Ktoś z Hetyny...

                                                              ... czyli ewolucja, Wpis prawie polityczny. 


- "Gęsi za wodą, kaczki za wodą..." - zanucił Nadworny trochę bez sensu  I się wtarabanił. Tak piątkowo. Rozluźniająco.

- A ja - wtrąciłam na nieco sfałszowaną nutę - za biurkiem. Siedzę i udaję, że pracuję.
- A tym czasem... - zaczął mój gość szanowny.
- A tym czasem - wpadłam mu w słowo - nie mogę wyjść z podziwu.
- Dlaczegóż to, ach dlaczegóż - zapytał nieco teatralnie.
- A dlaczegóż.... Autor XYZ płci żeńskiej - odpowiedziałam Nadwornemu podstawiając jednocześnie pod nos notatkę nagryzmoloną w zeszycie w kratkę. Właścicielką zarówno zeszytu jak i praw autorskich do notatki była uczennica uważana za jedną z lepszych. I stąd moje zdziwienie. Się brało. Oraz w sumie wesołość wielka.
- I to cię tak bawi?
- W sumie mogłoby smucić ale wolę to pierwsze.
- Tylko, że z tego wynika, że albo panna jest totalnie niezorientowane politycznie, albo... - Tu Nadworny zmarszczył brew czarną jak u kruka i spojrzała wymownie.
Niewypowiedziane "albo" zawisło nade mną niczym wyrok, stawiający pod znakiem zapytania moje marzenia o logopedii. Postanowiłam wziąć byka za tak zwane rogi:
- Albo mówię niewyraźnie.
- Albo... - Nadworny znacząco zawiesił głos, pewnie dla dodania dramatyzmu - dziewczę ma problemy ze słuchem.
- Taka ewentualność też istnieje - zgodziłam się i nie pytając, bo i po co, przystąpiłam do rytuału parzenia kawy. 
Nadworny tym czasem z wielką uwagą studiował notatkę.
- Możliwym jest też, że po prostu nie uważała. No bo zobacz... poprawiała się.
- Tak Wyraźnie ewaluowała - dodałam z powagą należną politycznym sprawom - Ewolucyjnie od kogoś z Hetyny, poprzez Grzegorza z Hetyny do Grzegorza Schetyny w sumie droga nie taka daleka. No jakby nie patrzeć!
- Poza tym, liczy się efekt końcowy - stwierdził autorytatywnie Nadworny i na serio zajął się tym co ważne. Bo czy w piątkowe popołudnie może być coś ważniejszego od kawy? Dokładnie takiej jak Nadworny lubi. Z odrobią mleka i duuuużą ilością miodu. Najprawdziwszego.





PeeS. I żeby nie było, mam zgodę na publikację tego zdjęcia;D

Komentarze

  1. U mnie, ze wzgłędu na skopany słuch, na studiach ratowałam się zerkaniem do kolegi lub koleżanki skoroszytu podczas wykładów, jak leciały nazwiska i nazwy własne, a ja z ruchu warg nie dałam rady odczytać. Pozwalali. I to bardzo ułatwiało mi sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż to by byli za koledzy gdyby nie pozwalali?!:)

      Usuń
    2. Koledzy? Tak... oni chętnie, czasem gorzej było z koleżankami. A potem gdy wróciłam z dziekanki to już był inny rocznik i więksi egoiści, i większe lenie, nie notowali tak skrupulatnie. Często nawet wcale.

      Usuń
  2. ależ to piękne jest )) takie klasyczne nawiązanie, takie FILOZOFICZNE rzec można i rzecz ujmując ))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Filozofia dochodzenia do prawdy;D

      Usuń
  3. Czemuż to czemuż???? Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie temuż. No bo czemuż jak nie temuż? :D

      Usuń
  4. już tytuł skojarzył mi się z politykiem...

    OdpowiedzUsuń
  5. A to paradne...! :)) Dziewczę niestety nie czyta gazet, co mu pewnie wychodzi na zdrowie psychiczne, gorzej ze stopniami. Może gdyby oglądało wiadomości z uwagą, tam przeważnie na pasku lecą nazwiska. Ale to nudy...
    W sumie bomba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wieku w gazetach to się czyta żywoty celebrytów. Kto z kim, dlaczego, na jak długo i takie tam pierdy. Zainteresowania polityczne przychodzą z czasem.

      Usuń
  6. Grzegorz z Hetyny brzmi niewątpliwie szlachetnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyszko z Bogdańca, długo długo nic i Grzegorz z Hetyny:D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz