Stówka
Lidka, zwana Lidzią, bardziej od kupowania butów, lubiła kupować buty ładne. Lubienie się wzmagało jak buty dodatkowo były na wysokim obcasie. Podstawowa zasada jaką kierowała się w swoim średnio długim życiu była skrajnie różna od tego co w kwestii finansów starała się wpoić jej matka-rodzicielka. Lidka uważała bowiem, że pieniądze są dla niej. Nie odwrotnie. Nie to żeby tak na prawo, lewo w przód i wstecz trwoniła. Kontrolowała wydatki ale nie fanatycznie. Ot tak, żeby nie siedzieć nikomu w kieszeni.
- Zgłupłaś? - takie bezpośrednio-oskarżające pytanie mogła zadać tylko Renia. Każdy inny śmiałek zostałby ofuknięty i sprowadzony ścinającym białko spojrzeniem do parteru - Po co ci tyle butów?
No właśnie? Po co? - pomyślała. Niektórych z nich nawet nie raczyła założyć. Tyle co w sklepie; przymierzyła i na tym koniec. Do pudełka, pudełko do torebki, a w domu na półkę w szafie specjalnie na buty zrobionej. Adaś pukał się w czoło jak rozmawiała z majstrem o tej szafie. Ten ostatni na szczęścia miał tyle rozumu, żeby nic nie mówić tylko zrobić za co mu płacą. Mebel był imponujących rozmiarów, podzielony na odpowiednio opisane boksy.
- Nie wiem ... - Lidka powiedziała niepewnie. Za chwilę jednak odzyskała rezon - Może dlatego, że lubię? Tak po prostu mieć? Albo nie! Wiesz, to chyba taki niedosyt z dzieciństwa. Zimą były trzewiki, albo traktory na słoninie. Latem sandały. Obowiązkowo białe i z kwiatkiem. A do szkoły te cholerne juniorki. Pamiętasz?
Na samo wspomnienie obuwia obowiązkowego i jedynie słusznego dla kształtującej się stopy młodzieży w wieku szkolnym, wzdrygnęły się.
- Bleeee. Ohyda. Ale Mańka miała gorzej. Musiała chodzić w takich ni to trampkach ni sandałach w kolorze raczej odbierającym apetyt - film ze wspomnieniami się włączył. Pani woźna, dla wtajemniczonych Mańka, stanęła w nim jak żywa i ochoczo wymachiwała szczotką za społecznie niedostosowanym. Do norm, nakazów i zakazów.
- Halo! Mówi się - Renia zamachała rękoma przed oczyma Lidki, kończąc tym samym seans - Pewnie, że pamiętam. I Mańkę i juniorki. Tylko, że to jakaś pokrętna filozofia jest. Też się wtedy wychowałam. Osobiście stałam w nocy przed obuwniczym. I wystałam parę za małych pantofli. Były dla siostry.
- Zaraz pokrętna. Normalna. To się nazywa, moja droga; dorabianie ideologii do potrzeb własnych - Lidka zamyśliła się - Ja po prostu, lubię i być i mieć. Rozumiesz?
Renia pokiwała głową. Rozumiała. A jakże. Mało tego, też by tak chciała. Tyle, że w jej przypadku, mieć, z przyczyn od niej bezpośrednio niezależnych, ograniczało się do zaspakajania potrzeb podstawowych.
Zaczynały z tej samej pozycji startowej. To samo licem, te same studia i podobny jeśli nie ten sam status materialny rodziny robotniczo-chłopskiej. Jedyna różnica polegała na tym, że prawo zabraniało bigamii.
Lidka wyszła za mąż za łebskiego Adasia, który to czego się nie dotknął zamieniał w złotówki. I mogła sobie uprawiać tę swoją psychologię w państwowej placówce. Ku chwale ojczyzny i podopiecznych.
Reni przypadł w udziale doktor wtedy jeszcze nie habilitowany, z gatunku błądzących głowa w chmurach. Duma polskiej myśli filozoficznej - mawiali koledzy po fachu. Na dumie Polska poprzestała. I ani myślała posłać w ślad za nią jakieś finansowe gratyfikacje. Tomkowi było raczej wszystko jedno. Nad mieć przedkładał być. I miałoby to pewnie nawet jakiś urok, gdyby nie fakt, że dzieci nie chciały być wiecznie małe.
