Wyjec z szafy
- Uuuuuuu....! - zawyło coś. No bo przecież nie ktoś! Jestem dużą
dziewczynką i w żadne strachy nie wierzę. Postanowiłam więc wycie
zignorować. Nie będzie wyjec wył mi w twarz!
- Uuuuuu.... ! - coś co wyło nie dawało za wygraną.
Policzyłam domowników. Księciunio pochrapywał cichutko. Tuż przy mnie. Nie mógł być źródłem wycia. Podobnie dzieciarnie rozproszona po swoich kajutach. Pies typu Wena obraził się że nie chce mi się go/jej dopieszczać i z dumnie podniesionym ogonem poczłapał ku swemu legowisku. Kot, jak to kot szwendał się to tu to tam (istnieje uzasadnione przypuszczenie, że pojawi się bladym świtem i donośnym miauczeniem zażąda wpuszczenia go do domu). Co więc wyje? Lub kto? Zaczęłam się bać...
- Uuuuu...! Łaaaaaaaaaaaaa...! Uuuuu....! Bóóóóóóóóóój siiiiię...! - wycie wyraźnie się nasiliło. Oraz przybrało zgoła odmienną formę. Mającą mnie najwyraźniej wyprowadzić z równowagi. Psychicznej. Fizycznie bowiem zalegałam w pościeli w bratki. Tuż obok pochrapującego Księciunia.
- Czego potrzeba dla duszy? - piskliwie poleciałam klasyką. Racjonalność racjonalnością ale nie kto tam wie co w wyjcu piszczy.
- Dla duszy? - wyjec przemówił już całkiem normalnie. Gdzieś z czeluści niedomkniętej szafy. Spryciarz!
- Wyłaź draniu! - ignorując pytanie ryknęłam, ze względu na towarzystwo Księciunia, teatralnym szeptem.
- Zaraz draniu... - sapnął Kubuś gramoląc się ze swojej kryjówki - Ja jedynie spełniam twoje marzenia.
- Marzenia? Puchatku chyba się szaleju najadłeś albo innego świństwa. Myślisz ty w ogóle czy nie?
- No myślę... że myślę. - niepewność w głosie Kubusia pozwalał przyjąć domniemanie że jeśli nawet myśli to... pluszowo.
- W takim razie co odbiło? I skąd ci przyszło do tego pluszowego mózgu że moim marzeniem jest żeby mnie straszyć?
- No przecież mówiłaś, że do dupy z takim Halloween. Nikt po cukierki nie przychodzi i nie straszy.... tym, no...paskudztwem!
- Psikusem, Puchatku, psikusem. Co nie zmienia faktu, że psikus może być paskudztwem.
- Oj tam, oj tam. Chciałaś masz. - mruknął Kubuś prawie obrażonym tonem. Nawet łapkę na łapkę założył - Poza tym, ja tylko udawałem ducha. Albo potwora.
- No właśnie... I to właśnie jest cała tajemnica Halloweenu...
- Że?
- Że tak naprawdę to Hallowen niczym nie różni się od innych dni. Tak czy siak wszyscy udają kogoś kim nie są...
Źródło zdjęcia: http://tnttorrent.info/details.php?id=468944
- Uuuuuu.... ! - coś co wyło nie dawało za wygraną.
Policzyłam domowników. Księciunio pochrapywał cichutko. Tuż przy mnie. Nie mógł być źródłem wycia. Podobnie dzieciarnie rozproszona po swoich kajutach. Pies typu Wena obraził się że nie chce mi się go/jej dopieszczać i z dumnie podniesionym ogonem poczłapał ku swemu legowisku. Kot, jak to kot szwendał się to tu to tam (istnieje uzasadnione przypuszczenie, że pojawi się bladym świtem i donośnym miauczeniem zażąda wpuszczenia go do domu). Co więc wyje? Lub kto? Zaczęłam się bać...
- Uuuuu...! Łaaaaaaaaaaaaa...! Uuuuu....! Bóóóóóóóóóój siiiiię...! - wycie wyraźnie się nasiliło. Oraz przybrało zgoła odmienną formę. Mającą mnie najwyraźniej wyprowadzić z równowagi. Psychicznej. Fizycznie bowiem zalegałam w pościeli w bratki. Tuż obok pochrapującego Księciunia.
