Liceum, muzeum i fiu-bździu
Zakład rzecz święta!
Tym bardziej jak się człowiek o słoik korniszonów domowego przemysłu zakłada.
- Taaaaa…. Ale w kucykach to byś do pracy nie poszła!
- No wiesz? Ja to bym nawet w warkoczykach poszła! Tylko nie bardzo jest z czego zaplatać. – odpowiedziałam i dumnie zadarłam nosa.
- Udowodnij!
- Proszę bardzo! Gdzie i kiedy.
- Gdzie wiadomo. W szkole. Kiedy? Poczekaj… niech pomyśle … - Zmarszczek dostanie jak tak będzie intensywnie myśleć – pomyślałam i szybko przestałam, bo ja też mogę się nabawić a wtedy żaden krem mi nie pomoże.
- W poniedziałek. Od rana . I masz wytrzymać przez godzinę. Co najmniej.
- Phi… też mi coś.
Bułeczka, kajzereczka z masełeczkiem. Godzinka to mi jak pryszczyk przeleci. Schowam się między regały i przeczekam;)
Przez cały weekend cieszyłam się jak ta durna, że oto jestem właścicielką najłatwiej „zarobionego” słoja z ogórkami. Korniszonkami.
Wieczorem przygotowałam sobie gustowne recepturki, żeby sobie te kucyczki zrobić.. i dopiero rano przypomniało mi się, że ... mam dyżur na korytarzu. Przed pierwszą lekcyjną.
Mogłabym co prawda paradować w czapce, ale byłoby to o tyle podejrzane, że praktycznie nie używam. Czapek znaczy. Chyba że w celach dekoracyjnych.
Trudno. Ostatecznie kucyki nie takie straszne. Dobrze, że mnie nie podpuściła żebym przyszła w piżamie i bamboszach. Z pomponami.
Paradowałam po korytarzu w tych kucyczkach, czekając dzwonka jak wybawienia jakiegoś. Zadzwonił. No to idę sobie . Tyle, że w stronę przeciwną do kierunku ruchu. (bo moje miejsce pracy, to między regałami, jest nie tam gdzie chodzą wszyscy). Nagle słyszę…
- Hola panienko, a panienka to gdzie?
Nie odwracam się, przekonana że to nie do mnie, bo już od jakiegoś czasu to ja jestem „psze pani” a nie „panienka”.
Nagle „Cap” – ktoś śmiał mnie złapać za ramię. Odwróciłam się.
- A…To ty – przemówił mój kolega po fachu. I zamilkł.
No i wyszło szydło z worka. Z tyłu liceum, z przodu muzeum, w głowie…fiu-bździu,
”….a w sercu, Moniuszko mi gra” Tralalalaa!!!!!
Tym bardziej jak się człowiek o słoik korniszonów domowego przemysłu zakłada.
- Taaaaa…. Ale w kucykach to byś do pracy nie poszła!
- No wiesz? Ja to bym nawet w warkoczykach poszła! Tylko nie bardzo jest z czego zaplatać. – odpowiedziałam i dumnie zadarłam nosa.
- Udowodnij!
- Proszę bardzo! Gdzie i kiedy.
- Gdzie wiadomo. W szkole. Kiedy? Poczekaj… niech pomyśle … - Zmarszczek dostanie jak tak będzie intensywnie myśleć – pomyślałam i szybko przestałam, bo ja też mogę się nabawić a wtedy żaden krem mi nie pomoże.
- W poniedziałek. Od rana . I masz wytrzymać przez godzinę. Co najmniej.
- Phi… też mi coś.
Bułeczka, kajzereczka z masełeczkiem. Godzinka to mi jak pryszczyk przeleci. Schowam się między regały i przeczekam;)
Przez cały weekend cieszyłam się jak ta durna, że oto jestem właścicielką najłatwiej „zarobionego” słoja z ogórkami. Korniszonkami.
Wieczorem przygotowałam sobie gustowne recepturki, żeby sobie te kucyczki zrobić.. i dopiero rano przypomniało mi się, że ... mam dyżur na korytarzu. Przed pierwszą lekcyjną.