- Pożyczysz setkę? - Renia zapłata tak jakby stwierdzała oczywiste - Oddam zaraz po pierwszym.
Pierwszy miał nastąpić za jakieś trzy tygodnie. Lidka sięgnęła po portfel. Wyciągnęła ten sam banknot, który przyjaciółka oddała jej ledwie trzy dni temu.
- Proszę. Ale...- zawahała się chwilę - Nic za darmo.
- To znaczy? - Renia niepewnie sięgnęła po pieniądze - Co mam zrobić?
- Spokojnie! Ty to chyba za bardzo się wszystkim przejmujesz.Wiesz? Napijemy się czegoś - Lidka trajkotała chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia .
- No. Napijemy. Od tego wszystkiego to mi w gardle zaschło - Renata nadrabiała miną, ale widać było że czuje się niepewnie. No cóż nie pierwszy to i nie ostatni raz że pieniądze potrafią zniszczyć przyjaźń. Nawet tak dobrze ugruntowaną. Przysłowia ni są takie do końca głupie, a już to że jak chcesz stracić przyjaciela pożycz od niego pieniądze sprowadza się właśnie tu i teraz.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - odwlekanie nieuniknionego nie może trwać wiecznie
- No bo widzisz, Adaś, będzie teraz rozbudowywał firmę i ...
- I potrzebne wam pieniądze. I bardzo potrzebujesz tej stówy. tak?
- Zgłupłaś? - zdziwienie było szczere - Pomoc mi potrzebna nie ta stówa!
Lidka nabrała powietrza w płuca i z szybkością karabinu maszynowego wyrzuciła z siebie prośbę;
- Adaś musi, rozumiesz musi zatrudnić kogoś to będzie weryfikował podania i sprawdzała profile. No wiesz, psychologiczne. On chciał żebym to ja, ale... No sama rozumiesz. Mam ten projekt rozgrzebany w poradni. No i nie mam ochoty pracować i sypiać z tą samą osobą. Higiena pracy musi być!
- Jestem Głupia - wymruczana surowa samoocena zlała się z trzaskiem zamykanych drzwi za Renią, która wyszła w towarzystwie Pani Perspektywy Lepszego Jutra - Już dawno powinnam o tym pomyśleć. Adaś? Na pewno da się bezproblemowo przekonać. Ostatecznie, wszystko jest kwestią odpowiedniej argumentacji.
- Cześć kochanie! - Lidka radośnie zaszczebiotała do słuchawki - Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia! Nie, nic się nie stało. Po prostu, za dużo pracujesz, a za mało czasu spędzamy razem. Co chcesz na kolację? .
Źródło zdjęcia - http://www.pato.pl/opis-efektu/113/twoja-twarz-na-banknocie-sto-zlotych-z-twoim-zdjeciem
- Zgłupłaś? - takie bezpośrednio-oskarżające pytanie mogła zadać tylko Renia. Każdy inny śmiałek zostałby ofuknięty i sprowadzony ścinającym białko spojrzeniem do parteru - Po co ci tyle butów?
No właśnie? Po co? - pomyślała. Niektórych z nich nawet nie raczyła założyć. Tyle co w sklepie; przymierzyła i na tym koniec. Do pudełka, pudełko do torebki, a w domu na półkę w szafie specjalnie na buty zrobionej. Adaś pukał się w czoło jak rozmawiała z majstrem o tej szafie. Ten ostatni na szczęścia miał tyle rozumu, żeby nic nie mówić tylko zrobić za co mu płacą. Mebel był imponujących rozmiarów, podzielony na odpowiednio opisane boksy.
- Nie wiem ... - Lidka powiedziała niepewnie. Za chwilę jednak odzyskała rezon - Może dlatego, że lubię? Tak po prostu mieć? Albo nie! Wiesz, to chyba taki niedosyt z dzieciństwa. Zimą były trzewiki, albo traktory na słoninie. Latem sandały. Obowiązkowo białe i z kwiatkiem. A do szkoły te cholerne juniorki. Pamiętasz?
Na samo wspomnienie obuwia obowiązkowego i jedynie słusznego dla kształtującej się stopy młodzieży w wieku szkolnym, wzdrygnęły się.
- Bleeee. Ohyda. Ale Mańka miała gorzej. Musiała chodzić w takich ni to trampkach ni sandałach w kolorze raczej odbierającym apetyt - film ze wspomnieniami się włączył. Pani woźna, dla wtajemniczonych Mańka, stanęła w nim jak żywa i ochoczo wymachiwała szczotką za społecznie niedostosowanym. Do norm, nakazów i zakazów.
- Halo! Mówi się - Renia zamachała rękoma przed oczyma Lidki, kończąc tym samym seans - Pewnie, że pamiętam. I Mańkę i juniorki. Tylko, że to jakaś pokrętna filozofia jest. Też się wtedy wychowałam. Osobiście stałam w nocy przed obuwniczym. I wystałam parę za małych pantofli. Były dla siostry.
- Zaraz pokrętna. Normalna. To się nazywa, moja droga; dorabianie ideologii do potrzeb własnych - Lidka zamyśliła się - Ja po prostu, lubię i być i mieć. Rozumiesz?
Renia pokiwała głową. Rozumiała. A jakże. Mało tego, też by tak chciała. Tyle, że w jej przypadku, mieć, z przyczyn od niej bezpośrednio niezależnych, ograniczało się do zaspakajania potrzeb podstawowych.
Zaczynały z tej samej pozycji startowej. To samo licem, te same studia i podobny jeśli nie ten sam status materialny rodziny robotniczo-chłopskiej. Jedyna różnica polegała na tym, że prawo zabraniało bigamii.
Lidka wyszła za mąż za łebskiego Adasia, który to czego się nie dotknął zamieniał w złotówki. I mogła sobie uprawiać tę swoją psychologię w państwowej placówce. Ku chwale ojczyzny i podopiecznych.
Reni przypadł w udziale doktor wtedy jeszcze nie habilitowany, z gatunku błądzących głowa w chmurach. Duma polskiej myśli filozoficznej - mawiali koledzy po fachu. Na dumie Polska poprzestała. I ani myślała posłać w ślad za nią jakieś finansowe gratyfikacje. Tomkowi było raczej wszystko jedno. Nad mieć przedkładał być. I miałoby to pewnie nawet jakiś urok, gdyby nie fakt, że dzieci nie chciały być wiecznie małe.
- Pożyczysz setkę? - Renia zapłata tak jakby stwierdzała oczywiste - Oddam zaraz po pierwszym.
Pierwszy miał nastąpić za jakieś trzy tygodnie. Lidka sięgnęła po portfel. Wyciągnęła ten sam banknot, który przyjaciółka oddała jej ledwie trzy dni temu.
- Proszę. Ale...- zawahała się chwilę - Nic za darmo.
- To znaczy? - Renia niepewnie sięgnęła po pieniądze - Co mam zrobić?
- Spokojnie! Ty to chyba za bardzo się wszystkim przejmujesz.Wiesz? Napijemy się czegoś - Lidka trajkotała chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia .
- No. Napijemy. Od tego wszystkiego to mi w gardle zaschło - Renata nadrabiała miną, ale widać było że czuje się niepewnie. No cóż nie pierwszy to i nie ostatni raz że pieniądze potrafią zniszczyć przyjaźń. Nawet tak dobrze ugruntowaną. Przysłowia ni są takie do końca głupie, a już to że jak chcesz stracić przyjaciela pożycz od niego pieniądze sprowadza się właśnie tu i teraz.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - odwlekanie nieuniknionego nie może trwać wiecznie
- No bo widzisz, Adaś, będzie teraz rozbudowywał firmę i ...
- I potrzebne wam pieniądze. I bardzo potrzebujesz tej stówy. tak?
- Zgłupłaś? - zdziwienie było szczere - Pomoc mi potrzebna nie ta stówa!
Lidka nabrała powietrza w płuca i z szybkością karabinu maszynowego wyrzuciła z siebie prośbę;
- Adaś musi, rozumiesz musi zatrudnić kogoś to będzie weryfikował podania i sprawdzała profile. No wiesz, psychologiczne. On chciał żebym to ja, ale... No sama rozumiesz. Mam ten projekt rozgrzebany w poradni. No i nie mam ochoty pracować i sypiać z tą samą osobą. Higiena pracy musi być!
