Artur
W poście z 30 września ubiegłego roku napisałam...
Zgadałam się na gadulcu z kumplem z liceum. Facet wypił troszkę za dużo i mu się oprócz analizatorka, otworzyła szufladka ze wspomnieniami pod tytułem "matura". Trzeba przyznać, że wspomnienia ma gościu poukładane dokładnie. Każde skatalogowane i podpisane jak w najlepszym archiwum państwowym. IPN to przy nim tyci Pan Pikuś. Nawet pomroczność jasna, wywołana czystą wyborową nie była w stanie zrobić bałaganu w tych szufladkach.
- A pamiętasz jak...- zapytał.
Oczywiście, że pamiętam. Czego jak czego, ale pamięci to mi zazdrościli wszyscy!
Powspominaliśmy sobie jak to razem egzamin maturalny zadawaliśmy. Pisemny...
Tematy jak wiadomo trzy. Do wyboru. Szanowny kolega, Artur mu było, siedzi za mną. Twarzą w plecy.
- Ty - szepnął teatralnie i na wszelki wypadek sprzedał mi kuksańca w plecy
- Co piszesz?
- Trzeci - odpowiedziałam
- Ahaś...- chwila ciszy. Widocznie czyta i się zastanawia - Ty, a musisz akurat ten?
- No - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bo ja tylko luzackie.
- No dobra. To piszemy.
Naiwnie myślałam, że "piszemy" oznacza, że każdy pisze na swoich kartkach. On, był widać innego zdania, bo znowu poczułam na plecach kuksańca;
- No to mów - powiedział i przygotował się do przelewania na papier moich pozłacanych myśli.
- Ale co?
- O rany. Niby taka inteligentna, maturę chce zdawać a nie wie co. Co mam pisać mów!
- No jak ci powiem skoro to wolny temat?
Znowu cisza. Widocznie znowu myśli.
- Ty, to powiedz chociaż jak się "który" pisze...
Powiedziałam. Chyba dobrze, bo zdał.
A temat pisaliśmy piękny...
"Bardziej niźli chleba, poezji trzeba w czasach , gdy wcale jej nie trzeba................."
... i tej poezji właśnie mi teraz potrzeba. Proza życia mnie przygniata. Kiedy myślę Artur przed oczami mam właśnie tę opisana powyżej scenę. Albo jak mówił do pani od rosyjskiego;
-"Ż" , ż jak żopa!
Kolejna najpiękniejsza gwiazda na niebie ma swojego lokatora. I nawet nie pytam dlaczego, bo i tak nie ma na to pytanie odpowiedzi.
Artur, do kiedyś, do gdzieś...
PeeS. W czerwcu ubiegłego roku mieliśmy zjazd klasowy. W styczniu Artur napisał, że chciałby to powtórzyć, "w lutym, bo fajnie było". Odpowiedziałam, żeby dał się trochę stęsknić...
Parafrazując znany cytat - śpieszmy się spotykać z przyjaciółmi, teraz, bo później może nie być okazji...
tik tak, tik tak, tik tak...biegnie czas.. ale wspomnień nam nie zabierze...
OdpowiedzUsuńNa majową pogodę dobre są wspomnienia, szczególnie w długie deszczowe wieczory, a będą coraz dłuższe a pogoda raczej szybko się nie zmieni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nevejko.... smutek.
OdpowiedzUsuń...jakoś tak mam wrażenie,że nie będzie już okazji do wspomnień???,........
OdpowiedzUsuńDziwny jest ten świat, na którym ludzkie życie odchodzi w przeszłość w mgnieniu oka i nigdy nie wiadomo na kogo przychodzi kolej.przytulam zołziczko.
OdpowiedzUsuńWspaniały post. Uśmiechnęłam się, posmutniałam. Zamyśliłam. Bardzo to (opowiadanie) życiowe i ponadczasowe. Przesyłam uściski.
OdpowiedzUsuńOch Ty zołzo, wzruszasz wiesz.... piękne piszesz piszesz z serca....
OdpowiedzUsuńPo takich postach jak ten, chwytam za telefon, albo włączam GG, by pogadać z Tymi, których zaniedbuję, bo "przecież zdążę", bo przecież "mamy czas"...
OdpowiedzUsuńDzięki Nivejko!
Strasznie to smutne.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi Nivejko, trzymaj się ;*
OdpowiedzUsuńBoże, to juz nasza półka...spotkania klasowe zaczną sie sprawdzaniem obecności, wykreslaniem? nie chcę...
OdpowiedzUsuńTwoje towarzystwo ,,maturalne'' takie młodziutkie, a już? Wśród moich towarzyszy niedoli owszem, choroby różniste, ale lista jeszcze kompletna. Przytulam...
OdpowiedzUsuńOj tak, trzeba się spotykać, wymieniać doświadczenia, cieszyć się wspomnieniami, obecnością. Bardzo to lubię. Ostatni grill też dobrze nam wszystkim zrobił :))
OdpowiedzUsuńPrzyjaźnie i znajomości trzeba pielęgnować... zaniedbanie bywa czasem równoznaczne z końcem...
OdpowiedzUsuńCzy ja też dobrze zrozumiałam? :(
OdpowiedzUsuńTak, dobrze zrozumieliście ... niestety. ja wiem, że takie życie, że jak się już wszystko zrobi co nam w wielkiej księdze zapisali to pora odejść... ale pustka pozostaje...
OdpowiedzUsuńSpotykajcie się, rozmawiajcie, mówcie do siebie, póki czas:)
Śmierć zawsze przychodzi nie w porę, czasam rano czasem wieczorem, ale zawsze wtedy, gdy się jej nie spodziewasz.
OdpowiedzUsuńAnonimowa Marzenko;)
OdpowiedzUsuńDla nas, które znałyśmy Artura i ten jego niesamowity humor, nigdy nie było by dobrego momentu...