Pierogi leniwej gospodyni
Dowód na to, że Bóg ma poczucie humoru znajduję każdego ranka. Wstaję, idę do łazienki, patrzę w lustro i... nie jest mi do śmiechu. Nie płaczę tylko dlatego, żeby nie pogarszać sytuacji.
- Inni mają jeszcze gorzej - mruczę. Po czym myśląc o "tych co na morzu " za pomocą chemii tzw upiększającej, szczotki, suszarki i innych narzędzi tortur robię wszystko aby straszące odbicie w lustrze zamienić na coś bardziej przyjemnego dla oka. Dowodem zaś na to, że Osobista nie jest pozbawiona tej jakże przydatnej cechy (cały czas mowa o poczuciu humoru) jest jej osobisty Osobisty.
Pojawił się w porze około obiadowej. Skubany, doskonale wie, o której jadamy (mniej więcej rzecz jasna) i że ja mało nie umiem. W sensie gotować. Zawsze jest tyle jakbym miała zaprowiantowaną drużynę harcerską.
- Zjesz z nami? - zapytałam zupełnie niepotrzebnie. Jego łakomy wzrok mówił bowiem sam za siebie.
- A nie zrobię kłopotu? - zapytał równie niepotrzebnie jednocześnie usadawiając się przy stole.- Co dziś dajecie?
- Nic szczególnego.Mielone, ziemniaki i buraki. Dla chętnych zupa z wczoraj.
Osobisty Osobistej jak najbardziej na zupę reflektował. Nawet z dokładką. Danie zwane drugim również wciągnął nie tylko w ekspresowym tempie, jakby się bał, że mu sprzed nosa zabiorę nadgryzionego kotleta, ale też w ilościach hmmm... hurtowych.
Rozluźnił się dopiero przy kawie.
- To co tam słychać- zagaiłam grzecznie. Co prawda Osobista wpadła z kurtuazyjną wizytą ledwie wczoraj, wyglądała kwitnąco i nic na to nie wskazywało, niemniej doprecyzowałam, bo co się będę czaić - Macie ciche dni?
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - mruknął leniwie i pogłaskał się po brzuszku.
- Osobista wyjechała? - drążyłam dalej podejrzliwie z odrobiną irytacji, że o czymś nie wiem.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - powtórzył jak mantrę sięgając jednocześnie po ciasteczko owsiane made in Zołza.
- Hmmmmmmm... - westchnęłam - To ja już nic nie rozumiem.
- Nie. Skąd ci to przy... To znaczy czego nie rozumiesz?
- Osobista w domu. Nie macie cichych dni. A ty jesteś głodny jakbyś od miesiąca był na ścisłej diecie. Przyznasz, że coś tu nie halo!?
Osobisty Osobistej zamyślił się na jedną tysięczną chwili.
- Bo to wszystko przez pierogi. Ja już nie mam siły... Rozumiesz?
- Nie. - przyznałam szczerze. W oczekiwaniu na wyjaśnienia również sięgnęłam po ciasteczko (precz z dietą!)
- Od tygodnia, albo i dłużej codziennie pierogi. Czujesz to? Codziennie! One mi się już śnią. I zapewniam, że nie są to sny przyjemne - Osobisty wyraźnie się rozkręcał. Ciasteczka znikały w jego nietrawiącej pierogów paszczy z prędkością kilku po każdym zdaniu.
- A co jest złego w pierogach? Nie lubisz? - zapytałam. Bo coś mi tu nie grało. Pierogi albowiem lubią wszyscy. A najbardziej Książę Małżonek.
- Lubię... - odpowiedział jakoś tak dziwnie podejrzanie - Ale codziennie... z jagodami...
Wtedy to już diabeł we mnie chyba wstąpił jakiś, albo Zołza się uaktywniła jeszcze bardziej.
- Ty! Ty męski szowinisto! Ty wiesz ile czasu trzeba żeby zrobić pierogi?! Ciasto zagnieść! Farszu narobić! - jakoś mi umknęło, że jagodowy farsz robi się właściwie sam - Na wałkować się! Kółek nawycinać! A potem to jeszcze wszystko zlepić! O, ty niewdzięczny samcze!- warto zauważyć, że powyższą tyradę wygłosiłam na jednym (!) wdechu.
