Kiedyś będzie przepięknie
Był cudowny. Przepięknie wkomponowany w równie urokliwe otoczenie. Pachniał ziołami, świeżo skoszona trawą, rozgniecioną w ferworze walki z osą dojrzała poziomką. Zieleń szatki wierzchniej, w przeróżnych odcieniach, których nawet nie ośmielę się nazywać przetykały kolory ... wszelakie. Od dziewiczej bieli, ogniste rudości po fiolety niemalże czarne. Kipiał życiem. Ciągle miałam wrażenie że wyciąga do mnie łapki, mruga zalotnie oczkiem i woła lekko zachrypniętym głosem szemrzącego strumyka;
- Choć do mnie...
Miał tylko jedną wadę. Nie był mój! Niby drobiazg, ale zasadniczy. Cudzym to ja sie mogę pozachwycać, pobawić dyskretnie (w ostateczności). Na dłuższą metę, wolę jednak zachować czujność i nie przyzwyczajać się. Tym razem jednak nie udało się. Po prostu wpadłam jako ta przysłowiowa śliwka w kompot.
Targana uczuciem nagłym i mam nadzieję że choć trochę odwzajemnionym wyznałam prawdę;
- Ja go chcę! - powiedziałam do Księcia Małżonka.
- Hę? - rzucił niezbyt przytomnie ledwie odrywając na ułamek sekundy wzrok od telewizora. A to sobie moment na zwierzenia wybrałam! Właśnie dwudziestu dwóch wariatów w krótkich majtkach uganiało się za jedną piłką. Mecz rzecz święta. nawet jeśli jest o pietruszkę.
Grzecznie poczekałam do przerwy trzymając jednocześnie kciuki, żeby nasi, kimkolwiek są objęli prowadzenie. Ich sukces był może nie tyle gwarancją co forpocztą tego, że i mnie się uda. Przeforsować to czego chcę.
- No to co tam chciałaś? - zapytał kiedy już nieco ochłoną po częściowym triumfie "naszych".
- Że go chcę! - powtórzyłam jak mantrę wakacyjne zdjęcie.
- Zwariowałaś?! Kobieto!? - zareagował dokładnie tak jak się tego spodziewałam. Musiałam zaatakowac. Kolejne bodźce w postaci coraz to barwniejszych fotek powoli aczkolwiek skutecznie zmiękczały przeciwnika na tyle, że przestał się pultać i zmienił barwy z wściekle czerwonych na umiarkowane, środkowoeuropejskie po sezonie letnim.
- Ładny nie? A u nas co? Klepisko... - w ostatnim momencie powstrzymałam się od użycia słowa "boisko", które zdecydowanie zbyt dobrze się Książątku kojarzy i jako takie mogło zepsuć cały, misternie uknuty plan.
- No ale to by trzeba było jakoś zaprojektować... - Książę Małżonek mnożył problemy których nie było.
- Proszę - podsunęłam mu pod oczy starannie wyrysowany plan. Jak wół tam stało co, gdzie i jak ma być. Pokusiłam się nawet o naniesienie kolorów.
Po wstępnej analizie za i przeciw, stanu konta oraz własnych możliwości przerobowych wyszło że i owszem. Kawałek możemy sobie zrobić. A resztę to z czasem, sukcesywnie, w ratach...
Prace rozpierdziuchowo-budowlane ruszyły z kopyta. W rezultacie przeczucie, że będzie dobrze. I że nawet jeśli to nie będzie dokładnie taki jak sobie zaplanowałam to i tak będzie przepiękny. Mój ogród! I będę z niego dumna jak paw.
- Choć do mnie...
Miał tylko jedną wadę. Nie był mój! Niby drobiazg, ale zasadniczy. Cudzym to ja sie mogę pozachwycać, pobawić dyskretnie (w ostateczności). Na dłuższą metę, wolę jednak zachować czujność i nie przyzwyczajać się. Tym razem jednak nie udało się. Po prostu wpadłam jako ta przysłowiowa śliwka w kompot.
Targana uczuciem nagłym i mam nadzieję że choć trochę odwzajemnionym wyznałam prawdę;
- Ja go chcę! - powiedziałam do Księcia Małżonka.
- Hę? - rzucił niezbyt przytomnie ledwie odrywając na ułamek sekundy wzrok od telewizora. A to sobie moment na zwierzenia wybrałam! Właśnie dwudziestu dwóch wariatów w krótkich majtkach uganiało się za jedną piłką. Mecz rzecz święta. nawet jeśli jest o pietruszkę.
