Ta chwila...

   
W domu panowała cisza. Nienaturalna. Pewnie dlatego brzmiała złowrogo. Teraz pewnie wszyscy jak jeden mąż/żona pomyślicie, powiecie, a co poniektórzy nawet wymownie pukną się w czoło:
-Taaaa...  Oczywiście, że oczywistą oczywistością jest, że bredzi. Cisza z natury nie może brzmieć. Cisza jest cicha.
I poniekąd jest to racją.  Niemniej  informuję, że najbardziej złowrogie cisze brzmią. I to głośno! Na dźwięk złowrogiej ciszy reaguję bowiem tak głośnym biciem serca, że kto żyw leci mnie ratować. Tak też było i tym razem.

- Oddychaj! Oddychaj! - darł się Puchatek machając mi przed nosem płachtą gazetki reklamowej z miejscowego super marketu. Przy czym super należałoby wziąć w cudzysłów.
- Boszzzzzzzz.... jęknęłam kiedy już jako tako doszłam do siebie i stłumiłam atak paniki kołaczący się miedzy żebrami.
- Widzę, że już lepiej - wyniośle powiedział Kubuś, odwrócił się na pluszowej pięcie, zadarł nos na znak protestu (chyba) i odmaszerował na sąsiedni fotel.
Musiałam się uspokoić. Tak do końca. Rozmowa z Kubusiem w stanie choćby lekkiego poddenerwowania nie ma najmniejszego sensu. Z powodu gdyż, w stanie lekkiego choćby poddenerwowania absolutnie tracę wrażliwość na subtelnie wyrafinowany sposób myślenia mojego pluszowego przyjaciela.
- Możesz mi wyjaśnić dlaczego mnie straszysz?
- Mogę, ale wyobraź sobie, że nie mam ochoty - wysapał zjadliwie.
- Nie masz ochoty gdyż?
- Gdyż, ponieważ, albowiem sama się domyśl - odpowiedział i na znak, że rozmowa zakończona wykonał ruch rodem z przedszkola; że niby zasuwa pyszczek na zamek błyskawiczny, zamyka na kłódkę, a kluczyk wyrzuca hen, hen daleko.
- No jak sobie winszujesz ... - westchnęłam.
- Ja winszuję?! Ja?! - wydarł się zapominając o zamkniętych na cztery spusty i zamek błyskawiczny ustach - To ty masz winszować!
- Sobie? - dezorientacja osiągała poziom Himalajów.
- Mi! Mnie! To znaczy wszystko jedno! - Kubuś był coraz bardziej poirytowany, czego dawał wyraz  gubiąc się w zawiłościach gramatyki.
- Skoro wszystko jedno, to powinszuję sobie. No więc winszuję sobie spokoju, najlepiej świętego. Oraz żeby się nie okazało, że przez ciszę zniszczyłam tort.
- Tort? Jaki tort? - Miś nagle się ożywił.
- Miodowy - odparowałam tonem równie zjadliwym co on wcześniej. Odpłacanie pięknym za nadobne jest bowiem zołzim zwyczajem.
- Dasz spróbować? - wrodzone łakomstwo ostatecznie rozwiązało kwestię zamkniętych na kłódkę ust.
- Nie.
- Powąchać chociaż? - nie dawał za wygraną. Dodatkową motywacją był fakt, że tortu moiodowego Puchatek  nigdy nie jadł. Ja też nie. Ale... kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- Nie - pozostałam niewzruszona.
- Ale dlaczego? -  zapytał Puchatek w sposób nad wyraz rozdzierający. Poruszył mnie niemal do głębi.
- Bo ... - zaczęłam ale przerwało mi chóralne STO LAT! NIECH ŻYJE ŻYJE NAM! i NIECH MIU GWIAZDKA POMYŚLNOŚCI  wyśpiewane na dwa głosy. Piskliwy i smętny.
- Zdrowia! - wykrzyknął Kłapouchy z niezwykłym u niego entuzjazmem.
- I słodyczy! - piskliwie dodał Prosiaczek.
- Oraz pozdrowienia od Sowy - wykrzyknął dopiero co dobryknięty Tygrysek.

Impreza trwała, aż się nie skończyła.
Po wszystkim, znaczy po torcie, toastach i zatarciu śladów Puchatek wtulił się w fałdy mojego obszernego swetra i zamruczał:
- Ta chwila...
- Nooo - dodałam dla podtrzymania konwersacji
- "Gdy już pomyślisz sobie, że nawet w dniu urodzin zostałeś zapomniany i opuszczony przez wszystkich, dwaj przyjaciele przyniosą ci w prezencie baryłeczkę po miodzie i pęknięty balonik..." *)
- Był jeszcze trzeci - przypomniałam.
- Aha - zgodził się Pluszak - Ale on akurat przyniósł kwiaty.
- I ja...
- Ty to co innego - wysapał sennie, ziewnął i po prostu, bez zbędnych ceregieli zasnął.
 Jak nic wykończyły go emocje.
Dzień Kubusia Puchatka jest męczący. Dobranoc.


*) A.A. Milne. "Kubuś Puchatek

Komentarze

  1. Dobrze, ze tylko raz w roku przypada dzien Kubusia. Facet moglby wykonczyc.

    OdpowiedzUsuń
  2. o TYM dniu dziś głośno było. Wiedziałam, że tekst będzie. Dobrze, że dałam radę przybiec....
    Bo to ważny dzień :) (szczególnie na tym blogu), wiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kontekście Kubusia najważniejszy! aczkolwiek z Puchatkiem wszystkie dni są ważne:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz