Słońce
Jedno nieprzemyślane do końca słowo wypowiedziane w urzędzie stanu cywilnego i już człowiek uwiązany na smyczy. Inne, niechcący wymruczane przez sen i już jesteś po rozwodzie...
- Tylko nie po oczach! Tylko nie po oczach! - zamruczałam przez sen.
- Co? Śni ci się? - zapytał Książę Małżonek, wyrywając mnie tym samym z objęć Morfeusza.
- No - mruknęłam, po czym otworzyłam oczy i wrzasnęłam - Nie!
- No to tak czy nie?
- Nie! Myślałam że tak, ale jednak nie. Bo mnie coś po oczach świeciło i myślałam że mnie przesłuchują i już się miałam przyznać, kiedy się okazało że to nie sen.
- A co? -
- Słońce! Matołku! Sieci prosto w py... w twarz znaczy! - odkrzyknęłam wesolutko i raźniej niż zazwyczaj bryknęłam w stronę łazienki. Ostatecznie, to pierwszy taki słoneczny poranek o baaaaaaaardzo dawna. I w ogóle to życie jest piękne, tylko czasami deczko skomplikowane.
"Miliony monet" w telefonie zabrzęczały dobre dwie godziny później. Jak już zdążyłam zapomnieć o śnie, świeceniu w oczy i całej reszcie.
- A tak właściwie, to do czego się małaś przyznać? - zapytał Książę Małżonek, przeżuwając nabożnie kanapkę z krakowską suchą. Się obudził! I zaczyna węszyć. Najlepszą obroną jest atak.
- Nie mówi się z pełnymi ustami. Tyle razy ci mówiłam! A ty dalej swoje. Czy ja niewyraźnie mówię? Ale... - zawiesiłam głos melodramatycznie. Nie tylko w celu uwiarygodnienia, bo właśnie nadarzyła się znakomita okazja do tego, żeby się przyznać, że wyjeżdżam sobie - Ty się nic nie martw, jest szansa, że specjaliści mnie zreperują i berda mówić, że każdy zrozumie!
- To znaczy? - zapytał ciężkokapująco.
- Że wyjeżdżam. Na kuros - konferencji. W sprawie arcy ważnej. Czyli emisji głosu. Oraz dykcji mnie będą uczyć poprawnej.
- Acha...
- No. Sobie poćwiczę; czapka, szafa, żaba, czołg, czapka, szafa.... I wtedy, już nie będę musiała dwa razy mówić "wyrzuć śmieci"...
Z rewelacyjna wieścią, że na tydzień, i że do Warszawy, poczekam na inną okazję;)
PeeS Żarło, żarło i zdechło. Słońce. Sobie poszło za siódmą chmurę... Leje siąpi i ogólnie to be i fuj... A do domu daleeeeeeeeeko, 350 km z hakiem.
Źródło zdjęcia w sieci
Nivejko! Dawkuj ostrożnie te informacje, coby zaburzeń stresowych pourazowych nie wywołać...
OdpowiedzUsuńa u mnie świeci, takie cudne, że zaraz się wybieram na wycieczkę do lasu, bo grzech w domu siedzieć :-)
OdpowiedzUsuńdobrej niedzieli, Nivejko!
Beatta...
OdpowiedzUsuńZawał raczej nie wskazany:D
Emma...
Kurcze, mam nadzieję, że jak dojadę do domu to tam tez zaświeci:)
Nivejko, to Ty też jesteś kobietą w podróży. ;-)
OdpowiedzUsuńU nas na razie słonecznie i wiosennie.
A mężowie nie muszą o wszystkim wiedzieć. ;-) Ale żony -- tak. :-))
Czekam na Twój powrót, chociaż sama pakuję się do wyjazdu...
OdpowiedzUsuńNo prosz... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU mnie dzisiaj słonko zaświeciło! :)
OdpowiedzUsuńI nic mi się nie śniło.
u nas słonce i deszcz na zmianę, co tylko chcesz.Mężowie tak mają,ze wrażliwi na dyskomfort (głownie trawienny)
OdpowiedzUsuńDobry wieczór. Wesoło u Ciebie. Ja też wyjeżdżam. Też szkolenie. Też emisja i dykcja,ale... to ja prowadzę i uczę. Pozdrawiam podczytując Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńJolu...
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie muszą. A wszystko dla ich dobra:D
Margo...
Czyżby już świąteczny wyjazd? :)
Czarny Ptak...
No właśnie... Pozdrawiam :)
Iw...
OdpowiedzUsuńjak się śni to ciężko się wyspać... więc może to i dobrze :)
OLQA...
No też myślę, że chodzi o sprawy kulinarne :D
Anulko...
Witaj i tutaj :) Miło, że mnie odnalazłaś:)))
Czuję, że Książę Małżonek nie będzie zachwycony tą rewelacyjną wieścią ;)
OdpowiedzUsuńGrunt to wiedzieć jak i kiedy powiedzieć to, czego usłyszeć nie chcą :)
OdpowiedzUsuńA gdzie cię wygnało tak daleko, 350 km?