Grzecznie poczekałam do przerwy trzymając jednocześnie kciuki, żeby nasi, kimkolwiek są objęli prowadzenie. Ich sukces był może nie tyle gwarancją co forpocztą tego, że i mnie się uda. Przeforsować to czego chcę.
- No to co tam chciałaś? - zapytał kiedy już nieco ochłoną po częściowym triumfie "naszych".
- Że go chcę! - powtórzyłam jak mantrę wakacyjne zdjęcie.
- Zwariowałaś?! Kobieto!? - zareagował dokładnie tak jak się tego spodziewałam. Musiałam zaatakowac. Kolejne bodźce w postaci coraz to barwniejszych fotek powoli aczkolwiek skutecznie zmiękczały przeciwnika na tyle, że przestał się pultać i zmienił barwy z wściekle czerwonych na umiarkowane, środkowoeuropejskie po sezonie letnim.
- Ładny nie? A u nas co? Klepisko... - w ostatnim momencie powstrzymałam się od użycia słowa "boisko", które zdecydowanie zbyt dobrze się Książątku kojarzy i jako takie mogło zepsuć cały, misternie uknuty plan.
- No ale to by trzeba było jakoś zaprojektować... - Książę Małżonek mnożył problemy których nie było.
- Proszę - podsunęłam mu pod oczy starannie wyrysowany plan. Jak wół tam stało co, gdzie i jak ma być. Pokusiłam się nawet o naniesienie kolorów.
Po wstępnej analizie za i przeciw, stanu konta oraz własnych możliwości przerobowych wyszło że i owszem. Kawałek możemy sobie zrobić. A resztę to z czasem, sukcesywnie, w ratach...
Prace rozpierdziuchowo-budowlane ruszyły z kopyta. W rezultacie przeczucie, że będzie dobrze. I że nawet jeśli to nie będzie dokładnie taki jak sobie zaplanowałam to i tak będzie przepiękny. Mój ogród! I będę z niego dumna jak paw.
No to troche roboty przed Toba teraz i...potem już stale. Nie wiem zupełnie dlaczego, ale ogród (żeby miał wygląd) wymaga ciągłej pracy i podlewania. Mamn nadzieje,że gdy już coś będzie widac, to nam pokażesz.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Mam nadzieję,że ogród powstanie taki wymarzony całkowicie i spełni wszystkie Twoje oczekiwania:)))A co do kurtki to po prostu napisz do mnie-tej już nie ma,ale zawsze może powstać następna podobna:)))pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńBędziesz hodowała warzywa czy rozmnażała kwiaty?
OdpowiedzUsuńPowodzenia we wszelkich pracach ogrodowych! Gratulacje za udane negocjacje z Małżonkiem:)) Cichutko powiem, że odrobinę zazdroszczę, bo ogródek wprawdzie mam, ale wielkości chustki do nosa i żeby coś tam sensownego zrobić, trzebaby przeprowadzić karczowanie obecnego wystroju, a wystrój ów podlega już zgodzie władz na wycinanie różności.. Ech.. Jak się nie ma co się lubi, to trzeba pokochać to, co jest :)))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
To ze mną jest gorzej, bo przyszło mi do głowy, że będziesz pawie hodować, a one potwornie skrzeczą, zupełna odwrotność do pięknego ogona!
OdpowiedzUsuńMiłego:)
POtem tylko garaż, jacht, .... czas na morze.
OdpowiedzUsuńAnabel...
OdpowiedzUsuńJasna sprawa. trochę to jednak jeszcze potrwa:)
Diana...
OdpowiedzUsuńNapiszę, bo bardzo mi się podobała:)
Margo...
OdpowiedzUsuńKwiaty, drzewa, marchewki i smerfojagody. FFFFFFFFszystko!:D
Anex...
OdpowiedzUsuńBoszzzzzzzzz... jak ja bym chciała mieć choć jedno drzewo którego nie mogłabym wyciąć:)
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńA uchowaj Boże! Pawie? :D
Marynarz...
OdpowiedzUsuńGaraż jest. Co prawda jacht się w nim nie zmieści, ale i nie ma takiej potrzeby. Bardzo możliwe że byłam kiedyś, w poprzednim wcieleniu Wikingiem, i dlatego tak dobrze czuje się nad morzem, ale to wystarczy. I zauważ żer napisałam "nad" nie "na";)
Twój MałyŻonek to musi naprawdę mieć anielską cierpliwość:). Żeby po takim wyznaniu nie zejśc na zawał, i jeszcze zechcieć wysłuchać do końca.... naprawdę, anioł Ci się trafił:):):)
OdpowiedzUsuńBuziolki:)
DeZeal...