- Jestem Głupia - wymruczana surowa samoocena zlała się z trzaskiem zamykanych drzwi za Renią, która wyszła w towarzystwie Pani Perspektywy Lepszego Jutra - Już dawno powinnam o tym pomyśleć. Adaś? Na pewno da się bezproblemowo przekonać. Ostatecznie, wszystko jest kwestią odpowiedniej argumentacji.
- Cześć kochanie! - Lidka radośnie zaszczebiotała do słuchawki - Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia! Nie, nic się nie stało. Po prostu, za dużo pracujesz, a za mało czasu spędzamy razem. Co chcesz na kolację? .
Źródło zdjęcia - http://www.pato.pl/opis-efektu/113/twoja-twarz-na-banknocie-sto-zlotych-z-twoim-zdjeciem
:)) Juniorki i obuwie "behape" to symbol epoki...
OdpowiedzUsuńNo i fajnie mieć przyjaciół.
Pozdrawiam. :)
A miałem pożyczyć stówę od kumpla... Pewnie mi każe bloga za to pisać - no way ;)
OdpowiedzUsuńJa to myślę, że przyjaźń tych kobiet niezniszczalna jest.ps.Trzeba było tak od razu kombinować i przyjaciółce wędkę sprezentować, nie rybę:)
OdpowiedzUsuńAkwarelia...
OdpowiedzUsuńSymboli by się pewnie jeszcze trochę znalazło- na przykład chiński piórnik. A przyjaciół jak najbardziej;)
Voluś...
OdpowiedzUsuńDobry zwyczaj nie pożyczaj;)
Nika...
OdpowiedzUsuńNiezbadane są wyroki wróżek - opiekunek przyjaźni:)
Jeszcze lepszy: nie oddawaj ;)
OdpowiedzUsuńVoluś....
OdpowiedzUsuńZ przykrością informuję, że nie posiadam wolnych środków w celu udzielenie pożyczki koledze Volusiowi. Jednocześnie nadmieniam, że w/w środków nie będę posiadała dopóki wzmiankowany kolega nie zweryfikuje swoich poglądów względem oddawania długów;)
Tylko krowa nie zmienia poglądów, a Voluś krową raczej nie jest ;)
OdpowiedzUsuńJak Voluś zmieni, to niech poinformuje. Najlepiej na piśmie. I z pieczątka z powiatu. To ja wtedy osobiste poglady względem pozyczenia stówki zweryfikuję;)
OdpowiedzUsuńA to nie będzie zbytnie emablowanie?
OdpowiedzUsuńRaczej śmiem wątpić. Ostatecznie to kto tu rządzi? Leon? czy dzieci Leona?;)
OdpowiedzUsuńTo Leon też przyszedł?
OdpowiedzUsuńTo właśnie jest przyjaźń:)
OdpowiedzUsuńVolus...
OdpowiedzUsuńNo co ty? Leona nie znasz? Wszędzie się pałęta;)
OLQA...
OdpowiedzUsuńTaka przez duże "P" :)
A, TEN Leon!
OdpowiedzUsuńTo nie znam. Ale może on pożyczy?
Szkoda, że to tylko fikcja literacka, w prawdziwym życiu to się nie zdarza...
OdpowiedzUsuńczasami w życiu tak się zdarza.. :)
OdpowiedzUsuńoj zdarza się zdarza,ino rzadko:)))))
OdpowiedzUsuńobuwie woźnej..taaa.......i stylonowy fartuszek.
nic nie napisałaś czy posiadasz wolne środki finansowe na pokrycie potrzeb Beatki z Kaszub:)
OdpowiedzUsuńPrzeciwieństwa się przyciągają, w przyjaźni też ;).
OdpowiedzUsuńA swoja drogą to ja nigdy nie rozumiałam po co komuś tyyyle butów ;).
Wygląda na to, że tam gdzie jest popyt na pracę, jest i podać :))
OdpowiedzUsuńOdwrotnie zresztą też!
Unikam jak ognia wchodzenia w jakiekolwiek układy finansowe z przyjaciółmi. Kasa potrafi sporo namieszać a nawet rozsadzić relacje. Hmm...może to dlatego tyle małżeństw nie wychodzi bo w małżeństwie temat finansów jest na porządku dziennym...?