- Ale, ale... ale ty nie wiesz jak ona te pierogi robi... - zdołał wtrącić nieśmiało Osobisty. Zanim zdążyłam ponowić anty męski potok słów dodał szybciutko. Ja na pierogach zęby zjadłam i nie będzie mi tu byle Osobisty wmawiał, że nie wiem jak się je robi - Bo ona gotuje makaron, dodaje jagody i wmawia mi, że to są pierogi...
- Jutro będzie gulasz z kaszą. Przyjdziesz? - solidarnie mruknął znad gazety plamy Książę Małżonek.
- Powinieneś jednakowoż docenić - zaczęłam, wszak moje i tak musi być na wierzchu- że ona ma jagody!
I to na kilka miesięcy przez sezonem.
- Inni mają jeszcze gorzej - mruczę. Po czym myśląc o "tych co na morzu " za pomocą chemii tzw upiększającej, szczotki, suszarki i innych narzędzi tortur robię wszystko aby straszące odbicie w lustrze zamienić na coś bardziej przyjemnego dla oka. Dowodem zaś na to, że Osobista nie jest pozbawiona tej jakże przydatnej cechy (cały czas mowa o poczuciu humoru) jest jej osobisty Osobisty.
Pojawił się w porze około obiadowej. Skubany, doskonale wie, o której jadamy (mniej więcej rzecz jasna) i że ja mało nie umiem. W sensie gotować. Zawsze jest tyle jakbym miała zaprowiantowaną drużynę harcerską.
- Zjesz z nami? - zapytałam zupełnie niepotrzebnie. Jego łakomy wzrok mówił bowiem sam za siebie.
- A nie zrobię kłopotu? - zapytał równie niepotrzebnie jednocześnie usadawiając się przy stole.- Co dziś dajecie?
- Nic szczególnego.Mielone, ziemniaki i buraki. Dla chętnych zupa z wczoraj.
Osobisty Osobistej jak najbardziej na zupę reflektował. Nawet z dokładką. Danie zwane drugim również wciągnął nie tylko w ekspresowym tempie, jakby się bał, że mu sprzed nosa zabiorę nadgryzionego kotleta, ale też w ilościach hmmm... hurtowych.
Rozluźnił się dopiero przy kawie.
- To co tam słychać- zagaiłam grzecznie. Co prawda Osobista wpadła z kurtuazyjną wizytą ledwie wczoraj, wyglądała kwitnąco i nic na to nie wskazywało, niemniej doprecyzowałam, bo co się będę czaić - Macie ciche dni?
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - mruknął leniwie i pogłaskał się po brzuszku.
- Osobista wyjechała? - drążyłam dalej podejrzliwie z odrobiną irytacji, że o czymś nie wiem.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - powtórzył jak mantrę sięgając jednocześnie po ciasteczko owsiane made in Zołza.
- Hmmmmmmm... - westchnęłam - To ja już nic nie rozumiem.
- Nie. Skąd ci to przy... To znaczy czego nie rozumiesz?
- Osobista w domu. Nie macie cichych dni. A ty jesteś głodny jakbyś od miesiąca był na ścisłej diecie. Przyznasz, że coś tu nie halo!?
Osobisty Osobistej zamyślił się na jedną tysięczną chwili.
- Bo to wszystko przez pierogi. Ja już nie mam siły... Rozumiesz?
- Nie. - przyznałam szczerze. W oczekiwaniu na wyjaśnienia również sięgnęłam po ciasteczko (precz z dietą!)
- Od tygodnia, albo i dłużej codziennie pierogi. Czujesz to? Codziennie! One mi się już śnią. I zapewniam, że nie są to sny przyjemne - Osobisty wyraźnie się rozkręcał. Ciasteczka znikały w jego nietrawiącej pierogów paszczy z prędkością kilku po każdym zdaniu.