OdpowiedzUsuńA tam... przyzwyczaił się. Również do tego, że zupełnie normalna to ja nie jestem :D
Ach, zazdroszczę wściekle i zielono, nawet jeśli on na raty i w kawałkach, ja, która nawet balkonu nie posiadam.
OdpowiedzUsuńTo ja jestem taka śląska zołza, bo też lubię kameralnie;) Mało stadna jestem;)
Ogród to wspaniała rzecz - my mamy od maja i przyznam szczerze, że od tego momentu dom także zyskał na wyglądzie. Ale najważniejsze, że jedno dziecko biega sobie po trawie, drugie na tarasie wdycha świeże powietrze, a my siedzimy sobie i kontemplujemy zieleń trawy, drzew i krzewów. Co prawda, ja za projekt się nie brałam, projektowała nam pani, która się na tym zna...:-) A mąż stał się rodzinnym ogrodnikiem - moja mama "ostrzegała", że go to wciągnie (sama ma ogród zaprojektowany przez siebie, a w nim rośliny jak z ogrodu botanicznego).
OdpowiedzUsuńi to się nazywa sztuka skutecznego przekonywania :)) powodzenia życzę
OdpowiedzUsuńA mój ogród wiosną zniszczyły krety. Odbudowałam go na nowo. Coś czuję... byle do wiosny hahaha !!!
OdpowiedzUsuńja też go chcęęęęęę ;-) Mam nadzieje, że życzenia się spełnią - Twoje i moje.
OdpowiedzUsuńBeti...
OdpowiedzUsuńKurde, to ci w doniczce trawe wyślę;D
Kobiecym okiem...
OdpowiedzUsuńPostraszyłaś mnie. Mam nadzieje, ze z tego mojego projektowania domorosłego nie wyjdzie jakiś badziew;D
Beata...
OdpowiedzUsuńDzięki. Przyda sie ;D
Ivon...
OdpowiedzUsuńKrety załatwiłam. Juz mi nie ryją. I wcale nie metodą mordu;D
Bestyjeczka...
OdpowiedzUsuńNo... ja swoim marzeniom trochę pomagam. Nawet odciski mam w zwiazku z tym pomaganiem :D
Kobieta potrafi ... :):) Moja mama mawia , że ogród to worek bez dna i syzyfowa praca . I to prawda , bo każdego dnia czuję to w mięśniach , kościach i portfelu :):):)
OdpowiedzUsuńFiuu, fiuuu...pleśnie, rdza plamista, glisty,ślimaki,susza,powódź, mszyce,robaki, makaki i takie inne - i wszystko przed Tobą! Witamy w piekle maleńka...
OdpowiedzUsuńBiorę:) jakąkolwiek trawę miałaś na myśli:D
OdpowiedzUsuńA ja myslałam,że Ty chcesz pawia, co to miałby zdobic Twój wspaniały ogród, ale....kto wie, kto wie....Realizacji planu gratuluję, nie ważne czy od razu, czy w ratach...ważne, że realizujecie:)))
OdpowiedzUsuńPotrafisz stopniować napięcie :) Przez pawia do ogrodu :)
OdpowiedzUsuńAnaste...
OdpowiedzUsuńTo wszystko prawda. Tylko że jak mam płacic za coś co nie wygląda to już wolę za coś co mi sie podoba:)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńPhi! I tak mnie nie zniechęcisz;D
Beti...
OdpowiedzUsuńTo przesle kurierem :D]
Ania...
OdpowiedzUsuńZa pawia dziękuję. I tak już mogę zakładać agroturystykę. Mam ; kota, psa, krety, nornice i zaskrońce;D
Scenki...
OdpowiedzUsuńPaw to tylko dlatego .. że po pierwsze dumna (będę) a po drugie mój obecny ogród nie nadaje sie do uwieczniania na fotografiach :D
Witaj w Klubie... hmmmm ja jestem już czasami na etapie, że na połowie las, a drugą zabetonuje;-)
OdpowiedzUsuńEee, tam, ja wcale nie chciałam Cię straszyć. Są ludzie, którzy się do tego nadają - ja nie. Jeśli masz już wyobrażenie ogrodu, to pewnie należysz do tych, co potrafią. :-)
OdpowiedzUsuńJazz....
OdpowiedzUsuńNo co ty? To juz moze od razu sie do miasta przeprowadź!
Kobiecym okiem....
OdpowiedzUsuńWszytko jest zaplanowane tak, żeby jak najmniej robić. A jak wyjdzie zobaczymy;D