OdpowiedzUsuńA mi się zwyczajnie, po ludzku podobało!
OdpowiedzUsuńJa jestem taka Lidka od tych butow..uwielbiam miec,bo nosic niekoniecznie ;)
OdpowiedzUsuńBeatta...
OdpowiedzUsuńA właśnie że się zdarza!
Euforka...
OdpowiedzUsuńAż szkoda, że tylko czasami:)
Mijka...
OdpowiedzUsuńWszystkie panie woźne ubierały się u tego samego projektanta;)
Beata...
OdpowiedzUsuńNapisz podanie to ci odpowiem. i załącz 3 znaczki. Mogą być pocztowe;)
Wiedźma....
OdpowiedzUsuńJa tez nie rozumiem. Po co mi tyle butów. Najgorsze, że mój mąż też tego nie rozumie;)
Iw...
OdpowiedzUsuńBo to zwykle w obie strony działa;)
Buty! Temat-rzeka... Kupować lubię, nosić? Niekoniecznie!
OdpowiedzUsuńAntares...
OdpowiedzUsuńCzasami , jak nie ma innego wyjścia... ale lepiej nie;)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zwyczajnie i po ludzku:)
Magnolia...
OdpowiedzUsuńTez mam z nią wiele wspólnego;)
Ja akurat z tych co to nie pojmuja takiej ilosci butow:)
OdpowiedzUsuń"..ostatecznie wszystko jest kwestią odpowiedniej interpretacji"- pozdrawiam cieplutko.A.
OdpowiedzUsuń"argumentacji"-chciałam napisać..idę się napić kawy bo ledwo widzę :)) you know?
OdpowiedzUsuńStardust...
OdpowiedzUsuńKażdy ma jakiegoś bzika. A buty są z tych mniej groźnych;)
Pchełka...
OdpowiedzUsuńKawa to podstawa. Też bez niej ledwie widzę;)
ja znałam takie przypadki, gdy ludzie celowo pożyczali komuś pieniądze, by zmienić sobie 'przyjaciół'... A co do butów, to oprócz nich także torebki i zegarki mnie kręcą. Wiem, wiem to zboczenie, ale zapewniam, że dla innych nie jest groźne;)
OdpowiedzUsuńLubię buty, kupować nie, ale oglądać, lubię!, na dodatek pracuję niehigienicznie! Ale u mnie to prawie wszystko do góry nogami. Za nic nie zrobiłabym tak jak Lidzia. I nie ma mowy!
OdpowiedzUsuńZazdrosna jestem ;))))
O cholipcia..
:):*
Buty:) To ja powinnam mieć całkowitego kręćka bo mam tak niewymiarowe stopy, że z okazji ślubu musiałam mieć zamawiane u warszawskiego szewca. Inaczej groziło mi pójście w pepegach, sandałach z kwiatkiem albo gumowcach. Teraz jest lepiej ale jakoś nie kupuję by mieć. :)
OdpowiedzUsuńCo do przyjaciół - fajnie, fajnie. Tyle, że ja juz to kilka razy przechodziłam tracąc "przyjaciół" i twarz. Teraz 10 razy się zastanowię zanim znajdę komus zatrudnienie lub dodatkowe źródło dochodów. Niestety.
Buty... Jestem od nich w pelni uzalezniona, jak na razie panuję nad nałogiem :)
OdpowiedzUsuńIva...
OdpowiedzUsuńPewnie że nie groźne. Komu to przeszkadza?:)
Kate...
OdpowiedzUsuńOglądać to ja sobie film mogę. Albo zdjęcia w albumie. Buty po prostu kupuję;)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńMoja siostra, z równie niewymiarowa stopą, kupowała buty na bazarze Różyckiego. Nigdzie indziej dla nie nie było - no chyba że pepegi, sandałki z kwiatkiem albo kalosze;)
Butterfly...
OdpowiedzUsuńRobiąc zakupy staram się tak planować trasę, żeby nawet po drugiej stronie nie było obuwniczego... Ciężko jest;)
Beata, anonimowa butoholiczka;)
Na filmach to są dopiero buty!! ;)))
OdpowiedzUsuń