Mogłabym co prawda paradować w czapce, ale byłoby to o tyle podejrzane, że praktycznie nie używam. Czapek znaczy. Chyba że w celach dekoracyjnych.
Trudno. Ostatecznie kucyki nie takie straszne. Dobrze, że mnie nie podpuściła żebym przyszła w piżamie i bamboszach. Z pomponami.
Paradowałam po korytarzu w tych kucyczkach, czekając dzwonka jak wybawienia jakiegoś. Zadzwonił. No to idę sobie . Tyle, że w stronę przeciwną do kierunku ruchu. (bo moje miejsce pracy, to między regałami, jest nie tam gdzie chodzą wszyscy). Nagle słyszę…
- Hola panienko, a panienka to gdzie?
Nie odwracam się, przekonana że to nie do mnie, bo już od jakiegoś czasu to ja jestem „psze pani” a nie „panienka”.
Nagle „Cap” – ktoś śmiał mnie złapać za ramię. Odwróciłam się.
- A…To ty – przemówił mój kolega po fachu. I zamilkł.
No i wyszło szydło z worka. Z tyłu liceum, z przodu muzeum, w głowie…fiu-bździu,
”….a w sercu, Moniuszko mi gra” Tralalalaa!!!!!
Niby zwykłe kucyki, a już cie na korytarzu zaczęli zaczepiać. Co by było gdybyś tak cały dzień się prezentowała.
OdpowiedzUsuńA piżama i bambosze z pomponami ... aż strach pomyśleć.
Bardzo lubię po domu szwendać się w "kitkach".Czyżbym podświadomie chciała się odmłodzić ? Bo JA z nikim się nie zakładałam.Chociaż korniszonki ,chrupiące i lekko słodkawe wielbię.Albo takie pikle z papryczką chili.... no niebo w gębie. No, ale ja nie o tym:)Jestem pewna ,że gdyby Twój kolega Cię nie znał to i z przodu wziąłby Cię za licealistkę:) buziak Pipi:)
OdpowiedzUsuńMatko z córką... od tych korniszonów tu wypisywanych aż obśliniłam se caaałą klawiaturę... ;)
OdpowiedzUsuńGosia... No właśnie, ze strachu nie tylko przed zmarszczkami wole nie myśleć;)
OdpowiedzUsuńNika ...
OdpowiedzUsuńNo masz! Kolejna wielbicielka korniszonów. Nie będę z tobą hazardu uprawiać;) Bo mnie ograsz...;)
Maura...
OdpowiedzUsuńEch... święta naiwności moja. Bo ja sobie myślałam, że ten ślinotok to na okoliczność moich kucyczków....;)))
Ale ten strach to nie ze zmarszczki, no cos ty. Tylko ze twoj nowy kalendarz by nie wystarczyl na zapisywanie planow randek i nr. od wielbicieli.
OdpowiedzUsuńTakiej pizamce w slonie i kitkom nikt sie nie oprze :)
Ale najważniejsze, że byle-kucyczki od razu Ci dały naście lat! :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Iw...
OdpowiedzUsuńI co z tego? Jak tylko od tyłu? ;)))))
Pozdrawiam:)
Mmm...zjadłabym takich korniszonków... Zwłaszcza z jakąś kaszą i ja wiem...? Z bitkami może? Albo do pochrupania przy nauce. Korniszonki są bardzo zdrowe!
OdpowiedzUsuńAle na przód zawsze można rzucić tapetę :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie jesteśmy facetami!
Dzidzia piernik??? To Ty??? Kopę lat... :))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapuszczam włosy ...też lubię korniszonki;-)))
OdpowiedzUsuńMycha - z ta zdrowotnością korniszonów to bym nie przesadzała... chociaż można uknuć taki wniosek że konserwowe konserwują;)))
OdpowiedzUsuńCzarny? A chcesz w dziób ? Ptasi?
OdpowiedzUsuń;))))
Od-pozdrawiam:)
Anna... jeszcze musisz znaleźć naiwniaczkę co się z tobą założy o te korniszony. Na mnie nie licz. Ja nie lubię przegrywać;)))
OdpowiedzUsuń