zlego...
OdpowiedzUsuńOtóż to!;)
Usuńnadczynność żuchwy jest jedną z najbardziej trudnych do pokonania przypadłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Oraz umiłowanie słodyczy;)
UsuńNo, no, wspaniałe wieści:) To wspaniałe uczucie wcisnąć się z stare dżinsy.
OdpowiedzUsuńN ado datek takie bez dodatku streczu ;)
UsuńPo pierwsze skontrum się skończyło, gratuluję po raz pierwszy a po drugie
OdpowiedzUsuńteskniłąm i to bardzo a poza tym gratulacje nic tak nie podnosi na duchu jak kilka kilo mniej, gratuluje po raz drugi
a poza tym domagam sie wpisów bo Kubusia napuszcze na Ciebie, pozdrawiam serdeczności
j
Podwójne dzięki;)
UsuńOpatentuj jako środek wyszczuplający dla bibliotekarzy i nie tylko! Bo pewnie taki bilans roczny lub kwartalny przynosi podobne efekty księgowym!
OdpowiedzUsuńJuż się martwiłam o te Twoje ślepka, że o tęsknicy nie wspomnę... Witaj wśród żywych!
A tam... darmo będę oddawać. Bez najmniejszej opłaty:D
Usuńnie ma to jak jeansy, które powracają do łask:)
OdpowiedzUsuńOj tak:)
UsuńBrawo :) piękna jesteś :)
OdpowiedzUsuńEch... oby tylko utrzymać efekt;)
UsuńHmmm... zasmucać bym nie chciał, aliści to stan przejściowy...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Hmmm... wtedy zafunduje sobie kolejne skontrum;)
UsuńSpodnie sprzed trzech laty, weszłaś w nie:-) Faktycznie fajna sprawa i bardzo podnosząca na duchu:-)
OdpowiedzUsuńMała rzecz a cieszy;)
Usuńto tak próbuj nie co 3 lata, ale częściej, ;)))
OdpowiedzUsuńChcesz żeby zniknęła?;D
UsuńTrwała ta inwentura trochę. Bo to i książka do książki podobna
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Właśnie nie! Podobno poszło mi całkiem sprawnie;)
Usuńto pożycz to skontrum na chwile;-) obiecuje, że oddam w całości;-)
OdpowiedzUsuńok. Prześlę kurierem;)
Usuńok, czekam;-)
Usuń