- A co jest złego w pierogach? Nie lubisz? - zapytałam. Bo coś mi tu nie grało. Pierogi albowiem lubią wszyscy. A najbardziej Książę Małżonek.
- Lubię... - odpowiedział jakoś tak dziwnie podejrzanie - Ale codziennie... z jagodami...
Wtedy to już diabeł we mnie chyba wstąpił jakiś, albo Zołza się uaktywniła jeszcze bardziej.
- Ty! Ty męski szowinisto! Ty wiesz ile czasu trzeba żeby zrobić pierogi?! Ciasto zagnieść! Farszu narobić! - jakoś mi umknęło, że jagodowy farsz robi się właściwie sam - Na wałkować się! Kółek nawycinać! A potem to jeszcze wszystko zlepić! O, ty niewdzięczny samcze!- warto zauważyć, że powyższą tyradę wygłosiłam na jednym (!) wdechu.
- Ale, ale... ale ty nie wiesz jak ona te pierogi robi... - zdołał wtrącić nieśmiało Osobisty. Zanim zdążyłam ponowić anty męski potok słów dodał szybciutko. Ja na pierogach zęby zjadłam i nie będzie mi tu byle Osobisty wmawiał, że nie wiem jak się je robi - Bo ona gotuje makaron, dodaje jagody i wmawia mi, że to są pierogi...
- Jutro będzie gulasz z kaszą. Przyjdziesz? - solidarnie mruknął znad gazety plamy Książę Małżonek.
- Powinieneś jednakowoż docenić - zaczęłam, wszak moje i tak musi być na wierzchu- że ona ma jagody!
I to na kilka miesięcy przez sezonem.
oj, pokładam się i to dosłownie... makaron z jagodami....
OdpowiedzUsuńa ja je do jogurtu dorzucałam i był deser! A miałam robić pierogi z jagodami i...byłby obiad... gdzie byłaś wcześniej???
Nic straconego. Takich pierogów to można w każdej chwili nagotować;)
Usuńjagody zjedzone...
Usuńtrzeba lata wyglądać...
:)
Niemal patent. Podpowiedz osobistej, że może je nakładać do makaronu typu duuże muszelki, będzie odmiana i będzie wyglądało niemal jak pierogi:)))), zwłaszcza gdy obleje je śmietaną.
OdpowiedzUsuńA te Twoje ciasteczka owsiane to są z mąką czy bez mąki pszennej? Jak bez mąki pszennej to ja proszę o przepis.
Wiesz, to jakaś infekcja, bo u mnie rano zawsze jakaś maszkara
wygląda z lustra.
Miłego;)
Obawiam się, że nadziewanie muszli to już zbyt wiele roboty;D
UsuńMoże by tak całą książkę kucharską dla leniwych?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O tak! Będę pierwsza, która ją kupi;D
UsuńDobrze, że jesteś :) i jagody przed sezonem, fiu fiu
OdpowiedzUsuńNo... jestem. Mam nadzieję, że na dobre;)
UsuńPonawiam (wczoraj komentarz wyparował:(()
OdpowiedzUsuńU Sapkowskiego lustra dzielą się na uprzejme i rozbite...
U nas są prawdomówne i podłe :(
Cieszę się, że wróciłaś:)
Moje jest podłe;)
UsuńMiło, że zajrzałaś:)
Tak długo Cię nie było, że zupełnie nie mogłam skojarzyć, kto zacz ,,Nivejka'' w moich komentarzach. Gdzieś niby dzwoniło, ale nie do końca... Miej litość dla starej kobiety i nie czyń tego więcej!
OdpowiedzUsuńStarej? No nie przesadzajmy!
UsuńA "czynić" już mam nadzieję nie będę;)
Nooo pierogi jak się patrzy :-D ciasto podobne w sumie :p
OdpowiedzUsuńA lustra to zlooooooooooooooo
Pierogi z borówkami i trskawkami, najlepsza rzecz ! ;)
OdpowiedzUsuńspawanie aluminium łódź
Żadne pierogi nie są dla leniwych osób, to kosztuję bardzo dużo pracy :]
OdpowiedzUsuń