- Czego potrzeba dla duszy? - piskliwie poleciałam klasyką. Racjonalność racjonalnością ale nie kto tam wie co w wyjcu piszczy.
- Dla duszy? - wyjec przemówił już całkiem normalnie. Gdzieś z czeluści niedomkniętej szafy. Spryciarz!
- Wyłaź draniu! - ignorując pytanie ryknęłam, ze względu na towarzystwo Księciunia, teatralnym szeptem.
- Zaraz draniu... - sapnął Kubuś gramoląc się ze swojej kryjówki - Ja jedynie spełniam twoje marzenia.
- Marzenia? Puchatku chyba się szaleju najadłeś albo innego świństwa. Myślisz ty w ogóle czy nie?
- No myślę... że myślę. - niepewność w głosie Kubusia pozwalał przyjąć domniemanie że jeśli nawet myśli to... pluszowo.
- W takim razie co odbiło? I skąd ci przyszło do tego pluszowego mózgu że moim marzeniem jest żeby mnie straszyć?
- No przecież mówiłaś, że do dupy z takim Halloween. Nikt po cukierki nie przychodzi i nie straszy.... tym, no...paskudztwem!
- Psikusem, Puchatku, psikusem. Co nie zmienia faktu, że psikus może być paskudztwem.
- Oj tam, oj tam. Chciałaś masz. - mruknął Kubuś prawie obrażonym tonem. Nawet łapkę na łapkę założył - Poza tym, ja tylko udawałem ducha. Albo potwora.
- No właśnie... I to właśnie jest cała tajemnica Halloweenu...
- Że?
- Że tak naprawdę to Hallowen niczym nie różni się od innych dni. Tak czy siak wszyscy udają kogoś kim nie są...
Źródło zdjęcia: http://tnttorrent.info/details.php?id=468944
Kolędnicy tacy, tylko że cukierki chcą zamiast kasy :)
OdpowiedzUsuńKubuś byłby dobrym kolędnikiem :P
Kubuś jest super - zawsze w gotowości.wszystko by dla Ciebie zrobił .... nawet spełnia Twoje "marzenia".
OdpowiedzUsuńJedno takie małe tym razem spełniłam Ja - wygrałaś u mnie Candy :)
Pozdrawiam :)
Jeden Puchatek, w ktorym jeszcze kolacze sie dusza dziecka, ze wszystkimi tego konsekwencjami. A Wyscie spac poszli...
OdpowiedzUsuńNo Puchatek ma serce, dla ciebie gotów na wszystkie poświęcenia, dobry Kubuś, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńps. u nas były dzieciaki , cukierek albo psikus a my jełopy nie mieliśmy cukierków, i jak tu żyć w ten Haloween? jak żyć?
A psikusy bywają mocne i dosadne ;)
OdpowiedzUsuńHa, a ja zażądałam psikusa i wcale nie byli przygotowani! Tylko nastawienie na branie, a nic od siebie! :D
OdpowiedzUsuńMasz rację - do kitu z takim halloween
Mocne i dosadne. Wiem coś na ten temat. W tam tym roku banda chłopaków naszła niezorientowanego brata .Wracając z zakupów ,ujrzałam udekorowane konfiturą dyniową drzwi wejściowe. Po prostu rozbili słoiczek na drzwiach .
OdpowiedzUsuńZatem oswajajmy się z codziennym Halloween.
OdpowiedzUsuńZostało mi kilo cukierków, bo frekwencja zawiodła tragicznie. Do kitu z takim H.!
OdpowiedzUsuńto nie nasza tradycja, nie zrozumiemy jej
OdpowiedzUsuńPolacy różnie rozumieją słowo psikus,mogą dokuczać cały rok
Ja jakieś ambiwalentne uczucia mam wobec Halloween.... Ale z Kubusiem, to może i zmieniłabym zdanie... Kolega zapraszał nawet na bal, ale kazał się przebrać za dynię i przynieść jedzenie w kolorze żółtym albo czarnym... Nic nie wymyśliłam.
OdpowiedzUsuńDo mnie jakoś Halloween nie trafia...i mentalnie i fizycznie (jeszcze się moda na to nie ustanowiła w naszej "podmiejskiej wsi"?).
OdpowiedzUsuńTylko że w inne dni udajemy milsze postacie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, wszystkiego dobrego na Nowy 2014 chciałam przekazac:)
OdpowiedzUsuń